Jakucja z polskim motywem

W lipcu br. odbyło się w Jakucku święto 20-lecia organizacji „Polonia”, w którym, wraz z innymi gośćmi z Polski, miałam szczęście uczestniczyć. Chociaż przed paru laty dzieliłam się z Czytelnikami „Magazynu Wileńskiego” doświadczeniem Jakucji, jednak jest ono tak ciekawe, że nie mogę się oprzeć pokusie uchylenia jego nowych odsłon...

Jakucja, inaczej Republika Sacha – to kraina terytorialnie dziesięć razy większa od Polski, zamieszkiwana przez niespełna 1,5 miliona ludzi. Przez trzy miesiące roku trwa tam piękne, czasami wręcz upalne lato, resztę czasu zajmuje surowa, mroźna zima. W zenicie lata nie ma tam wcale nocy, albo inaczej – są prawdziwie białe noce, zimą zaś dzień trwa zaledwie około trzech godzin. Sacha czasem nazywana jest biegunem zimna na ziemi. W niektórych jej miejscach termometry odnotowują nawet minus 720C. Ludzie tam więc hartowani są jak stal w ogniu – słońca bądź mrozu.

Ekstremalny klimat warunkuje charakter krainy, do zrozumienia którego kluczem może być – kontrast. Trudne warunki środowiska sprawiają, że zadanie, które człowiek otrzymał od Stwórcy: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, ciągle jest tutaj dużym wyzwaniem. Pomimo zdobyczy techniki, z których Jakuci chętnie korzystają, nazywają się cywilizacją biologiczną. Królewskie miejsce zajmuje u nich koń, który sam się pasie. Do czasu drugiej wojny światowej wcale nie praktykowali zaorywania pól.

Dotrzeć do wielu miejsc, również obecnie jest nie lada wysiłkiem. Na największej syberyjskiej rzece – Lenie do dziś nie ma tu żadnego mostu! To wszystko sprawia, że kto już tam dotrze, podziwia wręcz dziewicze piękno dzikiej przyrody. Monumentalny pomnik przyrody, jakim jest wysoki brzeg Leny, tzw. „leńskie słupy”, jest niczym gigantyczny kompleks naturalnych gotyckich katedr, przy których ludzie z podziwu milkną, jak wobec sacrum w kościele...

Jakucja – to istny raj dla myśliwych polujących na „grubego” zwierza – niedźwiedzi tu moc, wilków się spotyka wprost na drodze, nie wspominając już o dużych ptakach, takich jak głuszec czy orzeł. Mięsa jelenia można skosztować w restauracji, a źrebiną – delektować się na wioskowym przyjęciu. Jesiotra zaś spróbować można nawet w wersji... promilowej! To miejsce na ziemi, o ile jest trudne do zamieszkania, o tyle bogate w diamenty i różne, czasem absolutnie unikalne skarby. Przykładowo, tylko tam można pozyskiwać czaroit – minerał z gromady krzemianów. Istny raj dla geologów i mineralogów!

Tubylcy zachowali pierwotną kulturę, obyczaje, a nawet religię. To są ludzie bardzo religijni. Swych gości prosto z gminy prowadzą do świątyni, by nad nimi się modlić. Społeczność rządzi się prawem naturalnym, w którym starzec otaczany jest wielkim szacunkiem, a każdemu starszemu od siebie ustępuje się tu miejsca nie tylko w świątyni, ale wszędzie, nawet w banku! Byłam w szoku, uczestnicząc w ich obrzędach religijnych, sprawowanych przez kobietę – 2 000 lat po objawieniu Chrystusa! Obudziła się we mnie wrażliwość katechety, sto pytań zawirowało w głowie: czy nikt do tej pory nie głosił im Chrystusa, czy Go nie przyjęli? I jak trzeba Go głosić, by przyjęli?..

W ten bukiet różnorodności wrażeń mocno wpisuje się polski motyw. Jesteśmy w sklepie, zaczepia nas młode dziewczę: „Skąd przybywamy? Z Polski?”. I słyszymy: „Mój dziadek był Polakiem!”. Ktoś inny wtóruje: „Moja żona ma polskie korzenie”, „A moja wnuczka ma polski nos po swym ojcu”…

Z dumą do domieszki polskiej krwi przyznaje się co czwarty Jakut. Idziemy po mieście, podziwiamy budynki, które projektował Polak, Klemens Leszewicz. Niemal przy każdej sposobności Jakuci wspominają fundamentalne dzieło, traktujące o nich, a będące owocem pracy Wacława Sieroszewskiego. Do dziś zdumiewają się kompetencją Edwarda Piekarskiego przy spisaniu ich pierwszego słownika. Ba, nawet niektóre polskie słowa na stałe wpisały się do ich słownika i nazewnictwa. Na przykład, wieś, w której przebywali zesłańcy, nazywa się Appany.

Obecnie jest w Jakucji wioska, w której mieszka wiele osób o nazwisku Łukaciejewski. Okazuje się, że Polak z Jakutem w czasie wojny przysięgli sobie na mocy braterstwa: ten, który przeżyje, da swoim dzieciom nazwisko tego, który zginie. W wiosce Madut w namskim rejonie mieszka pani Katarzyna z Wojnoralskich, której matkę Krystynę, podróżujący w wielkie mrozy jej rodzicie tu zostawili, by zabrać dziewczynkę, jak się ociepli. Gdy wrócili, Jakuci już jej nie oddali. Obecnie prawnuczka pani Katarzyny urodziła pierwsze w Jakucji czworaczki...

Można by ciągnąć długą listę szczególnych relacji Polaków z ludźmi Sacha. Niektóre zostały wydobyte na światło dzienne dzięki poszukiwaniom naukowców, zainicjowanych do pracy badawczej przez organizację „Polonia”. I można by pytać: cóż to za zrządzenie losu, że pomimo odległości około 10 000 kilometrów i tak różnych środowisk, w których wyrastamy, tak wiele może być wspólnego między narodami?..

Kończąc refleksję moich zdumień, dodam: ktokolwiek z nas ma problem z uszanowaniem swego polskiego pochodzenia, proponuję wybrać się do Jakucji. Przecież nie w ramach odbycia katorgi – jak to najczęściej bywało z naszymi przodkami – lecz dla podziwiania pięknych owoców ich poświęcenia i przyjaznego usposobienia do miejscowych ludzi, którzy życzliwie przyjęli ich do swych, wówczas prymitywnych domostw. Tam nas uświadomią, jak to często zwykli powtarzać Jakuci: „co znaczy polski gen!”.

S. Anna Mroczek

Fot. autorka

Wstecz