Polacy przed wyborami 

Robienie wody z mózgu

- Jak zwykle, „ruchawka” przed wyborami się rozpoczęła - skwitował krótko po przejrzeniu kolejnego numeru „Kuriera Wileńskiego” pewien kolega, odrzucając gazetę. 
   „Ruchawka” to się rozpoczęła, ale czy rzeczywiście - jak zwykle, pomyślałem wówczas. Wiadomo, różne tzw.”technologie wyborcze” nawet na Litwie i przede wszystkim w stosunku do Polaków, były stosowane zawsze. Ale zbyt już niedoskonałe. Jakoś nieporadnie wyglądały te ich fundacje, partie i alianse, powoływane tuż przed wyborami, śmiesznie brzmiały te wszystkie zapewnienia zwerbowanych czy po prostu przekabaconych Polaków, ogłaszających siebie „europejskimi” liderami, zdolnymi rozstrzygnąć wszystkie problemy rodaków na Litwie. Wyborcy więc obdarzać ich zaufaniem nie śpieszyli. Maraton wyborczy się kończył i „uszczęśliwiacze” cicho znikali gdzieś w swoich biznesach, sklepach, pralniach...
   Obecnie, przed marcowymi wyborami samorządowymi zarysowała się już nieco inna „technologia”. Stawkę robiono przede wszystkim na rozbicie zorganizowanego ruchu Polaków od wewnątrz, na przeciwstawienie sobie Akcji Wyborczej i Związku Polaków. A rozpoczął wszystko - nie do wiary - sam prezes ZPL Ryszard Maciejkianiec, który ostatnio sam siebie mianuje również redaktorem naczelnym związkowej „Naszej Gazety”. Niby niewinny list do dyskusji - młodziutka członkini AWPL chce, by Związek popierał w wyborach partie litewskie, gdzie będą Polacy. Od razu też znaleźli się tacy Polacy wśród jednolitego dotychczas ruchu AWPL-ZPL. Prezesowi oddziału ZPL w Trokach Janowi Zacharzewskiemu do gustu przypadli raptem liberałowie. Właśnie on, który, jak sam pisze, tworzył polską partię, nawet jej legitymację nr 15 nosi w kieszeni, staje się raptem bohaterem, bo... krytykuje AWPL i obiecuje „lepiej działać dla polskości” z liberałami. 
    Na pierwszy rzut oka - nic złego. Niech sobie w partiach litewskich będzie jak najwięcej Polaków. Stanął Waldemar Chorościn na czele liberałów w Solecznikach i na zdrowie. Jedynie Rybak, Palewicz i ich aktyw będą musieli popracować, by na praktyce udowodnić wyborcom swe racje. W ręku mają dobry argument: partie litewskie są bardzo różne, ale wszystkie je łączy jedno: wszystkie, jak dotychczas, miały jednakowy i niezmienny stosunek do swych współobywateli-Polaków i ich aspiracji narodowościowych. I nic nie wskazuje, by ten stosunek w najbliższym czasie się zmienił. Jeżeli jeden czy drugi Polak wśród nich się zawieruszy, żadnej pogody nie czyni. Dyscyplina partyjna zobowiązuje wszystkich. Ale wcale nie o to chodzi, że ktoś jest, czy odchodzi do innej partii. Sęk w tym, kto i jak to robi, w jakim celu i kto nim kieruje. 
   Dla pogrążenia Polaków w wewnętrznych konfliktach zrobiono kolejny krok, który w „technologii wyborczej” określany jest jako „załatwić prasę”. O to w Wilnie dzisiaj wcale nie jest trudno. Pragnę to zrozumieć: może „Kurier Wileński” chce w taki sposób zaskarbić sobie więcej łask, może tak ratuje swą sytuację materialną? Ależ po co aż tak - bez opamiętania? Czy krytykując AWPL „bez ładu, składu i tołku”, co i raz zamieszczając na swych łamach ogromne portrety tych samych rozbijackich liderów - jej się szkodzi? Ludzie nie są już bezwolną masą, że „na Pulaków głosują i wsio”, jak tego chce gazeta. Gdy czytam sloganową krytykę programu, którego jeszcze w ogóle w tym czasie nie ma, gdy z pierwszej strony gazety dowiaduję się, że Zacharzewski „pozostał i członkiem, i prezesem”, a z trzeciej - że został wyrzucony, ale i tu, i tam - to prawie zbrodnia, ogarniają mnie... optymistyczne myśli: a może redakcja wie, co robi, bo czytelnik i tak się połapie, co tu jest grane. Nikomu, oprócz sobie oczywiście, takim pisaniem nie zaszkodzi, ale zawsze potem można powiedzieć: „Przecież zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy”. Inaczej tego pojąć nie potrafię. Wydawało mi się, że rządzą tam obecnie dość mądrzy ludzie. 
   Tymczasem prezes AWPL Waldemar Tomaszewski ze stoickim spokojem robi swoją robotę. Ot, niby „psy szczekają, a karawana idzie.” I zdaje się pierwszą bitwę wygrał. Akcja rozpoczęła kampanię wyborczą przy poparciu praktycznie wszystkich polskich organizacji na Litwie, czego dotychczas nie było. Ich reprezentanci spotykali się z Radą Naczelną AWPL, zgłosili swe uwagi do programu, wnieśli kilku nowych kandydatów na listy. Najtrudniej poszło z prezesem ZPL, który pomimo zgodnej, jak zawsze, współpracy AWPL i ZPL na szczeblu kół i oddziałów w terenie, wciąż uparcie bojkotował poparcie Związku dla Akcji na wyborach. Ale jak się okazało, nawet tak „samodierżawny” Wielki Prezes, jakim jest Maciejkianiec - to jeszcze nie cały Związek. 7 lutego na wspólnym posiedzeniu Zarządu Głównego ZPL i Rady AWPL, zwołanym też wbrew woli Wielkiego Prezesa, po przeanalizowaniu programu i list wyborczych, wysłuchaniu sprawozdań z wykonania poprzednich programów wyborczych, ZG ZPL podjął uchwałę o poparciu AWPL w wyborach samorządowych 19 marca 2000 roku. Większością głosów - 20 do 2 (niegłosujących). Prezes nie głosował. W takich sytuacjach ludzie honoru podają się do dymisji, ale nie Maciejkianiec. On na razie przyjął propozycję kandydowania do stołecznego samorządu - z ramienia... AWPL. Wszak jego umiejętności skłócania wszystkich ze wszystkimi sięgnęły już szczytów mistrzowskich, a to w naszych realiach będzie jeszcze miało wzięcie. Tym razem się nie udało, wbrew zaplanowanej intrygi, Polacy na wybory idą, zdaje się, jeszcze bardziej skonsolidowani, z realnym, doskonale opracowanym programem, z demokratycznie wyłonionymi kandydatami na radnych. (Chociaż osobiście miałbym bardzo wiele zastrzeżeń do listy m. Wilna). Ale kampania wyborcza tylko wystartowała, jej przebieg bardziej szczegółowo zrelacjonuję już chyba po wyborach, bo nie chcę, by to wyglądało na jakąś agitację. 
   ...Czy już powiedziałem na kogo będę głosować podczas tych wyborów? Nie? To dobrze. Bo uważam, że to jest moja sprawa osobista, zawsze głosuję tak, jak mi sumienie podpowiada. Do tego też wszystkich nawołuję. Ale nie pozwólmy, by ktoś, zbyt nieuczciwy, natrętnie usiłował robić nam wodę z mózgu. 

Maciej Michalski 
14. 02. 2000

Wstecz