Podręczniki potrzebne na "wczoraj"

Problem podręczników - a raczej ich braku - dla szkół polskich na Litwie istnieje nie od dziś. To tylko w sowieckich czasach planowana ilość zawsze trafiała praktycznie do szkół, o ile zapadała decyzja polityczna o ich wydawaniu. Dziś - a to dziś trwa już bez mała dziesięć lat - problem braku podręczników dla szkół polskich napotyka wielce różnorodne przeszkody. Ostatnio przeszkoda jest jedna (zresztą jednakowa dla wszystkich dziedzin naszego życia) - brak pieniędzy. Państwo nie ma funduszy, by wydać i dać szkołom podręczniki za darmo, jak to przedtem bywało. Płacić będą rodzice dzieci i litewskich, i polskich, i rosyjskich... Tylko płacić będą różne kwoty, a to z tej prostej przyczyny, iż podręczniki dla szkół mniejszości są, wiadomo, wydawane w mniejszych nakładach, co z kolei pociąga o wiele większe koszty. Na razie państwo poszło najmniejszą linią oporu i dla szkół polskich serwuje podręczniki często w języku litewskim. Nie mówiąc już o ćwiczeniówkach, które są wydawane wyłącznie w języku państwowym. Łatwo sobie wyobrazić, jak wygląda lekcja w klasach średnich, kiedy nauczyciel obcując z dziećmi po polsku, tłumacząc tematy tak samo po polsku, korzysta z podręcznika litewskiego, jak i dzieci szykując się do lekcji. Owszem, wszechstronniej poznają język państwowy, ale czy nie cierpi na tym wiedza? A śmiem twierdzić, że to ona jest najważniejsza wraz z wychowawczym ładunkiem poznawanych zasad i prawd. I jak się mają do takiej rzeczywistości zapisy Traktatu Polsko-Litewskiego oraz Ustawy o Mniejszościach Narodowych, którą co i raz wymachujemy przed oczyma demokratycznej Europy, gwarantujące nauczanie na poziomie szkoły średniej w języku ojczystym. Owszem, można zrozumieć trudności państwa a nawet jego dążenie do sprowadzenia szkół mniejszości narodowych do roli placówek, w których język ojczysty jest jedynym przedmiotem wykładowym w języku niepaństwowym. Ale zabierając się do takich zmian, najpierw należałoby uporządkować traktaty i ustawy, by nie były jedynie szyldem, za którym kryje się obłuda. 
   Ratując honor państwa, takoż dbając o własne interesy, Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna” wystąpiło z inicjatywą powołania funduszu na rzecz wspierania wydawania podręczników dla szkół polskich na Litwie. Zabrało się do tego wiedząc, że obecny stan materialny większości rodzin polskich nie pozwoli na kupno podręczników dla ucznia za parę setek litów. (Podręczniki dla szkół polskich mają być kilkakrotnie droższe od tychże w języku państwowym). Jakbyśmy nie rozważali, jest to znów woda na młyn tych, którym już od wielu lat solą w oku są szkoły polskie i którzy na wszelkie sposoby - wprowadzenie kilku przedmiotów w języku państwowym, nauczanie w starszych klasach w języku państwowym, budowanie w każdej wsi szkół z nauczaniem w języku litewskim i skasowaniem obowiązkowego egzaminu maturalnego z ojczystego języka w szkołach mniejszości narodowych - próbują zniszczyć dotychczasowy dorobek szkół polskich na Litwie. Zakładając Fundusz (składa się on obecnie z 11 osób - dyrektorów szkół oraz przedstawicieli „Macierzy Szkolnej”), oczywiście, liczono na Polskę. Kolejny raz bowiem przekonaliśmy się, że chociaż sumiennie pracujemy dla naszego kraju zamieszkania i jesteśmy obarczeni, wykraczającymi poza granice rozsądku, podatkami - to jednak pieniądze, które płacimy, nie są wykorzystywane na zaspokojenie naszych potrzeb, zagwarantowanych przecież przez Konstytucję.
   W dzisiejszym spisie koniecznych do wydania podręczników figuruje 19 pozycji. Już ta liczba świadczy o tym, jak dbają o nas władze oświatowe republiki. Ministerstwo Oświaty i Nauki Litwy obiecuje wydać dla szkół polskich geografię i biologię dla klasy VII. Na tyle tylko niby je stać. Wydanie pozostałych w ciągu dwóch lat urasta do kwoty 800 tysięcy litów. Skąd takie ceny? Niektórzy wydawcy z Polski biorą się za wydanie kilku tytułów nawet gratis. Niestety, tu wkraczamy w dziedzinę fenomenu naszego litewskiego kapitalizmu - bardzo interesującą prywatyzację. Otóż prawa autorskie do poszczególnych, oficjalnie zatwierdzonych podręczników ma 5 litewskich, praktycznie prywatnych wydawnictw. Dyktują ceny takie, jakie im się chce. Pertraktacje o odsprzedaniu praw autorskich nie dały żadnych wyników. I nie mogły dać, bo na dziś taka sytuacja jest dla tych wydawnictw kurą znoszącą złote jajka. Tak czy inaczej, podręczniki dla szkół są potrzebne i zamówienia ministerialno-państwowe będą złożone. Jesteśmy po prostu na nich skazani. Odnośnie podręczników tłumaczonych na język polski, wydawnictwa, co prawda, obiecują warunki negocjować, jednak i tak jest jasne, że ceny będą kilkakrotnie wyższe od tych, jakie mogłyby być w Polsce bądź też w miejscowych polskich oficynach. 
   Nowo powstały Fundusz planuje więc swe siły realnie, zabiegać będzie o wydanie tego roku 3-4 podręczników najbardziej pilnych. Już dziś dysponuje kwotą 13 tys. USD z Kancelarii Prezydenta RP, kilkoma dziesiątkami tysięcy dolarów obiecuje wesprzeć inicjatywę „Wspólnota Polska”; marszałek Senatu RP, pani Alicja Grześkowiak też obiecała podczas spotkania z przedstawicielami Funduszu nie ominąć tej sprawy. Jak zaznaczył prezes „Macierzy Szkolnej” - nie będą to dodruki brakujących podręczników starego wydania, ale nowych. Bowiem na luksus, że podręcznik posłuży rok czy dwa, nie możemy sobie pozwolić. 
   Tymczasem w poszczególnych szkołach powstała inicjatywa zbierania funduszy na kupno podręczników. Jak wiadomo, tego roku średnio na ucznia państwo nasze może przeznaczyć 10 litów na podręczniki. Dziś np. szkoła Jana Pawła II w Wilnie potrzebuje na zakup koniecznych podręczników 70 tys. litów. Państwo opłaci z grubsza 20 tysięcy. Skąd weźmie pozostałe 50? W szkole trwa zbiórka pieniędzy (po 30 Lt od ucznia). Ta kwota nie obowiązuje rodzin, których sytuacja materialna jest szczególnie trudna. W Wileńskiej Szkole Średniej im. Wł. Syrokomli potrzebną kwotę na podręczniki uzbiera się, o ile każdy uczeń da po 50 Lt. Wystarczyć tej sumy powinno na 4 lata. Rodzice raczej ze zrozumieniem przyjmują te kwoty, bowiem i tak jest to kilkakrotnie mniej niż zakup własnych podręczników. A dziś sytuacja wygląda tak, że uczniowie nie mają historii dla klasy VII, a np. matematyka dla klasy VIII jest w języku litewskim. 
   Państwa jak widzimy nie stać na zapewnienie deklarowanych świadczeń, a przyznać się do tego nie ma odwagi, dbając o wizerunek „europejskiego kraju”, którego jednak braki to tu, to tam wyłażą niczym przysłowiowe szydło z worka. 

Janina Lisiewicz

Wstecz