Pamięci Janiny Wójtowiczowej 

     W końcu marca dotarła do nas wiadomość: Profesor Janina Wójtowiczowa nie żyje. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Przed kilkoma dniami zaledwie otrzymaliśmy od Niej raz po raz dwa listy: „Kochany Magwilu! Bliski mojemu sercu Dziesięciolatku! Ślę serdeczne pozdrowienie ze szpitala, gdzie mam zamiar 17. 03 wrócić do zdrowia... Kiedy będę znów zdrowa, będziemy się spotykać w naszym domu w Podkowie Leśnej, dobrze? Mieszkańcy tego domu znają Was i serdecznie lubią” - pisała dołączając do listu zdjęcie pięknie uporządkowanej willi. Telefon do syna Krzysztofa, niestety, potwierdził złą nowinę - zmarła 21 marca, pochowana 25 na cmentarzu w Podkowie Leśnej, gdzie spędziła ostatnie lata swego życia. 
      Kim była Profesor Janina Wójtowiczowa? 
     Poważnym, bez reszty oddanym sprawie naukowcem, polonistą. Prawie 40 lat związana była z Uniwersytetem Warszawskim, prowadziła tam zajęcia z dialektologii, gramatyki opisowej i historycznej języka polskiego, z gramatyki języka starocerkiewno - słowiańskiego. Była stale zapraszana przez „Polonicum” do prowadzenia zajęć z języka polskiego dla cudzoziemców, opracowywała podręczniki do nauczania języka polskiego jako obcego, które były wydawane przez różne wydawnictwa i wielokrotnie wznawiane. W latach 1972-1977 zajmowała stanowisko profesora nadzwyczajnego w Seminarium Sławistycznym Uniwersytetu Zagłębia Ruhry w Bochum (Niemcy). Włączyła się również do życia tamtejszej Polonii, gorliwie pracowała z najstarszą zarobkową emigracją polską, która szczególnie strzegła języka swych ojców. W wyniku napisała książkę „Wybór tekstów polonijnych z Zagłębia Ruhry”. I chociaż stanowisko w Bochum dawało status nauczyciela nieusuwalnego do końca życia, Profesor Wójtowiczowa tęskni jednak do Kraju i w 1977 roku wraca na Uniwersytet Warszawski. Okresowo pracowała później również w Konstancji, w Austrii. 
     W 1990 roku Janina Wójtowiczowa jako wykładowca języka polskiego na rok delegowana była przez MEN na Polonistykę ówczesnego Instytutu Pedagogicznego w Wilnie. I pewnego razu zapukała do naszej redakcji. Skromnie stając w drzwiach powiedziała zwyczajnie: „Jestem z Warszawy. Pracuję teraz na polonistyce w Wilnie. Może w czymś mogłabym wam pomóc? Niewiele mam tych wykładów, pozostaje mi trochę wolnego czasu...” 
Nie przypuszczaliśmy wówczas jaką szczególną rolę będzie odgrywać później w życiu naszej redakcji ta miła, serdeczna Pani. Wiele osób przewijało się przez naszą nowo powstałą wówczas redakcję. Któż mógł to wiedzieć jak wielkiego ducha jest właśnie ta krucha na pozór kobieta i jak wielki ślad zostawi w każdym z nas same z Nią obcowanie.
    Miała swe credo życiowe: „Im dajesz więcej, tym większym się stajesz” (Antoine de Saint-Exupéry). Nie spostrzegliśmy się nawet jak nasze postępki zaczęliśmy sprawdzać według: „A co pani Wójtowiczowa na to by powiedziała?” I teraz, po wielu już latach, w chwilach szczególnie trudnych powtarzamy czasem sobie: „Pani Wójtowiczowa w takich wypadkach zawsze mówi - róbmy swoje, a wszystko będzie dobrze”. Któż mógł wiedzieć, że właśnie ta nasza znajomość przerodzi się w trwałą przyjaźń i nawet po 10 latach regularnie będziemy otrzymywali od Niej ciepłe, dobre listy pisane niby i do wszystkich, i do każdego osobno. Wiedziała, że my najczęściej „nie mamy czasu” odpowiadać na wszystkie listy, ale stale na nie czekamy. I rzeczywiście, gdy mijał czasem drugi-trzeci tydzień bez wiadomości od Pani Wójtowiczowej, już dopytywaliśmy siebie nawzajem, czy ktoś na adres domowy nie otrzymał od Niej listu, bo coś za długo nie ma. Listy Pani Wójtowiczowej! To osobny, światły rozdział w życiu naszej redakcji. One po prostu musiały być. I były. Dobre, nastrojowe, napawające optymizmem i chęcią do życia, chociaż nie zawsze poruszały sprawy tylko przyjemne. Nie były przeznaczone do druku. Ich adresatami byliśmy tylko my, pracownicy redakcji. Ostatni - w którym po raz pierwszy wspomniała o swej chorobie, chociaż, jak się okazuje już od kilku lat była poważnie chora i bardzo cierpiała - napisała na kilka dni przed śmiercią... 
     Po powrocie do Polski z Wilna w roku 1991 Janina Wójtowiczowa przeszła na emeryturę. Pracowała jednak nad tworzeniem pomocy dydaktycznych dla dzieci w wieku przedszkolnym. Oprócz tego wygłaszała wykłady dla nauczycieli przedszkolnych i wczesnoszkolnych w całej Polsce. Podjęła się tytanicznej wprost pracy. Razem z dorosłym synem Krzysztofem, doktorem filozofii, zwiedziła w ostatnich latach 47 województw (na ówczesne 49). Miała ponad 200 odczytów. Ostatnie takie wykłady odbyła jeszcze we wrześniu ub.r. będąc już poważnie chorą. Ponadto nadal opracowywała pomoce dydaktyczne w postaci gier, służące do przygotowania dzieci do nauki czytania i pisania, napisała książkę „O wychowaniu językowym” przeznaczoną dla nauczycieli, logopedów, psychologów i rodziców. Nagrała szereg audycji dla programu telewizji „Porozmawiajmy o dzieciach” - są one do dzisiaj odtwarzane na ekranie. Brała udział w audycjach radiowych. Zorganizowała sesję naukową na Uniwersytecie Warszawskim dotyczącą kształcenia i wychowania językowego, na którą przybyły setki specjalistów z całej Polski. I oczywiście nigdy nie zapominała o swych przyjaciołach zagranicznych, w tym też na Litwie, wśród których byliśmy również my... 
     Kim więc była Profesor Janina Wójtowiczowa? Zwracamy się z tym pytaniem do Jej Przyjaciół, do wszystkich, którzy Ją znali tu, na Litwie i nie tylko, by zechcieli podzielić się wspomnieniami o tym Wielkim Człowieku, Jej dorobku naukowym jako Polonisty, by zechcieli utrwalić o Niej pamięć. 
     Kim była Profesor Janina Wójtowiczowa? - pytamy teraz również siebie. 
     Była Człowiekiem o bardzo wrażliwym i szczodrym sercu. Człowiekiem emanującym dobrem nawet na odległość. Prawdziwym Przyjacielem dla wielu ludzi, który potrafi oddzielić fałsz od prawdy, wysłucha, zrozumie i delikatnie w swoich rozważaniach poradzi. Człowiekiem tryskającym energią, chęcią działania. Polonistką, niezmiernie rozkochaną w „ojczyźnie-polszczyźnie”, co „mowy tej caliznę do dna miłością przeorała”. Człowiekiem niezwykle uduchowionym, czasem się wydawało - jakby posiadającym jakąś tajemnicę uszczęśliwiania otaczających Ją ludzi. Człowiekiem, jakich dzisiaj rzadko się spotyka... 
     Kochana Pani Janino! Okrutna śmierć zmusza nas dzisiaj pożegnać Cię na zawsze. Nie możemy, nie potrafimy z tym się pogodzić. Za te wszystkie lata stałaś się dla nas swoistym Aniołem-Stróżem. Nie zawsze zasługiwaliśmy na Twe oddanie, bezgraniczną życzliwość i pamięć - do dni ostatnich. Na zawsze jednak pozostaniesz w naszych sercach, żyć będziesz w naszych publikacjach, będziesz obecna w naszym życiu. 
Niech Ci ziemia lekką będzie, a Niebo łaskawe! 

     Zespół „Magazynu Wileńskiego”

Wstecz