Gra bez reguł 

     Nie potrafił były „Wielki Prezes” ZPL godnie wyjść z sytuacji jaką sam sobie stworzył. Bodajże po raz pierwszy Zarząd Główny organizacji, której miał zaszczyt przewodniczyć nie usłuchał go. Wbrew jego woli prawie w 100% poparł AWPL w wyborach samorządowych. I wyborcy to potwierdzili. Co u prezesa, od lat działającego na zasadach właściciela jednoosobowej spółki prywatnej, gdzie wszystko i zawsze powinno być według jego woli, musiało wywołać poważny szok. Jak to?! Samego „wodza” nie usłuchali?! Urażone ambicje czy wprost wściekłość pchnęły go na kolejne głupstwa. Otwarta zaś działalność na szkodę temu, czemu powołany był służyć, faktycznie obnażyła całą prawdę: „A król przecież nagi”. 
     Nie było więc sensu nadal zachowywać pozory. Zaczął otwarcie działać na zniszczenie „ponad dziesięcioletniego dorobku Polaków” - jak i przepowiadał przedtem w prasie. Rozpoczęła się gra bez reguł: I tak zrobię, co zechcę. Zagmatwam, zagadam, zakłamię, że sam diabeł nogi wcześniej połamie, niż zrozumie o co tu chodzi i kto ma rację?! 
     Na początek zebrał jakieś tajne zebranie kilku niedoszłych „liberałów”, tyleż „socjaldemokratów”, dołączył do nich swych „kuma-brata-swata”, odnalazło się jeszcze kilku skrzywdzonych, kilku niezorientowanych. Jest jeszcze faworyzowany przedtem zespół „Rudomianka”. Upozoruje masowość... Tak wesoła kampania na tajnej schadzce ogłosiła siebie ni mniej ni więcej tylko konferencją ZPL. Z tych samozwańców mianował wódz nowych członków Zarządu Głównego, Komisji Statutowej i Rewizyjnej... Praktycznie każdy uczestnik „dywersji” otrzymał jakiś „portfel”. Wydał też nowe „uchwały”... 
     Miarka się przebrała. Komisja Statutowa po zbadaniu ostatnich działań prezesa zwróciła się do jego zastępcy o zwołanie posiedzenia Zarządu Głównego i omówienia sytuacji w Związku. Przybyli na posiedzenie członkowie ZG zastali już w siedzibie „nowych członków ZG”, agresywnych, gotowych na wszystko... Skandal! Ależ o to przecież chodziło. Pierwszy cel osiągnięty! 
     Tym niemniej udało się ZG przegłosować decyzję o zawieszeniu dotychczasowego prezesa w obowiązkach za działalność niezgodną ze statutem, mianować tymczasowego redaktora związkowej „Naszej Gazety”, wyznaczyć na koniec maja zjazd... „Wielki Prezes” oczywiście ani myśli temu się podporządkować. Zrósł się z fotelem prezesa na życie i śmierć, zamknął się w siedzibie na wszystkie kłódki i nikogo nie wpuszcza. Tylko nadal kłamie po gazetach, że próba zawieszenia go w obowiązkach nie powiodła się, bo z 55 członków ZG (25 samozwańców dolicza do legalnego ZG), głosowała mniejszość, że cierpi za próbę usamodzielnienia się i odpolitycznienia organizacji (jakby dotychczas była zależna i polityczna) itd. 
     Były „Wielki Prezes” już raczej niczym zadziwić nie może. Ma co bronić i ukrywać, zdolny jest więc na wszystko. Rąbka tajemnicy jego działalności na szkodę organizacji próbowałem uchylić w poprzednim numerze „MW”. A jeżeli na poważnie, to osobnikiem tym dawno musiałyby zająć się organa praworządności... Zadziwia mnie co innego. Jak szatańska prowokacja uderzająca w same fundamenty zorganizowanej społeczności polskiej, może jednak manipulować poszczególnymi ludźmi. Nawet jeżeli rzeczywiście powstał konflikt zdań między prezesem a zarządem w tej czy innej sprawie, to są przecież statutowe demokratyczne procedury. Albo prezes podporządkowuje się zdaniu większości i nadal pracuje zgodnie z obowiązującym statutem organizacji, albo podaje się do dymisji i robi co chce. Może też domagać się zwołania zjazdu dla rozpatrzenia sprawy. W naszej sytuacji termin nawet kolejnego zjazdu próbuje odroczyć na nieokreślony czas... Sprawa aż do nieprzyzwoitości jest jasna: brudna i na odległość cuchnąca. Dlaczego więc poszczególni ludzie z własnej woli chcą babrać się w tych kłakach? Nie mówię tu o etatowych rozbijaczach. Oni byli i zawsze będą. Myślę chociażby o „Rudomiance”. Czy tylko brak rozeznania zadecydował o udziale jej członków w tajnej tzw. konferencji? Czy w Rudominie zabrakło już rozsądniejszych ludzi, nie było komu przemówić do rozumu, uświadomić o prowokacji? Myślę też o niby niezaangażowanej prasie. Dlaczego jakąś nielegalną schadzkę ciągle nazywa terminologią spiskowców - Konferencją ZPL, jeżeli w rzeczy samej ZPL nie miał z tym wiele wspólnego? Dlaczego konflikt między Zarządem Głównym a prezesem ZPL, podawany jest jako konflikt między ZPL a AWPL, jeżeli ta ostatnia zajęta jest teraz rzeczami poważniejszymi i też niewiele ma z tym wspólnego? Podobne „dlaczego” można długo wyliczać. Czy naprawdę dzieje się to tylko z braku wnikliwego podejścia do sprawy dziennikarzy?! 
     Czym się zakończy rozpętany przez byłego „Wielkiego Prezesa” skandal okaże się w najbliższym czasie. Chce się wierzyć jednak, że wybrani delegaci na Zjazd ZPL nie dopuszczą do zniszczenia swej organizacji. Chciałoby się też, by mniej było oszukanych. Niezależnie od tego jakiej terminologii używają, jakie chwyty stosują prowokatorzy... i tak wiadomo: mają swoje tajne cele i czerpią brudne korzyści z nich. A tych, co za nimi idą potrafią zababrać tak, że kłaki te zmyć później, całego życia może zabraknąć. Żywych przykładów tego w najnowszych naszych dziejach daleko szukać nie trzeba.


Maciej Michalski

Wstecz