Replika

„Zapyziała prowincja...” 

Nie jest wdzięcznym zajęciem komentowanie artykułów kolegów po piórze, jednak to, co zostało napisane dnia 23 maja w „Kurierze Wileńskim” nie może zostać - według mnie - przełknięte bez odpowiedniego komentarza. Na wyrazy oburzenia lub udokładnienia czekałam ponad dwa tygodnie. Niestety, ani główny „bohater” artykułu, zamieszczonego w gazecie pt. „Trzeba chcieć” (autor St. Tarasiewicz), ani żadna osoba, lekką ręką obrażana przez pana Konsula Generalnego RP w Wilnie Mieczysława Jackiewicza na łamach prasy wileńskiej, nie podjęła tematu. Wnioskuję więc, że dyskusja, jaka się odbyła na spotkaniu z członkami podkomitetu ds. mniejszości polskiej Nowego Związku - socjalliberałowie (jakże zbiurokratyzowane struktury ma ta nowo powstała partia) właśnie tak przebiegała i słowa mówców nie zostały przez dziennikarza wypaczone. Dyskutowano o problemach szkolnictwa polskiego na Litwie. Pan Konsul pozwolił sobie się zachwycać nad planem optymalizacji szkół, opracowanym pod kierunkiem wiceminister oświaty Vaivy Vebraité. Jednocześnie zarzucając posłowi Janowi Mincewiczowi, że walczy o każdą polską szkołę, zamiast „dowozić dzieci do szkół większych, lepszych”. 
     Tymczasem plan pani wiceminister jest poddawany krytyce w całej Litwie, bo na obiecywane tzw. żółte - na wzór amerykański - autobusy, to my będziemy jeszcze musieli długo poczekać, a dzieci muszą uczyć się już dziś. Ponadto, pan Konsul widocznie zna podwileńskie drogi - nie tylko te centralne, ale i łączące małe wioseczki, w których też mieszkają nasi rodacy, a na których żaden autobus długo nie wytrzyma. Więc reformę optymalizacji wypadałoby zaczynać od zakładania dróg...
     Im dłużej trwała dyskusja, tym myśli stawały się bardziej oryginalne... Otóż pan Konsul ostro skrytykował dyrektorów szkół i działaczy organizacji społecznych domagających się przywrócenia na mocy decyzji ministra oświaty obowiązkowego egzaminu z języka polskiego na maturze (od siebie dodam: z wpisem do świadectwa dojrzałości). Pan Konsul uważa, że decyzja ministerstwa o tym, iż o obowiązkowości egzaminu ma decydować rada szkoły jest demokratyczna, zaś dyrektorzy, tu zacytuję pana Konsula: „wychowankowie sowietskogo sojuza, czekają - jak budiet prikaz, to budiem wypołniat”. Cóż, doprawdy trudno by było o to, żeby ze względu na wiek wymagany do pełnienia tego stanowiska, dyrektorzy nie byli wychowankami „sowietskogo sojuza”. Jednak co do wykonywania rozkazów, to wypadałoby panu Konsulowi przypomnieć, że to dzięki nim - dzisiejszym i poprzednim - dyrektorom, nauczycielom takowoż kształconym w „sowietskom sojuzie” szkoły polskie przetrwały najgorsze lata terroru i przeszły pomyślnie przez czasy transformacji ustrojowych. Rozkazy miejscowi ludzie nauczyli się „mądrze wykonywać”. A z doświadczenia wiedzą, że żadne połowiczne rozwiązanie nie sprawdza się na dłuższą metę i bumerangiem uderzy w szkoły polskie, jeżeli nie za rok, to za dwa... Nasza demokracja jest wielce wybiórcza: nauczycielowi na własne uznanie nie pozwala się korzystać z nie zatwierdzonych przez ministerstwo podręczników, m. in. z Polski, a tak ważną decyzję, jaką jest egzamin dojrzałości, pozostawia się do decyzji Rad szkolnych... Czy nie po to, by potem móc odpowiednio oddziaływać na poszczególne szkoły i stopniowo, znów „demokratycznie” ten egzamin wyrugować... 
    Szczyt swej arogancji pan Konsul zademonstrował odpowiadając na pytanie zebranych członków partii o tym, jakie Wilno pamięta ze swego dzieciństwa. Znów cytat: „Było małe i zapyziałe. Bezrobocie i bieda. Tamtego Wilna mnie nie szkoda, jak nie szkoda II Rzeczypospolitej. III jest o wiele lepsza”. Cóż, znając wykształcenie i karierę obecnego pana Konsula, który zaczynał ją jako zastępowy pionierski w podwileńskich okolicach, specjalista od „wielikogo russkogo jazyka” (posłużę się manierą pana Konsula używania tego języka, który każdemu z nas miał zastąpić język ojczysty) wcale nie dziwi jego terminologia sowiecka o „zaplutym karle historii - pańskiej Polsce” okresu międzywojennego. Panie Konsulu, mogą być zapyziali, zarozumiali, niedouczeni dyplomaci, ale Wilno okresu międzywojennego nie może być zapyziałym już przez to chociażby, że było miastem uniwersyteckim. Uniwersytet Wileński, chyba pan wie, należy do najstarszych w Europie. Pracowali tu wybitni naukowcy na skalę nie tylko Polski. Wymienię jedynie profesora Pelczara, który zginął w Ponarach, a którego pamięć, jak i tysięcy wilnian tamtego pokolenia pan obraża. To, czy żal panu II Rzeczypospolitej czy też nie, może pan prywatnie opowiadać swoim młodym koleżankom i kolegom... 
     Owszem, była Polska A i Polska B, była też bieda, bo państwo dopiero się odradzało po strasznej niewoli i rozdarciu. Sowiecka propaganda, której pan niejako propagatorem był w roli „pionierwożatogo” dla większości z nas nie była i dziś nie jest do przyjęcia. Dość w ciągu bez mała pół wieku musieliśmy czytać i słuchać obraźliwych słów o naszych dziadkach i rodzicach, którzy byli nazywani polskimi nacjonalistami i burżujami. A co do bezrobocia i biedy, to teraz w przez pana nazywanym „europejskim Wilnie” jest bodajże jej więcej i ma straszniejsze oblicze, bo łączy się z przestępstwem i narkotykami, analfabetyzmem dzieci. Dzieci, których nikt nie może zebrać do szkół. I trwa spór: 10 czy 20 ich tysięcy pozostaje poza systemem oświaty. W krytykowanej przez pana II Rzeczypospolitej każde dziecko, też w małych wioseczkach, musiało chodzić do początkowej szkoły, rodzice byli bowiem karani za nie posyłanie dzieci na naukę. 
     Cóż, posługując się znów terminologią pana Konsula, na zakończenie niewdzięcznego komentarza pragnę zaznaczyć: nie ma rady, pozostajemy w „ożidanii prikaza”, który nas wybawi od takich interpretatorów naszej historii i rzeczywistości.
     Smutno jest konstatować, że nikt dotychczas nie zareagował na obraźliwe wypowiedzi pana Konsula. A może ich nie czytał, jako że w „europejskim Wilnie” dalece nie każdego rodaka stać na kupno codziennej gazety. Nie chce się po prostu wierzyć, żeśmy tak zobojętnieli. Czy boimy się wpaść w niełaskę rozdających datki? Ależ to nie z własnej kieszeni panowie dyplomaci są tak szczodrzy. To z kieszeni naszych Rodaków, to z ich podatków są pieniądze na nasze szkoły, imprezy, nagrody, stypendia... 
     Wielkość i chwała naszej Ojczyzny, Polski, czy, jak kto woli - Macierzy, miłość do niej i szacunek w żadnym wypadku nie może być łączona z pobłażaniem dla osób, które nie mają żadnego moralnego prawa nas arogancko pouczać i obrażać, tym bardziej - obrażać naszą pamięć i historię. Zaiste, mamy szansę stać się zapyziałą prowincją, jeżeli będziemy na to pozwalali.


Janina Lisiewicz

Wstecz