„Podstawą pokoju jest sprawiedliwość...” 

- te słowa z przesłania papieża Jana Pawła II wybraliśmy jako motto wywiadu z posłem na Sejm Republiki Litewskiej Janem Mincewiczem, dziś znów ubiegającym się o mandat poselski w wyborach sejmowych w Wileńsko-Szyrwinckim Okręgu Wyborczym nr 55 z ramienia AWPL nieprzypadkowo. Kolejna kampania wyborcza już na starcie pokazała nam wyraźny brak kultury politycznej i życzliwego, wypranego z uprzedzeń i stereotypów nastawienia większości narodowościowej do mniejszości. Życie z kolei ciągle nam udowadnia, że o sprawiedliwość w podziale środków, formowaniu struktur władzy i kształtowaniu opinii publicznej nadal - pomimo 10 lat demokracji - w stosunkach narodowościowych jest trudno. 

- Szanowny panie pośle, na wstępie chciałabym skonstatować pewien, moim zdaniem, wielce znaczący fakt: otóż warto wyborcom wiedzieć, że ma pan niezwykłe szczęście, iż w ponad 25-letniej działalności społecznej, a od ponad 10 lat też politycznej, nigdy nie zmieniał swych orientacji ani poglądów, wierności zasadom. Jest to dziś na Litwie niezwykle rzadki przypadek. Gdzie się kryje „recepta” na taką twardość. 

- Nie ma żadnej „recepty”. Po prostu tak ma być, że człowiek jakąś dziedzinę lub cel wybiera sobie za warte poświęcenia i tak układa swoje życie. Może i jest to szczęściem, że co do swoich celów i wybranej dziedziny się nie omyliłem. Ale było tak, że prawie od początku dorosłego życia wiedziałem, czego chcę. 

- Jest pan nauczycielem (wybaczy pan, że ten pana zawód wymieniam na pierwszym miejscu, ale chyba zgodzi się pan, że jest to jeden z najszlachetniejszych i najbardziej odpowiedzialnych zawodów), muzykiem, politykiem - członkiem sejmowego Komitetu Oświaty, Nauki i Kultury. Chciał pan być tym, kim został?

- Muszę szczerze wyznać, że nauczycielem (bardzo cenię ten zawód) być w czasie studiów nie chciałem, nawet zrezygnowałem z łatwiejszego toku studiów na uczelni pedagogicznej, wybrałem muzykę. Los chciał, że jako muzyk, nauczyciel śpiewu - tak kiedyś nazywano ten zawód, przyszedłem do szkoły. Chyba widząc dzieci, a może raczej zacząwszy z nimi pracować nie tylko na lekcjach, ale w chórze, kółkach zrozumiałem, że młodzież potrzebuje głębszych treści religijnych, moralnych, patriotycznych. Moi pierwsi uczniowie, członkowie kółka muzycznego, z którymi spędzaliśmy tak ciekawie czas, byli wspaniali. Chcieli czegoś więcej niż powierzchowność. To zdecydowało, że postanowiłem poprzez muzykę, religię iść również do serc i uczuć patriotycznych młodzieży. 

- Chciałabym tylko dodać, że było to w czasach tzw. sowieckich i taka działalność nie była mile widziana, co więcej - była karalna. Teraz mamy wielu ludzi, którzy opowiadanie antyradzieckich kawałów poczytują sobie za bohaterstwo. 

- Nie trzeba bohaterstwa. W tamtych czasach też można było być wiernym swoim ideałom i przekonaniom. Doświadczyłem konspiracji i... wpadki. Ale już nie było zsyłek na „białe niedźwiedzie”, a do partii ani na eksponowane stanowiska nie pretendowałem. Akurat to nigdy mnie nie ciekawiło. Wystarczyło, że była „Jutrzenka”, „Orlęta”, „Wileńszczyzna”, a w nich mądra młodzież, taka, jaką chciałem, żeby była. 

- Jednak przed jedenastoma laty wkroczył pan do polityki... 

- To raczej polityka wkroczyła we wszystkie dziedziny naszego życia. Podjąłem wyzwanie. Dlaczego? Chyba zrozumiałem, że to, co mamy - my, Polacy, jako społeczność na Litwie - musimy koniecznie zachować, rozbudować i umocnić: szkoły, przedszkola, zespoły, prasę... By tego dokonać potrzebne są nie tylko nasze pobożne życzenia, ale też władza. Władzę się otrzymuje w wyniku walki politycznej...

- Więc to życiowy cel zmusił pana wdepnąć w politykę...

- Wdepnąć nie jest ładnym wyrazem... ale do polityki może trochę pasuje... różna bywa polityka. Niestety, czasami brudna, najczęściej przed wyborami. Jestem jednak przekonany, że polityka wcale nie musi być brudna. Polityka ma być uczciwą i wiarygodną. Właśnie dzięki uprawianiu brudnej polityki dziś na Litwie mamy sytuację taką, jaką mamy.

- Startuje pan z listy nr 13, z listy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Jest pan członkiem partii. 

- Nie. Nigdy nie należałem do żadnej partii. Polityka sama w sobie nie jest moim celem. Służy jedynie do osiągania, a może raczej do kontynuowania nakreślonych celów. Jestem członkiem Związku Polaków na Litwie. To mi wystarcza.

- Którego ZPL? Ostatnio dyplomatyczne koła ponumerowały nam ZPL na nr 1 i nr 2. 

- Nie bawię się w magię liczb. Związek znam jeden - istniejący od roku 1990, wywodzący się ze Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie, dziś dochodzący swych słusznych praw wobec grupki sektanckiej, która siebie nazywa ZPL-em. Jest to strasznie smutne, ale tak jest i jak najprędzej ma się wszystko unormować. Nie ma żadnych podziałów, jest uzurpatorstwo. Ten, kto je czyni, ma zrozumieć, jaką szkodę wyrządza Związkowi, u którego źródeł sam stał. W jedności jest nasza siła, w niczym więcej. 

- Tu można by przytoczyć przykład, iż tylko po zdecydowanym zwycięstwie w wyborach samorządowych najpierw w rejonach wileńskim i solecznickim, a tego roku też w Wilnie, udało nam się pierwszy raz od czasów powojennych mieć w stolicy obsadzone cztery starostwa, gdzie rolę starostów pełnią ludzie z ramienia AWPL i być w koalicji rządzącej miastem. Prawda, zarzucano AWPL, że weszła w koalicję z siłami prawicowymi...

- A gdzie jest powiedziane, że mamy trzymać się lewicy? Nie mogę sobie jakoś przypomnieć czym nas uszczęśliwiły rządy lewicowe. Nie widzę też powodów popierania tzw. Nowego Związku R. Paulauskasa. Co w nim nowego, ta sama „nomenklatura”. To za urzędowania prokuratora generalnego R.Paulauskasa rozwiązano samorządy, usiłowano rozwiązać Związek Polaków, bezprawnie dzielono podwileńską ziemię. M. in. sam eks-prokurator wybudował sobie dom w sławnej w „bojach” o ziemię wsi Taranda. Więc czy nam z nimi po drodze? Co do uczestnictwa i kandydowania z ramienia innych partii, to nie zgadzam się, że będąc na liście innej partii ktoś z Polaków będzie skutecznie bronić naszych racji. Akurat odwrotnie. Nie pozwoli im tego dyscyplina partyjna i frakcyjna. Mamy tego wiele przykładów. Gdy w Sejmie rozpatrywano udział przedstawicieli polskiego społeczeństwa w Zgromadzeniu Międzyparlamentarnym, to głosowały za tym 3 osoby: ja, J. Sienkiewicz i... V. Einorius (Litwin). Nie było głosów Polaków, wybranych z list innych partii, tak lewych, jak i prawych. Tak samo w samorządach. Niedawno w samorządzie trockim głosowano za otwarciem polskiej 9 klasy w Szklarach. Do przyjęcia pozytywnej decyzji zabrakło 3 głosów, w tym... Polaka wybranego z listy innej partii.
Z kolei mówiąc o AWPL, wydaje mi się, że musiałaby być bardziej otwarta na współpracę z ludźmi, którzy chcą pracować dla polskości. Nie dzielić na swoich i obcych. Dla zrobienia czegoś pożytecznego dla społeczności polskiej nie koniecznie jest być członkiem partii. I jeszcze jedno - kierownictwo partii musiałoby baczniej się przyjrzeć niektórym swoim członkom, poznać opinię o nich środowiska, w którym działają. Dobre imię organizacji jest bardzo ważne. 

- W mijającej kadencji pracy Sejmu był pan członkiem Komitetu Oświaty, Nauki i Kultury. Nie była to najłatwiejsza działka. Już mieliśmy możność się przekonać, że oświata polska na Litwie nie jest darzona przez władzę sentymentem. Wszystkie działania są kierowane na zaszczepienie na obszarze zamieszkanym przez Polaków oświaty w języku państwowym. Szkolnictwo w języku polskim o tyle i dopóty istnieje, o ile potrafi być żywotne i konkurencyjne. Nie jest to dla nikogo tajemnicą. Z kolei niewiadomą jest to, na ile ustępstw w postaci podręczników, przedmiotów wykładanych w języku państwowym, egzaminów maturalnych możemy sobie pozwolić. Gdzie jest ta granica, za którą nie możemy się cofać...

- Granica, powiedziałbym terminologią pograniczników, jest zamknięta. To, jaką sytuację mamy dziś nie pozwala nam cofać się ani o krok. Więcej - musimy - zespoliwszy wszystkie siły - przesunąć ją w kierunku rozszerzenia naszych praw. Przypomnę, że w ciągu kadencji została przyjęta Ustawa o oświacie RL. W której, pomimo wielkich oporów, udało się zachować zapis, że w szkołach Litwy językiem wykładowym jest język litewski, z wyjątkiem szkół mniejszości narodowych. Jest to niezwykle ważny zapis, który warunkuje istnienie szkół polskich na Litwie. Bo tzw. szkoła polska, w której jedynie język ojczysty byłby wykładany po polsku, jest dla nas nie do przyjęcia. Innym zakusem przeciwko szkolnictwu polskiemu był sławetny rozkaz ministra oświaty R. Platelisa nr 150, który zakładał redukcję w rejonach jedynie polskich i rosyjskich, ale nie litewskich szkół. Ostro występowałem w obronie wydawania podręczników dla szkół polskich i będą one wydawane. Prawda, powszechna bieda sprawia, że znów w ich wydawaniu będziemy ubiegali się o pomoc Polski, która ją już zadeklarowała. W „moim” komitecie była też omawiana Ustawa o pisowni nazwisk. Moja interwencja o tyle była skuteczna, że odroczono jej omawianie na dalszą przyszłość. 

- W związku z wymienionymi zagadnieniami chciałabym nagłośnić tu wywiad ministra Platelisa dla „Respubliki”, w którym to szanowny minister głosi, że szkoły polskie są na wpół puste, a nazwisko dyrektora solecznickiej szkoły, która m.in. nosi imię Śniadeckiego, a nie „Santarvés” - jak podano w wywiadzie, podane jest jako Steponas Dudoitas (Stefan Dudojć). Trudno mówić, czy są to przykłady niskiej kultury, czy totalnej ignorancji, co zresztą na jedno wychodzi. 

- Co do nazwiska, to nazwałbym to poniżaniem ludzkiej godności, bo każdy ma prawo do swego autentycznego imienia i nazwiska. Co do faktu na wpół pustych szkół i zmiany nazwy szkoły, świadczy to o niekompetencji naszych urzędników. Szkoły polskie są przeładowane. Liczebność w nich uczniów od 1989 r. nieustannie wzrasta. I proces ten jeszcze trwa, mimo zmniejszania się liczby uczniów w klasach pierwszych (na co wpływa też niż demograficzny). Według danych na 1 września br. liczba uczniów w roku szkolnym 2000/2001 w szkołach polskich wzrosła jeszcze o 875 osób w porównaniu z rokiem ubiegłym i wyniosła 21 913 uczniów. Może ministrowi szkoły polskie pomyliły się z rosyjskimi, ale takich „omyłek” minister oświaty nie powinien popełniać. M.in. to szkoły litewskie należące do powiatu są najczęściej na wpół puste. Jako przykład niech służy nowiutka szkoła w Korwiu, zbudowana za pół miliona litów dla kilkorga dzieci. Obecnie uczy się ich tam około 20, w tym na dodatek przywożone są z Mejszagoły, Pikieliszek, a nawet Pilaité - dzielnicy stołecznej. Stoi dziś całkiem pusta litewska szkoła w Zawiszańcach w rejonie solecznickim, bo nie zostało w niej ani jednego ucznia. To wszystko się dzieje w czasie, gdy na szkoły polskie - ich remont, wyposażenie łoży ościenny kraj - Polska. Mam zamiar sprawę przynależności szkół, które się dzielą na samorządowe (zasadniczo polskie i rosyjskie) oraz powiatowe (wyłącznie litewskie) zaskarżyć w organizacjach międzynarodowych. Bo sprawa ich finansowania - tak rażąco nierównego na korzyść szkół powiatowych, dojrzała do tego.

- Jeszcze jedna sprawa - egzamin maturalny z języka polskiego - wydaje się, może być zaliczona do gatunku totalnej ignorancji władz oświatowych wobec zdania i życzeń ludzi, których dotyczy. Mam tu na myśli ponad 20 tysięcy podpisów rodziców ze szkół polskich na Litwie pod żądaniem pozostawienia jako obowiązkowego egzaminu z języka ojczystego na maturze. 

- Jak najbardziej. Jest to bardzo poważny krok w kierunku zdyskredytowania szkoły polskiej. Szkoła to nie tylko nauka, to też wychowanie w określonym, narodowym duchu. Język ojczysty, a przede wszystkim literatura ojczysta - to jest ten duch i kultura narodu. Egzamin maturalny z tego przedmiotu - to jest lustro dojrzałości naszego ucznia. Ministerstwo zastosowało brzydki chwyt - o obowiązkowości egzaminu mają decydować rady szkoły, czyli w zasadzie uczniowie i ich rodzice. Ale ma być on szóstym egzaminem. Obecnie w szkołach jest jeden egzamin obowiązkowy: z języka litewskiego oraz 4 egzaminy do wyboru, czyli w sumie 5 egzaminów. Język polski zgodnie z rozporządzeniem ministra nie może być jednym z tych 4 do wyboru (dlaczego?), lecz ma być egzaminem szóstym! Jest to kpina zarówno z żądań polskiej społeczności, jak i z... obietnic prezydenckich.

- Z wielkim niepokojem w ostatnich latach mówimy o spadku liczby dzieci w polskich szkołach, w klasach początkowych. Co pan może powiedzieć na ten temat? 

- Nie musimy panikować. Spadek jest wszędzie, w litewskich szkołach też, bo mamy niż demograficzny. Może u nas jest on trochę większy, bo część rodzin mieszanych, jak kiedyś do rosyjskich, dziś kieruje swe kroki do litewskich szkół w imię „dobra dziecka”. Jakie jest to dobro już możemy się przekonać, kiedy dziecko po paru latach nauki w takiej litewskiej szkole ledwie odpowiada na pytania zadane przez rozmówcę i to używając wyrazów z pytania. Ale jest jeszcze jedna przyczyna - brak polskich grup w przedszkolach. Szczególnie dotyczy to miejscowości wiejskich. Bez odbudowy polskich przedszkoli nie możemy mieć nadziei na liczne klasy w szkołach polskich w przyszłości. 

- Jakie inne zagrożenia widzi pan dla współczesnej szkoły? 

- Chyba największym jest brak duchowości, brak ideałów i autorytetów moralnych. Tak entuzjastycznie spotkane na początku lekcje religii dziś przez władze oświatowe są zastępowane przez etykę, a nawet psychologię, filozofię czy inne „modne” kierunki. Absurdem jest, że uczeń uczęszczający na psychologię lub filozofię nie musi uczęszczać ani na religię, ani na etykę. Ten rok szkolny rozpoczynamy głośnymi akcjami przeciwko narkotykom w szkołach, ale czy to narkotyczne zagrożenie nie jest wynikiem braku duchowej równowagi uczniów, zagubienia w prawdach tego świata? Lubimy walczyć, nie lubimy po prostu systematycznie, ukierunkowanie pracować. A walka, akcje są krótkotrwałe i tylko praca daje wyniki. M. in. jako wynik braku religijnego wychowania uważam ciągle rosnące zagrożenie młodzieży ze strony sekt. Co niepokoi, ich propagatorzy zjawiają się w szkołach w postaci... nauczycieli-członków sekt. 

- Wracając do naszego tytułu „podstawą pokoju jest sprawiedliwość” - może by pan spróbował go wypełnić treścią spraw dla nas aktualnych...

- Sprawiedliwość społeczna ma różne postacie: jest to i jednakowo kaloryczny obiad w szkole samorządowej i powiatowej; podręcznik w języku ojczystym dla litewskiego i polskiego dziecka; szkoła z basenem taka sama dla małego Polaka i Litwina z Solecznik; przestronna, nowiutka, wyposażona w piękne meble klasa dla malucha z Korwia składającego litewskie sylaby i Polaka z Podborza; dojrzałe maturalne wypracowanie nastolatka-Litwina i Polaka, obywatela Litwy posługującego się swoją „piękną mową”. To ona rodzi zrozumienie, współpracę i pokój - ten codzienny spokój i ład, pewność jutra i przyszłości swoich dzieci w Ojczyźnie. 

- Dziękuję za rozmowę, życząc panu i wszystkim nam sprawiedliwości i pokoju oraz zwycięstwa totalnego na wyborach. 

Rozmawiała Janina Lisiewicz

Wstecz