Witaj, szkoło! 

- tak zwyczajnie, jak z pierwszej strony elementarza. Witaj szkoło, przytaknie radośnie i nieśmiało mały pierwszak i z sarkazmem młodzieńczym dwunastoklasista. Dla wszystkich ich, a uczniów tego roku mamy ponad pół miliona w republice ( w szkołach z polskim językiem nauczania jest ich prawie 22 tysiące), 1 września jest początkiem obowiązku szkolnego. Dobrze jest, jeżeli tego obowiązku podejmują się z chęcią przynajmniej i zrozumieniem, że wiedza, którą daje im nauczyciel, szkoła nie jest jakimś balastem, ale tym niezbędnym tworzywem, z którego w przyszłości zostaną ukształtowani jako ludzie. Przede wszystkim ludzie, ale też wykwalifikowani robotnicy, lekarze, nauczyciele, biznesmeni... 

Pomimo wielce ubogiego budżetu, szkoły powitały wychowanków odświeżone, zadbane. To wysiłek obrotnych dyrektorów, niestrudzonych nauczycieli i... szczodrej kieszeni rodziców. Bo już nikogo to nawet nie dziwi, że mamy nie tylko kupić zasłony na okna w klasie, wymalować ściany, ale też wymienić podłogę... Potulnie łożymy zarobiony grosz, bo wiemy, że jest on spożytkowany dla dobra naszych dzieci, by otoczenie, w którym przebywają, było nowoczesne i zadbane.

Tego roku po raz pierwszy musieliśmy też wydać się na podręczniki, od lat kupujemy zeszyty ćwiczeń, pomoce poglądowe, rozglądamy się też za płatnymi kółkami... Szkoła, nauczanie przestają coraz bardziej być nieodpłatne. Godzimy się na to, bo wiemy, że im jakościowszą wiedzę zdobędzie nasze dziecko, tym większe będzie miało szanse w dorosłym życiu... Niestety, państwo nie może i nie chce nas w tym dążeniu wspomagać. Tegoroczna reforma szkolna - postępowa w swej istocie, kosztowała wiele nerwów rodziców i dzieci, kiedy to szkoła dla wielu stawała się coraz bardziej nieosiągalna, kosztowna poprzez to, że oddalała się od domu. A to jest związane nie tylko z wydatkami na transport, ale też wyżywienie, ubranie... Ministerstwo oświaty tego roku samo siebie zdyskredytowało w oczach uczniów i rodziców - obiecywane, reklamowane jako panaceum na niedogodności optymizacji szkół tzw. „żółte autobusy” podległy powszechnej chorobie naszego kraju - ich zakup stał się kolejną aferą. W wyniku - dzieci wiejskie, które i tak mają gorsze warunki od tych z miasta, będą musiały same sobie radzić w drodze do coraz to oddalającej się szkoły. Aż panowie i panie w ciepłych gabinetach wreszcie podzielą wpływy i pieniądze z naszych podatków, które „zarobili” na uczniach. 

Profilowane nauczanie, które dziś jest wprowadzane powszechnie, bez żadnej alternatywy, też ma szansę za lat parę doczekać się krytyki. Bo tam, na Zachodzie, na który ostatnio jedynie patrzymy, daleko nie wszędzie wprowadza się ukierunkowane, dość wąsko wyspecjalizowane nauczanie w szkole średniej. Są tam też takie przykłady, iż dopiero studenci na trzecim roku studiów wybierają specjalizację... My lubimy masowość. I nie da się wytłumaczyć tego tym, że mamy to po sowietach: jak do kołchozu - to wszyscy, do pionierów - całą klasą... Bo to narzucają nam teraz ludzie, którzy do niedawna jeszcze byli Amerykanami, a teraz zasiadają w naszych urzędach ministerialnych. Hasło dziś brzmi: każdy uczeń ukierunkowany. Przy naszej bazie materialnej szkół, możliwościach finansowych rodzin - to powszechne profilowanie może karykaturalnie wyglądać. Oby nie było tak, że wszystkie profile, kierunki, grupy ładnie nazwiemy, a za tymi nazwami będzie kryła się ta sama stara, wysłużona tablica, kreda, połamane krzesła... Dobrze jeżeli do tego dojdzie wiedza nauczyciela-przedmiotowca, który nie dla państwowej posady, ale z chęci przekazywania wiedzy i miłości do dzieci zawitał w szkolne progi. Właśnie jedynie takiego nauczyciela możemy życzyć dziś naszych dzieciom - tym milusińskim pierwszakom i dorastającej młodzieży oraz sobie samym, by nasze dzieci wyniosły ze szkoły niezbędny do samodzielnego życia minimum wiedzy.

Z okazji rozpoczętego nowego roku szkolnego i pięknego święta - Dnia Nauczyciela wszystkim pedagogom pragniemy życzyć, by nie tylko w czas otrzymywali wypłaty za swój szlachetny trud, ale by wypłaty tej starczyło i na chleb powszedni, i na teatr, książkę, gazetę...

Janina Lisiewicz

Wstecz