Tragiczna noc i dziesięć lat po niej

Znów jest styczeń, kolejny rok, a obecnie też kolejny wiek i tysiąclecie. Wiele refleksji nasuwa. Jedną z nich jest bilans dziesięciolecia, które minęło nam od tragicznej nocy 13 stycznia. Nocy, kiedy to Litwa w ubiegłym wieku po raz drugi zrywając się do niepodległości, złożyła na jej ołtarzu ofiary z życia ludzkiego. Ofiary najbardziej tragiczne, bo co i kto może wymagać, by dar niezastąpiony - życie - człowiek złożył w ofierze. Jubileusz tragicznej nocy znów ożywił dyskusje o tym, czy ofiary były nieuniknione i konieczne, czy ludzie musieli zginąć i czy ich ofiara oraz samozaparcie tysięcy innych w trwaniu przy obronie niepodległości nie poszły na marne? Coraz ostrzej stawiane są te pytania nie tylko dlatego, iż sytuacja gospodarcza, materialna ludzi ulega pogorszeniu, ale też z powodu arogancji i ignorancji władzy, która wydaje się na własny użytek sprywatyzowała i niepodległość, i wolność, i patriotyzm i... zostawiając ludziom jedynie chlubne rocznice i dni pamięci.

Z biegiem lat coraz bardziej staje się oczywiste, że to nie 11 marca, ale 13 stycznia Litwa zdobyła niepodległość. W tym dniu właśnie świat się przekonał na własne oczy (dzięki pracy odważnych i zawodowych dziennikarzy zagranicznych), o determinacji ludzi, dla których wolność jest ponad życie i nieobliczalności sowieckiej maszyny kegebowsko-wojskowej. Tysiące modlących się i śpiewających ludzi w obliczu czołgów i żołnierzy formacji specjalnych - to zrobiło wrażenie na świecie. To na nas samych zrobiło wrażenie, że na to było stać ludzi po 50 latach sowietyzacji. Ludzie marzli na mrozie, cierpieli niewygody, składali przysięgi, że wytrwają w najgorszych warunkach, byleby była wolność... Ówczesne kierownictwo republiki na sto procent wykorzystało wzniosłość ludzkich uczuć. To zgranie było całkowite, jak nigdy dotąd, ale potem to już nigdy się nie powtórzyło, władze i ludzie nie byli nigdy już jednością silni.

Czy każdy z wybrańców ludu był wówczas godzien tej determinacji w jego obronie - to już inne pytanie. Dziwne rzeczy też się działy. Chociażby ucieczka nowo wybranego premiera; małostkowe tchórzostwa pojedyńczych wybrańców... Jeden fakt nie daje mi spokoju od lat dziesięciu, a jak się okazało, nie tylko mnie, bo niedługo przed rocznicą przemówiła o tym prasa krajowa. Chodzi o to, że z ekranów telewizorów w nocy 13 stycznia ówczesny minister ochrony kraju nerwowo (już czołgi wyruszyły w kierunku gmachu telewizji i wieży) nawoływał ludzi, by się nie cofali przed czołgami i wojskiem, tłumaczył iż strzelają ślepymi ładunkami i nabojami... I już wkrótce były ofiary... Jak mógł w ciągu tych 10 lat patrzeć w oczy tym, kogo naraził na śmiertelne niebezpieczeństwo i bliskim ofiar... Będąc na tak odpowiedzialnym stanowisku, z pozycji wojskowego musiał przestrzec ludzi, że czołg, nawet gdy nie strzela, jest niebezpieczny, bo waży kilka ton i nie zatrzyma się w ciągu sekundy, a jego załoga ma wielce ograniczone pole widzenia. Nie zrobił tego. Obecnie, w przededniu krwawej rocznicy, brał udział w „moście telewizyjnym” moskiewskiego kanału NTW. Twardo oskarżał tych, co byli w składzie tzw. komitetu narodowego ocalenia o użycie broni przez żołnierzy. A wojskowi i dziś twierdzili, że nie strzelali do ludzi... Kiedy chodzi o wielką politykę nie liczą się realia i prawda historyczna - to dla szeregowych obywateli jest najbardziej gorzka prawda.

Wracając do moskiewskiego „mostu telewizyjnego” chciałabym powiedzieć, że tragedię i ból wielcy szulerzy tego świata nie wstydzą się wykorzystać w swoich własnych celach. Otóż prowadzący audycję dziennikarz (chociaż nie wiem, czy zasługuje na miano dziennikarza) po omówieniu (dość wyrywkowym) tragicznego stycznia na Litwie, zwrócił się do własnych obywateli z retorycznym pytaniem, czy byliby gotowi - jak Litwini 13 stycznia - dziś stanąć do obrony „swego kanału NTW” przed komandosami, którzy jakoby mogą zawitać do studia w każdej chwili, bo władza zarzuca właścicielom tej telewizji afery na ogromną skalę. Co za perfidia! Czy interesy prywatnej spółki można porównywać do dążeń całego narodu? Normalnemu człowiekowi wydaje się, że są to rzeczy nieporównywalne. Po tym „apelu” cała audycja przestała być ważna, cel jej emitowania wylazł jak szydło z worka... Była to kolejna lekcja, że wszystko jest na sprzedaż...

Był akt 11 marca, tragiczny 13 stycznia, moskiewski pucz i blokada ekonomiczna, i szlak bałtycki - wszystko to historia odrodzonej niepodległości. Ludzie - naród (nie tylko Litwini, ale też Polacy, Rosjanie, Białorusini, Żydzi, Tatarzy...) wytrwali, pokornie znosili wielomiesięczne braki gorącej wody w kranach, ofiarowywali kosztowności na fundusz blokady, nawet nie bardzo się oburzali, kiedy ich dosłownie okradziono podczas wymiany rubli na narodową walutę... Dziś już nie byliby tak solidarni z władzą, pełni wiary, że trzeba trwać; przekonani, że trudności są tymczasowe... Trudno, by braku zaufania nie potęgowały takie chociażby fakty, jak problemy ze stanowiskiem komisarza generalnego policji: z pięciu kandydatów żaden się nie nadał... Nie z ulicy przecież wybierano, wśród czynnych komisarzy. I, o dziwo, na każdego znalazł się „haczyk”. Słuszny czy nie, trudno w tym galimatiasie sądzić. Ale kraj nadal pogrąża się w straszliwych zbrodniach i przestępstwach, które ciągle pozostają nie wyjaśnione. O czymś to świadczy... Nie mniej oburzający okazał się fakt, jaki odkryli kontrolerzy na giełdzie pracy, w centrum organizacji zatrudnienia. Dziś, gdy wskaźnik bezrobocia osiągnął 12 proc. i ludzie szukają ratunku na giełdzie, skąd odsyłani są w ciągu lat z kwitkiem w dosłownym tego słowa znaczeniu, panowie biurokraci pobierali premie i opłaty za prace zlecone, które... należą do ich bezpośrednich obowiązków.

Powstaje też wrażenie, że nowi wybrańcy ludu, znalazłszy się w Sejmie w końcu ubiegłego roku, znowu zamiast dbać o kraj, troszczą się o własne, wąskie podwórko. I ta troska czasami jest karykaturalna. Otóż szanowny poseł i rektor Wileńskiego Uniwersytetu wreszcie dopiął, że 500 tys. litów może przeznaczyć na... drzwi dla gmachu uniwersyteckiego. Z budżetu na ten cel „dostał” ponad 100 tys., reszta to środki zarobione przez uczelnię. A na tej samej uczelni biochemicy wraz z fizykami uczestniczą w światowym projekcie opracowując nowe metody (przy pomocy substancji chemicznych i laseru) walki z nowotworami. Dostali finansowanie ze światowych funduszy, które mogą wykorzystać na doskonalenie się za granicą, kształcenie. Ale nie mogą użyć tych środków na zakup urządzeń. Z powodu przestarzałej techniki może być zahamowany proces dalszych badań, a co za tym idzie - opracowanie skutecznej metody leczenia raka. Czy drzwi mosiężne są bardziej prestiżowe dla Uniwersytetu niż naukowe odkrycia na skalę światową?.. Oto nasze priorytety...

Dziesięć lat niepodległości to dla historii krótki okres. Jednak w życiu każdego człowieka jest to znaczący odcinek czasu. Możemy przyznać, nie minął nadaremnie. Trzeźwe spojrzenie na państwo, władzę i własne wobec nich obowiązki - to też ważna lekcja. Historii i życia.

Janina Lisiewicz

Wstecz