Z Francji

Na Zaduszkach w Paryżu

„(...) Kult duchów stanowił ważną część religii słowiańskiej: po dziś dzień przyzywa się tam duchy zmarłych, 

a ze wszystkich świąt słowiańskich największym, najbardziej uroczystym było święto Dziadów”.

(Z wykładu Adama Mickiewicza w Collčge de France w Paryżu z dn. 4 IV 1843)

Powyższe słowa Wieszcza tłumaczą poniekąd, dlaczego Zaduszki przez Francuzów (jako Romanów), nawet wyznania katolickiego, nie są w ogóle obchodzone. Ks. kan. Antoni Biel, do niedawna sekretarz Polskiej Misji Katolickiej we Francji z siedzibą w Paryżu, na moje pytanie odpowiedział:

„Tam, gdzie mieszkają Polacy, Dzień Zaduszny niewiele się różni od znanego nam. We Francji w polskich placówkach kościelnych tradycyjnie na Zaduszki odprawiamy trzy Msze św. (rano, w południe i wieczorem), by każdy wybrał sobie odpowiedni czas w dniu pracy, gdyż Kościół we Francji jest oddzielony od państwa. Np. w Thier, gdzie jest polska działka katolicka, uroczystość ma charakter zbiorowy. Z kościoła, zgodnie z tradycją, procesja udaje się na cmentarz. A w trakcie odmawiania różańca (podczas przerw) mają miejsce tzw. wypominki za dusze zmarłych, które przedłuża się na cały listopad, a niekiedy nawet na cały rok. Pamiętam, że w La Ferté k. Paryża była na Zaduszki nawet inscenizacja mickiewiczowskich „Dziadów” cz. II.

Wszędzie tam, gdzie są katolicy Polacy (we Francji mieszka ich ok. 700 tys.) lub w ogóle Słowianie, na grobach bliskich, znajomych i przyjaciół płoną tego dnia znicze. Pomimo że nasi wybitni i najsławniejsi ziomkowie, których los zmusił przyjechać do Paryża w okresach popowstaniowych, spoczęli na różnych cmentarzach, za najbardziej polski uważa się w Paryżu cmentarz Montmorency, gdzie są groby rodziny A. Mickiewicza i K.O. Kniaziewicza, miejsce wiecznego spoczynku J.U. Niemcewicza, skąd przed kilku tygodniami wzięto do Polski ziemię pod nagrobkiem K. C. Norwida. Jest w Montmorency kościół, polska parafia, powiedziałbym, bardzo nasz jest ten cmentarz ze względu na ilość polskich nagrobków. Stąd namacalne ślady uroczystości zaduszkowych, kultu duchów zmarłych przodków i śmierci w ogóle. Francuzi z kolei obchodzą Dzień Wszystkich Świętych. Natomiast masowo udają się na cmentarze w Niedzielę Palmową i składają na grobach zieloną gałązkę bukszpanu...”

Montmorency - jeden z ośrodków polskiej Wielkiej Emigracji po 1831r. - leży w północnej części stolicy Francji, na skraju lasku o tejże nazwie. Poczynając od X wieku siedziba szlacheckiego francuskiego rodu Montmorency. Tu wypada wyjaśnić, że jeszcze do niedawna we Francji panował zwyczaj grzebania swoich bliskich w parkach i ogródkach rodzinnych kamienic, pałaców, dworów i dworków. Nie udało mi się wyjaśnić, dlaczego dosłownie w ostatnich latach cofnięto katolikom tę możliwość... Takie kaplice i kapliczki, rozsiane po całej Francji, mogą stanowić niezwykle interesujący materiał dla badaczy. Jeżeli rodzinne kaplice grobowe wznoszone na cmentarzach Litwy czy Polski rekompensowały np. utracone prawo spoczynku w kościele, jednak pełniły funkcję wspólnego, choć już pozaświatowego domu, to we Francji były czymś naturalnym, swoiste traktowanie śmierci nie jako zła, lecz pewnego spokoju i ukojenia ze względu na bliskość rodziny i zostania na terenie swojej posiadłości. W ogóle traktowanie zjawiska śmierci, widzenie jej problematyki nie tylko w aspekcie religijnym, ale i socjologicznym, kulturowym, filozoficznym jako pierwsi zapoczątkowali badacze francuscy na czele z P. Arič’sem.

Tak więc można tu zobaczyć aniołki uosabiające piękno, doskonałość i dobroć; znane nam z nagrobka Izy Salmonowiczównej na Rossie „anioły śmierci”; pęknięte (złamane) kolumny symbolizujące nagle przerwane życie; księgi jako symbol wiecznego żywota; sarkofagi dla osób wysoko urodzonych i bogatych; urny i czaszy symbolizujące prochy (nieraz zawierające prochy lub serca) zmarłego. Poznałam nawet panią (Francuzkę z pochodzenia) - z tylko jej wiadomych względów prosiła o nie ujawnianie swojego nazwiska dla prasy - która nie kryła się z tym, że prochy swojego męża po kremacji trzyma w odpowiednim pudełeczku w domu i zabiera ze sobą nawet w podróż. Tak żyli wcześniej, zawsze razem i teraz nie czuje się więc samotna. A jest głęboko przekonana, że śp. małżonek również.

Za mojej pierwszej bytności w Paryżu rozpaczliwie poszukiwałam cmentarz Montmorency, gdzie jest grób Adama Mickiewicza. Nie znając jeszcze Paryża i języka francuskiego, nazwy Montmorency i Montmartre (tu i tam spoczywają Polacy) w ustach Francuzów brzmiały mi jednakowo. Nie mając żadnego przewodnika ani mapki, uparcie przekonana, że Adam spoczął na cmentarzu o nazwie zaczynającej się od litery M., zaczepiałam wszystkie kolejno spotkane wycieczki polskie, odwiedzające cmentarze z biurem podróży. Niestety, albo przewodnik starał się mi wmówić, że Mickiewicz w ogóle w Paryżu nigdy nie spoczywał, lecz w Stambule, zanim przewieziono jego szczątki do Polski, albo odsyłano mnie na cmentarz Montmartre, gdzie wiedziałam, że nie spoczywa na pewno, bo pochowany tam Słowacki legł na innym niż Mickiewicz cmentarzu. Kiedy w końcu ostatni z zapytanych przewodników odpowiedział, jak to wyraził, „z pełnym profesjonalizmem”: „Nie wie pani, że Mickiewicz leży w Wilnie?!”, więcej nie pytałam. Aczkolwiek chciałam zasugerować naiwnym turystom, że ja właśnie specjalnie przyjechałam z Wilna, by poszukać grobu Wieszcza w Paryżu. Pomyślałam wtedy jednak: „Nikła jest znajomość historii wśród naszych ziomków”.

Rzadki jest we Francji zwyczaj wypisywania inskrypcji, czego pod dostatkiem mamy na cmentarzach wileńskich. Dlatego szczególną uwagę przykuwają słowa (na Montmartre), na wspólnym nagrobku Ludwika Zambrzyckiego (1803-1834), uczestnika powstania listopadowego, który w kraju zostawił żonę i dzieci oraz jego brata ciotecznego, malarza Walentego Wańkowicza (1799-1842) , który zmarł w paryskim mieszkaniu Adama Mickiewicza i wyznaczył poetę wykonawcą testamentu i swojej ostatniej woli:

O mężu jakbym [z tobą] złączyć duszę chciała,

U stóp krzyża ma ulga i nadzieja [cała]

Zwłoki twe spoczywają wśród [cudzéy] ustroni

Lecz krew coś dał Oyczyźnie [d]ana swoiéy d[łoni]

Paryskie cmentarze, rozległe i pompatyczne, to prawdziwe miasta, podzielone na kwatery, rzędy, numery. I choć nie pierwszy raz je odwiedzam, tak i nie udało mi się zdobyć w żadnym języku przewodnika na temat tych cmentarzy. W takiej chwili błogosławić tylko sprzedających książeczki wilniuków przy Rossie, bo jakże niełatwo jest poruszać się po „mieście umarłych” w poszukiwaniu jakichś śladów. Praca zbiorowa pt. „Polacy pochowani na cmentarzu Montmartre oraz Saint-Wincent i Batignolles w Paryżu” (Warszawa 1999) okazała się w polskich placówkach we Francji również niedostępna. Jedynie na cmentarzu Montmartre, gdzie spoczął w 1849 r. Juliusz Słowacki, którego prochy zostały przeniesione na Wawel w 1927 r., by „królom był równy”, czekała na mnie miła niespodzianka. Tak bardzo się cieszyłam, że przy biurze cmentarnym można było nieodpłatnie otrzymać ksero planu powyższego cmentarza z zaznaczonymi najważniejszymi grobami, w tym też niektórych Polaków (chwała Francuzom za to!). Pierwszy polski napis znalazłam na kaplicy grobowej Sapiehów.

Pomnik Słowackiego wygląda dość skromnie w porównaniu do wprost oszołamiających rozmiarów, form i pomysłów. Np. w sąsiadującym z Montmartre cmentarzu na Montparnass’ie, uwagę wszystkich przykuwa nagrobek francuskiego przemysłowcy i wynalazcy Charles’a Pigeona, przedstawionego w całej postaci w...łóżku z żoną. Porozrzucane księgi, przypominające na pierwszy rzut oka kamienie, mają napisy Balladyna i Lilla Weneda. Napis po francusku (imię, nazwisko, daty urodzenia i zgonu) przypomina potomnym, że był Jules Slowacki „Grand poete Polonais”. Byłam w tym miejscu wzruszona szczerze (za pierwszym razem nie znalazłam tu ani śladu kwiatka, ani jednej świecy), ujrzałam bowiem nasypane (w zżarte czasem wgłębienia piaskowca) grosiki polskie. Mimowolnie pomyślałam: sentymentalni Słowianie. Być może ktoś z Polaków zawędrował tu przypadkowo, a nie mając nic, co zwykle na cmentarzu się zostawia, uhonorował pamięć poety w możliwy w takiej sytuacji sposób...

Zabytkowe paryskie wzgórze Montmartre (chodzi się tu schodami, jak po Lozannie szwajcarskiej), którego najsławniejszym akcentem jest bazylika Sacré Coeur - miejsce, gdzie „błądzi się między wzruszeniami, potyka się o okruchy życia i opiera się o największe w Europie góry nostalgii”. Tradycyjnie uważane za mekkę artystów, niewiele się zmieniło od czasu, kiedy przy sztalugach rysowali Chagall, Modigliani, Picasso, Utrillo, Monet (można dziś obejrzeć znajdujące się tu Muzeum Salwadora Dali). Wąskie uliczki, którymi przemierzał Hemingway, które słuchały rozpaczliwego śpiewu zarobkującej piętnastoletniej Edith Piaf... Jej grób można odwiedzić na cmentarzu Pčre-Lachaise.

Na Montmartre i dziś rozbrzmiewają muzyka i śpiew, słychać języki różnych narodów, maluje się, rysuje i sprzedaje. Słynna winnica dostarcza zaledwie tysiąc (wyłącznie dla kolekcjonerów!) butelek wina rocznie. A wino na Montmartre, jak i kobiety, było i pozostaje natchnieniem dla artystów. Nocny klub Czerwony Młyn (Moulin Rouge) - jeden z symboli Paryża 1 dekadencji i dziś pozostaje miejscem wrażeń i podniet, a nocne życie i „podejrzane knajpy” (gdzie tradycyjnie dziewczyny tańczą kankana) przy ul. Pigalle pociągają nie tylko artystów. Mieszkali tu i malowali również Polacy: Stanisław Witkiewicz, Józef Mehoffer, Jacek Malczewski. Jest tu dziś akcent polski w postaci restauracji serwującej polskie dania, a mianowicie: MAZURKA Le restaurant Polonais de Montmartre.

U podnóża słynnego wzgórza roztacza się Montparnasse, z jednym z większych i najbardziej prestiżowych cmentarzy francuskich zał. w 1828 r. (wówczas jeszcze na peryferiach Paryża) przez Napoleona w miejsce licznych, małych cmentarzyków. Sam Napoleon spoczywa w paryskim Panteonie, w podziemiach którego dostąpiła zaszczytu być pochowana również Maria Curie-Skłodowska z mężem Pierr’em.

Korzystając z okazji przejrzałam ogłoszenia biur i zakładów pogrzebowych. Np. PFG w dzielnicy Boulogne (rok założenia 1844) świadczy następujące usługi (cyt. dosłownie):

a) uwalnia rodziny od załatwiania wszelkich formalności; b) przeprowadza całą organizację pogrzebu w Paryżu, regionie, na prowincji i za granicą; c) dokonuje wszelkich formalności w domu i w biurze; d) dostarcza aktu zgonu; e) przewozi zwłoki na terenie Francji i zagranicy; f) załatwia kontrakty pogrzebowe etc.

Jak zauważyłam, wycieczki polskie zwykle wozi się nie do Słowackiego, lecz na Cimetiere Pčre-Lachaise. W kioskach prasy można nabyć plan tego cmentarza, na którym nie figuruje żadne nazwisko polskie, oprócz Fryderyka Chopina, którego Francuzi uważają za swojego, gdyż ojciec kompozytora był rodowitym Francuzem. Ten słynny cmentarz francuski został założony w 1803 r., a jego nazwa pochodzi od właściciela stojącej tu niegdyś rezydencji spowiednika króla Ludwika XIV - F. La Chaise’ego. Pod murami tego cmentarza w 1871 r. rozstrzelano 200 bojowników Komuny Paryskiej. Oprócz Chopina spoczywają tu m.in. zwłoki J. Dąbrowskiego i K. Hoffmanowej. W swoich wędrówkach nie ograniczałam się jedynie do odwiedzania grobów polskich, dlatego nie pominęłam np. miejsca wiecznego spoczynku H. Balzaka, u którego stóp napis uwiecznia jego przyjaciółkę i kochankę (posłużyła za prototyp licznych jego bohaterek, w tym Egenii Grandet) w ciągu 17 lat. Romans, poczęty z ciekawości, zakończył się małżeństwem po śmierci jej pierwszego męża.

...Przed nagrobkiem Fryderyka Chopina na Pčre-Lachaise kwiaty znajdziemy zawsze. Na Zaduszki Polacy zapalają tu tradycyjne znicze... Urzekł mnie, bardziej aniżeli nagrobek, romantyczny pomnik kompozytora siedzącego przy pianinie w parku Monceau. Najwięcej jednak czasu spędziłam w miejscu pierwszego pochówku Juliusza Słowackiego...

Spacer cmentarzami paryskimi, właśnie jesienią, był dla mnie potrzebą wewnętrzną. Może dla pogłębienia więzi wspólnotowej, dla utrwalenia „wiary, kultu, więzi duchowej i kulturalnej “ z Narodem. Może... Odwiedzanie paryskich cmentarzy śladami polskimi mimowolnie przypomniało mi słowa autorstwa J. Słowackiego z „Grobu Agamemnona”:

„Tak więc - to los mój na grobowcach siadać

I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych,

To los mój senne królestwa posiadać,

Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych

Albo umarłych - i tak pełen wstrętu...

Na koń! Chcę słońca, wichru i tętentu!”

Liliana Czerniawska

Paryż-Wilno

Wstecz