Podglądy

Czy ktoś  gra w te karty?

Adieu, umowo o pisowni nazwisk. Po tym, gdy Sejm uchwalił ustawę o karcie tożsamości, negocjacje na ten temat stają się bezprzedmiotowe. Przypomnę, karty tożsamości, zwane w świecie kartami identyfikacyjnymi, to będą takie nowe litewskie dowody osobiste. Zacznie się je wprowadzać już od 2003 roku i będą obowiązywały obywateli od lat 16 i ponad.

Otóż wspomniana ustawa zawiera zapis, że dane osobowe w nowej karcie tożsamości będą wpisywane wyłącznie litewskim alfabetem. Co prawda, poseł Artur Płokszto w trakcie debat nad projektem ustawy usiłował przypomnieć, że jest negocjowana polsko-litewska umowa o pisowni nazwisk, ale nikt się tym jakoś nie przejął.

Nie będzie w nowych dowodach osobistych i wpisu poświadczającego narodowość. Co prawda, poseł Egidijus Klumbis proponował stosowanie takiego wpisu na życzenie obywatela, ale Sejm propozycję odrzucił. To tak oburzyło chrześcijańskiego demokratę Petrasa Gražulisa, że obiecał naskarżyć na kolegów-parlamentarzystów do Brukseli i do Strasburga.

- Sądzę, że jest to (brak wpisu o narodowości) obrazą uczuć obywatela - grzmiał narodowiec-patriota. - Osobiście będę się zwracał do Brukseli i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, by ta ustawa została obalona.

Trudno o mniej stosowny adres na składanie takich skarg. Można powiedzieć, że zając postanowił naskarżyć wilkowi, że lis go krzywdzi.

Wszak nikt inny jak właśnie eurobiurokraci wymyślili, że narodowość należy do tzw. „wrażliwej grupy danych osobowych” i nie podlega publicznemu ogłaszaniu. Może i słusznie wymyślili. Chodzi o obawy, że narodowość może być podstawą do prześladowania obywatela.

Sądzę, że i nasi polscy hurapatrioci na ten brak wpisu się obrażą. Moim zdaniem, niesłusznie. Czy koniecznie musimy się obnosić z naszą polskością w dowodach osobistych? Znam wielu takich, którzy ten wpis w paszporcie mają, ale nie czują się Polakami, nie utożsamiają się z polskością, a i polskiego nie znają. I odwrotnie. Ktoś zaoponuje, że władze po zlikwidowaniu takich wpisów mogą pomniejszać np. liczebność Polaków na Litwie. Otóż nie. Procentowy skład narodowościowy kraju jest określany na podstawie wyników ostatniego powszechnego spisu ludności, a nie na podstawie zapisów w paszportach obywateli.

Tak więc nowe karty tożsamości nas zunifikują, żadnych nazwisk w polskiej wersji, żadnych wpisów na temat narodowości.

Pozostaje temat samych kart - nowy, interesujący, a nawet bulwersujący. Na wiadomość o zamiarze wprowadzenia nowych dowodów osobistych media na wszelki wypadek zawyły z oburzenia. Zawyły profilaktycznie. Czwarta władza ma u nas to do siebie, że każdą nowość sprzedaje w negatywnym, a jeszcze lepiej sensacyjnym sosie. Tak lepiej smakuje. I tym razem żurnaliści przyparli do muru ministra spraw wewnętrznych Juozasa Bernatonisa niespodziewanym pytaniem, po jakiego grzyba nam te karty? Ministra na początku zamurowało. Nie potrafił odpowiedzieć. Tłumaczył się tylko jąkając, że nie sądził, iż można w ogóle wątpić w potrzebę wprowadzenia takich kart. Gdy nieco ochłonął, mówił już bardziej przytomnie.

- Nikt nie wątpi w zasadność istnienia dokumentów potwierdzających tożsamość - tłumaczył w którymś z wywiadów. -Tak jak człowiekowi potrzebne jest nazwisko, tak też potrzebny jest i dowód osobisty. A karta identyfikacyjna jest dokumentem XXI wieku.

Mnie osobiście podoba się pomysł wprowadzenia kart identyfikacyjnych zamiast paszportów. Paszporty się niszczą szybko i wymagają wymiany, poza tym zawierają zbyt dużo danych osobistych. Zgodnie z unijnymi standardami obywatel ma prawo do zachowania w tajemnicy takich danych jak miejsce zameldowania, stan cywilny, liczba dzieci czy też (właśnie!) narodowość. A to tylko niektóre informacje, które można wyczytać z obecnych litewskich paszportów. Przedstawiciele Rady Europy twierdzą, że jest ich zbyt wiele, przez co naruszają one sferę prywatności obywatela. Ich zdaniem, w karcie identyfikacyjnej wystarczy podać nazwisko, obywatelstwo i numer identyfikacyjny.

Karta, nieduży laminowany kartonik, jest też nowocześniejsza niż tradycyjny dowód osobisty czy paszport, praktyczniejsza, bardziej niezniszczalna i teoretycznie nie do podrobienia. Zgodnie z zapewnieniami ministra Bernatonisa ma też być czterokrotnie tańsza. Za wprowadzeniem kart przemawia i to, że tak czy inaczej nas one nie ominą. Są już powszechnie stosowane na Zachodzie (Hiszpania, Niemcy, Francja) i w USA. Również w Polsce dowody osobiste już się na karty identyfikacyjne wymienia, w Estonii ten proces zostanie rozpoczęty o rok wcześniej niż u nas. Dlaczego mamy być gorsi? Tym bardziej, że wymiana będzie się odbywała stopniowo. Najpierw w karty zostaną „uzbrojeni” ci, którzy tak czy owak musieliby wymienić paszporty na nowe i 16-latkowie, którzy po raz pierwszy otrzymują dowód osobisty.

Jednak w historii z nowymi litewskimi kartami jest też karta mocno szemrana. Produkcja takich fantów to miliony dolarów zysku dla firm, które się tym zajmą. Można sobie tylko wyobrazić lobbing, jaki takie firmy prowadzą w kraju, który może stać się ich potencjalnym klientem. Można też sobie wyobrazić, że chwyty przy tym stosowane niekoniecznie muszą być czyste, szczególnie jeżeli trafią na podatną glebę przesiąkniętą polityczną i urzędniczą korupcją. Dlatego uzasadniony jest skandal rozpętany przez media, gdy te ujawniły, że przetarg na zakup sprzętu, który będzie wklepywał nasze dane na eleganckie kartoniki, został ogłoszony jeszcze przed uchwaleniem stosownej ustawy. Również w sprawie produkcji blankietów prowadzone są już negocjacje z dwiema firmami. Mało tego, dobiega końca wart kilku milionów litów remont budynku, w którym będą wydawane nowe dowody osobiste. Ktoś wyraźnie gra w te karty. Inaczej mówiąc, ktoś wybiegł przed orkiestrę, która jeszcze nie zagrała i usiłuje dyrygować. Nie bez powodu sprawą przedwczesnego ogłoszenia konkursu zajął się Urząd Dochodzeń Specjalnych.

Dziwi i reakcja na ten skandal obecnie rządzących. Tłumaczą się, że konkurs ogłosił jeszcze poprzedni rząd. Niech będzie. Jeżeli tak, to zgodnie z litewską logiką polityczną, obecny rząd powinien za to na poprzednim nie zostawić suchej nitki. Tymczasem Sejm po wybuchu skandalu, jakby idąc w sukurs tym, którzy usiłują grać w te karty, pośpiesznie zatwierdza ustawę o nowych dowodach osobistych. A minister spraw wewnętrznych tłumaczy się, że ustawę należało szybciutko klepnąć, bo w sierpniu przyszłego roku wyczerpią się nam druczki paszportowe starego typu.

- Ponieważ wynikła potrzeba produkcji nowych dokumentów, pomyśleliśmy, że nie warto patrzeć wstecz, tylko przed siebie - tłumaczy się Bernatonis.

A cóż ma piernik do wiatraka? Kończą się nam druczki paszportowe, a konkurs został ogłoszony na nowe dowody osobiste, które nie będą dokumentami podróżnymi. Przy wyjazdach za granicę jak dawniej będą obowiązywały paszporty. Chociaż tu mogą być różne wariacje. Uważający się za pępek świata Amerykanie, chcąc wyjechać z kraju, muszą wystąpić o paszport. Z kolei Francuzi mają umowy z 23 krajami, gdzie ich karty identyfikacyjne honorowane są jako dokument podróżny, czyli paszport. Nasze również na Zachodzie będą honorowane. Pozostają jednak kraje wymagające od nas wjazdowych wiz. Na laminowanej karcie nikt nam wizy, nawet w postaci nowoczesnej nalepki, nie przyklepie. Stąd wniosek, że część z nas obok kart będzie chciało dysponować też paszportem. Wyczerpujące się druczki trzeba więc będzie dodrukować lub zastąpić nowymi.

Tak więc skandal o przedwczesny przetarg na wyłonienie producenta litewskich kart wydaje się uzasadniony. Tym bardziej, że obecne władze usiłują przejść nad nim do porządku dziennego, a od wałkujących temat dziennikarzy opędzają się jak od natrętnych much. Wszystko wskazuje na to, że przy okazji wprowadzenia tego novum ktoś chce sobie upiec tłustą pieczeń. Ach, skąd my to znamy? Przypomnijmy sobie chociażby przetargi (lub ich brak) na prywatyzację tego czy owego i zawrotne, robione w ciągu paru lat fortuny niektórych polityków i urzędasów. Istnieje więc obawa, że przetarg mogą wygrać nie najlepsi, lecz ci, którzy znają drogę do serc, a raczej do kies decydentów. Tymczasem zwycięzca przetargu musiałby wyróżniać się takimi zaletami jak: bezpieczeństwo, niski koszt, nowoczesne technologie i elastyczność produkcji. Ogromną uwagę wypada zwrócić na zabezpieczenie dokumentów (np. hologram, zabezpieczenie chemiczne w papierze i w folii).

I jeżeli w przetargu na producenta nowych kart tożsamości zwycięży najlepsza oferta, nikt nie będzie pytał, czy ktoś sobie przy okazji nie dorobił na stronie do poselskiej czy rządowej diety? Ale boję się, że biegnący przed orkiestrą gracze w karty zafundują nam taki wariant, jak z pierwszą emisją litewskich banknotów. O ile pamiętam, w pojęciu tych, którzy je zamówili, były one i piękne, i niepowtarzalne, i niepodrabialne... Właśnie kończymy je wymieniać na nowe. Zostały jedynie „setuchny”, które honorują już tylko w bankach. Taka wymiana kosztuje. I płaci za nią podatnik. A kto niby ma płacić? Winowajców nie ma. Jak zawsze.

Lucyna Dowdo

Wstecz