Tegoroczne „Kaziuki”

W Wilnie

Pogoda w kratkę, czyli typowo kaziukowa. Kiermasz trwał aż trzy dni. „Rozlał się” po całym mieście. Przebiegał na Rynku Kalwaryjskim, „Pod Halami”, na ryneczku w dzielnicy Szeszkinie. Najtłoczniej jednak było na ciągu ulic Zamkowa -Wielka i wszystkich do nich przyległych, aż do Placu Ratuszowego. Plac Katedralny w niedzielę zgromadził liczny tłum wiernych i ciekawskich, gdzie odbywały się uroczystości wprowadzenia do katedry mianowanego w końcu lutego tego roku w Watykanie kardynała Audrysa Juozasa Baćkisa.

Wyroby na „Kaziuków” - w dniu Świętego Kazimierza, patrona Litwy i opiekuna rzemieślników - były tradycyjne: drewno, wiklina, tkaniny, obwarzanki (co prawda, nie smorgońskie, ale za dwa lity sznurek), palmy, różności z gliny. Były też nowości. Na dawnej Królewskiej (dziś Barbory Radvilaité) sprzedawano wypchane ptaki i zwierzęta. Smutno się robiło na widok martwych pyszczków. Jakiś facet przywiózł drewnianą łódkę i chciał za nią 700 litów. Wielu „macało” ten towar, ale pewnie nikt nie kupił. W ogóle wszystko w tym roku było znacznie tańsze niż w latach poprzednich. Oglądających - tłumy, kupujących - niewielu. Nie dlatego, żeby ludziom nie podobały się kaziukowe wyroby, ale dlatego, że nie mają pieniędzy. Aha, były serca, lecz na żadnym z nich lukrowanego napisu w rodzaju: „Ciebie kocham, ciebie lubie, w serca twoja dzióbie”. Wśród tłumu na Starówce snuli się wyznawcy Kriszny w swoim charakterystycznym różowym przyodziewku i częstowali chętnych słodyczami własnego wyrobu, a Lajkonik (prawie jak krakowski) zapraszał wszystkich na Dni Teatru z Zarzecza. Ostatnie przedstawienia odbędą się 31 marca br. w Teatrze Młodzieży. O godz. 12.00 zarzeczanie dadzą spektakl dla dzieci i dorosłych, a o 17.00 - dla całej rodziny.

Tradycyjnie było dużo litewskich zespołów folklorystycznych i estradowych, które co kilka metrów stwarzały nastrój świąteczny, zabawiając zwiedzających jarmark.

„Kaziuki” wileńskie nie należą już jednak wyłącznie do Wilna. Imprezy kaziukowe odbywają się też w wielu innych, większych i mniejszych miejscowościach Wileńszczyzny i... w Polsce, wszędzie, gdzie los zarzucił rodowitych wilnian. I nie o jarmark, nie o wyroby rzemieślnicze chodzi organizatorom tych imprez. Chodzi przede wszystkim o zabawę, rozrywkę, tradycję...

„Kaziuki” rejonu wileńskiego odbywały się w roku bieżącym

W Rudominie

A że święto kaziukowe wypadło na pierwsze dni postu, postanowiono połączyć je z zabawą zapustową. Przybywających gości witała mer rejonu Leokadia Januöauskiené i starosta rudomiński Tadeusz Kułakowski. Mimo że akurat wyskoczył duży, jak na tegoroczną zimę mróz, bo ponad 10 stopni, gości do Rudominy przybyło sporo, nawet z Polski, z zaprzyjaźnionej gminy Oława koło Wrocławia. Zebranych bawiły zespoły „Rudomianka”, „Zgoda”, „Borowianka” z Czarnego Boru, teatrzyk parafialny z Rukojń, litewski zespół folklorystyczny „Gija” i, oczywiście, Kaziuk z Kaziukową (Walentyna Fedorowicz z Szumska i Czesława Tuczkowska z „Rudomianki”), którzy koncert prowadzili. Na placu obok wrzały namiętności sportowe, a na bazarze - handel. Były palmy z Ciechanowiszek, koszy plecione, obwarzanki, serca piernikowe, wyroby z drewna... Spalono Marzannę, by szybciej zimę wypędzić ze dworu, by szybciej wiosna nastała...

W Ejszyszkach

kaziukowa impreza odbywała się po raz pierwszy, ale z imponującym rozmachem. Zgromadziła nie tylko ejszyszczan, ale rzesze ludzi z pobliskich miejscowości. A wszystko za sprawą kierowniczki Domu Polskiego w Ejszyszkach Grażyny Zaborowskiej. Przygotowała przebogaty program artystyczny. Już podczas inauguracji, gdy orkiestra z zaprzyjaźnionego Wyszkowa rozpoczęła pochód głównymi ulicami Ejszyszek, starsi eiszyszczanie ocierali łzy nie mogąc sobie przypomnieć, by kiedykolwiek mieli aż tak wspaniałe święto w swoim miasteczku. Każdy więc „i stary i mały” śpieszył na „ejszyskie kaziuki”... Wyrózniła się kapela wiejska miejscowego domu kultury - koncertowała wprost na bryczce, jeżdżąc nią po miasteczku. Zespół teatralny nazywający siebie „Byle hroszy”, rośmieszał zebranych aż do łez. Wystąpili także „Ejszyszczanie”, zespół „Rodacy”. Całość imprezy prowadzili powszechnie znani gawędziarze: Ciotka Franukowa (Anna Adamowicz) oraz Wincuk Bałbatunszczyk z Pustaszyszek (Dominik Kuziniewicz). Na zakończenie - zabawa zapustowa w domu kultury, aż do północy. Atmosferę tu stwarzały muzyka i piosenki „Rodaków”.

Ale „Kaziuki” to przede wszystkim kiermasz. Ponad 30 stoisk oferowało ejszyszczanom najprzeróżniejsze kaziukowe cudeńka... Delegacja z urzędu miejskiego Wyszkowa, która współpracuje z Ejszyszkami od 3 lat i przyczyniła się do organizacji całej imprezy, była wprost zachwycona jej przebiegiem, pomysłowością i aktywnością ejszyszczan. Zadowolona była również główna organizatorka, dziękując licznym sponsorom za pomoc.

W Solecznikach

na placu przy Samorządzie tradycyjnie, bo już po raz piąty, zorganizowano, przede wszystkim, Zapusty, a że akurat był to odpowiedni czas, nie zabrakło również elementów świąt kaziukowych. Wiele przebierańców - wiedźm, diabłów, kostucha, Cyganie porywały wszystkich do tańca i wesołej zabawy. Był też program koncertowy, każdy mógł skosztować zapustowych blinów z maczanką prosto z zaimprowizowanego pieca. Uczestnicy licznych konkursów i gier byli honorowani atrakcyjnymi nagrodami. A gospodarze straganów zachwalali swój towar...

- Przez kilka tygodni cała Wileńszczyzna rozbrzmiewała gwarem, muzyką i zabawami. Bo to i Zapusty, i Kaziuki, i Święta Zimy. W Solecznikach było podobnie. By innym również pokazać, jak przestrzegane są u nas stare wileńskie tradycje, pojechali „Solczanie” z „Kaziukami” aż do Poznania i okolic. Zaprosił nas Ośrodek Kultury i Sportu miasta Tarnowo Podgórne - mówi Zofia Griaznowa, kierowniczka wydziału kultury Samorządu w Solecznikach. - Nasz zespół folklorystyczny kolejny raz zachwycił poznańską publiczność. A zawieźliśmy jej nie tylko tańce i śpiew, ale też palmy wileńskie, serca piernikowe, obwarzanki, chleb żytni. Na bruku poznańskiego Starego Rynku w mig wszystko rozkupiono... Sensację wzbudzał czarny chleb. Ci, co znali jego smak, kupowali, rzec można, hurtem. Inni - tylko ćwiarteczkę, spróbować, by później wrócić po większą część. I tylko jeden starszy pan, stanowczo odmówił kupna, bo, jak powiedział, kojarzy mu się z szarym chlebem więziennym. Jednak nie wszystkie skojarzenia były tak smutne: komuś przypominał on dzieciństwo, komuś pachniał wiosną i miodem, ktoś porównał go do grudki ojczystej ziemi. Niektórym wprost trudno było uwierzyć, że te świetności - jak mówili - przewędrowały aż 800 km.

Swietne zakwaterowanie nad jeziorem w Lusowie, wyśmienite wyżywienie oraz troskliwa opieka gospodarzy i przyjaciół, na czele z wójtem p. Waldym Dzikowskim, powieliła uroki naszej kaziukowej wędrówki do rodaków w Wielkopolsce - podkreśliła p. Zofia.

W Niemenczynie

„Kaziuki” odbywały się już po raz 12. Z tym, że impreza ta ma swoją nazwę - „Kaziuczek Niemenczyński” i potrafiła zdobyć wielu oddanych przyjaciół i sympatyków. Nic więc dziwnego, że na „Kaziuczka Niemenczyńskiego” co roku zjeżdża wiele gości, przede wszystkim z Polski. Nie zawiedli też w tym roku: dwoma autokarami przyjechali studenci z wydziału etnograficznego Uniwersytetu Warszawskiego, członkowie Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, nawet poseł na Sejm RP Zbigniew Leraczyk, prezydent m. Ełk Zdzisław Fadrowski, prezes oraz dyrektor Biura Stowarzyszenia Polska Sieć „Energie Cites” i in. W darze Niemenczyn otrzymał 75 kompletów latarń ulicznego oświetlenia „Philips”.

Mieszkańcy miasteczka i okolic co roku z niecierpliwością oczekują na święto kaziukowe i aktywnie w nim uczestniczą. Było dużo imprez, był wspaniały jarmark, niektórzy mówią, że nawet niegorszy niż w Wilnie, bo można było tu kupić prawie wszystko, od palmy poczynając, a wozem kończąc. Swój kunszt artystyczny zaprezentowały liczne zespoły i soliści. Wśród nich: „Sużanianka”, Kapela Stasiuka ze Skirlan, „Truskaweczka” z Awiżeń, zespół wokalny z Jęczmieniszek, „Wiza” z Podbrodzia, Teatr Dziecięcy „Pietruszka” przy miejscowym domu kultury. Uczeń polskiej szkoły w Niemenczynie Roman Żosan, jako solista był nieporównywalny i podbił serca zebranych na koncercie.

Dwusnasty „Kaziuczek Niemenczyński” odszedł do historii pozostawiając po sobbie piękne i wzruszające emocje i wspomnienia. Oczekując na następny, mieszkańcy Niemenczyna już się zastanawiają - jaki będzie pod feralną, podobno, cyfrą 13?!

Wstecz