100-LECIE CZYNU DZIECI WRZESIŃSKICH

W OBRONIE POLSKIEJ MOWY

50 km na wschód od Poznania, nad niewielką rzeką Wrześnicą położone jest miasto Września. Kiedy podążając ku centrum miasta zapytamy pierwszego lepszego przechodnia, dorosłego czy dziecko, „Co wydarzyło się w twoim mieście przed 100 laty, w roku 1901 ?”, usłyszymy jedną odpowiedź – „Strajk dzieci szkolnych w obronie polskiej mowy!”. A gdy zechcemy dowiedzieć się czegoś więcej, skierowani zostaniemy na ul. Dzieci Wrzesińskich, gdzie w historycznym budynku szkolnym znajduje się Muzeum Regionalne, w którym przechowuje się pamiątki z tamtych dni. Jest tu niewielka, ciemna salka lekcyjna z takim wyposażeniem, jakby tu nic się nie zmieniło od pamiętnego maja 1901 roku. Tuż przy drzwiach wysoka katedra, a na niej lampa naftowa i długa, cieńka trzcinka, tzw. „rózga”. Pruscy nauczyciele używali jej jako stałej pomocy wychowawczej, mającej zmusić ucznia do posłuszeństwa. Na ścianie mapa powiatu wrzesińskiego oraz portret pruskiego cesarza Wilhelma II. Stoi też rząd drewnianych, niezgrabnych ławek z wyłożonymi łupkowo-bitumicznymi tabliczkami, na których niegdyś dzieci pisały tzw. rysikiem. Z boku „ośla ława”, w której sadzano uczniów za karę. Kiedy przed stu laty w takiej salce lekcyjnej próbowano zmusić polskie dzieci do modlitwy, wówczas rozległy się słowa:

My z Tobą, Boże, rozmawiać chcemy,

Lecz „Vater unser” nie rozumiemy

I nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać,

Boś Ty nie „Vater”, lecz Ojciec nasz...

Jako że zbliża się stulecie pamiętnego strajku dzieci wrzesińskich, który poruszył cały ówczesny cywilizowany świat, warto przypomnieć wydarzenia, będące symbolem walki Wielkopolan o polską mowę na ziemiach zaboru pruskiego.

Kiedy w 1815 roku na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego utworzono Wielkie Księstwo Poznańskie, król Prus Fryderyk Wilhelm III zapewniał poddanych o równości języków polskiego i niemieckiego. Z upływem lat Prusacy pokazywali swe prawdziwe oblicze, łamiąc dotychczasowe obietnice. Lata siedemdziesiąte XIX wieku rozpoczęły okres wzmożonej germanizacji i walki ze wszystkim co polskie, a twórcą tej polityki państwa pruskiego był „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck. Jego słynny „Kulturkampf” skierowany był przede wszystkim przeciwko ziemiaństwu i duchowieństwu polskiemu, a cała jego polityka wobec narodu polskiego zawarta była w jednym słowie – AUSROTTEN, to znaczy – WYTĘPIĆ! Bismarck publicznie mówił: ...Bijcie Polaków, by im ochota do życia odeszła! Osobiście współczuję ich położeniu, ale jeżeli pragniemy istnieć, nie pozostaje nam nic innego jak ich wytępić! W roku 1894 rozpoczęła swą działalność osławiona Komisja Kolonizacyjna, tzw. Hakata, której celem było wykupywanie ziemi z rąk polskich.

Oddzielny rozdział stanowiła walka z polską mową. W latach 1872 – 1874 ostatecznie zgermanizowano szkoły średnie, a w szkołach ludowych język polski usunięto w 1887 roku. Pozostał on jedynie na lekcjach religii, lecz nie na długo. W roku 1897 wicepremier rządu pruskiego oświadczył publicznie: „Należy podjąć na nowo w pełni misję państwa pruskiego, umocnienie niemczyzny i przesunięcie jej na wschód”. Rozporządzenie z lipca 1900 r. stało się podstawą całkowitej eliminacji języka polskiego. Było to swoiste podsumowanie prowadzonej z pruską dokładnością i bezwzględnością polityki germanizacji społeczeństwa polskiego. Decyzje władz pruskich spotkały się z ostrymi protestami najpierw w szkołach Poznania i Buku. Jednak do poważnej demonstracji, połączonej z niepokojami społeczności polskiej miało dojść w roku następnym w katolickiej szkole ludowej, w liczącej wówczas ponad 5 500 mieszkańców Wrześni.

I tak oto nadszedł pamiętny rok 1901. 4 marca inspektor szkolny we Wrześni otrzymał z kancelarii cesarskiej informację, że w nowym roku szkolnym, rozpoczynającym się w państwie pruskim po wakacjach wielkanocnych, nauka religii odbywać się będzie wyłącznie w języku niemieckim. W instrukcji władz pruskich czytamy: „Aby to przejście ułatwić, należy przede wszystkim biedniejszym uczniom dostarczyć podręczników potrzebnych do niemieckiej nauki religii ze szkolnego funduszu...”. Władze pruskie zalecały prócz tego, by w szkołach nauczali przede wszystkim „dzielni niemieccy nauczyciele”. We wrzesińskiej szkole, którą kierował rektor Fedtke, pracowali właśnie tacy nauczyciele. Byli to Schoelzchen i Pohl, a uzupełniał ich Feliks Koralewski, który mimo polskiego pochodzenia głośno mówił: „Nazwisko mam polskie, ale czuję się Niemcem”. Nauczyciele ci otrzymywali specjalny dodatek do pensji za krzewienie i umacnianie niemczyzny, tzw. „Ostmarkenzulage” w wysokości około 100 marek. Jedynym nauczycielem polskim, wspierającym wrzesińskie dzieci był Bronisław Gardo.

1 kwietnia 1901 roku w trzech najstarszych klasach wrzesińskiej szkoły dzieci po raz pierwszy miast Ojcze nasz... usłyszały Vater unser... Jako że wspomniane podręczniki nie dotarły na czas, ograniczono się na lekcjach do niemieckiego wykładu. Dzieci wychowane w duchu polskim, wsparte dodatkowo pouczeniami wikarego z wrzesińskiej fary ks. Jana Laskowskiego – gorącego patrioty i działacza oświatowego, zdecydowanie przeciwstawiły się nauczaniu po niemiecku. Najlepsza uczennica klasy I (w pruskiej szkole była to klasa najstarsza) Stefka Chełmikowska odpowiadała wprost – Jestem Polką i nie będę uczyła się religii w języku niemieckim!, a jej koleżanka Bronka Śmidowiczówna dodawała – Jesteśmy tylko poddanymi Rzeszy niemieckiej, ale jesteśmy Polakami! Kiedy nadeszły niemieckie katechizmy, Śmidowiczówna wezwana do katedry odebrała książkę z demonstracyjnym obrzydzeniem, trzymając ją palcami przez fartuszek. Następnego dnia dzieci ostentacyjnie oddawały katechizmy, układając je na nauczycielskiej katedrze. Dziatwa przestała się modlić, odpowiadać na pytania, więc niemieccy nauczyciele sięgnęli po brutalne metody. W ten sposób lekcje religii przemieniły się w próbę sił i z okien wrzesińskiej szkoły coraz częściej rozlegał się świst nauczycielskiej trzciny i krzyk bitych dzieci. Chłopcy otrzymywali do 10 uderzeń na pośladki, a dziewczynki tzw. „łapy”, czyli po 5 uderzeń trzcinką na jedną dłoń. Po takich uderzeniach na dłoni pozostawała krwawa pręga grubości palca. Dzieci bite przez sadystów Schoelzchena i Koralewskiego nie załamywały się. Kiedy kazano im śpiewać pruską pieśń Ich bin ein Preusse - zaśpiewały Ich bin Pole! Innym razem uczeń Bronek Klimas zapytany, jakie są barwy narodowe odpowiedział: Nasza barwa narodowa jest biała i czerwona, a pruska biała i czarna. Oporne polskie dzieci karano nie tylko chłostą, ale także aresztem. W tej sytuacji w mieście rosło wzburzenie i 15 maja zwołano we Wrześni wiec, na którym przemawiali polscy posłowie do parlamentu Rzeszy – dr Zygmunt Dziembowski, Józef Głębocki i ks. Antoni Stychel, wzywając społeczeństwo polskie do oporu i obrony.

W zaistniałej sytuacji pruskie władze szkolne w obawie przed rozszerzeniem się strajku szkolnego postanowiły siłą złamać opór dzieci. W poniedziałek 20 maja do szkoły przybył inspektor powiatowy Winter i polecił strajkującym 26 dzieciom z klasy I nauczyć się po niemiecku pieśni do słów Jana Kochanowskiego „Kto się w opiekę...” Kilku uczniów uległo i tych zwolniono do domu. Reszta trwająca w oporze (14) została zatrzymana w areszcie. Gdy inspektor wrócił po dwóch godzinach, usłyszał od dzieci, że nigdy nie będą się uczyć religii po niemiecku. Wyprowadzony z równowagi zarządził chłostę, którą wymierzał znienawidzony Schoelzchen. Płacz i krzyk katowanych dzieci ściągnął przed budynek szkolny tłum ludzi. Rozlegały się okrzyki Niech żyje Polska i Jeszcze Polska nie zginęła... Rodzice, by nie dopuścić do dalszego maltretowania swych dzieci, wtargnęli do środka budynku. Pierwsza wpadła Klimasowa wołając – Katujecie dzieci, zbrodniarze!... Wolę widzieć moje dziecko martwe, niżby miało uczyć się religii po niemiecku. W budynku znalazł się także piekarz Śmidowicz oraz matka pięciorga dzieci – Nepomucena Piasecka, która widząc renegata Koralewskiego krzyczała: Psiakrew, psi diabeł, pies niemiecki, ty chcesz naszym dzieciom wydrzeć religię? Wydrapię ci oczy!...Inspektor Winter wezwał na pomoc pruskiego policjanta i dwóch żandarmów, by położyli kres zajściom. Skatowane dzieci wybiegły na ulicę. Dygotały jak w gorączce, a dłonie ich były tak spuchnięte, że nie mogły utrzymać w nich książek. Staś Jerszyński miał na pośladkach 8 sinych pręg, a inni grube pręgi na dłoniach. Poproszony o pomoc miejscowy lekarz Ludwik Krzyżagórski wystawił zaświadczenia o ciężkich pobiciach dzieci.

Nazajutrz, we wtorek 21 maja, do strajku dołączyli uczniowie klasy II B. Jak się miało wkrótce okazać, w ślady wrzesińskich kolegów w następnych miesiącach poszły dzieci z innych szkół wielkopolskich, m. in. z niedalekiego Miłosławia, Poznania, Buku, Gostynia, Grodziska Wlkp., Jaraczewa, Krobi, Pleszewa, Szelejewa. Tymczasem cała prasa niemiecka rozpętała antypolską kampanię sugerując, iż wydarzenia wrzesińskie mogą być początkiem kolejnego powstania polskiego. Jedyną i prawdziwą relację z tych wydarzeń przedstawił ukazujący się w Inowrocławiu „Dziennik Kujawski”, który zamieścił obszerną korespondencję skromnego nauczyciela wrzesińskiej szkoły Bronisława Gardo. Dzięki temu wieść o dzieciach katowanych za polskie słowo poszła w świat. Ten wstrząsający w swej formie i treści protest dzieci z Wrześni wywołał z jednej strony powszechne oburzenie, z drugiej – podziw całego świata za postawę polskiej dziatwy.

Strajk dzieci wrzesińskich w obronie polskiej mowy znalazł swój epilog w sądzie. Władze pruskie wytoczyły rodzicom proces, który odbył się przed Sądem Specjalnym w Gnieźnie. Na ławie oskarżonych w listopadzie 1901 roku zasiadło 25 osób (w tym troje młodocianych – 13, 15 i 17 lat), którym zarzucano zakłócanie porządku publicznego w dniu 20 maja 1901r. Ten niezwykły proces trwał cztery dni, a zakończył się wydaniem niezwykle surowych wyroków. Np. wspomniana Nepomucena Piasecka skazana została na dwa i pół roku więzienia! Łącznie skazanym wymierzono kary 18 lat i 10 miesięcy więzienia, rok domu poprawczego i 6 tygodni aresztu. Obrońcy Polaków wnieśli apelację do Sądu Rzeszy w Lipsku, który w kwietniu 1902 roku utrzymał w mocy wyroki sądu gnieźnieńskiego. Ale prócz głównego procesu odbyło się też kilka innych, w czasie których sądzono pozostałe osoby związane z wydarzeniami wrzesińskimi. M.in. skazano Szymona Furmanka - fotografa z Wrześni za wykonanie i rozpowszechnianie 17 tysięcy fotografii katowanych dzieci oraz skazanych w pierwszym procesie, natomiast za rozpowszechnianie tych pocztówek ukarano męża Nepomuceny Piaseckiej – murarza Marcelego oraz pomocnika kupieckiego Kazimierza Kaczmarka.

W kilka dni po zakończeniu rozprawy w Gnieźnie, 22 listopada 1901 r. na łamach krakowskiego „Czasu” ukazał się „List w sprawie ofiar wrzesińskich” Henryka Sienkiewicza, który przedrukowały gazety Galicji i Królestwa Polskiego, a później gazety francuskie, angielskie i rosyjskie. Sienkiewicz pisał m.in.:

Zapadł niesłychany wyrok!

Nie podniesiono na żadnego ze szkolnych katów ręki, nie było napaści ni przemocy, a jednak rodziców tych małych dzieci, skatowanych przez pruską szkołę, sądy ukarały długoletnim więzieniem za to, że pod wpływem rozpaczy i litości wypowiedzieli zbyt głośno słowa oburzenia przeciw takiej szkole i takim nauczycielom.

Wszędy, gdzie zwyrodniała kultura nie przeszła w stan dzikości, nawet wśród tych Niemców, którzy woleliby w dziejach inną rolę niż zbirów pruskich, wyrok ten budzi jednaką grozę i pogardę – a zarazem napełnia serce troską o przyszłość i zdumieniem. My jedni, którzy od czasu, gdy część narodu naszego weszła w skład Prus, znamy bliżej to środowisko – nie powinniśmy się dziwić ani też poprzestać na słowach i załamywaniach rąk. Tak jest! Zdziwienie nie byłoby na miejscu...Od czasów Fryderyka II i jeszcze dawniejszych polityka pruska była nieprzerwanym ciągiem zbrodni i przemocy, podstępów, pokory względem silnych, tyraństwa względem słabszych, kłamstwa, niedotrzymywania umów, łamania słów i obłudy... W dalszej części swego listu pisarz apelował o pomoc dla walczących dzieci i rodziców. I niemal natychmiast we Wrześni powstał komitet pomocy, na czele którego stanął m.in. Józef Kościelski z Miłosławia. Należy w tym miejscu wspomnieć, iż nasz wielki pisarz, autor „Trylogii”, wkrótce po przyznaniu mu nagrody Nobla w 1906 roku raz jeszcze zabrał głos w związku z trwającym nadal w szkołach protestem dzieci polskich. W „Liście otwartym do J. C. Mości Wilhelma II, króla pruskiego” z dnia 23 listopada 1906 roku pisał m. in.: „...straszne, głęboko nieludzkie i nie dające się niczym usprawiedliwić są takie ustawy, na które odpowiedzią jest płacz tysiąca bezbronnych dzieci. Szkoła, a w niej nauczyciel w królestwie pruskim nie jest przewodnikiem, który polskie dziecko oświeca i prowadzi do Boga, ale jakimś bezlitosnym ogrodnikiem, którego urzędowym obowiązkiem jest zdrową polską latorośl przerobić choćby na krzywą, karłowatą płonkę niemiecką. I oto z każdym rokiem więcej w tych szkołach łez, więcej świstu rózeg, więcej męczeństwa...”

Tymczasem za pieniądze zebrane przez wrzesiński Komitet rodzicom Bronki Śmidowiczówny (przy pomocy Józefa Kościelskiego z Miłosławia) udało się wywieźć córkę najpierw do Krakowa, a następnie do Zakopanego. Nieco później wrzesiński skrzypek Ignacy Janicki wywiózł potajemnie do Lwowa Nepomucenę Piasecką wraz z pięciorgiem jej dzieci.

Z innych polskich pisarzy w obronie strajkujących dzieci wystąpili m.in. Władysław Reymont, Teodor Tomasz Jeż czy Jan Lorentowicz. Szczególną jednak rolę odegrała Maria Konopnicka, organizująca we Włoszech wielką akcję solidarnościową. Poetka szczególnie wrażliwa i zawsze czuła na krzywdę ludzką, a tym bardziej dziecięcą, tak oto w 1902 roku pisała w wierszu „O Wrześni” (fragment):

Tam od Gniezna i od Warty

Biją głosy w świat otwarty,

Biją głosy, ziemia jęczy:

- Prusak dzieci polskie męczy!

 

Za ten pacierz w własnej mowie,

Co ją dali nam ojcowie,

Co go nas uczyły matki,

- Prusak męczy polskie dziatki!...

Echa wydarzeń wrzesińskich spotkamy także w strofach napisanego w kilka lat później przez Marię Konopnicką wiersza - „Hasła” czyli „Roty”, która rozpoczyna się od słów:

Nie rzucim ziemi skąd nasz ród,

Nie damy pogrześć mowy!...

Zaś na początku trzeciej zwrotki tej polskiej pieśni hymnicznej Konopnicka zapisała:

 

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz,

Ni dzieci nam germanił!...

Słowa tej wspaniałej polskiej pieśni patriotycznej rozbrzmiewały przez długie lata XX wieku, przypominając o germanizacji, zniewoleniu oraz o niezwykle heroicznej postawie polskich dzieci w obronie własnej mowy. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż w kilka lat po strajku wrzesińskim 1901 roku, we Lwowie doszło do spotkania Marii Konopnickiej z Nepomuceną Piasecką i jej dziećmi. Wzruszona poetka powiedziała wówczas: Ja śpiewałam, wyście walczyli. Ja byłam słowem – wy czynem. Bo co nastrajało i unosiło pieśń moją, było płomieniem dusz waszych, tętnem waszej pracy budzona byłam...

Od pamiętnego strajku mija sto lat. Zatrzymajmy się zatem na koniec we współczesnej Wrześni. Przy dawnej ulicy Kościelnej, noszącej dziś nazwę Dzieci Wrzesińskich zachował się budynek starej Katholische Volksschüle. 24 października 1926 roku, z okazji dwudziestopięciolecia strajku, w jej frontową ścianę wmurowano marmurową tablicę z napisem: POLACY! NIE ZAPOMNIJCIE TEGO NIGDY, ŻE WRÓG ODWIECZNY KATOWAŁ TUTAJ DZIECI WASZE ZA ICH GORĄCE PRZYWIĄZANIE DO WIARY I MOWY OJCÓW. Tablicę w okresie II wojny światowej ukryto przed Niemcami i obecnie znajduje się w pobliskim kościele farnym, w którym w dobie strajku swą posługę kapłańską pełnił duchowy przywódca strajkującej dziatwy – ks. Jan Laskowski. W kościele w 1935 roku, w kruchcie wieżowej umieszczono witraż według projektu Mariana Turwirda, przedstawiający Chrystusa błogosławiącego dzieci wrzesińskie. W roku 1961, w związku z 60 rocznicą strajku otwarto nową szkołę, której nadano imię „Dzieci Wrzesińskich”, natomiast w historycznym budynku starej szkoły utworzono niewielką Izbę Pamięci. Tuż nad wejściem do niej wmurowano wówczas nową tablicę z napisem: WIECZNA CHWAŁA BOHATERSKIM DZIECIOM WRZESIŃSKIM, KTÓRE W TYM BUDYNKU WALCZYŁY W LATACH 1901 – 1907 O JĘZYK OJCZYSTY, KONTYNUUJĄC CHLUBNE TRADYCJE NARODOWE NASZYCH OJCÓW. Od 1966 roku w budynku tym mieści się Muzeum Regionalne im. Dzieci Wrzesińskich. Na jego bocznej ścianie w 1981 roku, w 80 rocznicę strajku, odsłonięto tablicę poświeconą ks. Janowi Laskowskiemu. Pod jego podobizną widnieje napis: KAWALER KRZYŻA OFICERSKIEGO ORDERU ODRODZENIA POLSKI KS. JAN LASKOWSKI /1872-1939/, DUCHOWY PRZYWÓDCA STRAJKU DZIECI WRZESIŃSKICH W 1901 R., NIESTRUDZONY OBROŃCA POLSKOŚCI W WALCE Z PRUSKIM ZABORCĄ. W 80 ROCZNICĘ PAMIĘTNYCH WYDARZEŃ – SPOŁECZEŃSTWO WRZEŚNI. Tablicę odsłoniła żyjąca ostatnia uczestniczka pamiętnego strajku Pelagia Jankowiak - Ziętek. Wąska uliczka tuż przy historycznym budynku otrzymała wówczas imię bohaterskiego Księdza.

Tuż w pobliżu rynku, przy ul. Harcerskiej w maju 1975 roku odsłonięto skromny pomnik Dzieci Wrzesińskich, dzieło Jerzego Sobocińskiego z Poznania. Poniżej rzeźbiarskiej grupy dziecięcej cokół z napisem: BOHATERSKIM DZIECIOM WRZESIŃSKIM BRONIĄCYM MOWY POLSKIEJ W STRAJKU SZKOLNYM 1901 – 1902, SPOŁECZEŃSTWO WRZEŚNI I POWIATU WRZESIŃSKIEGO W HOŁDZIE 1975.

Nieco dalej położony jest park im. Dzieci Wrzesińskich – dawny park dworski w Opieszynie. Mieszkańcy Wrześni pragnąc odwdzięczyć się Marii Konopnickiej, gorącej orędowniczce sprawy dzieci wrzesińskich, we wrześniu 1979 roku wznieśli tu piękny pomnik poetki, dzieło warszawskiego rzeźbiarza Mieczysława Weltera. Otoczony jest on symbolicznymi księgami (dzieło rzeźbiarza Józefa Stasińskiego), na których widnieją cytaty Marii Konopnickiej, a na jednej słowa Kazimierza Tetmajera: Rotą Konopnickiej Polska zmartwychwstawa, Polska dzisiejsza. Należy się jej za to od narodu pomnik.

W stulecie pamiętnego strajku szkolnego warto się zastanowić, ileż siły musiały mieć dzieci wrzesińskie, że bestialska pruska przemoc nie mogła ich złamać. Tę siłę dała im wpojona przez dom rodzinny miłość Ojczyzny, umiłowanie polskiej mowy i wierność własnej religii. O tym musimy pamiętać i dlatego w 100-lecie strajku dzieci wrzesińskich warto zacytować słowa papieża Jana Pawła II, wypowiedziane w czasie audiencji w 1985 roku: Nie jest łatwo być Polakiem, to jednak warto być Polakiem! I o tym musimy zawsze pamiętać! Jeśli nie jest łatwo, to tym bardziej warto! Zachować należy w pamięci dobre czyny Polaków i trzeba wracać do nich przy nadarzających się okazjach lub rocznicach... A współcześnie żyjącym warto przytoczyć przesłanie dziś nieco zapomnianej poetki wielkopolskiej Pauli Wężykówny (1876-1963), zawarte we wzruszającym wierszu „Wrzesińskie dzieci”:

...Dzieci tej ziemi! W górę, w górę czoła!

Z Wrześni coś idzie, jakaś wielka moc,

Jak woń ożywcza na miasta, na sioła,

Jak światełko w ciemną, duszną noc,

Tak nam czyn dzielny jasno w przyszłość świeci

 

Tych wrzesińskich dzieci!

Dzieci tej ziemi! Gdy was ból omota,

A dobre serca pocznie męka gnieść,

Gdy słabnąć pocznie i wiara, i cnota,

Niech wam przyświeca owych dzieci cześć,

Co świecić będzie do końca stuleci

Z tych wrzesińskich dzieci!

Jerzy Sobczak

Wstecz