„Był zbyt wrażliwy dla miłości”?

- w takie oto pytanie, odnoszące się do życia i twórczości Sławomira Worotyńskiego, przekształca mi się stwierdzenie, wyjęte z jego wiersza „Próba rehabilitacji Otella”. Nazwany utwór zawiera, jak się wydaje, swego rodzaju autocharakterystykę poety. Znana wszystkim zbrodnia bohatera nad Desdemoną jest w nim skomentowana następująco:

- Nieprawda!.. Nie był Maur zazdrosny.

Był zbyt wrażliwy dla miłości...

A w życiu to jest tak tragiczne!

Sformułowana tutaj konstatacja filozoficzna nie jest jakąś chłodną abstrakcją. Prawda tych słów została przypieczętowana życiem i twórczością poety.

Przypomnijmy okolicznościowo, że 20 stycznia br. mija 60-lecie urodzin tego świetnego poety. Sławomir Worotyński urodził się w 1942 r. w Nowej Wilejce. W 1959 r. tamże ukończył Szkołę Średnią nr 26 (obecnie im. J.I.Kraszewskiego). Studiował filologię rosyjską w Instytucie (dziś Uniwersytecie) Pedagogicznym w Wilnie. Podejmował różnego rodzaju prace zarobkowe, z których ostatnia to praca gońca w „Czerwonym Sztandarze” (dziś „Kurier Wileński”). Na łamach tej gazety, jak i wszyscy nasi twórcy starszych pokoleń, startował jako poeta w 1961 r., a więc w 2001 r. minęło czterdzieści lat od momentu debiutu. Wiersze Worotyńskiego chętnie zamieszczały różnorodne periodyki polskie, w tym także „Życie Literackie”.

W biografii najsmutniejsze jest to, że poeta bardzo wcześnie odszedł. Nie ułożyło mu się życie osobiste. W sierpniu 1983 r. wyjechał do Bielska-Białej, do żony, z nadzieją, że uda się zachować rodzinę. Stało się, niestety, inaczej. 22 września tegoż roku popełnił samobójstwo. Nie da się już nigdy dociec wszystkich motywów, które doprowadziły do tak desperackiego kroku zakochanego przecież w życiu człowieka.

Częściową odpowiedź mogą dać właśnie wiersze, które znajdziemy w znanych nam wydaniach zbiorowych „Sponad Wilii cichych fal” (Kowno 1985), „Współczesna polska poezja Wileńszczyzny” (Warszawa 1986), „Po stokroć wracam” (Warszawa 1996) i in., jak też w tomikach autorskich „Kontrasty i analogie” (Kowno 1990) oraz „Podróż” (Warszawa 1991).

Poznawanie poezji Sławomira Worotyńskiego nieuchronnie prowadzi do wniosku, że zasadnicze jej motywy stanowią miłość i śmierć, a więc Eros i Tanatos, z bezsporną dominacją ostatniego. Jest to jakby temat-obsesja. Temat, oczywiście, nienowy, poruszany przez literaturę od zarania jej dziejów. Jeżeli jednak dla wielu twórców dany motyw był nieraz artystycznym podsumowywaniem niekoniecznie własnych doświadczeń, to w przypadku poezji Worotyńskiego mamy do czynienia przede wszystkim z odsłanianiem bardzo osobistych przeżyć.

Bohater Worotyńskiego (a właściwie on sam) jest samotny w sensie przenośnym, jak się bywa samotnym wśród ludzi, jest także samotny w sensie dosłownym:

Późną nocą nie mam gdzie się schować.

Pod ciężarem wspomnień tracę głowę.

I bezsenność jak natrętna sowa

Szarpie teraz wszystkie moje słowa.

Chcę do ognia gorzkie łzy wpakować.

Nie ma ciebie. Jak to przechorować?(...)

Miłość i samotność były w tym wypadku tak głęboko przeżywane, że nie obeszło się bez przywołania trzeciej siostry, którą stała się śmierć. Nie pojawiła się raptem, długo i troskliwie oswajał ją poeta. Lista jego utworów, w których dominuje temat śmierci, jest o wiele dłuższa niż wykaz wierszy miłosnych. Zwracał się do śmierci bezpośrednio, mówił o niej też językiem na poły symbolicznym, eufemistycznym. Zawsze jednakże było wiadomo, że chodzi przede wszystkim o jego własną śmierć. Zawsze, zgodnie z tytułem jednego z wierszy, trzymał „drzwi uchylone” w zaświaty:

Kiedy będę odchodzić,

daj mi pęk leśnej trawy.

Albo nie. Lepiej podaj

garść piołunu i prawdy.(...)

Daj mi w drogę, co trafi.

Byle była relikwia.

Nawet źdźbło leśnej trawy

pod świerkami przy ścieżce.

Albo nie. Nic nie dawaj,

Jeśli tak mi się śpieszy.

Najbliższy przyjaciel Sławomira Worotyńskiego, wileński poeta Henryk Mażul, któremu zawdzięczamy, m.in., zebranie spuścizny autora i wydanie „Kontrastów i analogii”, następująco skomentował przyczynę odejścia Sławka, jak go najczęściej nazywa: „Ta wrażliwość, której miał za wiele, Go zabiła. Bo trochę wrażliwości, nawet dużo wrażliwości jest darem nad darami. Za dużo wrażliwości jest z kolei tragedią”.

J ako poeta wyróżnia się Worotyński przywiązaniem do dość tradycyjnej formy. Jest to jeden z nielicznych, który nie boi się rymowania, melodyjności, który może być określony jako najbardziej liryczny poeta wileński.

Nie boi się wywietrzałego niejako, zrutynizowanego przez częste użycie słownictwa. Niejednokrotnie spotykamy u niego takie rekwizyty, jak: księżyc i gwiazdy, słońce i promień, drzewa i kwiaty, róża i las, deszcz i śnieg, wiosna i noc, serce i pieśń, gniazdo i ptak, występujące, oczywiście, w różnorodnych połączeniach i kontekstach. Trzeba przyznać, że, m.in., dobra znajomość języka, zróżnicowania stylistycznego jego leksyki pozwala poecie umieścić te niby szablony w takim sąsiedztwie, że zaczynają nabierać rumieńca, nie rażą swoją trywialnością. Oto przykład z tak tradycyjnym rekwizytem jak „księżyc”:

Brzozy piją czarną kawę

Razem z ciszą i księżycem.

Jednym z wyznaczników twórczości Worotyńskiego jest częste odwoływanie się do polskich i nie tylko polskich, symboli kulturowych, zwłaszcza wielkich nazwisk-symboli, typu Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański, Chopin, czy, odpowiednio, ich utworów.

Kilkanaście wierszy opiera poeta na motywach z życia i twórczości Wieszcza, ale nie po to, żeby ukazać wielkiego poprzednika jako narodowego świętego, lecz raczej w tym celu, żeby na kanwie prawdy i legendy o Mickiewiczu snuć refleksje o tym, co wieczne: o miłości, zazdrości, przemijaniu, nieuchronności, tęsknocie, śmierci itp., albo zająć się czasem „prześwietlaniem” samych słów, jak jest w wierszu „Iluzja”. Możliwe ono przede wszystkim dlatego, że jest to język ojczysty, że znaczy nie tylko samo słowo, znaczą też jego części składowe:

Może nie Bolcieniki?

Może to ból i cień.

Czas się nie liczy z nikim,

Niosąc uczuciom cierń.

Worotyński wyróżnia się także tym, że częściej niż inni nasi poeci sygnalizuje obecność w swojej świadomości klasyki literatury światowej: Homer, Safona, Szekspir, Cervantes, Balzac, Proust, Sartre i in., w tym też rosyjskiej: Puszkin, Lermontow, Achmatowa, obecność baśni i legend.

W ogóle Sławomir Worotyński zadziwia nieraz swoją szeroką erudycją. Dość często rolę poetyckich słów-kluczy, słów-symboli pełnią u niego wzmianki, odsyłające do historii starożytnej, powszechnej: skarby Inków, Sumerowie, Kartagina, Troja, kraina Azteków, Scytowie, Chaldowie, wojna peloponeska, Joanna Darc i in.

Odległe czasowo fakty historyczne czy kulturowe niezbędne są głównie po to, żeby operując nimi mówić też o współczesności, o tym, co się powtarza, żeby szukać analogii, jak w lapidarnym liryku „Sumerowie”:

Co zostanie po nas?

Może łąka.

Co zostanie po nas?

Może pomnik.

Co zostanie po nas?

Może książka.

Co zostanie po nas?

Może człowiek.

Worotyński zaludnił swoją poezję przede wszystkim postaciami mitologicznymi. Są to, m.in., Afrodyta, Antygona, Flora, Pomona, Hera, Fortuna, Charon, Kronos, Euterpe, Ozyrys, Erynia, Dionizos, Argonauci, Posejdon, Orfeusz i in. oraz, odpowiednio, miejsca dziania się mitologicznego: Hades, Leta, Styks. Oto przykład z wiersza „Nić Ariadny”:

Kto nam

da nić: (…)

 

Czy tam,

gdzie gnić,

nam dadzą nić? (…)

 

I nie wie nikt,

gdzie nieba

zgrzyt,

a drzewa w krzyk,

że trzeba

żyć.

W mniejszym stopniu, ale korzysta autor także z języka i symboliki biblijnej. Pojawiają się u Worotyńskiego takie postacie i pojęcia biblijne, jak: Abraham, Adam, sady Edenu, Betlejem, Piłat, Golgota, ukrzyżowanie, zmartwychwstanie, Apokalipsa. Inkrustacje biblijne pełnią różne funkcje. Czasem wzbogacają ekspresję języka:

Podarty hieroglif krwi (mowa o zachodzie słonecznym)

zastygł na zmartwychwstanie.

Czasem wzmacniają, uwierzytelniają porównanie:

Stoję nagi. Jak Adam.

Dają też podstawę do tworzenia neologizmów, jak jest w wierszu „Marzec”, którego bohater obserwuje:

Ostatnie strzępy białych śladów.

Za chwilę trawa ruszy z miejsca,

lecz i ostatnie zmartwychspadną,

jak wszystko, co podlega śmierci.

Czasem występują w swojej funkcji symbolicznej, pełnią rolę języka zastępczego:

Dokąd pojedziemy?

Wszystko jedno dokąd.

Może do Betlejem

Albo na Golgotę.

Sławomir Worotyński jest poetą niezwykle wrażliwym nie tylko na sztukę słowa, ale na sztukę w szerszym znaczeniu, a więc na rzeźbę, malarstwo i przede wszystkim na muzykę. Wiele doznawanych przez siebie wrażeń często i chętnie przekłada właśnie na język sztuki. W odpowiednich kontekstach potrafi przywołać „piramidę Cheopsa” i „Wenus z Milo”, barok i „gotyckie echo”, „klasykę wspomnień” i „barwny motyw” itp.

Ze znajomością rzeczy operuje terminologią specjalistyczną, tak, jakby był historykiem sztuki. Dla potwierdzenia danej myśli - fragment wiersza „Wstęp do katedry wileńskiej”:

Sześć fletów kamiennych doryckiej orkiestry -

trzyma statecznie i wiernie, i wiecznie

starego portyku poranną puentę,

za którą swój krok rozpoczyna Renesans.

Nie są poecie obce też głośne nazwiska z dziedziny malarstwa. Ma on w swoim dorobku wiązankę wierszy, które można określić jako tzw. „wiersze malarskie”. Motywy malarskie, jak i wszelkie inne, mogą pełnić i pełnią różne funkcje. Oto dla przykładu fragment wiersza „Spotkania z Tycjanem”, w którym za pośrednictwem subtelnych, lirycznych określeń poeta charakteryzuje, przybliża po prostu malarstwo jednego z mistrzów, umieszczając je zarówno w czasie historycznym, jak w wieczności:

Nie wiesz gdzie Tycjan mieszka?..

Tam, gdzie jest miłość wieczna.

W świtach słonecznorudych,

kiedy przychodzą ludzie

stanąć wśród chwil w zachwycie

przed afirmacją życia.

Jeszcze gdzie mieszka Tycjan?

Tam, gdzie jest marzeń tysiąc.

W lustrze puenty wielkiej.

W czasach Madonny pięknej.(…)

Podobnie, jak w przypadku motywów malarskich, tak i, na motywach muzycznych jest oparte wiele wierszy Worotyńskiego. W różnych kontekstach i dla różnych celów artystycznych najczęściej przywoływani są tacy kompozytorzy, jak Bach, Mozart, Beethoven, Chopin, czasem też Liszt, Haydn, Ravel, Debussy, piosenkarka Edith Piaf.

„Piosenka o pianistce” jest utworem nie tylko o zakochanej w muzyce wykonawczyni, ale też lakoniczną, subtelną, uwznioślającą prezentacją istoty muzyki, która się złożyła na jej repertuar:

Na pewnej maleńkiej scenie

Grała pianistka Ravela.

Ciepłym chlebem marzenia

Chciała z nim się podzielić.

 

Potem tuliła do siebie,

Całując palcami klawisze,

Obłoki nut Debussy'ego

Jak najbliższą relikwię.

 

Kiedy zjawił się Chopin,

Chociaż była zmęczona,

Oddała mu wszystką dobroć

Jak serce w otwartych dłoniach. (…)

Wyznaczając tak wysokie miejsce muzyce bohater liryczny Worotyńskiego nie może obejść się bez odniesień do niej także wtedy, kiedy chce wyrazić swój pozytywny stosunek do innych doznań ze swojego czy życia ludzkiego w ogóle. Są to reminiscencje muzyczne typu:

Niby rapsodia Liszta

Płynie przez me dzieciństwo

Rzeka Wilenka czysta.

Rapsodia, jako utwór często o charakterze narodowym, jest tu jak najbardziej na miejscu, poeta w danym wierszu nawiązuje przecież do swojej „małej ojczyzny”.

Reminiscencje muzyczne mogą też służyć w niektórych wypadkach wyartykułowaniu jakichś refleksji filozoficznych o przemijaniu, o marności żywota, o niesprawiedliwości, spotykającej często wielkich, utalentowanych ludzi. Myśl ta przewija się, m.in., przez utwór „Pole Beethovena”:

(…) Idzie samotny żebrak

z zapomnianego wieku.

 

Po nim zostają ślady

Księżycowej sonaty.

Refleksji o losach geniuszy towarzyszy czasem też smutna, gorzka autorefleksja, jak w wierszu „Czarne jagody białej czeremchy”, w którym bohater już mówi jakby z perspektywy bycia po tamtej stronie, wygłasza monolog pośmiertny:

Nie jestem potrzebny nikomu.

Nieuchronności nawet.

Śmierć wykonała wyrok i poszła

wypocząć sobie. (…)

 

Życie? Już nie mam życia. Ludzie? I nie

mam ludzi - (…)

Wrzuciliby moje ciało. Jak Mozarta po

śmierci do jamy!..

Nie słyszą. Kwartet much odpędzają

starannie. (…)

Motyw przemijania w połączeniu z motywem ze świata muzyki, piosenki może też prowadzić do bardziej łagodnej czy wręcz optymistycznej refleksji, na jaką nastraja, na przykład, dwuwers:

Niech życie mija,

jak Edith Piaf.

A więc, mija i nie mija zarazem, gdyż jest życiem pięknym, twórczym, niosącym radość innym, zostawiającym ślady po sobie i to jest pocieszające.

Dość często metafory, porówna- nia oraz różnego rodzaju reminiscencje muzyczne potrzebne są poecie po to, żeby coś sprecyzować, uwznioślić czy wyrazić swój zachwyt w przekazywaniu jakichś zjawisk czy odgłosów natury, w której też jest autentycznie zakochany. Stąd w jego wierszach można, na przykład, usłyszeć (właśnie „usłyszeć”, bo chodzi często o podkreślenie efektów dźwiękowych): „wiatru allegro”, „obudzoną harfę porannego słońca”, „skrzypce koników polnych”, można też „grać na harfach deszczu” czy odbierać „deszcz niby walczyk wiedeński”. Każda pora roku ma swoje barwy i akordy. Nawet (…)zima gra

Na tamburynie dachów białą melodię

śniegu.

Motyw natury także mógłby stanowić osobny temat, tym bardziej, że to jest motyw o przebogatej tradycji literackiej i każdy kolejny poeta ma coraz więcej problemów z urozmaicaniem języka, opiewającego piękno przyrody.

Poeta nie ukrywa swojego ciążenia ku otwartej przestrzeni, ku plenerowi, ku autentycznemu pięknu. W wierszu „Damasceńskie firanki” powie wprost:

(…) Nie lubię firanek.

Zasłaniają kwiaty i krajobrazy.

Przyrodę można eksponować różnorako. Można przybliżyć jakiś piękny szczegół i uczynić go pretekstem do snucia odpowiednich skojarzeń, symbolicznie zasygnalizowanych analogii do życia ludzkiego:

Kwitnąca gałązka bzu.

Jak o szczęściu nie krzyczeć?

Kwitnąca gałązka bzu.

Jakie jest piękne życie!..

 

Złamana gałązka bzu.

Jak ją nie w sercu mieć?

Złamana gałązka bzu.

Jaka jest piękna śmierć!..

Zaznaczmy, że drzewa i kwiaty przybierają nieraz w poezji Worotyńskiego bardziej konkretne oblicze. Wśród przywoływanych drzew preferowana jest jabłoń. Wśród kwiatów szczególnymi względami cieszy się konwalia. Jest osobny wiersz o niej, nie zabrakło jej także w poetyckim „Albumie kwiatów”.

Maleńki poemat -

Serduszko konwalii.

- czytamy w wierszu „Konwalia”.

Godna uwagi jest przestroga, zawarta w poincie owego niewyszukanego wiersza:

Nie rwijcie konwalii

Kwitnącej pod słońcem.

Niech wszyscy kochają

Jej koncert na łące.

Czasem reminiscencjom muzycznym zawdzięczamy sugestie o wyższości, doskonałości natury w porównaniu z naszymi ludzkimi zdolnościami, jak jest w wierszu „Strumyk”:

Umiemy wszystko: kochać, marzyć,

Urodzić czułość jak piosenkę,

Samotnie pójść do ciepłych lasów

I tam podziwiać życie piękne.

 

Umiemy sprzeczać się i drzemać.

W pokoju smutku nocą płakać,

A strumyk umie tylko szemrać

Fortepianową fugę Bacha.

Pomniejszenie zdolności strumyka staje się zarazem jego wywyższeniem.

Czasem jak, na przykład, w „Leśnych darach”, poeta jest bardziej jednoznaczny w wartościowaniu głosów natury i sztuki:

Przyniosłem z lasu przędzę drzew.

Pachnący sen konwalii.

Natchniony ptaków dźwięczny śpiew

Piękniejszy niż w La Scali. (…)

I, żeby zakończyć odpowiednim akordem, przywołajmy „Wieczorną melodię”, w której miłość do muzyki, piękna natury i bliskiej osoby zestrojone są właśnie w jedną liryczną, bardzo ciepłą i emocjonalną melodię:

Ściszyły ptaki już w spokoju

Klarnety, flety i puzony.

Nie ucichł tylko konik polny,

Bo w skrzypcach księżyc mu zadzwonił.

Zmęczone słońce już nie rzeźbi

Posągu dnia czerwoną pieśnią.

Ulice puste niosą rzewność,

Jak człowiek duszę do poezji.

Nad rzeką wiatr zadrzemał ciepły.

Na drzewach zmierzch zawiesił cienie.

Był wieczór piękny jak natchnienie.

I trochę smutny, bo bez Ciebie.

...Ileż jeszcze podobnych perełek lirycznych mogło powstać, gdyby nie za wcześnie „złamana gałązka bzu”?

doc. dr Halina Turkiewicz

kierownik Katedry Filologii Polskiej Uniwersytetu Pedagogicznego w Wilnie

Wstecz