W Domu Kultury Polskiej w Wilnie

Dzień Nauczyciela na wesoło

W pierwszych dniach października nie tylko szkoły i wydziały oświaty organizowały uroczyste akademie z okazji Dnia Nauczyciela. Już po raz drugi z rzędu obchody tego święta zorganizowano też w wileńskim Domu Kultury Polskiej. Imprezę zainaugurował prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna” Józef Kwiatkowski, który złożył wszystkim nauczycielom serdeczne życzenia.

Przy lampce wina i blasku świec goście wysłuchali koncertu zespołu instrumentów dawnych Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego Ars Nova. Do Wilna zespół, na zaproszenie dyrekcji DKP, przyjechał specjalnie na tę okazję. Zespół istnieje od 1981 roku, kieruje nim Jacek Urbaniak. Ars Nova specjalizuje się w muzyce europejskiej XIII-XVI wieków i należy do czołowych tego rodzaju grup w Polsce. W Domu Kultury Polskiej Ars Nova wykonał koncert pt. „Ballady”, fabułą którego były: urodziny królewicza Kazimierza Jagiellończyka, żakowskie juwenalia, życie średniowiecznego Krakowa, pochwała Maryi, staropolska skarga umierającego, taneczne rytmy estampidy i in.

Ten piękny koncert był jedynym poważnym akcentem tego wieczoru. Już po przerwie podobni do urwisów konferansjerzy zachęcali nauczycieli, by się poczuli w skórze uczniów („chłopaki” musieli „czubić dziewczynki” czy opowiadać kawały). Inicjowali też i zachęcali pedagogów do udziału w typowo dziecięcych grach: małych zuszków, krasnoludków, wspólnych śpiewów i tańców. W przerwach pełen werwy i gracji dziewczęcy zespół współczesnego tańca Mirage porywał publiczność do hucznych braw. Nie zabrakło też konkursów.

Każda szkoła miała przedstawić swojego dyrektora w konkursie na „karykaturę naszego dyrektora”. Konkurs ten, tryskający pomysłami, humorem i fantazją, nie tylko rozbawił publiczność, ale też ujawnił nieprzeciętne uczniowskie talenty plastyczne. Rysowane z przymrużeniem oka portrety dyrektorów zostały wywieszone na publiczny osąd, a zwyciężył ten z nich, który uzyskał najhuczniejsze brawa (był to „portret” dyrektorki rudamińskiej szkoły im. F. Ruszczyca).

Do konkursu tanecznego każda szkoła wytypowała parę. Jury w osobach dyrektorów szkół pilnie obserwowało popis 15 krążących w walcu po parkiecie par. Potem było tango, poleczka, rock and roll oraz taniec współczesny. Po pierwszej turze na parkiecie zostało już tylko 7 par, które kontynuowały taneczny maraton aż do wyłonienia zwycięzców. Tak się jednak złożyło, że w opinii jury aż 3 pary tańczyły równie wspaniale, więc podzieliły laury. Każda para dostała nagrodę w postaci butelki szampana i... lizaka na patyku. Te pary, które nie dostały się do finału, otrzymały nagrody pocieszenia w postaci gumy do żucia, cukierków i lizaków.

Do tańca przygrywała kapela estradowa „Drużbanci”. Ich muzyka i śpiew sprawiły, że sala bawiła się hucznie i wesoło. Zabawa trwała prawie do północy.

 

Nauczyciel wyzwolony!?

Jeszcze nie tak dawno (w historycznym wymiarze), gdy stanowiliśmy bratnią rodzinę republik radzieckich, a panował nam JW „rozwinięty socjalizm” było modne z okazji świąt branżowych mówić o problemach danego środowiska. Za „poważnej” władzy radzieckiej nie wypadało po prostu cieszyć się ze święta. Dziś świąt mamy w bród i są one najczęściej albo prymitywnie patetyczne, albo (nie wiadomo co lepsze) bezdennie głupio rozrywkowe. Wśród świąt niereligijnych najbardziej masowo i z szacunkiem świętowany jest bezsprzecznie Dzień Nauczyciela. Każdy z nas bowiem w ten czy inny sposób jest ze szkołą, nauką powiązany. Również każdy ma swój wyrobiony pogląd na szkołę, nauczanie, nauczycieli.

Nauczyciel, kim jest obecnie w reformowanej od lat szkole? Po odrodzeniowych dyskusjach o szkole narodowej, na Litwie do dnia dzisiejszego nie ma strategii rozwoju oświaty. Dosłownie przed paru tygodniami Kierunki rozwoju oświaty na lata 2003-2012 przedstawiła prezydentura. Wśród autorów „kierunków” znajdziemy przedstawicieli ministerstwa oświaty, polityków, naukowców m.in. Meile Luksiene, która na początku odrodzenia narodowego tworzyła podwaliny szkoły narodowej. Obecne „kierunki” są raczej spisem pobożnych życzeń niż realnymi zadaniami dla państwa. Nie mają bowiem szansy realnego finansowania. Inną ich „ciekawostką” jest to, że ukazały się jako wtórne, po wędrującej od roku po wysokich urzędach Ustawie o oświacie: wóz okazał się przed koniem i to jest też swoisty paradoks. Według zasad logiki Ustawa o oświacie powinna być budowana na założeniach kierunków, ich realizacji. Dziś do społecznej dyskusji są podane kierunki, zaś Ustawa o oświacie czeka w Sejmie na ostatnie poprawki. Ta ekwilibrystyka mówi sama za siebie o sytuacji w systemie oświatowym kraju. Ponadto warto dodać, że żaden z tych dokumentów nie konkretyzuje ani statusu pedagoga, ani modelu szkoły ogólnokształcącej. Zainteresowani pamiętają jak w końcu roku szkolnego ostro dyskutowano o statusie szkoły - czy mają być podstawówki oddzielane od klas starszych czyli gimnazjalnych i tworzone „czyste” gimnazja, czy szkoła może nadal pozostawać średnią, o ile takie wyjście wydaje się najbardziej optymalne dla pedagogów, uczniów i rodziców. Nauczyciel, decydujący się na pracę według określonego programu z wybranymi podręcznikami ma prawo wiedzieć (takoż jego uczniowie), czy zostanie w podstawówce, czy też w szkole średniej lub ma szykować się do gimnazjum. Chcieliby o tym wiedzieć rodzice, którzy zalewani z mass mediów sprzecznymi informacjami atakują administrację szkoły. M.in. w Kownie w zasadzie wszystkie szkoły przekształcono w podstawówki i czteroletnie gimnazja. W Wilnie sprawnemu przekształcaniu szkół w dużej mierze „przeszkadzają” szkoły mniejszości narodowych. Ile gimnazjów potrzebują w Wilnie mieć Rosjanie, a ile gimnazjów wypełnią polskie dzieci? Dziś na te pytania nie ma jeszcze odpowiedzi.

Władze oświatowe miasta po głośnych ubiegłorocznych dyskusjach po cichu proponują społecznościom samym się określić co do statusu szkół. Logika (a i praktyka) podpowiada, że w miejscowościach wiejskich egzamin zdają szkoły średnie. W miastach jest możność tworzyć gimnazja, bowiem droga nastolatka do szkoły niewiele się zmieni. Wśród szkół polskich mamy obecnie jedno gimnazjum im. A. Mickiewicza. Tego roku nie ma ono klas początkowych, nie przyjęło pierwszaków. Stopniowo „wyprowadzi” więc klasy podstawowe i... skąd weźmie narybek do gimnazjum? Rozmieszczenie szkół okolicznych wskazuje na szkołę na Lipówce i im. Sz. Konarskiego. A jeżeli zostaną zachowane też szkoły średnie, to szkoły te same będą prowadziły swych uczniów do matury i tylko pojedynczy uczniowie pośpieszą do gimnazjum. W najlepszej sytuacji jest obecnie szkoła im. Jana Pawła II lub raczej dwie szkoły: podstawowa i średnia dążąca otrzymać status gimnazjum. W rozterce pozostaje trójkąt szkół - im. Wł. Syrokomli, im. A. Wiwulskiego i J. Lelewela. Położenie geograficzne wskazywałoby na to, że szkoła A. Wiwulskiego mogłaby pełnić rolę gimnazjum. Z kolei dwie pozostałe miałyby status podstawowych. Jednak tradycje zasłużonych dla społeczeństwa polskiego szkół: dawnej nr 5 (pierwszej po II wojnie polskiej szkoły średniej) oraz prestiżowej dziewiętnastki niszczyć jest wielce amoralne. Taka sytuacja z pewnością nie ułatwia planowania pracy przez nauczycieli.

Dla szkół polskich wspomniana wyżej Ustawa o oświacie niesie znów niepokój z powodu zmiany określenia decydenta co do języka wykładowego placówki oświatowej. Szkoły i klasy m. in. z polskim językiem wykładowym były zakładane według założeń tam, gdzie rodzice wyrażali chęć kształcenia swoich dzieci w języku ojczystym i zbierała się dostateczna liczba dzieci do otwarcia klas i szkół. Redakcja punktu 29.2 Ustawy zakłada, że o języku wykładowym decyduje założyciel. Jest to dość niebezpieczna tendencja, bowiem założyciel - samorząd - zmienia się w wyniku partyjnych wyborów i sprawa kształcenia dzieci staje się uzależniona od polityki rządzącej na danym terenie partii. „Macierz Szkolna” wspólnie z ZPL i AWPL poparła decyzję o zbieraniu 50 tys. podpisów Polaków z Wileńszczyzny o zmianę takiego zapisu w Ustawie o oświacie (oraz zmian w nowej ustawie o obywatelstwie). Swoją redakcję danego punktu „Macierz Szkolna” wysłała do sejmowego komitetu oświaty i rządu.

W perypetiach organizacyjno-ustawowych nauczyciel pozostaje jedynie bezwolnym wykonawcą „twórczej” pracy decydentów od oświaty. Kto pamięta pierwsze lata odrodzenia pracy w szkole: demokratyczne wybory dyrektorów, dyskusje nad treścią nauczania, symboliką, ustosunkowaniem się do poszczególnych świąt, odrodzenie stowarzyszenia nauczycieli, dziś z goryczą musi przyznać, że szkoła staje się biurokratyczną maszyną - kombinatem do świadczenia usług w zakresie oświaty. Szkołę pozbawiono pełnowartościowej matury, ocena wiedzy sprowadza się do podliczania punktów z wykonanych testów, nauczyciel z kalkulatorem wylicza średnią ocenę na trymestr... Ma to służyć obiektywności oceny wiedzy ucznia... Może i jest obiektywne te 8,75 stopnia, jednak we mnie budzi sprzeciw. Nauczyciel, któremu powierzone jest nauczanie, wychowanie młodego człowieka ma mieć prawo na subiektywną ocenę, bo widzi nie tylko poprawnie zaznaczone krzyżykami odpowiedzi w teście, ale też zna możliwości ucznia. I wywołuje prawdziwy niesmak tłumaczenie nauczyciela-metodyka (m. in. urzędnika ministerstwa), że stawia oceny ściśle według zebranych przez ucznia punktów, bowiem obawia się zarzutów ze strony rodziców o nieobiektywności. Czy nauczyciel sam siebie nie sprowadza do roli dawcy, świadczyciela usług, jeżeli nie może uargumentować swojej oceny. Jak sucha, pozbawiona emocjonalnej więzi ma być relacja pomiędzy uczniem a nauczycielem, że unikają szczerej rozmowy. I jakże trudno mówić w takich warunkach o wychowaniu młodzieży, które jedynie wtedy może być skuteczne, gdy pomiędzy wychowywanym a wychowującym panuje zaufanie i szacunek. Te i wiele innych tematów są bardzo fragmentarycznie poruszane na zebraniach metodycznych, konferencjach. O wiele więcej czasu poświęca się na biurokratyczne wskazówki w rodzaju, w jakich teczkach ma być zbierana literatura metodyczna, niż na jej stosowanie w praktyce.

Szkoła coraz bardziej staje się wyprana z uczuciowości. Z jednej strony jest to znamię współczesnego świata, z drugiej zaś naszej obojętności do wszystkiego, co wychodzi poza krąg obowiązków służbowych. Żadne ustawy i okólniki tu niczego nie mogą i nie muszą regulować. W ostatecznym wypadku wszystko zależy od nauczyciela, któremu powierzone jest bardzo odpowiedzialne zadanie: nauczanie i wychowanie. Na miarę ważkości powierzonego ma być też swoboda w wyborze realizacji tych zadań. O ile zaś nie można nauczycielowi w pełni zaufać, nie powinien on mieć prawa do pełnienia zawodu. Trzeba przyznać, że wyróżnień z okazji doskonałej pracy wśród nauczycieli nie mamy za dużo, zaś zwolnień z wpisem „nie nadaje się do pełnienia zawodu” nie mamy w praktyce wcale.

O ile władze oświatowe w zasadzie są nastawione na biurokratyczne kierowanie szkołą, o tyle sama społeczność pedagogiczna powinna inicjować akcje skierowane na poprawienie klimatu, wprowadzenie zasad partnerstwa i zaufania, twórczości - wspólnej: nauczyciela i ucznia w kierunku najwyższej wartości - poznania. Poznania nie tylko świata, ale też siebie - jako człowieka, jednostki. M. in. „Macierz Szkolna” tego roku wystąpiła z inicjatywą zorganizowania I Forum Szkół Polskich. Ma ono nie być kolejną konferencją sprawozdawczo-wyborczą, lecz prezentacją twórczego dorobku naszych szkół. Może to pierwsza jaskółka na drodze do innego spojrzenia na wartości jakie niesie szkoła? Oby taką się stała. Życzymy tego wszystkim nauczycielom, a także ich uczniom.

Janina Lisiewicz

Wstecz