Podglądy

Jakem blondynka...

Boję się żyć w kraju, w którym Sejm dyskutuje nad kwestią, czy porównanie z książką nie obraża uczuć blondynki? I jak statystyczna blondynka powinna reagować na fakt zakwestionowania jej człowieczeństwa? I co miał na myśli operator komórkowy „Omnitel” umieszczając na swoich reklamowych billboardach pytanie: „Kto jest lepszym przyjacielem człowieka: książka czy blondynka?”.

Gdy czytam w prasie relacje z sejmowych dyskusji nad reklamą „Omnitelu”, przychodzi mi na myśl powiedzonko de Gaulle,a: „Polityka jest sprawą zbyt poważną, aby ją powierzać politykom. Zwłaszcza takim”.

Mogę ad hoc odpowiedzieć na pytanie, nad którym głowi się Sejm i zasypane skargami biuro rzecznika równego statusu kobiet i mężczyzn: „Co też „Omnitel” miał na myśli umieszczając taką reklamę?”. Ja wiem. Chciał zwrócić uwagę społeczeństwa na fakt, że w naszym parlamencie zasiada 141 blondynka... I to mu się udało. Któraś z posłanek zastanawiała się nawet: a może by warto obco brzmiące i zdyskredytowane przez kawały określenie „blondynka” zastąpić swojskim „złotowłoska”? Głupota wdrapała się na szczyt Himalajów i stroi do nas złośliwe grymasy. Zastanawiam się, czy nasi blond-politycy naprawdę w tym kraju nie mają już nic innego do roboty poza dyskusjami o blondynkach lub o tym, jak nazwać przywrócone właśnie Święto 8 Marca? Czy ma to być międzynarodowy dzień solidarności kobiet, czy też (jak zaproponował jeden z posłów, widocznie męski szowinista) dzień solidarności mężczyzn i kobiet? To są tematy godne „Rowerowego Show”, natomiast Sejm mogą tylko ośmieszyć.

Jestem blondynką, tym niemniej sama chętnie opowiadam kawały o blondynkach. Nie utożsamiam się z ich bohaterkami i za cholerę nie chcę być złotowłoską. To by dopiero był temat do kpin, gdyby nasza nadgorliwa komisja ds. języka państwowego zabrała się za oficjalne wyplenianie z mediów „blondynek” i wprowadzanie (pod groźbą mandatu) „złotowłosek”. Perspektywa groteskowa, ale realna. Wspomniana komisja jest jak ten durny chłop z rosyjskiego przysłowia, który zmuszony do modlitwy przed ikoną, tak długo nie przestanie walić łbem o podłogę, aż go sobie rozwali. Ale to tylko liryczna dygresja.

Uważam, że kawały o blondynkach są kawałami o głupocie, która czasem pada na najświatlejsze na pozór głowy, niezależnie od koloru pokrywających je włosów ani od tego, czy ich nosicielami są kobiety, czy mężczyźni. Dlatego też reklama „Omnitelu” zwyczajnie mnie rozbawiła. Jest głupkowata, ale to problem zleceniodawcy. Nie czuję się przez tę reklamę odarta z godności. Za szczyt kretynizmu uważam zmuszanie przedstawicieli „Omnitelu” do publicznego tłumaczenia się, czy przypadkiem nie chcieli kogoś obrazić? Zaś wynoszenie tego tematu na wokandę sejmową uważam za szczyt bezczelności. Deklaruję też w imieniu własnym i grona moich przyjaciółek-blondynek, że obraża nas nie jakaś głupia reklama, ale przerażająca rzeczywistość, w której ostatnio żyjemy.

Zgadzamy się być obrażanymi przez reklamę blondynkami, ale nie w kraju, gdzie urżnięty w drzazgi i czarnoziem policjant potrafi napaść, obrabować i skatować Bogu ducha winną dziewczynę. Wydarzenie sprzed paru tygodni. „Jakie społeczeństwo - taka i policja” - tak ponoć skomentował tę napaść nadkomisarz Departamentu Policji ds. personelu. Nic dodać, nic ująć. W ciągu ubiegłego roku w kraju zanotowano 385 wykroczeń dokonanych przez mundurowych, których patronem jest Anioł Stróż. Boże, chroń nas przed policją, a przed bandziorami już jakoś my sami...

Zgadzamy się być blondynkami, ale nie w kraju, gdzie kobieta po ciężkim porodzie nie może mieć pewności, że nadgorliwy personel medyczny nie usmaży przypadkiem jej dzieci. Chcemy żyć w kraju, gdzie młode kobiety i matki nie umierają w wyniku wewnętrznego krwotoku tylko dlatego, że lekarz dzień wcześniej postawił im niewłaściwą diagnozę.

Oświadczam wszem i wobec, że moją osobistą blond-godność można obrażać kilka razy dziennie, na każdym billboardzie i w każdym telewizyjnym reklamowym spocie. Jakoś to zniosę. Bardziej mnie obrażają bandyckie rachunki „Telekomasu”, sprzedanego fińskiemu piratowi Tapio Paarm’ie poniżej wartości, za to wraz z licencją na odzieranie nas ze skóry. Obrażają moją godność i ceny na usługi komunalne, zwłaszcza rachunki za ogrzewanie. Krew mnie zalewa, gdy się dowiaduję, że wileńskie sieci ciepłownicze zamiast zaopatrywać się w mazut bezpośrednio w rafinerii „Mažeikiu nafta” (oszczędzając w ten sposób prawie 80 litów na tonie), kupują go u pośredników nabijając ich kieszenie naszymi pieniędzmi. Dziennik „Lietuvos rytas” ustalił, że jedynie w ubiegłym roku za ciepełko przepłaciliśmy pośrednikom prawie milion litów.

Moją obywatelską blond-godność obraża też fakt, że nasi parlamentarzyści-biznesmeni starają się interesy prywatne pogodzić z publicznymi. Z korzyścią, rzecz jasna, dla prywatnych. Sejmowa komisja etyki i procedur ogłosiła otóż listę tych parlamentarzystów, których prywatne interesy w każdej chwili mogą popaść w konflikt z publicznymi. Trafiła na nią prawie połowa, bo aż 65 ze 141 naszych wybrańców. To ci, którzy bądź sami, bądź też ich rodziny, posiadają udziały różnych spółek. Komisja etyki, w ramach profilaktyki, rozdała im ulotki przypominające, że w trakcie głosowań powinni się powstrzymywać przed lobbingiem na rzecz interesów własnych firm. Już widzę jak się powstrzymują.

Moją godność „przyjaciela człowieka” obraża też fakt, że - w dobie ogólnego braku środków na oświatę, ochronę socjalną, reformę rolnictwa, ochronę zdrowia czy na rozwój gospodarki - Ministerstwo Ochrony Kraju przymierza się do zakupu (bez przetargu) wartego miliony litów systemu obrony przeciwrakietowej. Szykujemy się do wojny? Wszystko wskazuje, że tak. W końcu ubiegłego roku KAM podpisał z Amerykanami umowę o zakupie innego „cacka” -systemu obrony przeciwczołgowej wartego 38,5 miliona litów. Zastanawiam się, dlaczego dopiero teraz? Nie wiem, jak bez tych dwu systemów przez dziesięć lat broniliśmy swojego niepodległego państwa przed zakusami czyhającego na nas zewsząd wroga? Ktoś powie, że złośliwa ironia jest tu nie na miejscu, wszak do NATO chcemy tak bardzo, że aż nam się stopy palą, a te dwa zakupy mają nas do niego przybliżyć. A jakże! Pochwalił je nawet ambasador USA w Wilnie John F.Tefft. Miał powiedzieć, że „USA i dowództwo NATO będą zadowolone widząc uzbrojony w tę nowoczesną broń batalion litewskiej piechoty w jednym szeregu z żołnierzami Sojuszu”. „Litewska inwestycja w taki nowoczesny pod względem technologicznym system jest jeszcze jednym przykładem potwierdzającym dążenie Litwy do NATO” - zapewniał ambasador USA. Zgoda, ale czy nie moglibyśmy tego dążenia dowodzić w jakiś tańszy i rozsądniejszy sposób? I czy kupujemy system przeciwczołgowy po to, by przedefilować z nim przed dowództwem Sojuszu i przysporzyć mu miłych wrażeń wzrokowych? I dlaczego znów lecimy przed lokomotywą? Litwa będzie pierwszym państwem w Europie, które kupi u Amerykanów taki cud-system. Może byśmy ustąpili prawo pierwokupu przynajmniej tym krajom, które już do Sojuszu należą? Wcale się nie dziwię, że wyżej opisane transakcje wzbudziły niezadowolenie samego prezydenta. Ten, choć nie blondynka i na wpół Amerykanin, również poczuł się tak jakby obrażony. Zasugerował KAM-owi, że na takie zakupy ogłasza się przetargi, w wyniku których wybiera się najkorzystniejszą i najtańszą ofertę oraz że takie transakcje muszą być maksymalnie przejrzyste, a ta jest jakby owiana tajemnicą. Na to minister ochrony kraju Linas Linkevičius replikował w prasie, że te „zabawki” wypada kupić przed praskim szczytem NATO (czyli przed jesienią), a przetargi mają to do siebie, że wymagają czasu. Linkevičius pouczył też marudzących urzędników prezydenta, że przejrzystość tej transakcji gwarantuje pośrednik - rząd USA, który wyklucza wszelką korupcję czy też presję ze strony „osób zainteresowanych”.

Coś mi to przypomina. Gdy negocjowano umowę o sprzedaży (również bez przetargu) amerykańskiej spółce Williams International naszego przemysłu naftowego, również co chwila słyszeliśmy, że ta transakcja przybliży nas do NATO i będzie w oczach administracji USA dowodem naszej wiarygodności. Dziś coraz częściej słyszymy o grożącym upadku zarządzanej przez Amerykanów rafinerii „Mažeikiu nafta” oraz o kolejnych chamskich wybrykach Williams’a, które w dodatku obciążają budżet naszego państwa. Nie wiem jak inni, ale ja osobiście tymi wybrykami czuję się obrażona.

Szanowny Sejmie, obrońco godności blondynek, zajmij się moją obrażoną godnością.

Lucyna Dowdo

Wstecz