Marcin GÓRNIKIEWICZ

Kres normalności

A może mi się przywidziało,

Może to noc i deszcz i potem

Lustro naprzeciw okna dniało

I wiatr przewracał się z łoskotem.

I nadszedł świt nieznany, drżący,

Na nowy dzień mnie wołał we śnie tym

I obudziłem się krzyczący,

Przebity światłem jak sztyletem.

Kazimierz Wierzyński: „Przebity światłem” - z tomu „Kufer na plecach”

 

Przebudzenie

(z 13 na 14 kwietnia 1940 roku)

Klara Rogalska biegła. Dokoła wirował kolorowy świat świeżej i bujnej trawy upiększonej delikatnym kwieciem błogiego nastroju. Wiecznie złote i jasne słońce górowało nad rajem dziecięcych wspomnień. Trwało niczym mityczny strażnik ludzkiego szczęścia. W Klarę co chwila uderzała kolejna fala tańczących zapachów. Klara żyła, świat żył... Wycie! Przystanęła na chwilę i zaczęła nasłuchiwać - znowu, tym razem jakby bliżej. Świat zawirował jeszcze szybciej i... zgasł. Barwy zbladły, dźwięki ścichły stając się nicością. Klara znalazła się w ciemnej pustce na pograniczu dwóch odrębnych światów. Znowu przeraźliwe, żałosne wycie - Klara mimowolnie zrobiła krok w stronę rzeczywistości. Obudziła się...

Leżała w swoim łóżeczku, a dokoła panował spokój i cisza. Nie! Za oknem powtórzyło się zniewalające zmysły - wycie! Klara zerwała się z łóżka i wybiegła do głównej izby. Z naprzeciwka szli już bracia i siostra. Ojciec stał przy oknie, wpatrzony nieruchomo w ciemną szybę. Matka stała przy nim. Trzymali się za ręce. Nagle drzwiami wstrząsnął gwałtowny łomot i ochrypły wrzask:

- W imieniu władzy otwierać!

Ojciec podszedł powoli do drzwi ignorując swoim opanowaniem natarczywe dobijanie się.

(...)Klara usłyszała szept starszego brata:

- Moskale... wyjście już obstawili...

Tymczasem ojciec otworzył drzwi i do środka wpadło pięciu mężczyzn. Trzech w grubych wojskowych płaszczach i wielkich czapach z naszytą na środku pięcioramienną, czerwoną gwiazdą. Dwóch pozostałych nosiło zwykłą odzież oraz czerwone opaski na ramieniu. Byli to przedstawiciele nowo tworzącej milicji. Przed wojną stanowili tzw. element i teraz mieli nadzieję na polepszenie swojego bytu. Obaj byli też Żydami.

Dwóch z żołnierzy miało karabiny i zaraz po wejściu zagonili ojca i braci pod jedną ze ścian. Trzeci z Rosjan nie miał karabinu i był najstarszy. Podszedł do drewnianego stołu i usiadł na taborecie. Założył jedną nogę na drugą i rzekł w stronę ojca Klary:

- Jestem tu z ramienia NKWD. Za działalność antyludową zostaje pan skazany na osiem lat łagrów. Pańska rodzina zostanie natychmiast przewieziona do Kazachstanu. - Enkawudzista przerwał na chwilę i wyjął papierosy. Zapalił jednego, po czym głęboko się zaciągnął. Wypuścił puszysty kłąb niebieskawego dymu i ciągnął dalej:

- Macie piętnaście minut na spakowanie się, a... i bez żadnych sztuczek. Było dzisiejszej nocy dwóch bohaterów - cóż... obaj nie żyją. Piętnaście minut!

Rodzina Klary zabrała się za pakowanie. Dziewczyna cały czas nie mogła, a może raczej nie chciała zrozumieć, co się dzieje. Zbierała swoje rzeczy nerwowymi ruchami, a w jej oczach lśniły łzy. Co z tatusiem? Gdzie ten Kazachstan? Pytania rozsadzały świadomość Klary na tysiące bolesnych kawałeczków nie znajdując kojących odpowiedzi. Jej cały świat się walił, a ona nie mogła nic zrobić. Zobaczyła jak matka bierze dwa obrazki przedstawiające Pana Jezusa i Maryję. Z wielką troskliwością zawinęła je w pięknie wyszywaną chustę i położyła na krześle, aby później zabrać.

Widział to także jeden z Żydów. Podszedł do krzesła i zwalił cenny pakunek na brudną podłogę. Spojrzał pogardliwie na oba obrazki otaczane przez mamę Klary szczególną opieką, po czym energicznie uderzył w nie obcasem. Dało się słyszeć chrzęst bitego szkła.(...) Wkrótce wyszli przed dom, gdzie już czekały załadowane dobytkiem furmanki.

Koszmarna podróż

Na dworze było chłodno, a do tego zaczął na przemian prószyć śnieg i siąpić deszczyk. Był kwiecień. Klara owinęła się szczelniej swoim płaszczem i ruszyła przed siebie. Od strony innych domostw szły już kolejne rodziny. Za nimi biegły psy. Ich bezsilne ujadanie i żałosne wycie potęgowało nastrój grozy i nieszczęścia.

Kolumna ludzi poprzedzona pełnymi ich dobytku wozami ruszyła przed siebie. Odchodzili jak wygnańcy, bez prawa powrotu. Ich marsz ciągnął się przez osiemnaście kilometrów błotnistą, pokrytą świeżą warstwą śniegu drogą. Żołnierze nie ustawali w poganianiu kolumny. Wycie psów mieszało się z wyciem wiatru.(...)

Wreszcie dotarli do miejscowości Skidel, gdzie już czekały przygotowane specjalnie dla nich wagony. Klara wraz z rodziną trafiła do jednego z nich. Razem z nimi powędrowało ponad czterdzieści osób. Jedynym wyposażeniem wagonu były dwupiętrowe prycze ustawione wzdłuż ścian. Na środku stał piecyk, a za toaletę służyły najzwyklejsze otwory wycięte w drewnianej podłodze. Gdy wszyscy ludzie znaleźli się w środku, drzwi zaryglowano. Pociąg ruszył. Klara usiadła cichutko przy matce i wtuliła się w jej ciepłe ramiona.

Nagle pośród turkotu kół doleciał inny dźwięk. Psy! Biegły całą chmarą za odjeżdżającym wagonem i wyjąc żegnały swych panów. I nagle w tę symfonię dźwięków wmieszał się nowy - srogi, chłodny i bezlitosny niczym syberyjska zima. Suchy trzask karabinów. Klara usłyszała urwany skowyt, po czym wtuliła się bardziej w ramiona matki... Seria wystrzałów i żałosny skowyt... Strzały i skowyt... Strzały i śmierć... Strzały i nicość... Początek i koniec... Świat utonął w mrokach nocy.

* * *

Podróż trwała długo. W piecu nie było czym palić, toteż panował nieustanny chłód. Warunki załatwiania swoich naturalnych potrzeb były, oczywiście bardzo ograniczone. Mieszkańcy wagonu sporządzili prymitywne parawany dokoła tychże otworów, aby zapewnić sobie niezbędne minimum prywatności. Wagony otwierano tylko raz dziennie, aby podać w wiadrach gorącą wodę i tzw. kaszę. W wagonie była pewna rodzina ze wsi - matka i czworo małych dzieciaków. W czasie jazdy doszło do porodu. Klara patrzyła jak jej mama pomaga przy porodzie tamtej kobiecie. Nowo narodzone dziecko okazało się chłopczykiem. Klara była dumna ze swojej mamy...

Pewnego razu, przez wzgląd na nowo narodzone dziecko, matka Klary poprosiła jednego ze strażników o mleko. Był to młody chłopak, tak jak i większość radzieckich żołnierzy pilnujących tego transportu. Ten spojrzał na nią i rzekł wyniośle:

- A co to ja tobie jestem, dojna krowa?!

Jednak kilka dni później, podczas kolejnego postoju, drzwi uchyliły się cichutko i „czyjaś” ręka położyła na drewnianej podłodze naczynie pełne mleka.

Była to kolejna lekcja, której udzielił ten nowy świat Klarze - nawet tutaj zdarzały się czasem odruchy człowieczeństwa...

Na obcej ziemi

Transport dotarł do Kazachstanu. Siostra i matka Klary w czasie podróży zachorowały na dyzenterię, wskutek czego oddzielono ich od Klary i obu braci. Siostra i matka zostały zawiezione do szpitala, a Klara i bracia do rejonowego miasteczka zwanego Marjewką. Zostali zakwaterowani w lepiance, na obrzeżach miasteczka. Aby przeżyć zostali zmuszeni do wyprzedaży dobytku, który przywieźli ze sobą z Polski. Ponadto był obowiązek cotygodniowego meldowania się w siedzibie NKWD. Po pewnym czasie dowiedzieli się, że matka i siostra wkrótce do nich dołączą. Nie mając świadomości jak wygląda zima w Kazachstanie, nie byli w stanie do niej odpowiednio się przygotować. Były to jedne z najstraszniejszych miesięcy w życiu Klary. Na szczęście udało im się, wegetując, przeżyć ten okropny okres i dotrwać do lata.

W końcu cała rodzina została wywieziona do jednego z kołchozów. Tak nastał rok 1941, a wraz z nim wszedł w życie układ Sikorski-Majski. Ojciec Klary wrócił z obozu i dołączył do rodziny. Siostra i obaj bracia zaciągnęli się do formowanej w tym czasie armii generała Andersa. Klara została z rodzicami. Ojciec, jako osoba wykształcona i znająca się na księgowości, otrzymał posadę buchaltera w tymże kołchozie. Klara i jej matka pracowały na roli. Aby przeżyć, musiały nauczyć się kraść, gdyż przydzielanego im chleba i rozwodnionej zupy było za mało, by wyżyć. W kołchozie kradli wszyscy. Wzajemna pomoc także była na porządku dziennym.

Najstraszniejsze były zimy, podczas których temperatura spadała do minus czterdziestu paru stopni Celsjusza. Normalnym zjawiskiem o tej porze roku były tzw. zawieje - czyli burze śnieżne, podczas których widoczność była ograniczona do kilku metrów, a siła wiatru była tak wielka, że aby wyjść na zewnątrz, np. po wodę, należało przywiązać się sznurem do stałych konstrukcji domostw. Aby dojść do zwierząt, kopało się tunele w grubym, zbitym śniegu. Z kolei lato było parne i gorące, żar lejący się z nieba stwarzał wrażenie falowania horyzontu.

* * *

W 1943 roku wyszło porozumienie Berlinga i Wandy Wasilewskiej ze Stalinem, na skutek czego strona radziecka zaczęła naciskać na wszystkich przesiedleńców, aby podpisywali oświadczenia o przyjęcie obywatelstwa radzieckiego. Wobec braku dokumentów, świadczących o polskiej tożsamości, większość Polaków została zmuszona podpisać ową deklarację.

Na szczęście, rodzice Klary posiadali takie dokumenty, które pozwoliły im udowodnić oficjalnie posiadanie obywatelstwa polskiego. W końcu, gdy wojna dobiegła końca, Klara i jej rodzice powrócili do ojczyzny. Jednak to już była inna Polska...

Powrót

Pociąg zaczął powoli zwalniać, aż w końcu stanął. Miejscowość, w której się zatrzymali, nosiła nazwę Myślibór. Konduktor, który wyszedł im naprzeciw, oznajmił obojętnym i trochę znudzonym tonem:

- To ostatnia stacja. Dalej zaczynają się już Niemcy.

Po pewnym czasie na dworzec przyjechało kilka ciężarówek. Wysiedli z nich ludzie z opaskami czerwonego krzyża na ramionach i zakomunikowali zebranym, aby się o nic nie martwili. Teraz zostaną przewiezieni do byłego szpitala polowego, gdzie spędzą kilka dni. Następnie otrzymają jakiś kwaterunek i znajdą sobie pracę.(...)

Trzy dni spędzili w budynku, gdzie w czasie działań wojennych mieścił się szpital - w środku były poplamione krwią i przesiąknięte jej smrodem materace.(...)

* * *

Ojciec Klary otrzymał pracę w Dyrekcji Lasów Państwowych. Zaczął się powrót do świata żywych. Siostra i jeden z braci Klary osiedlili się w Stanach Zjednoczonych, w Kalifornii. Brat znalazł pracę w laboratorium przedsiębiorstwa naftowego, w czym pomogło mu ukończenie przed wojną szkoły handlowej w Wilnie, siostra znalazła posadę pielęgniarki w jednym ze szpitali - w czasie wojny ukończyła kurs sanitariuszek. Drugi z braci osiadł w Wenezueli, gdzie założył przedsiębiorstwo wiertnicze. Wszyscy żyją i utrzymują ze sobą kontakty.

* * *

Starsza pani w szarym palcie wkroczyła na polankę otoczoną lasem. Dokoła wznosiło się osiemnaście pagórków. Na polance przy jednym z pagórków stał metalowy krzyż, przy innym drewniany. Jeszcze jeden leżał w trawie połyskując kropelkami świeżej rosy. Dzień był wietrzny i pochmurny. Kobieta zrobiła niepewnie następny krok i stanęła na obrzeżu polanki. Za nią stał mężczyzna w czarnym płaszczu z rękami w kieszeniach.

- Proszę wskazać na któryś - rzekł w jej stronę.

- Tak, oczywiście - odparła lekko zmieszana, jakby bojąc się zakłócić panującą tu ciszę.

Rozejrzała się jeszcze raz po polance i podeszła do żelaznego krzyża. Wpatrywała się chwilę w niego trwając w ponurej zadumie. „Którego wybrać?” - myślała. - „Jeden za miliony”. Zdecydowała. Wskazała pierwszy lepszy pagórek. Bez słowa. Podeszło do niego kilku mężczyzn z łopatami, którzy dotychczas trzymali się z tyłu i zaczęli kopać.

Po jakimś czasie jedna z łopat natrafiła na drewno. Trumnę wydobyto na zewnątrz, podważono metalowym prętem i otworzono... Kości oczyszczono i włożono do nowej trumny, która została przywieziona na tę okazję z Polski. Kobieta modliła się... W jej oczach widać było smutek i przygnębienie. „Klaro! Dlaczego jednego zabierasz, a nas zostawiasz?” - pytanie wwiercało się w jej udręczoną świadomość wzbudzając jeszcze większy ból. Niczym upiory z przeszłości nadleciały wspomnienia - wycie i strzały. Przeszłość? Czy to, co minęło, ma odejść w niepamięć? Klara poznała odpowiedź na to pytanie.

* * *

Klara Rogalska mieszka obecnie w Białymstoku. Należy do Związku Sybiraków. Kilka lat temu została wyznaczona do sprowadzenia do Polski szczątków jednego z przymusowych przesiedleńców, aby umieścić je w grobie Nieznanego Sybiraka. Utrzymuje stałe kontakty z Polakami, którzy mieszkają za wschodnią granicą i aktywnie przyczynia się do niesienia im pomocy. Uczestniczyła także w pielgrzymce do Watykanu, gdzie jako jedna z czterech wyróżnionych osób przyjęła komunię świętą z rąk samego Ojca Świętego. Na moje pytanie „dlaczego wkłada tyle trudu w pomoc naszym rodakom znad wschodniej granicy?” odpowiedziała:

- Czuję, że jestem im coś winna - oni zostali...

Marcin Górnikiewicz

Białystok

Wstecz