Oświadczenie

posła na Sejm RL Jana Mincewicza wygłoszone z trybuny sejmowej 7. 03. 2002

Wczesnym rankiem, gdy obojga rodziców nie było w domu, do mieszkania Hajdukiewiczów wpadli dwaj emisariusze. Jeszcze śpiącą 4-letnią Jadzię, nie rozumiejącą o co chodzi, zanieśli do samochodu. Tam też siłą zaciągnęli Heńka. Starsze dzieci Waleryk, Antek i Helenka zdołały wymknąć. Rozpoczęła się pogoń. Sąsiedzi opowiadają, że emisariusze gonili ich około półtora kilometra. Chłopcy ukryli się na cmentarzu, a starszy Waleryk - w słomie…

Nie, to nie są łapanki zorganizowane przez sowieckich partyzantów. Porwane bez wiedzy rodziców dzieci z polskiej rodziny zostały siłą dostarczone do nowo zakładanej powiatowej litewskiej szkoły. To nie jest film grozy. To prawdziwe wydarzenie, które miało miejsce 1 września we wsi Stare Sioło w rejonie wileńskim.

Mężczyzna, nazywający siebie „inspektorem z powiatu”, na Wielkanoc i Boże Narodzenie, w dni świąteczne i powszednie odwiedza mieszkanie nie tylko Józefa Hajdukiewicza. Odwiedza też domy Janiny Mockus, Genowefy Lemieszowej i wiele innych. Jeździ z „dyplomatką” wypchaną kiełbasami. Dzieli po 4 kiełbasy na rodzinę, obiecuje pomóc w remoncie mieszkania, urządzić na pracę, byleby tylko udało się namówić przenieść dzieci z polskiej szkoły do litewskiej. Nie udaje się. Ludzie, chociaż żyją biednie, nie chcą ani jego kiełbasy, ani innych obiecanych dobrodziejstw.

Dzisiaj do tej skandalicznej szkoły uczęszcza tylko 2 uczniów. W styczniu dwoje dzieci Kasia Żabkiewicz z 1 kl. i Olek Kuckiewicz z 3 kl. po spędzeniu w „powiatówce” półtora roku, za które niczego się nie nauczyły, powróciły do szkoły polskiej.

Naturalnie, ojcowie obojga dzieci byli w szkole zatrudnieni. Swoje dzieci złożyli w ofierze dla zarobienia kilkudziesięciu litów. Żyć z czegoś trzeba. Szczęście, że w końcu zrozumieli i pożałowali dzieci. Oczywiście, obaj zostali zwolnieni z pracy.

I tu czas na refleksję. Czy niezbyt wielką cenę płaci się za to „bohaterskie” zakładanie litewskich szkół na Wileńszczyźnie? Mam na uwadze nie cenę kiełbasy czy wódki, lecz tę hańbę, jaką zaciągają nad Litwą tacy emisariusze. Hańbę wobec wieśniaków i hańbę wobec innych państw na świecie. A wszystko po to, żeby udowodnić, że 52 % Polaków rwą się do szkół litewskich.

Całe haniebne wysiłki z kiełbasami, łapankami i podkupami skończyły się na dwojgu dzieci, jeszcze uczęszczających do tej szkoły. Od jesieni, najprawdopodobniej, te również nie będą uczęszczały.

Czyje zamówienie polityczne wykonuje wódz oświaty powiatowej Jonas Vasiliauskas, jeżeli w powiecie w taki brutalny sposób są zakładane litewskie szkoły dla Polaków? Czy wolno mu nadal tam pracować i kompromitować Litwę takimi skandalami? A przecież za złośliwe nieudostępnianie danych o szkołach powiatowych był on już ukarany przez kontrolera sejmowego G. Račinskiené pismem nr 2000.03.366, w którym kontroler sejmowy żądała: „Pociągnąć do odpowiedzialności dyscyplinarnej J. Vasiliauskasa oraz podjąć kroki, aby podobne naruszenia ustaw nie powtórzyły się w przyszłości”.

A jednak kontynuuje on swoją brudną robotę, zaś naczelnik powiatu nadal się im opiekuje. A może już czas za podobne zasługi przemieścić go do rządu, chociażby na posadę wiceministra? Czy na razie na to nie zasłużył? Ile jeszcze ma w tym celu założyć takich skandalicznych szkół? Ile ma kupić kiełbasy?

Wstecz