Na bieżąco

„Litwa powinna się przekonać do umowy o pisowni nazwisk”

- Polska zaczeka z podpisaniem umowy o pisowni nazwisk do czasu, aż Litwa się przekona, iż umowa ta jest dobra i potrzebna dla obu stron - oświadczył w Wilnie wiceminister spraw zagranicznych Polski Andrzej Bytr.

„Przypuszczalnie strona litewska ma jakieś psychiczne czy psychologiczne obciążenia, które wymagają spokojnej, długiej analizy. Jestem głęboko przekonany, że tylko te umowy i te traktaty trwają dziesiątki lat, których podpisanie nastąpiło za obopólnym przekonaniem” - powiedział podczas konferencji prasowej wiceminister Andrzej Bytr.

Minister gościł w Wilnie w ramach odbywającej się tu 110. sesji Konferencji Ministerialnej Rady Europy. Spotkał się on też z wiceministrem spraw zagranicznych Litwy Evaldasem Ignatavičiusem. Podczas spotkania rozmawiano, między innymi, o kwestii podpisania umowy o pisowni nazwisk polskich na Litwie i litewskich w Polsce.

Umowę tę premierzy obu krajów zamierzali podpisać 28 marca w Warszawie w ramach posiedzenia Rady Międzyrządowej. Premier Litwy Algirdas Brazauskas odwołał jednak swoją wizytę. Jednym z powodów był brak ostatecznego zatwierdzonego projektu umowy.

Obie strony nie osiągnęły porozumienia w sprawie terminów wcielenia w życie tego dokumentu. Litwa domagała się dziesięciu lat, a Polska chciała, by zaczęła ona obowiązywać już po roku od czasu jej podpisania. Mimo sprzeciwu wielu litewskich polityków wobec tego, by nazwiska polskie na Litwie były pisane zgodnie z polskim alfabetem, wiceminister Ignatavičius powiedział, że „obie strony chcą, by umowa ta została podpisana. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi, gdyż należy wznowić negocjacje”.

Wiceminister Bytr nic nie wie na temat propozycji wznowienia negocjacji, powiedział, że obecnie „strona litewska powinna rozważyć swoje warunki natury technicznej”. Nie prognozuje też terminu podpisania umowy. Ma jednak nadzieję, że nastąpi to w ciągu najbliższych miesięcy.

„Wspólna droga i Litwy, i Polski do Unii Europejskiej powinna nas do tego zbliżyć. W państwach europejskich nie robi się w zasadzie kłopotu z używaniem znaków, których nie ma w alfabecie danego państwa” - powiedział.

Polsko-litewskie negocjacje w sprawie umowy o pisowni nazwisk polskich na Litwie i litewskich w Polsce trwają już siedem lat. Podpisanie takiej umowy przewiduje Traktat Polsko-Litewski zawarty w 1994 roku.

„Inwazja” polskich turystów na Wilno

W pierwsze majowe dni wolne od pracy Wilno odwiedziło pięciokrotnie więcej turystów z Polski, aniżeli zazwyczaj, gdyż w Polsce ten właśnie weekend był najdłuższy w roku, trwał pięć dni.

Hotele w Wilnie - tańsze, o lepszym standardzie, zostały zarezerwowane na te dni już listopadzie. Ci, którzy dopiero w marcu zgłosili chęć odwiedzenia Wilna w dniach 1-5 maja, wycieczkę tę musieli odłożyć.

„Do Wilna, na Litwę przyjeżdża coraz więcej turystów z Polski. Bardzo wielu - po raz pierwszy. Są zaskoczeni tym, co widzą. Jadąc do nas myślą, że jest tu jak w Rosji, tymczasem nasze warunki niczym się nie różnią od polskich, w czymś nawet jesteśmy lepsi” - mówi Janina Czyż, właścicielka biura turystycznego „Heltur”.

Według danych Litewskiego Departamentu Statystyki, w ciągu pierwszych trzech miesięcy br. Litwę odwiedziło ponad 748 tys. obcokrajowców, o 4 proc. więcej aniżeli w roku ubiegłym. Najbardziej wzrosła liczba przyjeżdżających z Polski - prawie o 29 proc. W ciągu trzech miesięcy Litwę odwiedziło 44 tys. Polaków.

„Polacy mają szczególny sentyment do Wilna i lubią tu przyjeżdżać” - mówi Czyż.

Turystów polskich w Wilnie interesuje przede wszystkim Ostra Brama, cmentarz na Rossie, Uniwersytet Wileński, kościół pw. Ducha Św., w którym znajduje się oryginalny obraz „Jezu ufam Tobie” namalowany według wizji świętej Faustyny Kowalskiej. Turyści z Polski chętnie odwiedzają też miejsca związane z polską kulturą - Mickiewiczem, Słowackim, Moniuszką. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się też litewska trasa pielgrzymkowa.

Z danych departamentu statystyki wynika, że obcokrajowcy najbardziej sobie chwalą litewskie piwo, dobre drogi, piękną przyrodę, ludzką życzliwość. Najbardziej narzekają na brak informacji, a Polacy - na brak informacji w języku polskim.

Na Litwę powróciło Święto Pracy

Po pięcioletniej przerwie na Litwę powróciło Międzynarodowe Święto Pracy. Od ponad dziesięciu lat po raz pierwszy był to wolny dzień od pracy. W całym kraju związki zawodowe i Partia Socjaldemokratyczna zorganizowały pochody pierwszomajowe, koncerty, majówki.

W Wilnie przed południem święto zainaugurowali bikerzy, którzy przejechali ulicami miasta. W mieście odbywały się koncerty orkiestr dętych, wspólnot narodowych. Związek Robotników zorganizował pochód na znak protestu przeciwko bezrobociu, wyzyskowi i zmniejszającym się wynagrodzeniom.

Dla litewskiego ruchu związkowego najważniejszym punktem był zjazd założycielski Litewskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Zjazd ten połączył istniejące dotychczas dwa największe litewskie związki zawodowe.

„Cieszę się, że Litwa obchodzi Dzień Pracy. Jest to dzień, kiedy głośno mówimy o tym, co najbardziej boli, o tym, że w warunkach wolnego rynku w kraju jest w wielu ludzi szukających zatrudnienia, zaś miejsc pracy jest za mało. O tym, że ludzie w obawie przed bezrobociem godzą się na wykorzystywanie - pracują w nadgodzinach, często w warunkach niewolniczych, za swoją pracę otrzymują minimalne wynagrodzenia, które zresztą nie są wypłacane w terminie” - powiedział jeden z liderów związków zawodowych, poseł Algirdas Sysas.

Jego zdaniem, tylko związki zawodowe są w stanie obronić ludzi pracy. „Świat nie wymyślił lepszej obrony, aniżeli obrona zbiorowa. Obecnie, po zjednoczeniu się dwóch największych litewskich związków zawodowych, mając ponad 100 tys. osób, będziemy stanowili siłę” - powiedział Sysas.

Prezydent Valdas Adamkus był przeciwny przywróceniu święta 1 maja. Określił ten dzień dniem nostalgii za poprzednim systemem. Przeciwni byli też konserwatyści, za rządów których w 1997 roku dzień ten został wykreślony z listy obchodzonych w kraju świąt. Zwolennikom prawicy dzień ten kojarzy się przede wszystkim z byłym sowieckim systemem.

Zdecydowana większość mieszkańców kraju nie traktuje 1 maja jako święta. Tym niemniej ludzie cieszyli się z dodatkowego wolnego dnia. Wielu, tak jak za czasów sowieckich, korzystając z pięknej pogody, wyjechało na sadzenie ziemniaków, porządkowało ogródki.

Obok francuskich żołnierzy - Polacy

W zbiorowej mogile, obok szczątków blisko 20 tysięcy żołnierzy armii napoleońskiej z 1812 roku, wykrytej w marcu w Wilnie, jest wiele szczątków żołnierzy narodowości polskiej - twierdzi dyrektor Instytutu Historii Litwy, prof. Alvydas Nikžentaitis.

„Na wyniki dokładnych badań, które obecnie prowadzą eksperci litewscy i francuscy, należy jeszcze zaczekać, ale wstępnie możemy zdecydowanie stwierdzić, że w tej zbiorowej mogile jest bardzo dużo Polaków” - powiedział prof. Alvydas Nikžentaitis.

Historyk przypomina, że armia napoleońska tylko w 20 proc. składała się z Francuzów. Pozostali żonierze tej armii byli przedstawicielami różnych narodowości Europy Środkowej. „Możemy twierdzić, że odkryta zbiorowa mogiła jest grobem narodów Europy Środkowej” - mówi Nikžentaitis.

Zbiorowa mogiła została odkryta w wileńskiej dzielnicy Północne Miasteczko, gdzie trwa budowa osiedla mieszkaniowego. W ocenie ekspertów jest to jeden z największych zbiorowych grobów żołnierzy napoleońskich na terytorium Europy. „Bez trudu można tu zidentyfikować szczątki około dwóch tysięcy osób. Przypuszcza się jednak, że jest to miejsce pochówku blisko 20 tysięcy osób” - mówi dyrektor Instytutu Historii.

„Żołnierze, którzy spoczęli w litewskiej ziemi, umierali prawdopodobnie z zimna i głodu w czasie ostrej zimy, kiedy siły Napoleona wycofywały się po przegranej wojnie z Rosją” - uważa archeolog Justé Poškiené. Jej zdaniem, ciał nie umieszczano w trumnach, prawdopodobnie zostały po prostu w pośpiechu wrzucone do zbiorowego grobu.

Z faktów historycznych wynika, że zimą 1812 roku w Wilnie zginęło około 40 tys. żołnierzy. Ich ciała były składane w zbiorowych grobach, palone bądź puszczane do rzeki pod lód.

„Nie wyklucza się, że obok odkrytego grobu, są inne” - mówi Nikžentaitis. Jego zdaniem, należy przeprowadzić badania archeologiczne na całym terytorium obecnego placu budowy i nie tylko. „Uważam, że ci żołnierze zasłużyli na pewien szacunek, a miejsce ich pochówku powinno być miejscem pamięci związanym z naszą historią, ale też z historią Europy” - sądzi historyk.

Nie wiadomo jeszcze, czy odnalezione szczątki zostaną przewiezione do Francji, czy pochowane na Litwie. Zadecyduje o tym specjalnie powołana komisja.

Zdaniem profesora Nikžentaitisa, najstosowniejszym miejscem pochówku żołnierzy Napoleona byłby Park Centrum Europy nie opodal Wilna, geograficzne centrum Europy, ustalone między innymi przez Francuzów.

„W centrum Europy powstałoby swoiste mauzoleum narodów Europy” - rozważa dyrektor Instytutu Historii Litwy.

Tajemniczy ślub Brazauskasa

Premier Litwy Algirdas Brazauskas pod koniec kwietnia wziął ślub cywilny z wieloletnią przyjaciółką Kristiną Butrimiené. O legalizacji tego związku nie wiedzieli nawet najbliżsi nowo poślubionych małżonków. O uroczystości ślubnej nie byli też poinformowani ani córki Brazauskasa, ani jego towarzysze partyjni.

Informację o planach matrymonialnych 69-letniego Brazauskasa i jego 53-letniej przyjaciółki, Kristiny, dyrektorki jednego z największych hoteli w Wilnie „Draugysté”, biuro prasowe premiera ogłosiło po powrocie pary z tygodniowych wakacji w Egipcie.

Biuro prasowe poinformowało też o tym, że Brazauskas i Butrimiené już od kilku lat są rozwiedzeni, chociaż ta informacja była zaskoczeniem dla ich byłych współmałżonków.

Wspólny urlop Brazauskasa i Butrimiené był utrzymywany w tajemnicy, ale prasa poinformowała o tym na czołowych stronach, opublikowała też zdjęcia tej pary na egipskiej plaży.

Po powrocie z urlopu Brazauskas wydał oświadczenie, w którym napisał między innymi: „Po moim wyjeździe na krótkie wakacje prasa opublikowała wiele artykułów na temat mojego prywatnego życia. Formalnie jestem rozwiedziony z pierwszą żoną Julią. Decyzję w tej sprawie podjąłem jakiś czas temu, choć nie była ona łatwa ani dla mnie, ani dla mojej rodziny. Nie podawałem tego do wiadomości publicznej z wielu różnych skomplikowanych i delikatnych powodów. Tak jak dotychczas, będę materialnie pomagał mojej byłej żonie”.

Premier wyraził nadzieję, że społeczeństwo litewskie wykaże zrozumienie dla jego decyzji.

Złe stosunki Brazauskasa z jego pierwszą żoną Julią były od wielu lat tajemnicą poliszynela, co wywoływało wiele różnorodnych komentarzy. Mówiło się nawet, że podczas pierwszych wyborów prezydenckich, które wygrał Brazauskas, jego żona głosowała na jego rywala.

Wiadomo było, że jest przeciwna kandydaturze męża na prezydenta, a kiedy nim został, prawie nigdy publicznie z nim się nie pokazywała. Podczas podróży zagranicznych i wystąpień publicznych, gdy wymagał tego protokół, Brazauskasowi towarzyszyła córka.

Aleksandra Akińczo

Wstecz