Na tropach prowokacji

Pytania i odpowiedzi

From: „Kongres Polakow w Szwecji” <biuro@polskakongressen.org>

To: „Magazyn Wilenski” <magazyn@magwil.lt>

Subject: do redakcji

W numerze 8/2002 miesięcznika „Magazyn Wileński” ukazał się tekst pióra Michała Mackiewicza p.t. „Na tropach prowokacji”. W artykule tym w sposób niewybredny zostałem zaatakowany z imienia i nazwiska. Nazwano mnie m. in. złodziejem, który najpierw zbierał, a następnie ukradł pieniądze dla głodujących dzieci na Wschodzie. W tekście jest jeszcze szereg innych oskarżeń pod moim adresem jako osoby prywatnej i jako prezesa Kongresu Polaków w Szwecji.

Człowiek uczciwy nie musi udowadniać swej niewinności, takie bezpodstawne oskarżenia są jednak zwykłym przestępstwem kryminalnym. Nie mam zamiaru dyskutować z Michałem Mackiewiczem na temat mej uczciwości, nie mam zamiaru udowadniać, że nie ma on najmniejszego pojęcia o sytuacji Polonii w Szwecji, choć i na ten temat zabiera on głos. Nie interesuje mnie dlaczego pisze kłamstwa. Nie pociesza mnie wcale fakt, że wśród napadniętych w jego artykule jestem w takim towarzystwie jak marszałek Senatu RP - Alicja Grześkowiak, senator Janina Sagatowska, Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, czy profesor Romuald Brazis. Pisaniem bzdur bez cienia dowodów nie jest on w stanie obrazić ani mnie, ani wyżej wymienionych osób.

Działający przy Kongresie Polaków w Szwecji Komitet Charytatywny „Quiz”, od lat pomaga potrzebującym dzieciom w Polsce. Wspomagamy sierocińce, domy rodzinne, świetlice dla dzieci ze środowisk zagrożonych itp. Pomoc ta zamyka się na dzień dzisiejszy sumą ponad półtora miliona szwedzkich koron. Wpływ i wydatkowanie każdej korony ma atest skarbnika Kongresu, oraz potwierdzenie w biuletynie rozsyłanym do wszystkich darczyńców i na naszych stronach internetowych. Nigdy nie zbieraliśmy pieniędzy na „głodujące polskie dzieci na Wschodzie”, jak pisze Mackiewicz. Nie ukradliśmy tych pieniędzy.

Oskarżenie rzucone jednak zostało i to w rozprowadzanej szeroko gazecie i zamieszczone w internecie. Zniesławiona została działalność zasłużonej organizacji. Obrażeni zostali wszyscy ludzie dobrej woli wpłacający na nasze zbiórki i pracujący bezinteresownie w Komitecie.

Wobec tego faktu Kongres Polaków w Szwecji nie może pozostać obojętny. Żądamy od „Magazynu Wileńskiego” przeprosin tą samą drogą, którą nas zniesławił i natychmiastowego usunięcia tekstu z internetu. Jest to najmniej, czego żądać możemy na podstawie zarówno litewskiego prawa prasowego, jak i kodeksu etycznego obowiązującego w środowisku dziennikarskim na całym świecie. W przeciwnym wypadku zmuszeni będziemy do powołania się na Kodeks Karny Republiki Litewskiej w dalszym naszym postępowaniu.

Takich rzeczy robić po prostu nie wolno.

Michał Bieniasz,

prezes Kongresu Polaków w Szwecji

Sztokholm 28 sierpnia 2002 r.

 

„Pisanie bzdur bez cienia dowodów”

1. Artykuł „Na tropach prowokacji”, opublikowany w „Magazynie Wileńskim” nr 8, nie może być ani zniesławieniem, ani obrazą - ani dla Kongresu Polaków w Szwecji, ani dla Komitetu „Quiz”, ani dla żadnej innej organizacji polonijnej w Szwecji, ani dla „wszystkich ludzi dobrej woli” - chociażby z tej zwykłej przyczyny, że nie są tam w ogóle ani razu nawet wspomniani. Treść artykułu porusza zgoła inne problemy, o których p. Bieniasz woli milczeć.

2. W artykule w stosunku do wymienionych w nim osób ani razu nie użyto takich słów, jak „złodziej”, „ukradł” itp. Bieniasz zaś pisze: „Nazwano mnie m. in. złodziejem, który najpierw zbierał, a następnie ukradł pieniądze...” - podkreślając przy tym, że „bezpodstawne oskarżenia są zwykłym przestępstwem kryminalnym.” Więc po co teraz sam, bezpodstawnie oskarżając innych, lekką ręką popełnia to przestępstwo? Zresztą nie tylko w tym jednym przypadku.

3. Akcję zbiórki pieniędzy w TV Polonia wspólnie z Maciejkiańcem (pod egidą świeżo zagarniętej Związkowi Polaków na Litwie „Naszej Gazety”) oglądały tysiące widzów. W artykule ten fakt przytoczono jako przykład „uwiarygodniania” przez Bieniasza byłego prezesa ZPL w Polsce i na Zachodzie. I tyle. A skoro w gazetce, która całej akcji niby patronowała, nie znalazło się nawet wzmianki o tym, jak zebrane środki zostały wykorzystane, całkiem uzasadnione jest stwierdzenie, że to „pozostaje tajemnicą”. Bo pozostaje.

4. Dla znających treść artykułu „Na tropach prowokacji” całe to „bicie się w piersi” i wołanie Bieniasza: „Nie jestem złodziejem! Niczego nie ukradłem!” - może się wydać pozbawionym jakiegokolwiek sensu. Przecież nikt na razie nie nazwał go złodziejem. Podobna reakcja może mieć na celu jedynie odwrócenie uwagi od prawdziwych zarzutów, które w stosunku do Bieniasza zostały w artykule rzeczywiście postawione. A mianowicie - aktywny i bezpośredni udział w rozbijackiej, nieuczciwej, brudnej robocie wśród Polaków na Litwie, którą na spółkę z Maciejkiańcem prowadzi już bez mała trzy lata. Woli, jak widać, pozostawać przy tym w cieniu.

5. Swój stosunek do opisanych w artykule faktów Bieniasz wyraża krótko: ...”pisanie bzdur bez cienia dowodów” (czyżby?), czy „Pięć stron oszczerstw i kalumni” (kto tu jest oszczercą, to jeszcze się okaże), usiłując zasłonić się Kongresem, Komitetem „Quiz” i nawet „wszystkimi ludźmi dobrej woli”. Twierdzi, jakoby to oni (?!) zostali zniesławieni i obrażeni. Nawet jeżeli coś rzeczywiście w naszych oczach rzuca jakiś cień na te szacowne organizacje, to - jedynie i wyłącznie - destrukcyjna działalność na Litwie ich obecnego prezesa.

6. Jeżeli kogoś z Kongresu Polaków w Szwecji, oprócz samego Bieniasza, oczywiście, interesują nasze zarzuty w stosunku do ich prezesa, możemy udostępnić o wiele dłuższy ich spis, niż w artykule „Na tropach prowokacji”, w tym też nagrania z TV Polonia. Drogę kontaktu zaś z samym prezesem Bieniasz on nam pozostawił tylko jedną: poprzez adwokatów i sędziów, którymi usiłuje nas teraz zastraszać, wypisując w prasie fałszywe „oburzenia”, nie gardząc nawet słownictwem rynsztoku. A „pisanie bzdur bez cienia dowodów, jest... przestępstwem kryminalnym”. Jedynie to stwierdzenie w liście Bieniasza w pełni podzielam.

Michał Mackiewicz

redaktor naczelny „Magazynu Wileńskiego”

* * *

Reakcja Bieniasza na artykuł „Na tro-pach prowokacji” jest w zasadzie taką, jakiej oczekiwałem. Na łamach byłej gazety ZPL, mianującej się po „sprywatyzowaniu” „Nasz (czyli - ich) Czas”, (gdzie współredaktoruje z Maciejkiańcem obecnie żona Bieniasza), gołosłownie, razem z kumplami, leją teraz brudy kubłami. Jestem przygotowany do spotkania z Bieniaszem i „ich czasem” w sądzie. Tym niemniej „Tropy prowokacji” będą miały ciąg dalszy, bo praktycznie cała wywrotowa działalność Bieniasza (i nie tylko) na Litwie pozostała poza artykułem. „Wilk z lasu” został wywołany i tak być powinno. Ludzie, którzy przez całe lata krzewią zło, nie mogą pozostawać w cieniu, mimo że tego pragną.

Przez dwa i pół roku praktycznie nikt z kierownictwa ZPL nie podejmował dyskusji w odpowiedzi na cotygodniowe agresywne oszczerstwa Maciejkiańca&Co w „swoim czasie”, nikt ich nie prostował, nikt nie wyjaśniał prawdy. Uważano, że nie ma takiej potrzeby, człowiek dostatecznie w oczach rodaków już się skompromitował, więc im większe bzdury wypisuje, tym bardziej sam się kompromituje. Są przecież sprawy ważniejsze, na które i bez Maciejkiańca czasu brak. To prawda, ale, jak się okazało, tylko częściowa. Bo mniej zorientowani, szczególnie w Polsce i wśród Polonii na Zachodzie uwierzyli w te kompletne bzdury rozpowszechniane przez Maciejkiańca i jego pomagierów. Rozumowanie proste: „Gazety piszą i nikt na to nie reaguje, znaczy nie mają nic do powiedzenia”. Tak oto, stokrotnie powielone kłamstwo, zaczęło jakby się uwiarygadniać... Jesteśmy więc zmuszeni podjąć to wezwanie, choćby nawet dławiąc w sobie wstręt i obrzydzenie i do takiej „roboty”, i do ludzi, którzy do niej zmuszają.

Związek Polaków na Litwie jest jedyny i - ostatnio - zgodny, jak nigdy, żyje i działa, mimo trudności i kłód rzucanych mu pod nogi przez maciejkiańcowsko - bieniaszowską klikę. Rozpoczynając jednak od IX Zjazdu, praktycznie przy każdym spotkaniu z ludźmi widzę te pytające oczy: jak długo jeszcze? Kiedy wreszcie pozbędziemy się samozwańczego prezesa, który wciąż „nosi pieczątki”, przekłada kartki papieru z ewidencją 10 tys. osób - członków ZPL - i mruczy sobie pod wąsem, że był, jest i pozostanie prezesem ich wszystkich. Jak mu wytłumaczyć, jak udowodnić, że żadne pieczątki, żadne spisy i podpisane niegdyś legitymacje nigdy nie zamienią utraconego zaufania ludzi? A te pojedyncze osoby, które nadal trwają przy byłym prezesie, nie stanowią przecież żadnego ZPL.

Związek Polaków na Litwie jest legalną, zarejestrowaną w Ministerstwie Sprawiedliwości organizacją, posiadającą swój Statut, jeden egzemplarz którego przechowywany jest też w tymże ministerstwie. Zapisane w nim założenia obowiązują wszystkich. Działanie kogokolwiek wbrew Statutowi stawia go poza organizacją, a działanie ze szkodą dla organizacji, naruszające prawo i interesy ich członków, powinno być ścigane zgodnie z literą prawa. W danym wypadku zostały elementarnie pogwałcone prawa i interesy około 9 tys. osób - obywateli Litwy. Dlaczego więc organa praworządności, na utrzymanie których również łożymy jako podatnicy, nie mogą obronić naszych - zagwarantowanych m. in. Konstytucją - praw do zrzeszeń i swobodnego wyrażania woli w ramach legalnej organizacji społecznej?

W artykule „Na tropach prowokacji” wymieniono kilka konkretnych kroków byłego prezesa ZPL Maciejkiańca, poczynionych wbrew Statutowi Związku. Prosiliśmy sąd o rozpatrzenie jedynie dwóch z nich:

1. Statut ZPL (art. 28 - d) przewiduje, że wszystkie organa kierownicze Związku są wybierane na Zjeździe zwoływanym przez Zarząd Główny. Maciejkianiec zaś w głębokiej tajemnicy przed ZG 25 marca 2000 r. zwołał zebranie („konferencję ZPL”) i sam mianował tu 25 nowych „członków ZG”, „dokooptował” do legalnego 30-osobowego ZG, wybranego na VII Zjeździe. Więcej. W tym samym dniu odbyło się niby-posiedzenie tych „członków ZG”, jako „jedynego akcjonariusza spółki „Nasza Gazeta”, którzy nie wahając się własnoręcznie podpisali uchwałę w imieniu ZG o zwiększeniu kapitału tej spółki, co praktycznie oznaczało „prywatyzację dla Maciejkiańca” związkowej gazety. Ani o nowych „członkach ZG”, ani o tym „posiedzeniu ZG” legalny ZG po prostu nic nie wiedział. Była to nieprawna, niosąca straty nie tylko materialne działalność na szkodę organizacji. Tę sprawę właśnie już dwa i pół roku próbuje rozpatrzyć sąd.

2. Statut ZPL przewidział taką ewentualność (art. 29 - c) i udzielił Zarządowi Głównemu prawa „zawieszenia kolidującej ze Statutem działalności prezesa”. W tej sytuacji wyboru nie było. ZG z tego prawa skorzystał, wyznaczając termin zwołania VIII Zjazdu ZPL na 25 maja 2000 roku. Żeby Maciejkianiec miał w sobie choć odrobinę szacunku do ludzi, którzy zaufali mu wybierając na prezesa, jego obowiązkiem było przyjść na Zjazd, złożyć sprawozdanie, publicznie się ustosunkować do swego konfliktu z Zarządem Głównym. Ale to przeczyło jego celom zniszczenia ZPL jako organizacji masowej oraz przyjęcia na własność jej wieloletniego dorobku materialnego. Kolejny raz więc wszystkich zaskoczył. Powtórnie zwołał tych samych praktycznie ludzi, zaangażował też bliższych i dalszych swych krewnych, ich żony i mężów, inscenizując VIII Zjazd ZPL na dwa tygodnie przed legalnym Zjazdem. Takie działanie ostatecznie postawiło go poza organizacją. Jest to druga sprawa, którą na pozew ZPL próbuje rozpatrzyć sąd: czy Maciejkianiec powinien przekazać dokumentację, pieczątki, archiwa oraz majątek dla legalnie, zgodnie ze Statutem wybranych władz Związku.

W ciągu trwania procesu Maciejkianiec spisał już tony papieru udowadniając, że to wszyscy dokoła działają wbrew Statutowi i niezgodnie z prawem, bo jedynie on był, jest i pozostanie prawnym, legalnym i najprawdziwszym prezesem ZPL. Wola ludzi dla niego po prostu się nie liczy... Zawsze uważałem, że hipokryzja też ma swoje granice, na przykładzie Maciejkiańca jednak zaczynam w to wątpić.

Ostatnio posiedzenie sądu miało się odbyć 10 września. Ale Maciejkianiec kolejny raz podjął kroki, by nie dopuścić do rozprawy. Złożył papier z kolejnymi „dowodami swych racji”. Może człowiek potrzebuje już pomocy lekarzy, może męczą go koszmarne sny? - pomyślałem czytając ten papier. - I gdy inni ludzie po obudzeniu się z koszmarów odruchowo się żegnają i odwracają na drugi bok, no może wstają, by napić się zimnej wody, Maciejkianiec zasiada do pisania kolejnej petycji do sądu podając senne wizje za rzeczywistość?

A co na to sąd? Zgodnie z literą prawa zmuszony jest spisać orzeczenie, uargumentować przyczynę odrzucenia papierów Maciejkiańca, nie mających wiele wspólnego z rozpatrywaną sprawą. Ale w takim przypadku przysługuje mu prawo do zaskarżenia tej decyzji w sądzie apelacyjnym... Rozprawę więc kolejny raz odroczono na miesiąc.

Tak więc, w naszym systemie prawa złoczyńcy mogą kpić sobie w żywe oczy i ze sprawiedliwości, i z prawa, i z sądów przez całe chyba dziesięciolecia.

A w naszym konkretnym przypadku wygląda na to, że Litwa, jako państwo, nie jest w stanie obronić naruszone interesy i prawa nie tylko bez mała 9 tys. członków ZPL, swych obywateli, ale i dobre imię całej społeczności polskiej na Litwie.

W artykule „Na tropach prowokacji” zostały pominięte nazwiska ludzi, którzy uczestniczyli w tzw. konferencji Maciejkiańca i składając własnoręczny podpis „sprezentowali” mu związkową gazetę. Wielu Czytelników ma z tego powodu pretensje: „prowokatorów”, jak mówią, trzeba wszystkich wymieniać z nazwiska. Zapewniam, że na pewno padną w tej historii nowe nazwiska. Ale przedtem chciałbym zwrócić się do wszystkich uczestników maciejkiańcowskiej „konferencji”: Jesteście ofiarami prowokacyjnej demagogii byłego prezesa. Wielu z was bardzo szybko to zrozumiało i wycofało się z wywrotowych działań, niektórzy przysłali do Zarządu Głównego ZPL oświadczenie, że wycofują swój podpis z tego dokumentu. Nawołuję również innych pójść tą drogą. Będzie to miało znaczenie moralne, przede wszystkim dla was samych. Popełnione błędy trzeba próbować przynajmniej naprawić.

Zwracam się też do wszystkich tych, którzy wskazywali, że artykuł pomija wiele bardzo istotnych przykładów niszczycielskich działań Maciejkiańca w szeregach ZPL. Ależ, na pewno tak! Napiszcie o nich sami czy dostarczcie udokumentowanych przykładów do redakcji. Wspólnie na pewno stworzymy pełniejszy obraz „wielkiej prowokacji”, skierowanej przeciwko zorganizowanej społeczności polskiej na Litwie.

Michał Mackiewicz

* * *

Z poczty „M.W.”

Szanowny Panie Redaktorze Naczelny

Gratuluję artykułu „Na tropach prowokacji”, warto byłoby go udostępnić szerzej, na łamach prasy wychodzącej w Polsce.

Śledzę prasę polskojęzyczną na Litwie, z której czytelnik nie może zorientować się, dlaczego tamtejsza społeczność jest podzielona. Na taki artykuł właśnie czekałem, wiele mi on wyjaśnia. Cieszę się, że ukazał się właśnie w „Magazynie Wileńskim”, w pismie, które oceniłem podczas moich wyjazdów na Litwę jako najwartościowsze ze wszystkich, jakie tam znalazłem. Ten artykuł, to kropka nad „i” dla podkreślenia orientacji ideowej Waszego pisma. Oby takich publikacji, jak ta Pana i wszystkie bez wyjątku pani Lucyny Dowdo, w przyszłości było jak najwięcej, by intryganci i ich poplecznicy, którzy się opowiadają po stronie zła, nie czuli się bezkarni.

Ciekawe to tym bardziej i dla polskiego czytelnika, że klika Maciejkiańca zdołała stworzyć kumoterską międzynarodówkę z udziałem władz Senatu RP i „Polonii” szwedzkiej. Myślę, że powinniście zamieszczać takie artykuły w prasie polskiej, zapotrzebowanie na nie na pewno istnieje. Uważam tak dlatego, że wszyscy, którzy „Magazyn Wileński” czytali przez przypadek, są nim nadal zainteresowani. Byłaby to przeciwwaga dla landrynkowych „Wieści Polonijnych”. Trzeba starać się o większy zasięg „Magazynu Wileńskiego” na rynku polskim, należałoby powrócić do sprzedaży w kioskach lub przynajmniej w sieci MpiK.

Życzę Panu i wszystkim Pana współpracownikom dużo siły i wiary w słuszność sprawy, dla której pracujecie.

Serdecznie pozdrawiam

Mieczysław Dziekoński

magister filologii słowiańskiej

Erfurt 

Wstecz