O minionych wyborach – samorządowych i prezydenckich – rozmawiamy z przewodniczącym Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, posłem na Sejm Waldemarem Tomaszewskim

Wygraliśmy samorząd dla Wileńszczyzny

W minionych wyborach AWPL uzyskała w skali kraju 4,1-procentowe poparcie i zachowała swoje pozycje w samorządach Wilna i Wileńszczyzny zdobywając 50 mandatów. Czy można to uznać za sukces?

Wyniki minionych wyborów są dla AWPL i dla całej społeczności polskiej na Litwie dobre. Wyraźnie potwierdziły one słuszność obranego przez Akcję Wyborczą kierunku – jedności i konsolidacji polskiego środowiska. Stały się też dowodem, że ludność Wileńszczyzny aprobuje zarówno naszą dotychczasową działalność jak i program wyborczy, który jest kontynuacją poprzednich programów. Po wyborach okazało się, że zachowaliśmy w samorządach dotychczasowe pozycje, a nawet je częściowo wzmocniliśmy. Otrzymaliśmy o półtora tysiąca więcej głosów niż podczas poprzednich wyborów, również procentowo osiągnęliśmy lepszy wynik. Podczas poprzednich wyborów mieliśmy w skali kraju 4 procent głosów, teraz zgromadziliśmy 4,1 procent. Analizując ten wynik myślę, że nie wykorzystaliśmy całego potencjału, że mamy jeszcze więcej stronników. Jestem pewien, że AWPL poparliby również Polacy z Druskienik, Ignaliny, Jezioros czy z Kowieńszczyzny, jednak tym razem nie wystawialiśmy tam swoich list. Ogromny sukces odnieśliśmy w rejonie wileńskim. Według ostatniego spisu Polacy stanowią tu 61 procent ludności, i prawie tyleż głosów, bo ponad 60 procent, tam zdobyliśmy. Czyli orientacyjnie poparło nas 99 procent polskiej społeczności rejonu wileńskiego. Zwyciężyliśmy bardzo pewnie w rejonie solecznickim, a w rejonie trockim zajęliśmy pierwszą pozycję. W stolicy i w rejonie święciańskim ulepszyliśmy swoje poprzednie pozycje o jeden mandat. W Wilnie mamy teraz 6 radnych, w święciańskim – 4. Jest to wynik bardzo dobry, szczególnie w świetle tego, że wszystkie partie ogólnolitewskie – zarówno lewica jak i prawica – prowadziły przeciwko nam negatywną kampanię wyborczą, że próbowano nam przeciwstawić jakieś pseudopolskie partyjki.

Kampania wyborcza rzeczywiście była bardzo ostra, konkurenci AWPL nie tyle starali się wyeksponować własne zalety, co wskazać wady partii, która już od trzech kadencji jest stałym reprezentantem polskiej społeczności w samorządach. Jak Pan to ocenia?

Przygotowania do odsunięcia Akcji Wyborczej od władzy samorządowej rozpoczęto dużo wcześniej, jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej. To w tym celu powołano tak zwaną Polską Partię Ludową – satelitę partii rządzących, która w założeniu miała poczynić wyłom w jedności polskiego elektoratu. Jednocześnie litewskie partie zjednoczyły się przeciwko nam bez względu na ich orientację – czy to lewica, czy prawica. Zarówno socjaldemokraci, socjalliberałowie, jak też konserwatyści i liberałowie na Wileńszczyźnie przeciwko AWPL działali nadzwyczaj zgodnie i bezpardonowo. Przedstawiciele Akcji Wyborczej zostali odsunięci od kierowania komisjami okręgowymi, jak też dzielnicowymi. Praktycznie cała organizacja wyborów pozostawała w rękach dziwnej „koalicji” konserwatystów z socjaldemokratami, przy aprobacie socjalliberałów i liberałów. Ci ostatni nawet ustąpili część przypadających im ustawowo miejsc w komisjach dla nowej polskiej partii - satelity.

Drugim trudnym momentem podczas tych wyborów było aroganckie i wrogie zachowanie rządzących socjaldemokratów. Nie tylko wciągnęli na swoje listy osoby z bardzo wątpliwą reputacją, ale też prowadzili przeciwko AWPL bardzo agresywną kampanię wyborczą. Trzy dni przed wyborami zamieścili na łamach „Kuriera Wileńskiego” ogromny szkalujący AWPL artykuł. Jest to niezgodne z ordynacją wyborczą, takie niewybredne chwyty można stosować, gdy do wyborów pozostaje nie mniej niż dziesięć dni, gdyż zaatakowana strona musi mieć czas na sprostowanie tych kalumnii. Mało tego, socjaldemokraci zamówili 3 tysiące dodatkowych egzemplarzy dziennika z tym paszkwilem i rozdawali bezpłatnie, nawet w dniu głosowania. Również przedwyborcze spotkania przedstawicieli tej i innych partii cechowała wielka wrogość wobec AWPL, wielki populizm i cynizm. Często podczas tych spotkań szydzono z naszego przywiązania do polskich wartości, tradycji, szkolnictwa, usiłowano ludziom wmówić, że poza polskością, nic innego AWPL nie interesuje.

O tym, że Wileńszczyzna bardzo kusiła rządzącą koalicję, świadczą też przedwyborcze wizyty takich politycznych prominentów jak Andriukaitis, Juršénas, Paviržis, którzy nie gardzili nawet małymi zebraniami, by agitować na rzecz swoich partii. Jednak w sumie kampania wyborcza w wydaniu lokalnych socjaldemokratów kompromitowała nie tylko ich samych, ale i ich partyjnych liderów z centrum.

Podczas tej agitacji zarzucano wam brak zainteresowania gospodarczym rozwojem Wileńszczyzny?

Między innymi, chociaż to właśnie my mamy opracowany razem ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” program gospodarczego rozwoju Wileńszczyzny. Jest to poważny program, zakłada pozyskanie na rozwój Wileńszczyzny z europejskich funduszy strukturalnych 60 milionów euro. Kierujemy tym regionem od siedmiu lat, więc mamy doświadczenie. Dzięki konsekwencji AWPL i Związku Polaków na Litwie w celu realizacji tego programu została powołana i zarejestrowana w Ministerstwie Gospodarki Litwy Agencja Rozwoju Obszarów Wiejskich Wileńszczyzny. Do agencji należy sześć podmiotów, trzy samorządy: wileński, solecznicki i trocki (czyli radni AWPL), a także „Wspólnota Polska” i Związek Polaków na Litwie, zaś ze strony rządowej Powiat Wileński. Dzięki udziałowi AWPL w gabinecie ministrów Rolandasa Paksasa udało nam się zdobyć dla tego programu poparcie litewskiego rządu. Na marginesie wspomnę, że rząd konserwatystów ten program w ogóle negował twierdząc, że nie można stosować takiego rodzaju programów wobec zaledwie trzech z siedmiu rejonów powiatu, bo pachnie to gospodarczą autonomią. Tym niemniej w ciągu półtora roku udało nam się władze Litwy przekonać do tego programu, a w tym roku agencja ma już konkretny budżet.

Tymczasem rządzący socjaldemokraci dla tego regionu mogli zrobić o wiele więcej, niż ograniczone w kompetencjach władze samorządowe, ale nie zrobiły nic. Wręcz przeciwnie, zaaprobowali w swoim czasie pseudogospodarczy program rozwoju Litwy Wschodniej, zgodnie z którym, jak na razie, ani jednego centa nie skierowano na rozwój gospodarczy regionu, natomiast dziesiątki milionów litów rzuca się wyłącznie na budowę litewskich szkół i to w miejscowościach, gdzie nie ma takiej potrzeby. Tak więc oskarżanie AWPL o bezczynność było złośliwym odwracaniem kota ogonem, na co wyborca nie dał się nabrać.

Wróćmy na chwilę do tak zwanej polskiej konkurencji stworzonej dla AWPL. Polska Partia Ludowa miała poparcie nie tylko litewskich elit politycznych, również w Polsce niektórzy usiłowali ją promować i dopieszczać. Dziwne zaufanie wobec nowo powstałej formacji, która, w odróżnieniu od AWPL, nie zyskała poparcia polskich organizacji...

Tak, były w Polsce pewne nieodpowiedzialne środowiska, które awansem poparły PPL, w ten sposób jakby zasiewając na gruncie wileńskim własne podziały. Z okazji powołania PPL gratulował jej jeden z polskich senatorów, w kampanię na rzecz promowania tej niby polskiej partyjki włączyły się niektóre polskie media. Przed wyborami w I programie Polskiego Radia leciały informacje nie sprzyjające AWPL, występował założyciel PPL, który jednostronnie „walił w naszą partię jak w bęben”. Uważam, że jest to niedopuszczalne ze względów etycznych, a i niezgodne z prawem. Tak więc przed wyborami panował dziwny układ – z jednej strony atakowali nas litewscy nacjonaliści i litewska nomenklatura, która w rządzeniu na Wileńszczyźnie dopatruje się własnych korzyści gospodarczych, z drugiej strony – doczekaliśmy kuksańców z Polski.

Jak Pan sądzi, co było przyczyną takiej nagonki?

Jesteśmy regionalną partią centrum, nawiązującą do chrześcijańskich i narodowych tradycji Wileńszczyzny. Myślę, że komuś się nie podoba, iż nasza opcja polityczna cieszy się stabilnym poparciem i zaufaniem wyborców. Kłóci się to zresztą z prognozami niektórych, zarówno polskich jak i litewskich, politycznych „wizjonerów” głoszących, że partie regionalne nie mają ani racji bytu, ani przyszłości. Może to kogoś drażnić, że AWPL jest tego zaprzeczeniem, że po trzech kadencjach kierowania samorządami ludzie nadal nam ufają, podczas gdy w kraju rządy wahają się od jednej skrajności do drugiej. Nie mamy zresztą na swoim koncie żadnych gospodarczych afer czy malwersacji. W zakresie swoich pełnomocnictw walczymy o gospodarczy wzrost Wileńszczyzny, mamy duże zasługi w kwestii obrony praw polskiej społeczności. Nawet nasi polityczni przeciwnicy przyznają, co prawda z gorzkim przekąsem, że wiele zdziałaliśmy w kwestii ochrony i rozwoju polskiego szkolnictwa, kultury.

O czym świadczy fakt, że wbrew wszelkim nagonkom Akcja Wyborcza zachowała poparcie polskiej społeczności? Czy o dojrzałości politycznej polskiego wyborcy, czy też o tym, że AWPL obrała właściwą strategię i taktykę, że jest skuteczna?.. A może magiczną moc ma słowo „Polaków” w tytule partii?

Myślę, że zarówno nasz elektorat ma już dobrze wyrobioną polityczną orientację, co bardzo cieszy, jak też duże znaczenie ma i to, że staramy się uczciwie pracować dla tego regionu, co wyborcy widzą i doceniają.

Polityczni adwersarze zarzucali AWPL kosztowną kampanię wyborczą...

Kampanię wyborczą przeprowadziliśmy, w porównaniu z innymi partiami, za bardzo skromne pieniądze. Naszym rzeczywistym kapitałem była raczej sprawność organizacyjna Akcji Wyborczej, jak i to, że udało się pozyskać poparcie praktycznie wszystkich polskich organizacji. Wspólnie układaliśmy program, wspólnie typowaliśmy kandydatów, nad tą całą kampanią unosił się wspaniały duch jedności. Ważnym organizacyjnie momentem było i to, że próbowaliśmy bezpośrednio dotrzeć do każdego wyborcy. Złożyły się na to nie tylko zebrania, spotkania z mieszkańcami Wileńszczyzny, lecz też akcja zbiórki podpisów pod obywatelskimi poprawkami do ustaw O mniejszościach narodowych i O oświacie. Były też imprezy kulturalno-rozrywkowe, organizowane przy użyciu minimalnych funduszy, praktycznie dzięki pracy społecznej. Poza tym czuliśmy się mocni duchowo, nie ograniczaliśmy się do haseł materialistycznych, już tradycyjnie zaufaliśmy sile wyższej i przez całą kampanię odczuwaliśmy wsparcie Opatrzności. Zresztą na te wybory pracowaliśmy już od kilku lat. Bardzo wyraźnie odseparowaliśmy się od rządzącej obecnie koalicji, chociaż zapraszano nas do współpracy. I okazało się, że była to słuszna decyzja, bo w trakcie wyborów wyszło na jaw, że to rządzący socjaldemokraci stanowią dla Wileńszczyzny największe zagrożenie, że dążą oni do przejęcia tego regionu za wszelką cenę.

Polska Partia Ludowa w tych wyborach w skali kraju osiągnęła 0,06 procent poparcia, tym niemniej jej wiceprezes Ryszard Maciejkianiec próbuje to przedstawić niemalże jako sukces, w każdym razie nie przyznaje się do porażki. Czy zdobycie jednego mandatu można uznać za sukces?

To jest relatywizm moralny. Gdy w 1995 roku za polską robiła Partia Chłopska, która w rejonie wileńskim uzyskała 4, w solecznickim – 3 mandaty, sam Maciejkianiec ten wynik określał mianem sromotnej porażki. A przecież 7 mandatów PCh w porównaniu z jednym, jaki zdobyła PPL, można by uznać za ogromne zwycięstwo.

Z tej porażki wynika, że nasz elektorat nie łapie się wyłącznie na polskie słowo w tytule partii, jak nam zarzucają niektórzy Litwini. Nieraz nam sugerowano, że Polak zagłosuje na każdego, byleby na swojego. Wynik PPL, która zresztą na kartach wyborczych figurowała wyżej niż Akcja Wyborcza, świadczy chyba, że wyborcy głosują na program i konkretne działania, nie na nazwy?

Tak, rozkład na kartach wyborczych sprzyjał PPL, która z racji piątego numeru była ulokowana wyżej. Nic prostszego jak zakreślić pierwszą w kolejności partię zawierającą to magiczne słowo „polska”... Nie wykluczam, że niektórzy mniej zorientowani wyborcy tak właśnie postąpili, ale był to nieznaczny procent, który nie miał wpływu na ostateczny wynik głosowania.

Wracając do walki przedwyborczej, również liberałowie prowadzili agresywną kampanię, zresztą częściowo za pośrednictwem wciągniętych na listę Polaków, którzy się wysługiwali wobec swoich mocodawców m. in. na łamach „Kuriera Wileńskiego”. Zresztą nasz jedyny polski dziennik codziennie radośnie obwieszczał, że „Wileńszczyzna wybiera listę nr 26”. A propos, co się stało z głośnymi liberałami-kandydatami S. Tarasiewiczem czy, powiedzmy, Z. Matarewicz. Zasiądą obok AWPL w ławach radnych?

Skądże... W wyniku rankingowania pospadali oni na dół listy. Tarasiewicz z drugiego miejsca stoczył się na dziewiąte, inni jeszcze niżej, w wyniku, na przykład, do rady samorządu rejonu wileńskiego weszli dwaj liberałowie Litwini. Powiem krótko - to jest obiektywna ocena postępowania liberałów i potwierdzenie, że nasz elektorat dokonuje bardzo świadomego i przemyślanego wyboru.

O świadomym wyborze świadczą też chyba wyniki prezydenckich wyborów na Wileńszczyźnie, która jednoznacznie opowiedziała się za Rolandasem Paksasem. W rejonie wileńskim poparło go 72 procent głosujących, w solecznickim 80. Może AWPL popełniła błąd nie popierając go oficjalnie?

Na wybory prezydenckie, przed którymi nie faworyzowaliśmy żadnego z kandydatów, obraliśmy chyba też słuszną strategię. Zachowując ten dystans, nie mieliśmy szans przegrania, z góry zakładaliśmy, że zwycięzca nie będzie mógł nam zarzucić, że go nie poparliśmy lub poparliśmy jego przeciwnika.

Tym niemniej już przed pierwszą turą Rada AWPL, jako najprzychylniejszych wobec polskiej społeczności, wskazała Adamkusa i Paksasa. Tak się później złożyło, że akurat oni musieli się zmierzyć w drugiej turze, przed którą już nie zajmowaliście żadnego stanowiska.

Przekonaliśmy się, że podjęliśmy bardzo trafną decyzję. W pierwszej turze wskazaliśmy dwóch kandydatów, którzy przeszli do drugiej, zaś w drugiej zachowaliśmy stanowisko neutralne, nie narzucaliśmy swojej opinii w kwestii głosowania, bo nie chcieliśmy dzielić własnego elektoratu. Powiedzmy, młodzież nieco odmiennie ocenia sytuację polityczną niż osoby starsze czy w wieku średnim. Nieco różnią się też poglądy wyborców AWPL na niektóre kwestie polityczne w rejonach i w stolicy. Więc nie dzielenie elektoratu poprzez narzucanie mu konkretnego kandydata było dobrym posunięciem. Wyborcy zrobili swoje, a AWPL w ten sposób zapewniła dla Wileńszczyzny przychylność obu kandydatów, żadnego z nich nie zraziła.

To ogromne poparcie, którego Wileńszczyzna udzieliła Rolandasowi Paksasowi, chyba dobrze wróży polskiej społeczności?

Z Paksasem i jego Partią Liberalno-Demokratyczną ciągle utrzymujemy dobre stosunki. Jego partia poparła nas nawet podczas ubiegłorocznego wiecu w obronie polskiego szkolnictwa i ziemi. Chociaż nie byłbym szczery, gdybym przemilczał, że również współpraca z prezydentem Adamkusem dobrze nam się układała, o czym świadczy chociażby najświeższy fakt, że pogratulował on nam wygranej w wyborach samorządowych.

Jednak mieszkańcy Wileńszczyzny odmówili mu mandatu na kolejną kadencję...

Wileńszczyzna wybrała Paksasa, bo zapamiętała jego przychylność wobec polskiej mniejszości. On, jako pierwszy, zawiązał z Polakami koalicję najpierw na poziomie stołecznego samorządu, potem na poziomie rządu. Udowodnił, że liczy się z nami jako z poważnym partnerem. A brak poparcia dla Adamkusa był protestem nie tyle przeciwko niemu, co przeciwko rządzącym. Adamkus jako prezydent generalnie był wobec naszej społeczności przychylny, poza sławetną ustawą O podwójnym obywatelstwie, którą wbrew naszym protestom podpisał, nie doznaliśmy od niego żadnych przykrości.

Wiele posunięć Adamkusa wręcz sprzyjało polskiej mniejszości. Wspomnijmy chociażby usunięcie polakożerczego ministra Zinkevičiusa, który chciał likwidować polskie szkoły. Adamkus wstrzymał też nowy, nieprzychylny Wileńszczyźnie podział administracyjny szykowany przez ekspremiera Vagnoriusa. Dzięki swojej stanowczości ukrócił entuzjazm konserwatywnego premiera, dopiął jego dymisji, a w swoim orędziu ogłosił, że nie należy sztucznie przekrajać granic. Tym niemniej Wileńszczyzna go nie poparła. Czy na porażkę prezydenta Adamkusa mogło mieć wpływ to, że w drugiej turze poparło go sześć politycznych partii, w tym rządząca koalicja? Czy nie był to pocałunek śmierci złożony na jego czole?

W znacznym stopniu. Nieznaczne poparcie Wileńszczyzny dla Adamkusa było wyrazem protestu wobec rządzących zarówno obecnie jak i poprzednio ekip. Fakt, że poparli go zarówno socjaldemokraci z socjalliberałami jak i konserwatyści sprawił, że Adamkusa zaczęto utożsamiać z tymi siłami politycznymi. Mieszkańcy Wileńszczyzny już zdążyli się przekonać, że niezależnie od tego, czy na Litwie rządzi prawica, czy lewica, w ich sytuacji nic się nie zmienia. Tak samo jest parcelowana ich ziemia, tak samo okraja się polskie szkolnictwo, tak samo próbuje się uszczuplić prawa polskiej mniejszości. Tak więc Adamkusa skojarzono z rządzącymi za jego kadencji ekipami i to przesądziło o jego porażce na Wileńszczyźnie.

Czy taka postawa nie powinna być dla litewskich polityków ostrzeżeniem, że Polaków nie wolno lekceważyć?

Z całą pewnością.

A jak się układają stosunki AWPL z prezydentem elektem? Czy były już jakieś spotkania?

Już w południe po nocy wyborczej spotkałem się z nowo wybranym prezydentem Rolandasem Paksasem, w bardzo życzliwej i rzeczowej atmosferze omówiliśmy sprawy naszej społeczności. Sądzę, że współpraca AWPL z nowym szefem państwa nie będzie się układała gorzej niż z poprzednim, że zyskamy w nim orędownika naszych polskich spraw. Oczywiście wiele będzie zależało od ekipy, jaką otoczy się prezydent, ale bądźmy optymistami.

Za pośrednictwem „Magazynu Wileńskiego” w imieniu całej organizacji chcę serdecznie podziękować zarówno wyborcom, którzy oddali na AWPL swe głosy jak też wszystkim, którzy przyczynili się do sukcesu polskiej partii. Dziękuję wydelegowanym przez AWPL członkom komisji wyborczych, obserwatorom, aktywowi ZPL i AWPL, Macierzy Szkolnej, wszystkim polskim organizacjom, członkom sztabów wyborczych, osobom znanym i nieznanym, publicznym i tym, którzy wielką robotę wykonują bez rozgłosu. Dziękuję wszystkim za ofiarny wysiłek i poświęcenie społecznej pracy kosztem wolnego czasu, za wytrwałość i wiarę w naszą wygraną. Zapewniam, iż nie będziemy żałowali sił i czasu, by sprostać Waszym oczekiwaniom i nie zawieść Waszego zaufania. Niech to wspólne zwycięstwo całej społeczności polskiej na Litwie dobrze służy naszej Ojczyźnie-Wileńszczyźnie.

Wierzę też, że ci nieliczni wyborcy oraz działacze, którzy dali się zwieść lub zostali wprowadzeni w błąd przez nieprzychylne naszej społeczności siły, wkrótce przekonają się co do szczerości naszych intencji i już podczas następnych wyborów będą z nami. Serdecznie zapraszam. Tylko w jedności nasza siła.

Rozmawiała  Lucyna Dowdo

Wstecz