„Doszukać się orła” w poezji Henryka Mażula

Wilia skuta lodami. Belmont w bieli tonie.

Trzeszczą Budy od mrozu. W szadzi Soleczniki.

Zima władczo się rządzi na siarczystym tronie,

Nie zamierzając wchodzić w komitywę z nikim. (…)

Wersy „Stycznia” z poematu (cyklu wierszy?) „Wilia nie jak Lete” pasują jak ulał do tegorocznej aury. Ciekawe, jak wyglądały Budy 1 stycznia 1953 r., kiedy to w danej miejscowości rejonu szyrwinckiego przyszedł na świat Henryk Mażul, znany dzisiaj jako jeden z najbardziej utalentowanych poetów i dziennikarzy wileńskich, jako jeden z animatorów życia kulturalno-społecznego na Wileńszczyźnie, a przede wszystkim, co może jeszcze godniejsze uwagi, człowiek nie zabiegający o poklask i reklamę, a skromnie, po cichu czujący, myślący i pracujący na rzecz rozwoju swojej „małej ojczyzny”, dla dobra jej ludzi.

Mejszagolska Szkoła Średnia, którą H. Mażul ukończył w 1970 r., na pewno zapisała go w poczet swoich najbardziej znanych wychowanków. Polonistyka Instytutu (dziś: Uniwersytetu) Pedagogicznego, której absolwentem został w 1975, nie tylko abstrakcyjnie „pamięta” o byłym studencie, lecz bierze także na warsztat jego wiersze, oceniane zazwyczaj dosyć wysoko przez młodych adeptów filologii polskiej.

Talent poetycki, którym jest obdarzony H. Mażul, daje znać o sobie także w publicystyce, od lat niemal 30-tu uprawiany przez niego na łamach pism wileńskich. Pracę zawodową zaczął jako dziennikarz „Czerwonego Sztandaru” (obecnie „Kurier Wileński”). W ostatniej dekadzie minionego wieku, wraz z pojawieniem się nowych tytułów prasowych, nazwisko Mażula – poety i eseisty migało także w „Naszej Gazecie”, której okresowo był redaktorem, „Magazynie Wileńskim”, „Znad Wilii”. Aktualnie jest związany z „Tygodnikiem Wileńszczyzny”. Wychodząc z założenia, że te czy inne periodyki wileńskie przynajmniej sporadycznie wpadają w ręce miejscowego odbiorcy, nie stawiam sobie za cel okolicznościowo przekonywać kogoś do publicystyki Mażula, która prezentuje się sama. Wydaje mi się, że to poezja autora „Iliad” wciąż oczekuje na jakieś rzetelniejsze omówienie i nagłośnienie. Nie tylko, zresztą, jego.

H. Mażul, ze względu na datę urodzin, należy do tzw. „pokolenia 1950” literatury polskiej, które, obok niego, reprezentują tacy poeci wileńscy, jak Romuald Mieczkowski (1950) czy Józef Szostakowski (1953).

Analizując poezję naszej wileńskiej „generacji 1950” można w niej się doszukać wielu wspólnych cech poetyki, takich jak: intelektualizm, większa dbałość o słowo, terminowanie w szkole współczesnej poezji polskiej (T. Różewicz, S. Grochowiak, M. Białoszewski, E. Stachura i in.). Jest to także pokolenie, które, jednoznacznie preferując uniwersalne motywy egzystencjalne, nie rezygnuje jeszcze z pewnej dozy regionalizmu, nie zapomina o swoim rodowodzie, o „byciu Polakiem”. Startowało na przełomie lat 60-70., kiedy kontakt z Macierzą był znacznie utrudniony, dlatego też niektóre wiersze są jakby wyrazem tęsknoty do źródeł, do źródła mowy i kultury ojczystej.

Henryk Mażul debiutował w r. 1972 na łamach „Czerwonego Sztandaru”. Większa wiązanka tekstów Mażula, jak i wielu innych autorów wileńskich, została podarowana szerszej publiczności, kiedy w r. 1985, pod patronatem tego samego dziennika, ukazał się tomik zbiorowy „Sponad Wilii cichych fal”, który jest, m. in., pokłosiem działalności Koła Literackiego przy nazwanej gazecie. Znalazły się tutaj 24 wiersze Henryka Mażula, których prezentację otwiera bardzo charakterystyczny dla jego poetyki tekst „Przed burzą”. Utwór o tematyce uniwersalnej i jednocześnie wyrażający niepokój człowieka naszych czasów, świadczący również o autorskiej umiejętności kondensowania myśli i oblekania ich w oryginalną otoczkę słowną:

wierzby w spazmie zastygły

spragnione ogromnie

jaskółka gładź sadzawki błyskawicą

kosi

na ulewę idzie na potop się zanosi

 

oby Noe przypadkiem nie

zapomniał o mnie

Jest to także wiersz, który najbardziej zapadł mi w pamięć, kiedy jeszcze jako studentka polonistyki WIP miałam szczęście być na wieczorze autorskim H. Mażula w murach uczelni, w której gościł na prawach „naszego” absolwenta – poety. Niema cisza zaległa gabinet języka polskiego, kiedy odczytywał tego rodzaju teksty.

Poeta litewski Eduardas Mieželaitis, autor wstępu do „Sponad Wilii cichych fal”, także dostrzegł niezaprzeczalne dla współczesnego odbiorcy walory poezji Mażula, odnotowując prosto i szczerze: „Podoba mi się jego poetycka logika, lakoniczność konstrukcji, nieco surowa powściągliwość, wewnętrzna swoboda i nowatorskie poszukiwanie formy”.

Niektóre z wierszy Mażula, opublikowanych w edycji wileńskiej, trafiły rok później (tym razem 17 tekstów) do warszawskiej antologii „Współczesna polska poezja Wileńszczyzny”, opatrzonej wstępem J. Kajtocha i K. Woźniakowskiego. Autorzy niniejszego wstępu w pełni zasłużenie bardzo wysoko ocenili poezję Mażula, stwierdzając, m. in., że jest on „bodaj w środowisku (wileńskim – H. T.) najciekawszy – szczególnie „wielostylowy” (…), po „jesieninowsku” liryczny, kiedy indziej zaś ascetycznie zwięzły i skupiony jak wczesny Różewicz, po „grochowiakowsku” koślawo–turpistyczny, wreszcie uprawiający rodzaj poetyckiej gnomiki”.

Mamy więc ułatwione zadanie. Żeby zweryfikować zasadność opinii wymienionych powyżej krytyków, spróbujmy dobrać przykłady do rzuconych przez nich tez. I tak, na początek, Mażul po „jesieninowsku” liryczny. Do takiego zakwalifikowania poety skłonił najprawdopodobniej zmuszający do refleksji uroczy liryk, przez który przewija się motyw przemijania, niewykorzystania jakichś możliwości „a jednak czasem Coś tracimy”:

A jednak czasem Coś tracimy

W ciszy wieczornej, w pustce zmroku,

W złocie jesieni, w bieli zimy,

W bezładzie myśli, w słów potoku.

 

W zieleni łąk, gdy w niej brodzimy,

W życzeniach ptakom przed

odlotem…

Tracimy czasem Coś, tracimy,

By nie odnaleźć nigdy potem.

Motywy treściowe i poetyka danego tekstu odsyłają także do tradycji rodzimej, do poezji chociażby tak lubianego przez wielu L. Staffa.

Mażul „ascetycznie zwięzły i skupiony jak wczesny Różewicz” – to jakby ktoś zupełnie inny, to autor zwłaszcza takich tekstów jak: „xxx(klęczałem…)” czy „wróżba”. Są to wiersze podwójnie różewiczowskie, gdyż zarówno poetyka, jak i problematyka (temat wojny) odsyła do jednego z dzisiejszych nestorów współczesnej poezji polskiej. Zacytujmy dla przykładu „wróżbę”:

pamięci ofiar Oświęcimia

szli

świeżo spadłym

deszczem ledwie wlokąc

nogi

 

za bramą

gdzie arbeit

miała frei machen

przystanęli

na halt konwojenta

jutro będzie nareszcie pogoda

ktoś twierdził

dostrzegłszy

jak dym z krematorium

drogą najkrótszą

 

zdąża do nieba

Gdybyśmy nie wiedzieli, kto jest autorem danego tekstu, z powodzeniem moglibyśmy przypisać go Różewiczowi. Spełnia on podstawowe kryteria poezji autora „Ocalonego”: jest maksymalnie odarty z metaforyki, zawiera wtręty niemieckojęzyczne, naśladuje rytmikę języka potocznego. Zasada rozczłonowania na wersy także przypomina praktykę Różewicza. Pauza (zakończenie wersu) powstaje nie zawsze w „logicznym miejscu”, nie zawsze tam, gdzie jest oczekiwana. Jest to nieprzypadkowe. Przed nami przykład wiersza emocyjnego, w którym załamuje się głos mówiącego o bolesnych sprawach podmiotu, więc zatrzymuje się on nieraz, oddzielając, na przykład, od siebie „wlokąc / nogi”, żeby nabrać tchu, żeby móc dopowiedzieć do końca. Minimum słów, maskowanie emocji (nie oznaczające ich braku) i nawet zasadniczego motywu (nie wróżba tu jest najważniejsza), wymowność, niejednoznaczność pointy – to są cechy, które spotkamy w większości „różewiczowskich” tekstów Mażula.

Wracając do opinii Kajtocha i Woźniakowskiego przyjrzyjmy się temu samemu poecie, który bywa też „po „grochowiakowsku” koślawo-turpistyczny”. Widać to bardzo wyraźnie w takich, powiedzmy, wierszach Mażula, jak „kominy” (dedykowany Jackowi Łukasiewiczowi, poecie, krytykowi, profesorowi, znawcy i przedstawicielowi, m. in., twórczości turpistycznej), „samozniszczenie” (pamięci Rafała Wojaczka) czy „krajobraz po uczcie”:

widelce z nożami

ociekają tłuszczami

 

towarzystwo talerzy

na ochłapach leży

 

wina na wyprzódki

wznoszą zdrowie wódki

 

lukry obrażone

że nie dojedzone

 

ości żerują w kościach

po gościach

I wreszcie Mażul „uprawiający rodzaj poetyckiej gnomiki”, to, na przykład, autor, kierujący, nie pozbawione także efektów turpistycznych „pytanie do żywych”:

czy umarli mieć muszą wyrzuty

sumienia

że stypa nam w przełyku w zgagę się

przemienia

Są to wiersze kwalifikowane zazwyczaj jako tzw. gatunek haiku, którego istota polega na maksymalnej lakoniczności (mogą się ograniczać nawet do 2-3 wersów) i często nieoczekiwanej, zaskakującej poincie, co występuje też w „zasadzie drwala”:

im

dalej w las

tym

więcej drzew

 

wyciętych

Powyższy tekst pochodzi już z autorskiego tomiku „Doszukać się orła”, który ukazał się w serii Biblioteki „Magazynu Wileńskiego” w 1991. Skądinąd wiadomo, że mógł ujrzeć światło dzienne nieco wcześniej. Chodzi o to, że kiedy nadarzyła się okazja wydania swoich wierszy w Kownie, H. Mażul szlachetnie ustąpił miejsce nieżyjącemu, o pokolenie starszemu poecie i przyjacielowi Sławomirowi Worotyńskiemu, czego wynikiem stała się antologia „Kontrasty i analogie” (1990), ułożona właśnie przez Mażula i opatrzona jegoż pięknym, eseistycznym wstępem.

Tomik „Doszukać się orła” zawiera zarówno teksty, prezentowane w wydaniach zbiorowych lat 80. jak też przynosi nowe. I te, i inne świadczą o głębokiej wrażliwości ich autora. Nieprzypadkowo tak silne więzy łączyły go z nadwrażliwym wręcz Worotyńskim. W wierszach Mażula także dominują motywy egzystencjalne: pytania o sens istnienia, rozdźwięk marzeń i rzeczywistości, kontrast wzniosłości i przyziemności, niepokój wynikający z uświadomienia przemijania, braku autentyczności itp. Charakterystyczny pod tym względem jest wiersz, zaczynający się od incipitu „ramiona mnie bolały”, któremu zawdzięczamy zapewne tytuł całego tomiku. To utwór o wiecznym rozdwojeniu człowieka, unaoczniający jego rozdarcie wewnętrzne: dążenie do wielkości i uświadomienie własnej małości, napisany z pewną dozą autoironii:

ramiona mnie bolały

pocieszałaś

to skrzydła rosną

rozrzuciłem więc ręce

by w radości

w zwierciadle cienia własnego

doszukać się orła

 

ujrzałem niestety

krzyż karłowaty

ziemi przypisany

Nawet więcej. Okazuje się, że tożsamość, autentyczność człowieka może być jeszcze bardziej niepewna, rozchwiana, rozdrobniona. Przyzwyczajeni jesteśmy raczej do dwulicowości, poeta zaś, dosyć przekonywająco, rozszerza ją, wprowadzając neologizm „trzylicowość”:

trzylicowość

trzy twarze mam

 

twarz pierwszą

na co dzień

taki cedzak uśmiechu

dyplomatyczną jak poseł

któremu zlecono

w dwadzieścia kilka godzin

opuścić granice pełnomocnictwa

 

twarz drugą

od święta

cierpiącą na mole

 

twarz trzecią

kiedy bojąc się rąk własnych

duszę światło

 

twarz nagą

z figowym listkiem nocy

Przytoczyliśmy cały tekst, gdyż wiersze Mażula są tak spójne, że w większości wypadków nie nadają się do fragmentarycznego cytowania.

Poezja autora „Doszukać się orła” jest stale i na różne sposoby ponawianym pytaniem (co przed chwilą orzekliśmy) o sens egzystencji, pytaniem, oczywiście, nie nowym, zadawanym przez artystów w ciągu wielu wieków, mocno zaostrzonym i wyartykułowanym w przybliżeniu przed stuleciem przez modernistów. Lektura wiersza „kiedy nicość niosę” zazwyczaj wywołuje u mnie skojarzenia z tekstem Stanisława Koraba-Brzozowskiego (1873-1901) „Próżnia”. Oba teksty ewokują podobną sytuacją liryczną, jaką stwarza wpatrywanie się w krzyż i szukanie odpowiedzi na zasadnicze pytania. Przynoszą jednak różne rozwiązania. Artysta przełomu XIX-XX w. zajmuje postawę zdecydowanie pesymistyczną, dekadencką. W jego wierszu

Pod drzewem stoi krzyż zmurszały,

Na nim rozpięty Chrystus kona,

Wznosząc swe oczy beznadziejne

Do stalowego nieba próżni.

Natomiast wiersz Mażula daje odpowiedź co najmniej dwoistą. Przytoczmy go w całości:

kiedy nicość niosę

tak mi goło boso

 

kiedy wieczność taszczę

jakbym brnął przez chaszcze

 

staję więc jak wryty

o sens naprzód pytam

 

wtedy z krzyża obok

Chrystus patrzy w obłok

Pointę można tutaj zinterpretować dwojako. „Chrystus patrzy w obłok”, a więc nie ma człowieka, jest niby obojętny na jego los, nie słyszy pytania itp. Ale… „Chrystus patrzy w obłok” to znaczy także, iż On patrzy w niebo, wskazuje może na istniejącego tam Ojca, wyznacza człowiekowi kierunek i pośrednio odpowiada niejako na pytanie. Słowem, tekst poety współczesnego jest bardziej budujący.

W sumie poezja Mażula nie przynosi łatwych rozwiązań, nie zdradza skłonności do patrzenia na świat przez różowe okulary. Bohater wierszy obraca się często w nieprzychylnym dla niego świecie, w którym wszystko jest niepewne. Dochodzi wówczas do sytuacji na poły groteskowych, zaczyna się kwestionować nawet istnienie rzeczy z najbliższego otoczenia, a nawet swoje własne istnienie. Moment budzenia się w „Samotności” przypomina jakby z lekka niektóre wiersze Wojaczka, asocjuje się także z sytuacją budzenia się Józia we wstępnych partiach „Ferdydurke”, lecz w wierszu jest on bardziej dramatyczny niż u Gombrowicza. Świetnym podsumowaniem kondycji bohatera jest pointa:

księżyc powiesił się na pajęczynie

w oknie

Jest to jednocześnie przykład oryginalnego wykorzystania tak szablonowego rekwizytu poetyckiego jak „księżyc”.

Nie napawa zazwyczaj optymizmem refleksja o przemijaniu, przewijająca się przez teksty Mażula. Towarzyszy jej czasem motyw syzyfowego wysiłku, jak jest w wierszu „xxx Czy warto jest budować zamki z piasku…”. Myśl o przemijaniu, nietrwałości, daremności wysiłku prowadzi tu jednak do wniosku, że trud budowania podejmować warto:

(…) Ty znowu piasek zsuwać

zaczniesz dłonią

I tak zajęty tą bajeczną grą

Zapomnisz znów, że wiatry fale

gonią,

A zamki z piasku tak nietrwałe są.

Niniejszy tekst jest także przykładem sporadycznego sięgania poety po formę bardziej tradycyjną, po wiersz rymowany, co kolejny raz poświadcza „wielostylowość” Mażula.

Nie tracącym świeżości wierszem rymowanym jest także dedykowana żonie „magia”. Tutaj motyw przemijania łączy się z motywami piękna i szczęścia, doznawanymi przez miłość i sztukę, które to wartości chciałoby się ocalić od zgubnej siły czasu:

pieszczotę wargi spełnią

nokturnem Chopin wionie

z pyzatą szczęścia pełnią

za oknem w drzew koronie

 

zbiegną się maje nagle

gdzie w zaspach toną stycznie

by dmuchnąć w serca żagle

miłością bezgranicznie

 

nim zdechnie czas a ścierwo

pogrzebie mgławic mleczność

niech nam w testament wpierwej

doczesną wpisze wieczność

Wiersz zasługujący na uwagę także z tego względu, że zawiera kolejne dowody niekonwencjonalnego wykorzystania przez poetę tradycyjnych obrazów i rekwizytów, jak też unaocznia możliwość niebanalnego zderzania liryzmu z turpizmem.

Inne z kolei tematy wynikają jakby z samej sytuacji bycia poetą, z tego, że jest się „oprawcą” słowa, że chce się słowu „język rozwiązać” (wiersz autotematyczny „oprawca”). Uświadamia się jednocześnie, że jest się jednym z wielu (motyw rozpowszechniony w literaturze współczesnej), że coraz trudniej stworzyć coś naprawdę oryginalnego, że daleko do romantycznych intencji:

debiuty

uff

jak ciasno

jest nas coraz więcej

niż wierszy

dziwka metafora

za byle

dwuwiersz się oddaje

 

przed byle

oficyną merda w nas

nadzieja

w byle okładkach

na katorgach kurzu

cierpimy za miliony

 

zainwestowane

Zdążyliśmy się już zapewne przekonać, że i tematycznie, i formalnie poezja Henryka Mażula ma zaiste niejedno oblicze. Eksponując te różne jej oblicza nie sposób pominąć też wierszy o zacięciu regionalnym, wprowadzających do poezji koloryt lokalny. Swego rodzaju perełką, etykietką danej tematyki jest ten oto znany tekst:

Na klęczkach bym ku Polsce ruszył

Poprzez kolczaste druty granic,

Gdyby nie Wilno, które z duszy

Nie da się wykołować za nic.

 

Myślami zdążam więc za Grodno

A sam wsłuchany w Wilii poszum

Wraz z Ostrobramską w parze zgodnej

Za dwie Ojczyzny modły wznoszę.

Unaocznia on tak charakterystyczne dla wielu Polaków na Litwie rozdwojenie, rozdarcie wewnętrzne, przysparzające im sporo kłopotów i wzbogacające ich jednocześnie. Takie wiersze wpisują się w kontekst utworów, przywołujących motywy „małych ojczyzn”, tutaj, konkretnie, motyw litewsko – wileńskiej ojczyzny. Czasem ten obraz zawęża się do jeszcze mniejszej, ściślejszej ojczyzny, do przestrzeni, w której przebiegało dzieciństwo, jak jest w wierszu „powroty”, wzbogaconym dodatkowo o obraz Matki:

(…) zmeliorowali Mamo

łąki mojego dzieciństwa (…)

Owe „łąki (…) dzieciństwa” nie są tutaj zlokalizowane geograficznie, to raczej wiedza pozatekstowa daje nam możliwość umiejscowienia ich gdzieś w okolicach Bud, z których wywodzi się autor. Jest to nie tyle utwór regionalny, ile przywołujący znane w literaturze toposy domu, matki, dzieciństwa, powrotu itp.

Utworem natomiast bezsprzecznie regionalnym jest cykl wierszy, swego rodzaju mini–poemat „Wilia nie jak Lete (Rok polski – 1991)”, dedykowany „Moim Rodakom”. Inspiracją do napisania „Wilii…” stał się zapewne „Rok polski” S. Grochowiaka. Podobnie jak u poprzednika z Macierzy zasadą kompozycyjną stał się podział na 12 części, konkretnie 12 miesięcy, ilustrujących jakieś jaskrawsze, istotniejsze, najbardziej charakterystyczne dla każdego miesiąca wycinki z życia Polaków Wileńszczyzny. Obrazki obyczajowe przeplatają się z historyczno – politycznymi, realistyczny konkret z bezpośrednio sformułowaną refleksją filozoficzną czy wprost pouczeniem, gdyż poeta dostrzega nie tylko wielkość, lecz także i małość, wady swoich Rodaków.

Już pierwszy wiersz – „Styczeń”, miesiąc skojarzony głównie z karnawałem, zmusza poetę do sformułowania dydaktycznego apelu do współziomków:

Tu iskra spod zelówki wykrzesana

w tanie

Przez rok cały ma w rękach zapalać

robotę,

Przecież jawą jedynie to tylko się

stanie,

Co sami w znoju poczniem.

Pamiętajmy o tym…

Bardziej szczegółowa analiza poematu wymagałaby osobnego artykułu, więc zostawmy to na inną okazję. Tutaj zaś dodajmy, że poezja Mażula: i ta regionalna, i ta egzystencjalna znajduje też stale odbiorców w Polsce. Nie wymieniając licznych publikacji prasowych przypomnijmy o tym, że prawie równolegle z wileńską edycją „Doszukać się orła” w Warszawie wydany był tomik „lliady” (1991). Przed paroma laty w Białymstoku ukazały się „22 wiersze” (2000).

I, na zakończenie, o tym, co jest najbardziej pocieszające dla miłośników poezji: po dość długim milczeniu Jubilat sprawił nam miłą niespodziankę, napisał kilkanaście (a może do chwili obecnej nawet więcej?) naprawdę dobrych wierszy, które niech się na razie prezentują same, a do których na pewno wrócimy, może przy okazji ich wydania, gdyż wzbudzają niemało pozytywnych refleksji i emocji.

Okolicznościowo chciałoby się więc tym bardziej życzyć poecie takiej przychylności Najwyższego, takiego składania się okoliczności, żeby to swoje, tak bliskie dla piszącej te słowa, „rozmieniam się / na drobne” mógł pogodzić z notowanymi na papierze, nigdy nieustającymi próbami „doszukać się orła”.

doc. dr Halina Turkiewicz

kierownik Katedry Filologii PolskiejUniwersytetu Pedagogicznego w Wilnie

 

Henryk Mażul

niedowidzę,

niedosłyszę, niepokoję się

 

niedowidzę

niedosłyszę

niepokoję się

 

i to nie są

bynajmniej li tylko

zakute w szkole

niewinne wyjątki

rozłącznej

pisowni “nie” z czasownikami

 

tak

niczym palec

z dziurawego buta wyłazi

ułomny wiek męski

półwiecznego faceta

w którym

próżno już odgrzewać

młodego-gniewnego

 

niedowidzi

niedosłyszy

niepokoi się więc

a zmachany

kolejną walką z cieniem

zamiast spocząć

wzorem kujona

nad elementarzem pokory

fałd przysiada

 

na oślej ławce życia

 

przedwiośnie mą miłością

ciekawa jesteś

pory roku

którą najbardziej lubię

i dziwisz się

że kolejno serio przeczę

wiośnie latu jesieni i zimie

 

czyż jest

piąta pora roku

chcesz wiedzieć

 

jest córeczko

jest

to wynikłe z tęsknoty

przedwiośnie

kiedy bociany w drodze

przylaszczki w pączkach

a śniegi płyną płyną płyną

 

i właśnie to przedwiośnie

im przybywa mi lat

coraz bardziej wielbię

bo wtedy przecież

 

przyszłość

o zmartwychwstanie dłuższa

 

życie jest sypkie

życie jest sypkie

szczególnie przez palce

lewej ręki

przybocznej straży serca

 

niestety

nie układa się z tego stożek

na kształt

wiekopomnej piramidy Cheopsa

ani się skleja w marmur

nieśmiertelność

kojarząc z człowiekiem

 

życie jest sypkie

jako miał węglowy

od którego

ciepła tyle

ile dziur w niebie

 

życie jest sypkie

 

w ułańskiej szarży

nie łudzę się

moje dzieciństwo

że będziesz górą

co potrafi do mnie

malowanego Mahometa

przez gąszczar dni i nocy

dotrzeć

 

prościej więc będzie

jeśli zdejmę buty

podwinę nogawki

wstawię między nogi kijek

i w szarży ułańskiej

pocwałuję ku niemu

okładając się po bokach dłonią

jak szpicrutą

 

choć do krwi

boli

 

prośba

nie palcie mi

świec pół setki

na urodzinowym torcie

po cóż od gorąca

jego czekoladowy makijaż

miałby spłynąć

jak damie gdy płacze

 

nie palcie mi

świec pół setki

na urodzinowym torcie

chyba

że opuści was wyobraźnia

jak nekropolia Rossa

wygląda

 

w Dzień Zaduszny

 

na drobne

od lat

rozmieniam się

na drobne

na bilon tak miałki

że wstyd go nawet

na jałmużnę przeznaczyć

żebrakom sprzed Ostrej Bramy

 

padam

na orła na reszkę

na łeb zbity

 

nie dźwięczę

 

drugi obieg

ma to do siebie

 

bóle co w nas rosną

bóle

co w nas rosną

wymagają

pielęgnacji

troskliwszej nawet

niż lalusiowa róża

 

sobiepanią natręty

już nie chcą

kątkiem w nerwach mieszkać

kapryszą

jak niewychowane dzieci

 

cip-cip im mówimy

udają greka

baź-baź je wabimy

jak grochem o ścianę

 

ich wszechwładność

jest nieodwracalna

przez eskulapów nawet

 

jeśli coś począć mogę

to tylko

niczym matka nad dzieckiem

dopóki głos zdrętwieje

nucić im kołysankę-usypiankę

 

lulaj lulu

Panie Bólu

w henryku mażulu

 

lulaj lulu

Panie Bólu

 

lulaj lulu

 

Z okazji pięknego Jubileuszu

HENRYKA MAŻULA -

gdy się ma tyle lat, że dojrzałość, mądrość,

doświadczenie życiowe i pogodna rozwaga idą w zgodnym szeregu -

życzymy Ci, Szanowny Jubilacie i Serdeczny Kolego,

spełnienia Twoich nie spełnionych marzeń i zamiarów, szczęścia

osobistego oraz niezawodnej, przychylnej weny twórczej.

Sto lat w zdrowiu i pogodzie ducha!

KOLEDZY Z REDAKCJI „Magazynu Wileńskiego

Wstecz