Janosik, Robin Hood... Paksas?

Litwa przeżyła kolejne wybory prezydenckie. I chociaż na długo przed początkiem kampanii wyborczej politycy, politolodzy, badacze opinii publicznej tłumaczyli obywatelom, że dotychczasowy prezydent ma najwięcej szans, a ponadto najbardziej pasuje jako trzeci do tandemu władzy obecnego premiera i przewodniczącego Sejmu, wyborcy poczynili istotną korektę planów polityków. Faktycznie nowo obrany prezydent został wybrany przez ćwierć obywateli uprawnionych do głosowania, choć ze znaczącą przewagą praktycznie 10 proc. głosów.

Już w noc powyborczą eter był pełen histerycznych rozważań przeciwko komu i czemu, czy też na kogo i za czym głosowali obywatele. Wśród mnóstwa skrajnych opinii, wydaje się, jedna jest najbardziej prawdziwa: Paksas „obniżył lot” - dojrzał zwykłego człowieka w małym miasteczku, wsi, na przedmieściu i nie pożałował dobrego słowa i obietnic, mnóstwa obietnic. Prymitywnie, populistycznie? Owszem, widocznie jednak ludziom właśnie tego dziś trzeba.

Większość ludzi głosujących na Paksasa z pewnością nie czytała jego programu wyborczego, a już na pewno nie analizowała z podręcznikiem ekonomii czy Konstytucją w rękach. W kraju, gdzie zdecydowana większość obywateli żyje na granicy minimum socjalnego, każdy gest wobec małych tego świata będzie przyjmowany z wdzięcznością. To nie jest całkiem tak, że na nowego prezydenta głosowali hultaje, pieniacze i „nieudacznicy”, co próbują nam wmówić politolodzy. Wydaje się, że na niego głosowali wszyscy ci, którzy pozostają poza obrębem granicy 15 proc. obywateli, należących do „etatowych”, rzec można, urzędników, działaczy, polityków. Wielu, w tym ludzi młodych i wykształconych, w naszym kraju za lata niepodległości przekonało się, że nie należąc do współczesnej nomenklatury (to słowo tak eksploatowane za czasów sowieckich dziś znów na Litwie ma rację bytu), nie jest możliwe zrobienie kariery, ba, nawet otrzymanie państwowej pracy. Ręka rękę myje, noga nogę wspiera, swój swego wybiera - tak wygląda życie i rynek pracy na Litwie. Stąd tylu młodych porzuca kraj, wybiera Zachód z jego ostrą, ale rzetelniejszą konkurencją.

Po pierwszej turze wyborów, zjednoczone w jednym antypaksowskim froncie znaczące partie, jeszcze bardziej utwierdziły ludzi w ich wyborze przeciwko spiskowi tych, którzy są przy władzy. Na Litwie w ciągu ostatnich lat zanikają różnice ideologiczne pomiędzy partiami; wielu polityków zmienia partie niczym przysłowiowe rękawiczki; socjaldemokraci prowadzą politykę z elementami wybitnie liberalnymi, zaś konserwatyści - socjalistycznymi, a wszystko to w imię uzyskania poparcia wpływowych ugrupowań dysponujących kapitałem, utrzymania się za wszelką cenę u władzy.

Szeregowy obywatel obserwując te partyjne manewry i morale poszczególnych polityków od siedmiu boleści (warto przypomnieć, że obecny Sejm ma najniższy ranking zaufania wyborców, zaś do poszczególnych partii należy 1,5 proc. obywateli) dokonał wyboru na rzecz tego, który przynajmniej na słowach zniżył się do jego poziomu, powstał przeciwko spiskowi partyjnemu zachowania dotychczasowego status quo, spokojnemu zastojowi, kiedy to możnym tego świata odpowiada istniejący podział wpływów. Można zaryzykować stwierdzenie, że na Litwie wytworzyła się swego rodzaju rewolucyjna sytuacja, kiedy to dołom - czyli szeregowym obywatelom - nie odpowiada układ gór - rządzącej nomenklatury. Demokratyczne wybory po to są, by każdy obywatel mógł wyrazić swój osobisty pogląd na stan rzeczy w państwie. Pogląd „mądry”, czy też „niedojrzały”, inspirowany poprzez mistrzowsko prowadzoną kampanię wyborczą czy charyzmę, urok polityka - każdy ma prawo na własny. Rządzącej większości warto by było nie przysłuchiwać się pocieszającym opiniom politologów, że ludzie głosowali ogłupieni, zauroczeni populistycznymi hasłami, lecz się zastanowić, dlaczego dali się ogłupić i uwierzyli nierealnym obietnicom? Zresztą, sztaby wyborcze i partyjni ideolodzy z pewnością to po cichu czynią... Osobiście wątpię, że ludzie uwierzyli wszystkiemu, co mówił hojny na obietnice prezydent elekt. Dokonali wyboru na jego korzyść, ponieważ nie pogardził nimi, potrafił słuchać, dostrzec problemy i obiecać zmiany. Chciałoby się, oczywiście, by ta uwaga wobec ludzi, ich problemów nie była tylko częścią mistrzowsko prowadzonej reklamowej polityki sztabu wyborczego. A jak będzie, już wkrótce zobaczymy.

Niestety, może być też tak, że król okaże się nagi. Wokół nowego prezydenta jest beznadziejna pustka - w najbliższym otoczeniu da się zauważyć zaledwie kilku (!) bardziej doświadczonych i wiarygodnych polityków, specjalistów... Nomenklatura została poruszona, ale czy już dziś jest dla niej alternatywa?

Janina Lisiewicz

Wstecz