Jego Wysokość SŁOWO

Porównania ubarwiają nasz język

Czy przeciętny użytkownik języka, człowiek, który niewiele ma do czynienia z literaturą, a już najmniej obchodzą go zagadnienia językoznawcze, zdaje sobie sprawę z tego, że mówiąc prozą, często daleką od artyzmu, posługuje się wieloma środkami artystycznymi? Oto pani Kowalska opowiada przyjaciółce o wczorajszym pechowym dniu:

Nawet nie wyobrażasz, jaki tragiczny dzień wczoraj miałam. Najpierw z samego rana do szału doprowadził mnie syn, który jak zawsze, nie zjadł śniadania. I w ogóle on nic nie je, mówię ci, wygląda jak szkielet... potem kot podarł mi rajstopy. Zanim znalazłam inne, bo w tym moim domu nic nie ma swojego miejsca, uciekł mi autobus, musiałam rujnować się na taksówkę, bo następnego czekałabym do sądnego dnia, a już i tak byłam niesamowicie spóźniona. A naszą szefową to sama znasz: za te kilka minut spóźnienia potrafi się rzucić na człowieka jak pantera. Mówię ci, chyba się na mnie uwzięła.

Przyznajmy, że opowiadanie pani Kowalskiej jest nader emocjonalne. A jest takie dzięki środkom artystycznym, które nieświadomie ta pani zastosowała. Właśnie one nas interesują. Jest tu ich bardzo dużo. Po kolei. Z pierwszego zdania dowiadujemy się o tragicznym dniu wczorajszym. Jednak z dalszego toku opowiadania wynika, że żadna tragedia nie miała miejsca. Były po prostu różne drobne kłopoty, nieprzyjemności. Mamy tu więc do czynienia z przesadnią, czyli hiperbolą. Następna hiperbola – to szał, do którego rzekomo doprowadził ją syn. Mógł najwyżej zdenerwować. To, że syn nic nie je i wygląda jak szkielet, też jest mocno przesadzone, czyli – kolejne hiperbole. Poza tym mamy tu porównanie ze szkieletem. Jest to kolejny środek artystyczny. Dalej. Autobus nie jest istotą żywą. Mówiąc o nim, że uciekł, pani Kowalska zastosowała środek literacki zwany uosobieniem, inaczej personifikacją, to znaczy przedmiot martwy obdarzyła cechami istoty żywej. Samokrytyczne stwierdzenie, że w domu nic nie ma swojego miejsca, też jest przesadą, bo z pewnością to i owo ma jednak swoje miejsce, chociażby szafa, dywan na podłodze czy żyrandol na suficie. Oczywiście, szkoda wydanych pieniędzy na taksówkę, ale nazywanie tego ruiną jest kolejną hiperbolą. Hiperbolą jest również zwrot idiomatyczny czekać do sądnego dnia. Zwrot ten oznacza, że nie doczekamy się czegoś nigdy, podobnie jak sądnego dnia nikt z nas – przynajmniej za życia – raczej się nie doczeka. Kolejny kłopot mamy z określeniem niesamowicie. Niestety, wyraz ten ostatnio stał się bardzo modny i w Polsce, i u nas. Modny, a więc nadużywany i niewłaściwie używany w znaczeniu dodatnim: niezwykle, nadzwyczajnie, bardzo (Ania kupiła niesamowite buty. Adaś jest niesamowicie zdolny). A tymczasem znaczenie jego wiąże się z czymś niepokojącym, nadnaturalnym, okropnym, budzącym lęk, nawet grozę. Niesamowite są, na przykład, filmy horrory. Ale to dygresja.

Nie znam szefowej pani Kowalskiej, być może to porównanie jej do pantery jest bardzo trafne, ponieważ jednak podobne sceny ze spóźnianiem nie były rzadkością, wcale jej się nie dziwię. Tu i święty straciłby cierpliwość.

Opowiadanie pani Kowalskiej dowodzi, jak bardzo nasza mowa – choć sami o tym nie wiemy – nasycona jest artystycznymi środkami wyrazu. I dobrze, że tak jest. Bowiem całkiem ich pozbawiona, byłaby szara, nudna, nieciekawa, podobna nagiej, odartej z liści gałązce! Dziś przyjrzyjmy się bliżej porównaniom. Jest ich w naszej mowie, czy to ustnej, czy pisemnej, nieprzeliczona ilość. Niektóre, stare jak świat, (zupełnie machinalnie użyłam tu porównania) zdążyły się stać zwrotami skostniałymi, są znane wszystkim i doskonale czytelne, z innymi, będącymi „własnością” jakiegoś pisarza, a najczęściej poety, stykamy się po raz pierwszy, nierzadko olśnieni ich urodą czy też rozbawieni zamierzonym przez autora humorem (Śpiewała miękkim jak deszczowa woda sopranem; miasto było wstrząśnięte jak lekarstwo przed użyciem; wyczerpany jak nakład pornograficznej książki; u Makuszyńskiego: ironia polała się z zaimka „ja” jak krew z zarżniętego cielęcia).

Oto garść porównań, które z pewnością wszyscy doskonale znają i często używają. Zamiast powiedzieć, że jakieś ubranie komuś nie pasuje, mówimy, że pasuje jak krowie siodło albo jak pięść do nosa. Natomiast o człowieku, który, jak nam się zdaje, nie nadaje się do czegoś, mówimy, że pasuje jak wół (świnia) do karety. Jeśli, według nas, ktoś się zbyt strojnie, jak na daną okoliczność, przy tym niegustownie ubrał, mówimy, że wystroił się jak stróż na Boże Ciało. A kiedy ktoś się nie w porę albo też niezbyt mądrze odezwał, to wyrwał się jak filip z konopi (filip jest to w określeniu mieszkańców Polesia zając, nie zaś, jak niektórzy uważają, być może zasugerowani gawędą Syrokomli, niezbyt rozważny Filip, który mieszkał we wsi Konopie ośmieszał się na sejmikach swymi przemówieniami. Dodajmy tu, że Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” również interpretował filipa jako szlachcica o imieniu Filip). Amatora niewybrednych dowcipów gasimy niezbyt eleganckim, lecz nader skutecznym porównaniem: ruszył dowcipem jak cielę ogonem. Sceptycznie oceniając czyjś dostatek, mówimy, że jest biedny jak mysz kościelna lub goły jak święty turecki. Zrobić zły interes – to wyjść jak Zabłocki na mydle. Człowiek przestraszony lub tchórzliwy siedzi jak zając pod miedzą albo jak mysz pod miotłą (Żeromski w swych „Dziennikach” pisał, że na lekcjach łaciny siedział jak mysz na pudle). Znamy też dobrze takie porównania: pracowity jak mrówka (jak pszczoła), chytry jak lis, wierny jak pies, wesoły jak szczygieł, gadatliwy jak sroka, odważny jak lew, złośliwy jak małpa, dumny jak paw, nadęty jak indor, niezgrabny jak niedźwiedź, natrętny jak mucha, milczący jak ryba, zadziorny jak kogut, ponury jak borsuk, wesoły jak ptaszek, uparty jak osioł (kozioł) i tak dalej, i tak dalej. Długo by można wymieniać. Tych „zoologicznych” porównań jest bardzo dużo. Wydaje się, że człowiek żadnemu zwierzęciu nie przepuścił, wyposażając go w swoje własne cnoty i przywary. Szczególnie chętnie robili to bajkopisarze, od Ezopa poczynając, poprzez La Fonteine’a, Krasickiego, Kryłowa, Mickiewicza, po bliższych nam czasowo twórców – Brzechwę, Tuwima.

Wymienione wyżej porównania tworzą związki stałe. Tchórzliwy, bojaźliwy człowiek porównywany jest do zająca, a nie, powiedzmy, do sarny, która jest przecież także płochliwym zwierzątkiem. No, ale jest zając i tylko zając. Przynajmniej w języku polskim, bo w innych to może być różnie. Inaczej rzecz się ma z porównaniami i w ogóle ze wszystkimi środkami artystycznymi, które się rodzą pod piórem pisarzy, poetów i wszystkich, kto dba o piękno, wyrazistość i soczystość języka. Szopen nie był pisarzem, a jakie listy pisał!

Mickiewicz. Wszyscy znamy to genialne w swej prostocie porównanie ojczyzny do zdrowia. A kto pamięta barwną i plastyczną scenę polowania z „Pana Tadeusza”? Do czego porównał Mickiewicz róg bawoli, na którym Wojski zagrał tak pięknie, że ta muzyka, coraz cichsza, coraz doskonalsza dotarła aż do niebios progu? Do węża boa.

Natenczas Wojski chwycił na

taśmie przypięty

Swój róg bawoli, długi,

cętkowany, kręty

Jak wąż boa (...)

Te strofy Mickiewiczowskie też musimy znać:

Jak cień tym dłuższy, im padnie z

daleka,

Tym szerzej koło żałobne roztoczy...

Tak moja postać, im dalej ucieka,

Tym grubszym kirem twą pamięć

pomroczy.

Słowacki. Cała poniższa strofa z V pieśni poematu „Beniowski” składa się z szeregu pięknych porównań:

Chodzi mi o to, aby język giętki

Powiedział wszystko, co pomyśli

głowa:

A czasem był jak piorun jasny, prędki,

A czasem smutny jako pieśń stepowa,

A czasem jako skarga nimfy miętki,

A czasem piękny jak aniołów

mowa...

A oto kilka porównań – perełek Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej:

Jak Jakub z Aniołem, tak ja z tym wspomnieniem / Mocuję się nadaremnie; Słowiki są dziś nieswoje./ Bzy jak chmury krzyżyków; Wyłowiłeś mnie z mego płaczu / jak syrenę z gorzkiej zatoki. Wiersz „Październik” pozwolę sobie zacytować w całości. Jest, jak to u Jasnorzewskiej, króciutki i przepiękny:

Brzozy są jak złote wodotryski.

Zimno jest jak w ostatnim liście.

A słońce jest jak ktoś bliski,

który ziębnie i odchodzi. Lecą

liście...

Ostatnio dużo czytam Gałczyńskiego, więc też kilka porównań poety wynotowałam.

Wiatr jak ból przewlekły; Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie; Śnieg tak pachnie jak lilia, deszcz jak wino upija; Lato porzuca ziemię jak Tezeusz Ariadnę na wyspie Naxos; Już dzień się jak tragarz pochyla; czerwcowa noc jest jak młoda dziewczyna.

Tuwim.W końcowym, jednym z najpiękniejszych fragmentów „Kwiatów polskich” znanym jako „Wisła płynie” właśnie dzięki porównaniom poeta tak przejmująco określił najgłębszą istotę powstałych na obczyźnie utworów:

Wierszu mój – z żalu jak stół z drzewa,

Wierszu z tęsknoty jak dom z cegieł!(...)

Z twardej wybiłeś się tęsknoty,

Jak źródło z kamienistej ziemi...

Broniewski: Jak czołg przetoczył się wrzesień ziemi ojczystej przez piersi; miłość rosła we mnie jak kościół, / dokąd wniesiono trumnę; fala do brzegu szła i ginęła,/ jak giną słowa daremne; miłość konała jak na gruźlicę konają piękni i młodzi.

Szymborska: (...) różnimy się od siebie / jak dwie krople czystej wody; w podobieństwie spotykają się różnice / jak w bieli wszystkie kolory; tu leży staroświecka jak przecinek autorka paru wierszy.

A czy nam nigdy się nie chce być mądrym jak encyklopedia na raty i zadziwić swego rozmówcę bądź adresata listu jakimś zaskakującym, dowcipnym porównaniem?

Łucja Brzozowska

Wstecz