Jubileusz 50- lecia Wileńskiej Pomaturalnej Szkoły Rolniczej

Wieś – to nie tylko pola i obory...

Zwięzłe CV:

nazwa – Wileńskie Agrozootechnikum vel Wileński Sowchoz-Technikum vel Wileńska Pomaturalna Szkoła Rolnicza;

wiek – lat 50;

miejsce urodzenia - Wilno, ulica Holenderska;

miejsce zamieszkania – kolejno: Wilno, Bujwidziszki, Biała Waka;

dorobek – 47 promocji i 4073 absolwentów- specjalistów rolnictwa i sfery go otaczającej; 42 osoby wykształconej kadry pedagogicznej, z których 6 legitymuje się tytułem doktora habilitowanego;

stan posiadania (niematerialny) – w 24 grupach na dwóch poziomach kształcenia wiedzę zdobywa 618 osób;

stan posiadania (materialny) – 40 pracowni, bursa, 58,2 ha ziemi (prawie połowa – ornej), 0,5 ha sadu niskopiennych drzew owocowych, 5 ciągników, dwa kombajny (nowoczesne), 3 samochody osobowe, 2 ciężarówki;

cechy szczególne – 15 byłych wychowanków obecnie tu pracuje, w charakterze wykładowców – 7, z nich dwoje z tytułami doktorów nauk; małżeństwa tu zawarte i pary razem pracujące liczone są na ponad 10;

sukces - umiejętność dostosowania się do zmieniających się warunków ustrojowych i ekonomicznych.

Początek lat 50. dla Polaków na Wileńszczyźnie był niezwykle owocny: narodziny Instytutu Pedagogicznego, „Wilii”, codziennej gazety, powstanie amatorskiego teatru polskiego, szkoły rolniczej – dawały szansę miejscowym ludziom nie tylko na materialną egzystencję, ale też na kształcenie, rozwój duchowy... Jedynie spotykając się z uczniami pierwszych powojennych promocji, czytając ich wspomnienia można sobie uświadomić, jak ogromną rolę odegrały w ich życiu te placówki.

Wileńskie Agrozootechnikum rozpoczynając swój żywot we wrześniu 1953 roku w Wilnie, przy ulicy Holenderskiej (w gmachu zasłużonej dla Wileńszczyzny Szkoły Technicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego) dało szansę podwileńskiej młodzieży, ba, dzieciom właściwie – absolwentom siedmiolatek – zdobyć wiedzę, wykształcenie, otrzeć się o lepszy, piękniejszy świat niż ten: ciemny, głodny i chłodny - jakim była wieś podwileńska na początku sowieckiej kolektywizacji. Ten lepszy świat odkrywali dla nich ich nauczyciele. Słuchając rocznicowych przemówień, czytając wspomnienia byłych wychowanków ciągle powraca motyw nauczycieli i wychowawców, wśród których przez lata nie brakło ludzi z dużej litery: specjalistów wyśmienitych i mądrych, życzliwych przyjaciół młodzieży. Do chlubnych tradycji szkoły można zaliczyć troskę administracji o kadrę, troskę szczególną: pierwszy samodzielny dyrektor Mieczysław Witold Masandowicz nie lenił się osobiście pofatygować do odległych gospodarstw czy urzędów i namówić Polaków lub Litwinów znających język polski, by zechcieli uczyć miejscową młodzież. Kolejni kierownicy dwoili się i troili, by wykładowcy nie tylko mieli godne warunki do pracy, ale też sami mogli się kształcić, doskonalić w zawodzie, zdobywać stopnie naukowe, prowadzić badania. Szczególnie w tej dziedzinie się wykazał absolwent pierwszej promocji szkoły, dwukrotny jej dyrektor Ryszard Stanisz.

Można rzec, iż szkoła miała szczęście do dyrektorów: Grigorij Kutyłowski, Mieczysław Masandowicz, Wasilij Mitrochin, Ryszard Stanisz, Edward Wojciechowski, Anicet Brodawski, Alina Komar – każdy z nich zostawił w niej swój niezapomniany ślad. Jeden z nich – Wasilij Mitrochin chyba najmniej pasował na to stanowisko zarówno ze stylu bycia jak i nieznajomości oraz braku chęci obcowania w języku polskim i swych politycznych poglądów. Ale dzięki jego zasługom dla partii szkoła wzbogaciła się o nowy gmach i bursę. Najbardziej potężną bazę posiadała szkoła w latach 1975-1990 za czasów dyrektorowania Aniceta Brodawskiego (1973-1990). Wtedy to Wileńskie Agrozootechnikum połączono z gospodarstwem rolnym i powstał Wileński Sowchoz-Technikum. Doskonale pamiętam nie tylko imponujące pracownie, m. in. pawilon dla wydziału mechanizacji, ale też fermę, stadninę, rozległe pola, które z ogromną dumą pokazywał pan Brodawski dla odwiedzających go często-gęsto dziennikarzy.

Nie sposób też zapomnieć wprost dramatycznej walki o nowe oblicze szkoły po zmianach politycznych i ekonomicznych w kraju na początku lat 90. Ten niełatwy okres na swych wątłych (a jakże silnych) barkach dźwigały dwie panie: ówczesna dyrektor Alina Komar oraz wicedyrektor ds. nauczania Lucjana Binkiewicz. To dzięki ich wytrwałości, uporowi - a i kobiecej dyplomacji - urzędnicy ministerstwa rolnictwa dali zezwolenie na to, by szkoła o nowym statusie – pomaturalna, nadal mogła kształcić też młodzież po małej maturze. Takie zasady rekrutacji pomogły szkole przetrwać lata najgorsze (kiedy to młodzież ponad naukę przekładała rynkowy biznes), stopniowo rozwijając nowe kierunki: technologia gospodarstwa domowego (niestety, „ekonomek” – żon dla fermerów dziś już szkoła nie kształci), komercja, mechanizacja, obsługa i remont samochodów, organizacja turystyki wiejskiej. Rozwój szkoły określa fakt, iż poczynając od dwóch specjalności: agronomów i zootechników w roku 1953, po upływie lat mogła zaoferować młodzieży 17 specjalizacji.

Niestety – a może na szczęście – życie dziś się zmienia w zawrotnym tempie i przed szkołą staje znów zadanie, jak sprostać wymogom, jakie stawiają przed miejscowym rolnictwem europejskie standardy. Formy kształcenia, kontyngent słuchaczy, najbardziej newralgiczne sfery życia wsi – określić dla siebie i znów się przestawić, dostosować do wymogów dnia – oto co spędza sen z powiek obecnego kierownictwa. I chociaż zarówno wicedyrektor ds. produkcji Alina Komar, wicedyrektor ds. nauki dr Stanisław Hejbowicz jak i wieloletni dyrektor Ryszard Stanisz Wileńszczyznę z jej problemami znają w każdym calu, przyszłość szkoły budzi ich ciągłą troskę. Praca w dziedzinie doradztwa rolniczego, propagowanie walorów miejscowej przyrody w planie realizacji turystyki wiejskiej – to nowe dziedziny, w których szkoła sobie całkiem nieźle radzi.

Powiew Europy, nowe specjalizacje, praca naukowa wykładowców i zdobywanie stopni magisterskich przez wychowanków – wszystko to stało się możliwe na naprawdę imponującą skalę dzięki współpracy z tak renomowanymi uczelniami w Macierzy jak Akademia Rolnicza w Lublinie oraz Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Jej wynik to 145 osób po studiach, 70 z tytułem magistra i 80 obecnych studentów na kierunkach agrobiznesu, mechanizacji rolnictwa i leśnictwa, przetwórstwa produkcji rolnej oraz gospodarstwa domowego, socjologii wsi i turystyki. Jak wynika z powyższego, wielu absolwentów szkoły rolniczej kontynuuje studia w dziedzinach tworzących „otoczkę” rolnictwa, bo wieś to nie tylko ziemia i obory. O tym szczególnie warto pamiętać na piaskach Wileńszczyzny.

Nieocenioną pomoc w dziedzinie organizacji procesu nauczania, praktyk produkcyjnych niosą szkole wypróbowani partnerzy z Domu Polonii w Pułtusku, Zespołu Szkół Rolniczych w Marianowie, centrów kształcenia ustawicznego w Gołotczyźnie oraz im. St. Staszica, Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Płońsku i in.

Oczywiste jest, że ścisłe więzi ma szkoła z rolniczymi placówkami naukowymi na Litwie. Może też się szczycić, że wśród wiodącej kadry naukowej republiki jest jej absolwent: profesor, doktor habilitowany Paweł Duchowski. To on, w książce-folderze wydanym z okazji jubileuszu, lata spędzone w wileńskim sowchozie-technikum określa słowami piosenki: „To były piękne dni, niezapomniane dni...(...)”

Akademia uroczysta z okazji jubileuszu szkoły, pomyślana w formie lekcji, zebrała w auli wszystkich tych, dla których Wileńska Pomaturalna Szkoła Rolnicza nie jest obca, czy to w roli byłej uczelni, czy miejsca pracy, współpracy zawodowej, czy ludzkiej przyjaźni. Nie zabrakło też dostojnych gości, nagród i wyróżnień dla zespołu. Niestrudzeni prowadzący: były uczeń, który w ciągu ubiegłych 50 lat po raz drugi pełni funkcje dyrektora – Ryszard Stanisz i polonistka-geograf, a tak naprawdę dusza szkoły Anna Adamowicz z pomocą kolegów, uczniów i gości dali zebranym w pełni odczuć, czym była i dziś jest szkoła rolnicza w Białej Wace. Wypada jedynie życzyć, by nadal wiernie służyła społeczności polskiej Wileńszczyzny, która swój los dosłownie i w przenośni z tą ziemią powiązała.

Janina Lisiewicz

Wstecz