Życie kulturalne

Rok Gałczyńskiego

2003 – Rokiem Gałczyńskiego. Taką decyzję podjął Sejm RP. Konstanty Ildefons Gałczyński zmarł w Warszawie w styczniu 1953 roku. Autor nastrojowych lirycznych wierszy, powieści satyrycznej „Parfirion Osiełek”, groteskowych miniatur dramatycznych – „Teatrzyk „Zielona Gęś”, poematów „Niobe” i „Wit Stwosz” i in. Z okazji Roku już trwają różne imprezy. W Warszawie pod redakcją córki K. I. G. ukazał się trzytomowy zbiór dzieł wybranych Poety, zawierający też publikowane po raz pierwszy listy Gałczyńskiego do żony Natalii, pisane z łagru oraz nieznane dotąd czytelnikowi jego notatki.

Obchody rocznicowe nie ominą naszego miasta. Mówi o nich w wywiadzie dla „MW” dr Małgorzata Kasner – radca kulturalny Ambasady RP na Litwie, dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie. Tymczasem przypomnijmy pokrótce o związkach Poety z naszym miastem. W styczniu 1934 r. Gałczyński przybył do Wilna, wkrótce przyjechała również Natalia. Zamieszkali w domku nad Wilenką w pobliżu kościołów św. Anny i Bernardynów przy ulicy Młynowej. Czas Wilna – do połowy 1936 r. – nazwać można tytułem jednego z wierszy tu napisanych pt. „Szczęście w Wilnie” (pierwodruk w „Słowie”). Gałczyński dużo pracuje. Ma w radiu stały felieton „Kwadrans dla ponurych”, pisze dla radiowego kabaretu satyrycznego „Smorgonia”. Wraz z Teodorem Bujnickim tworzy także cotygodniową audycję satyryczną „Kukułka Wileńska”. Współpracuje z „Żagarami”- dodatkiem literackim wileńskiego „Słowa”, pismem grupy młodych poetów – Zagórski, Miłosz, Putrament, Rymkiewicz, Bujnicki, ze „Słowem” i „Kurierem Wileńskim”. Ponadto wysyła wiersze do krakowskich „Wróbli na dachu” i warszawskiego „Kuriera Porannego”. Z bardziej znanych utworów powstałych w okresie wileńskim wymienić należy (chronologicznie): „Kompleks wiosenny” (Wilno ma to do siebie, że zawsze na wiosnę robi się w nim gwałt dokoła pomnika Mickiewicza); „Kajak i kretyn” (...) Niech się nikt nie wywyższa, niestety!/ Bo nie tylko profesor może pływać kajakiem,/ Ale również kretyn.

Do najbardziej ulubionych przez K. I. G. utworów Adama Mickiewicza należały „Ballady i romanse”. Daje temu wyraz w wierszu „Wesoły most” (...) i zapachniało wszerz i wokół/ kadzidłem, winem w pięknej szklance -/ podobnie o wileńskim zmroku,/ pachną „Ballady i Romance”. Wiersz „Melodia” napisał w dniu przyjazdu żony do Wilna, natomiast „Farlandia” ukazała się po raz pierwszy w „Środach Literackich” – miesięczniku literackim Wilna. Poemat „Ludowa zabawa” – Gałczyński chciał koniecznie wydać natychmiast po napisaniu. Więc zrobił to własnym nakładem, tanim kosztem, w małej drukarence i w niewielkim nakładzie, z napisem: „K. I. Gałczyński ma zaszczyt przedstawić komiczniak poetycki „Ludowa zabawa”. Wilno MCMXXXIV, nakładem Apteki Troilusa – S-ki”. Bardzo piękne są „Elegie wileńskie” (...) U Sztralla (vis-a-vis Poczty) schodzą się professores:/ Dembiński, Iwo Jaworski, Manfred Kridl, Srebrny, ateńczyk (...).

W roku 1935 nawiązują Gałczyńscy znajomość, a następnie przyjaźń z Hanką Ordonówną i jej mężem, Michałem Tyszkiewiczem. W jego majątku, w Ornianach, spędzają w sumie kilka miesięcy. Poeta pisze dla pieśniarki wiele utworów, które stają się jej ulubionymi piosenkami. Większość nie była drukowana, dlatego nie zachowała się do naszych czasów. Zachwycać się do dziś możemy wierszami „Gałązka wiśni”, „Buty szewca Szymona”, „Szafirowa romanca” – pisanymi specjalnie dla znakomitej Hanki Ordonówny.

Herbert zawitał do Wilna

Podobno marzył odwiedzić nasze miasto. Wcale się temu nie dziwię. Pochodził wszak z innego – na zawsze utraconego – Lwowa. Nie sądzone mu było pójść wileńskimi śladami wielkich romantyków. Ale za to do Wilna zawitała jego poezja. Początkowo poszczególne wiersze na łamy litewskich periodyków, a w zeszłym roku ukazał się po litewsku zbiór „Nike, która się waha” w przekładzie Eugenijusa Ališanki. Teraz – wystawa – zupełnie wyjątkowa i z ogromną miłością zrobiona.

Jeśli Poeta siedział gdzieś na chmurce i spoglądał na sale po wojnie odbudowanej części Pałacu Radziwiłłów w Wilnie przy ulicy Wileńskiej, musiał czuć się zadowolony. Jego „wizyta” w grodzie giedyminowym otrzymała naprawdę godną Poezji oprawę. Obecność dyplomatów – ambasadora RP na Litwie Jerzego Bahra, konsula generalnego RP Stanisława Cygnarowskiego, dyrektora Litewskiego Muzeum Sztuki Romualdasa Budrysa, poetów piszących po litewsku i poetów – wileńskich Polaków. A przede wszystkim – obecność osób, dzięki którym ta prezentacja „u Radziwiłłów” doszła do skutku, a jej wernisaż zasadniczo się różnił od wielu podobnych imprez. Radca ambasady RP dr Małgorzata Kasner – dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie określiła ekspozycję: „Ciekawa inspirująca wystawa, jest kolejnym projektem Instytutu Polskiego i Muzeum Sztuki Litwy”.

Ekspozycja zatytułowana „Epilog burzy” (tytuł ostatniego wiersza Herberta) – dzieło Marii Doroty Pieńkowskiej z Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Podczas wernisażu w Wilnie powiedziała, że Zbigniew Herbert jest dla niej kimś absolutnie wyjątkowym. Słowa te znajdują potwierdzenie w scenariuszu wystawy, którego jest autorką. Natomiast projekt plastyczny – to dzieło Witolda Błażejowskiego. Jeszcze jedna osoba zafascynowana osobowością i poezją Zbigniewa Herberta – litewski poeta i tłumacz Eugenijus Ališanka. Twórca żywo interesujący się wszystkim tym, co się dzieje w polskich włościach pięknej Kaliope. Na otwarciu wystawy mówił o tym, że twórczość i osobowość Herberta wywarły spory wpływ na litewską poezję. Odczytał swój wiersz Herbertowi poświęcony.

Żałować jedynie wypada, że świetnie przełożony przez Ališankę zbiór wierszy „Nike, która się waha” przeszedł bez echa w litewskiej prasie specjalizującej się w tematyce literackiej.

Zbigniew Herbert – rocznik 1924, student polonistyki Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, żołnierz Armii Krajowej. W roku 1944, przed ponownym wkroczeniem wojsk sowieckich do Lwowa, na zawsze opuścił rodzinne miasto. Kolejny etap – Kraków. Studia w Akademii Sztuk Pięknych oraz na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczęszczał na wykłady z filozofii, studiował także w Akademii Handlowej i został magistrem ekonomii, natomiast na UMK w Toruniu uzyskał tytuł magistra prawa, kontynuując równocześnie studia filozoficzne. Rok 1950 – Warszawa, studia filozoficzne na tamtejszym uniwersytecie, debiut poetycki. W okresie stalinowskim podejmował rozmaite prace zarobkowe, był np. ekspedientem w sklepie. Współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym”. W latach 70. dużo podróżował, wykładał przez pewien czas jako visting professor na uniwersytecie w Los Angeles. Jego twórczość zyskała uznanie międzynarodowe. Poeta stał się w Polsce uznanym autorytetem moralnym i wyznacznikiem nonkonformistycznych postaw czytelników.

Wystawa, którą jeszcze możemy oglądać w Wilnie, składa się z pięciu umownych części i ma konstrukcję ronda – pierwsza sala jest jednocześnie ostatnią, początkiem i końcem, a wprowadzane wątki tematyczne rozrastają się jak kręgi na wodzie. Podjęta tu została próba, zresztą niezwykle udana, ukazania Osoby i Dzieła na tle wydarzeń odchodzącej epoki i w odniesieniu do dziedzictwa kulturowego Europy. Nie bez znaczenia jest dobór zdjęć obiektów, symbolizujących różne ideologie wpływające na ludzkie losy, bardzo wymowne są stare fotografie, cytowane fragmenty twórczości poety, dramatopisarza i eseisty. Są też dwie „galerie sztuki”: w jednej – stare rysunki ze szkicowników Herberta, w drugiej: wybór dzieł malarstwa europejskiego w postaci powiększonych do naturalnych wymiarów diapozytywów, umieszczonych w podświetlanych kasetonach. Obrazom towarzyszą fragmenty esejów pióra Herberta.

Wystawa – w Wilnie jest to siódma jej edycja – zawsze otwierana była 17 marca, u nas nastąpiło to też 17, ale stycznia, natomiast zamknięcie nastąpi 17 marca.

Życie Poety było jak letnia burza – mówiła Maria Dorota Pieńkowska. 28 lipca 1998 roku Zbigniew Herbert zmarł w Warszawie. Ówczesny premier RP żegnając go w imieniu narodu powiedział: „Książę Poetów Polskich (...) na wieki stanął w narodowym panteonie obok Kochanowskiego, Mickiewicza i Słowackiego”.

...Jest na warszawskich Powązkach kilka grobów, które zwłaszcza w dniach Wszystkich Świętych i Zaduszek toną w kwiatach i jarzą się setkami zniczy, zapalanych przez anonimowych wielbicieli. Wśród nich – grób Herberta.

Cztery obrazy Roberta Bluja

Tegoroczna pierwsza wystawa programowa w Polskiej Galerii Artystycznej Znad Wilii nosiła szczególny charakter: eksponowane były tylko cztery płótna autorstwa wilnianina Roberta Bluja. Rocznik 1970, absolwent 5 średniej – dziś Joachima Lelewela, po studiach magisterskich w warszawskiej ASP, od 2002 roku – członek Związku Plastyków Litwy, kilka wystaw autorskich, w tym „Czas utrwalony” – z okazji 10-lecia wznowienia litewsko-polskich stosunków dyplomatycznych, która czynna była w MSW RL.

Na przyjęcie wystawy Bluja PGA specjalnie się szykowała. W sali wystawowej dokonano „społecznego remontu”. Ściany pomalowali koledzy Roberta po fachu – Jola Śnieżko i Czesław Połoński wspierani przez siły pomocnicze, których głównymi „filarami” byli właściciele galerii Wanda i Romuald Mieczkowscy i którzy bardzo się cieszyli, że mogą zaprezentować u siebie twórczość stosunkowo młodego lecz już uznanego artysty malarza, legitymującego się bogatym i wszechstronnym, jeśli chodzi o tematykę, dorobkiem artystycznym.

Historyk sztuki Saulé Mažeikaité o jego obrazach prezentowanych w PGA mówi m. in.: „Przestrzeń i figura – to podstawowe punkty odniesienia malarstwa Roberta Bluja. Artysta igra nimi, zmieniając relacje między postacią a przestrzenią, kolory i proporcje. Zimna, powściągliwa przestrzeń i zastygła w bezruchu figura, żadnych emocji, żadnego ruchu, żadnego porozumienia... Anatomiczna precyzja postaci uwydatnia ich bezbronność – naga kobieta lub mężczyzna zamierają w obecności widza... Minimalizm środków, skąpa gama barw, figury pozbawione jakichkolwiek atrybutów kulturowych zmuszają nie tylko do podziwiania obrazów, lecz i zgłębiania ich natury. Rezygnując z ekspresywnych, szerokich pociągnięć pędzla, Bluj więcej uwagi może poświęcić kolorystyce obrazów. Soczyste, głębokie kolory, wypełnione trudno uchwytną tajemniczością są jak tkaniny, których piękno zmienia się zależnie od oświetlenia. Delikatne powierzchnie malarskie są trudno namacalne, jednak wyczuwalne. Zredukowana do minimum paleta, przeciwstawienie barw, na przykład białego i niebieskiego, albo wyraźnie kontrastowe zestawienia kolorystyczne służą realizacji idei: uwydatniają związki zachodzące między postacią a przestrzenią lub - na odwrót - zacierają dzielące je różnice...”

Romuald Mieczkowski: „Robert Bluj – ambitny młody człowiek, który wie, czego chce. Jest to dobra cecha i trzeba ją cenić. Jest niezwykle pracowity: maluje, prowadzi zajęcia z plastyki w szkole, w DKP, udziela się rodzinie i społecznie. Myślę, że te cztery obrazy, ciążące ku monumentalizmowi, odzwierciedlają postawę artysty: zrobić więcej, dużo. Jest to postawa energiczna. Wszedł śmiało i bez kompleksów w życie litewskiego środowiska malarskiego. Co mi się osobiście podoba u Roberta Bluja? Że nie posuwa się za daleko w eksperymentach. Uprawia malarstwo sztalugowe oparte na tradycjach. Używa podobnie jak dawni mistrzowie płótna, wosku, farb olejnych. A przy tym jego malarstwo jest na wskroś nowoczesne: minimum środków – maksimum ekspresji. Są to obrazy uduchowione, dekoracyjne”.

Wielki dzień Iwony Jabłońskiej

Iwona Jabłońska, uczennica Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie nie kryła, że czuje się szczęśliwa. Powiedziała, że marzyła o wystawie swoich prac, tym bardziej, że wyeksponowane zostały w przytulnej sali biblioteki Instytutu Polskiego w Wilnie. Dyrektor tej placówki dr Małgorzata Kasner powiedziała, że Instytut to: „Państwa miejsce, miejsce wszystkich, wspólnie tworzymy jego oblicze”. Przypomniała, że galerię czytelników biblioteki pierwszy otworzył Andrzej Guobis – utalentowany plastyk, były uczeń Mickiewiczówki, obecnie już student.

Wernisaż prac Iwony Jabłońskiej (uprzednio brała udział w pokazach zbiorowych: w PGA, Domu Polskim) przebiegał w niezwykle miłej atmosferze, dopełnionej śpiewem przy akompaniamencie gitary koleżanki z gimnazjum, Doroty Siwińskiej. Obecność ogromnie wzruszonych dziadków, pedagogów, kolegów, kwiaty i przyjazne słowa. Bo Iwona jest przyjaźnie, optymistycznie nastawiona do świata i, jak powiedziała jej wychowawczyni Irena Boczarowa (przyjechała specjalnie) ze szkoły w Niemieżu, w której uczyła się Iwona zanim rodzina nie przeniosła się do Wilna, „dobrze, że widzisz świat kolorowy”. Pani „od plastyki” z Mickiewiczówki, Swietłana Bogdanowa, gratulując swej wychowance wystawy w Instytucie Polskim, powiedziała, że wyeksponowano tylko cząstkę prac Iwony, zarówno malarskich jak i graficznych, ciekawych pod względem kolorystyki i formy, zróżnicowanych tematycznie. Nie omieszkała dodać, że Iwona jest osobą uzdolnioną, dobrze wychowaną i uczynną.

Tegoż zdania jest pierwszy nauczyciel Iwony Jabłońskiej, Juozas Gecevičius ze Szkoły Sztuk Pięknych im. Justinasa Vienožinskisa, przypominając przy okazji, że po okresie próbnym jego uczennica „odnalazła siebie i szczególnie dobrze zaprezentowała się podczas pleneru w Merkine”. Miłym akcentem wernisażu była obecność gości z Polski: dyrektor 7 Liceum w Łodzi pani Anny Rabiegi i nauczycielki tej szkoły pani Małgorzaty Hatana-Janos. Chodzi o to, że liceum łódzkie przyjaźni się z Gimnazjum Adama Mickiewicza. Uczniowie wileńscy byli na festiwalu filmów przyrodniczych im. Włodzimierza Puchalskiego w Łodzi, w marcu tego roku pojedzie tam znów grupa młodzieży na następną edycję festiwalu. Teraz z kolei Mickiewiczówka podejmowała 14-osobową delegację młodzieży łódzkiej.

Moniuszko z lirą

Nie dopisuje jakoś szczęście pomnikowi Stanisława Moniuszki. Od samego początku, czyli od roku 1922, gdy popiersie kompozytora ustawiono w skwerku przy kościele świętej Katarzyny w Wilnie. Dzieło Bolesława Bałzukiewicza przyjęto, delikatnie mówiąc, z pewną rezerwą, głównie z powodu cokołu, na którym zostało umieszczone. Ale wilnianie nie rozpieszczani pomnikami, a mający jeszcze świeżo w pamięci statuę carycy Katarzyny i gubernatora Murawiewa, cieszyli się w gruncie rzeczy, że jest Moniuszko, mając nadzieję, że kiedyś stanie pomnik naprawdę godny kompozytora, który kochał Wilno miłością szczerą. Tak trwało aż do zakończenia wojny. Potem na skwerku na długie lata zadomowiła się młodzież, tzw. dzieci-kwiaty, które dawały upust swym „artystycznym” fantazjom wykorzystując do tego celu pomnik. Rysunki, odbijanie nosa, ustawianie butelek po alkoholu i wreszcie zniknięcie popiersia. Naprawiano, remontowano, zrobiono kopię popiersia. Interweniowało najczęściej Centrum Kultury Polskiej na Litwie z panią Apolonią Skakowską na czele, które za swego patrona obrało właśnie Stanisława Moniuszkę. W kilka dni po tym, gdy Centrum latem ubiegłego roku zorganizowało przy pomniku imprezę z okazji 150. rocznicy śmierci kompozytora, z cokołu zniknęła zdobiąca go lira. Lirę niedawno zrobiono od nowa. Świeża i lśniąca...i od razu jeszcze bardziej widoczne stało się pęknięcie na cokole. Biedny Moniuszko, stojący na biednym zaniedbanym skwerze, pozbawionym w dużej części ogrodzenia żeliwnego, na tle zdewastowanego muru, z którego spogląda smutnym wzrokiem lew – fontanna.

Zbliża się dzień 4 marca

4 marca dzień św. Kazimierza, patrona Litwy, a od dawnych czasów data ta kojarzona jest z tradycyjnym wiosennym kiermaszem – Kaziukiem wileńskim. Ruch w mieście zacznie się w tym roku już 1 marca, bo to sobota i dzień wolny. Nieważne, czy będzie słota, czy mróz, czy słonko nie pożałuje nam swych promieni, ruszymy w miasto: na rynki, Plac Katedralny, ulice Zamkową, Wielką, Niemiecką – „na Kaziuka”. Ma w sobie jakąś moc czarowną to doroczne święto wileńskie, że znalazło naśladowców nie tylko w miasteczkach podwileńskich, ale i w Polsce, a nawet poza dalekimi granicami, gdzie „rozproszeni po świecie wilniuki” do dziś organizują własnego Kaziuka, a w każdym razie z ogromnym sentymentem wspominają kiermasz. Oto, zaledwie maleńki fragmencik wspomnień ks. kardynała Henryka Gulbinowicza z Wrocławia: „Chodziłem do szkoły nr 25 na ulicy Wileńskiej...W czasie święta organizowano pochody kazimierzowskie i w nich szkoła nasza brała udział... Moja klasa miała przypięte serca, bo jednym z głównych elementów kiermaszu było serce z piernika. Pamiętam doskonale napis na jednym z takich serc: „Ciebie kocham, ciebie lubię, w serce twoje dzióbię”. I był na tym sercu, oczywiście, poza napisem także ptaszek z dzióbkiem, który pukał do serca kochanej dziewczyny. Byłem wtedy w szóstej klasie i trochę już wiedziałem, co w trawie piszczy: otóż podczas Kaziuka narzeczeni razem chodzili po Wilnie, spacerowali po placu Łukiskim, który rozciągał się od brzegów Wilii poprzez mury kościoła św. Jakuba aż do ulicy Mickiewicza. Bliżej Wilii handlowano wszystkim, co mogła dostarczyć wieś...”.

A oto kilka fragmentów poetyckich spojrzeń na kiermasz wileński, które zebrał i zamieścił Leszek Jan Malinowski z Bydgoszczy w swej starannie przygotowanej książce „Wileńskie kiermasze”.

Kazimiera Iłłakowiczówna:

Tak to zawsze na Kaziuka

wiosna z zimą zwady szuka.

Biorą się za włosy obie,

wiele szkody w rynku robią.

 

Czesław Jankowski:

Dowiesz się ceną przerażon okrutną,

Po czemu necki, a po czemu płótno;

Nie kupisz myślę ja, łyżki drewnianej –

Sprzęt to w Europie dawno zaniechany,

lecz do nas droga z Europy długa:

Więc wciąż się u nas łyżki struga, struga

Z gruszki przed chatą, z rodzimego klonu...

 

Witold Hulewicz:

Z bezładu, niepozoru i chwiejnych straganów,

gdzie tłum się tłoczy w krzykach, beztrosce i pisku, -

lniane tkaniny świecą w subtelnym połysku,

ciche, piękne i skromne jak ruch żętych łanów.

Z tymi poetyckimi skojarzeniami wyruszmy na Kaziuka – 2003.

* Cztery już lata nieczynne są organy w kościele Ducha Świętego w Wilnie, trwa – z przerwami, spowodowanymi brakiem finansowania - ich restauracja. Teraz zainteresowali się nimi specjaliści ze szwedzkiego miasta Göteborg i pewnie na dobre to wyjdzie instrumentowi. Są to najstarsze na Litwie organy – jedyny zachowany oryginalny instrument muzyczny z XVIII wieku. Rimantas Gučas, znany litewski restaurator i budowniczy organów jest wysokiego zdania o organach kościoła Ducha Świętego. Zbudował je w 1776 roku Dominik Adam Casparini, mistrz z Królewca, w miejsce starego instrumentu, który spłonął w czasie pożaru w 1748 r. Nb. w kościele św.św. Janów są również organy Caspariniego, z tym, że do naszych czasów dotrwały po kilku restauracjach w kształcie daleko odbiegającym od oryginału, który bardzo sobie chwalił grający w tej świątyni Stanisław Moniuszko.

W tej chwili restaurowany jest barokowy prospekt organowy, w którego centrum znajduje się rzeźba króla Dawida z harfą. Wieże i kąty zdobią pozłacane rzeźbione ornamenty i figurki aniołów. W dolnej części prospektu znajduje się dobrze zachowany autograf mistrza Caspariniego. Planuje się, że jego organy znów zagrają w 2005 roku.

* Biblioteka publiczna im. Adama Mickiewicza w Wilnie wzbogaciła się o nowe odrestaurowane pomieszczenie w podwórzu przy ul. Trockiej 10, w którym przechowuje się książki i urządzone są czytelnie. Biblioteka powstała w 1950 roku. Jeszcze w 1971 zrodził się pomysł jej rozszerzenia. Jeden z projektów litewskiego architekta przewidywał wyburzenie znajdujących się w podwórzu zabytkowych budynków (nawet rozpoczęto rozbiórkę) i wzniesienie nowej 6-kondygnacyjnej przybudówki do biblioteki. Na szczęście tak się nie stało. Przypomnijmy, że restaurowali pomieszczenia biblioteki mickiewiczowskiej specjaliści polskiego „Budimexu”, z braku finansowania musieli przerwać swoją pracę.

* Na dawnej Legionowej, obecnie Savanoriu prospektas, w miejscu wyburzonego starego elewatora powstało w szybkim tempie centrum filmowe „Coca-Cola Plaza”, uchodzące za najbardziej nowoczesne w Nadbałtyce. Przystąpiono obecnie do rekonstrukcji znajdującego się obok kina „Vingis”. Po zakończeniu prac w kilku salach jednocześnie będzie mogło oglądać filmy prawie 2,5 tys. widzów.

* Krzysztof Penderecki to już „swój człowiek” w wileńskich salach koncertowych. W tym miesiącu mieliśmy okazję słuchania muzyki innej wielkiej osobowości – nieżyjącego od ośmiu lat Witolda Lutosławskiego, uznanego przez świat za najwybitniejszego polskiego kompozytora XX wieku. Litewska Narodowa Orkiestra Symfoniczna Juozasa Domarkasa przygotowała dwa premierowe wykonania dzieł Lutosławskiego: „Małą Suitę” i „Koncert wiolonczelowy z orkiestrą”. Solista – Rimantas Arminas (wiolonczela), orkiestra grała pod batutą maestro Modestasa Pitrénasa. Kto wie, czy po tym „debiucie” w Wilnie Witold Lutosławski nie stanie się u nas modny, podobnie jak Krzysztof Penderecki.

* W Centrum Sztuki Współczesnej do 9 marca czynna jest wystawa prac jednego z najznakomitszych fotografików świata Henri Cartier-Bressona. Ta wędrująca ekspozycja stale wzbudza ogromne zainteresowanie, a do nas przybyła staraniem Ambasady Francuskiej i Francuskiego Centrum Kultury. Fotografik urodził się w 1908 roku we Francji, uczył się w ciągu kilku lat malarstwa w Paryżu, studiował na kierunku sztuki i literatury w Cambridge. Fotografować zaczął w 1931 roku, porzucił swe umiłowane zajęcie w połowie lat 80., poświęcając się całkowicie malarstwu.

* Już na wiosnę pierwszych widzów zaprosi Wileński Teatr Muzyczny. Od czasów słynnej „Lutni” stolica nie miała sceny muzycznej. Jej twórcą jest solista operowy, reżyser i menedżer w jednej osobie Juozas Koreiva. Zapowiada on, że życie muzyczne wzbogacone zostanie o przedstawienia kabaretowe, varietes, musicale, operetki i rewie muzyczne. Zapraszani będą także reżyserzy i wykonawcy z innych krajów. Spektakle wystawiane będą na scenie obecnie remontowanego pałacu związków zawodowych na Górze Bouffałowej i w Rosyjskim Teatrze Dramatycznym (operetki).

Halina Jotkiałło

Wstecz