Uczyć się nawzajem wiary i miłośći

Rozmowa z PAULINĄ MIELKO, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Polaków na Litwie

- Jak wiemy, 15 lutego br. odbyła się konferencja sprawozdawczo-wyborcza Katolickiego Stowarzyszenia Polaków na Litwie, w czasie obrad której znów powierzono pani kierownictwo tej organizacji - już drugą z kolei kadencję. Na pani konto zapisać należy również lata działania i prezesowania w kole katolickim swojej parafii - Niepakalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na Zwierzyńcu (i dotychczas, o ile się orientuję, nie przestała pani tam się udzielać). Jakie były początki tej działalności na niwie katolickiej?

- Zwierzynieckie koło powstało w 1992 roku na fali odrodzenia. Zainicjował założenie koła Władysław Mackiewicz z Nowej Wilejki, a ówczesny proboszcz parafii Stasys Puidokas podtrzymał. Na prezesa obrano Jana Kaczyńskiego, wkrótce jednak te obowiązki nałożono na mnie. Była to organizacja dość liczna, należało do niej sporo dobrej młodzieży, przeważnie nastoletniej, chętnej do pracy w kole. Szkoda, że po kilku latach, po zdaniu matury, ten narybek rozpierzchnął się: kogo wciągnęło w swe sidła życie dorosłe, inni wyjechali na studia do Polski i nie wrócili. Chociaż można mieć również satysfakcję, że taki niegdyś chłopaczek jak Jarek Niewierowicz - były aktywista naszego koła - jest dziś doradcą ambasadora Litwy w Ameryce. Owszem, obecnie również mamy w kole parafialnym NP NMP młode osoby, działa chórek młodzieżowy, tym niemniej nie jest to już tamto zaangażowanie - z początku lat 90.

Podobne koła katolickie były czynne już wówczas przy wileńskich parafiach św. Kazimierza w Nowej Wilejce, św. św. Piotra i Pawła, św. Rafała, św. Ducha w Grzegorzewie, w Solecznikach, w Kownie i miały ze sobą ścisły kontakt. Właściwie stowarzyszenie katolickie działa od 1989 roku, chociaż zarejestrowane zostało dopiero w 1996 r. Obecna organizacja składa się z 268 członków w 9 kołach. Początkowo należało do zrzeszenia blisko tysiąc osób. Odeszli widocznie ci, którzy spodziewali się zapewne, oprócz wzmocnienia duchowego, jakichś korzyści materialnych. I na początku tak było: otrzymywaliśmy z Polski paczki z odzieżą, żywnością.

Przed trzema laty zostałam prezesem KSPL. Obecna, druga kadencja będzie dłuższa o rok, czteroletnia, ponieważ tak zadecydował Zarząd Główny, wnosząc odpowiednią poprawkę do statutu.

- Jakie cele stawia przed sobą kierowane przez panią stowarzyszenie?

- Na początku główny akcent kładliśmy na lekcje religii w szkołach. Brakowało nauczycieli, podręczników. Udało nam się wysłać kilka osób na naukę do Lubelskiego Instytutu Teologicznego. Stamtąd otrzymaliśmy wiele podręczników do nauki religii. Prezesowie kół katolickich sami byli katechetami. Dopóki nie zastąpili ich księża i dyplomowani katecheci, którzy wrócili z Lublina, jak również - nieco później - przygotowani przy wileńskiej parafii Ducha Świętego.

Ważnym zadaniem jest wspieranie duchowe i materialne najuboższych parafian. Obdzieliliśmy ich ubraniem i żywnością, które docierały na Litwę z Polski, Czech, Niemiec. Udało mi się we właściwym czasie zwrócić do dyrekcji Kolei Litewskiej - podczas jej reorganizacji, gdy spisywano pościel, materace, poduszki. Wiele z tych rzeczy można było zabrać za „Bóg zapłać” i rozdać potrzebującym. Obecnie jest znacznie mniej osób o takich potrzebach materialnych.

Zaangażowanie młodzieży do wspólnej modlitwy - aktualne od początku do dziś. Najkrótsza bodajże droga zachęty - poprzez udział w chórkach młodzieżowych. Praktykujemy również inne sposoby, na przykład, włączanie młodzieży do organizowanych pielgrzymek, za udział w których nie musi płacić lub płaci tylko część (koszty pokrywają dorośli członkowie koła).

Mówiąc o pracy z młodzieżą, chcę zaznaczyć, że wartościową inicjatywą było włączenie do życia parafii dzieci z rodzin mieszanych: polsko-litewskich i polsko-rosyjskich. Dzieci z polskich rodzin i szkół mają sporo możliwości wyjazdów na kolonie, harcerskie obozy, pielgrzymki, rekolekcje. Dla dzieci z rodzin mieszanych takie wyjazdy są prawie niedostępne. Staramy się więc wszelkimi sposobami włączać te dzieci do życia Kościoła, organizując jakiekolwiek imprezy, wyjazdy, spotkania. Kilka razy udało mi się wysłać dzieci z rodzin mieszanych na kolonie do Polski za pośrednictwem stowarzyszenia „Macierz Szkolna”. Ostatnio jednak zaproszenia z Polski nadchodzą bezpośrednio do szkół. A w każdej szkole jest własna „konkurencja” - jak nam powiedziano - bo każdy chce jechać, a tu ktoś jeszcze „ze strony” pretenduje... Może i racja, tylko nie chciałoby się tak oto - lekką ręką wykreślać te dzieci z kontyngentu polskiego: przecież mogą być z nich katolicy. Kiedy słyszę, że w kościele młodzież z rodzin mieszanych modli się po polsku, a do siebie szepcze po rosyjsku, wcale mi to nie przeszkadza: nauczą się prawd katolickich, szacunku do Kościoła i to jest najważniejsze.

Udało nam się zorganizować dla dzieci rekolekcje wielkopostne. Umawiamy się z księżmi z różnych parafii, by zapraszali do siebie młodzież szkolną z naszego koła. Nikogo już nie dziwi, że w spisach udających się na rekolekcje figurują nazwiska: Pietrow, Andriejew, Adomaitis. Finansuje takie rekolekcje ks. Veturino Caccotti, Włoch mieszkający w Polsce, ze Zgromadzenia Synów Maryi Niepokalanej. Raz do roku mamy takie wyjazdy do Polski - dla młodzieży 16 - 17- letniej. Dla młodszych chłopców - przeważnie ministrantów, wielkim przeżyciem są nawet wypady bliższe, na przykład do Trok, gdzie nocują, modlą się, odpoczywają. Półtora doby bez rodziców, bez brzydkich słów i papieros - takie lekcje obcowania z Bogiem bardzo się chłopcom podobają i przynoszą sporo pożytku.

Zachowanie tradycji i obrzędów katolickich również jest celem naszego zrzeszenia. Wertujemy stare książki, kalendarze i wyszukujemy: co „zgubiliśmy” z naszych narodowych tradycji religijnych od XVII- XVIII wieków, o czym zapomnieliśmy, a co można jeszcze wskrzesić. Przypuśćmy: Gorzkie Żale, znane od XVII wieku, a w naszych czasach zapomniane, obecnie stopniowo się odradzają. Albo nowe tradycje: modlitwy do Miłosierdzia Bożego, którym poświęcono osobny dzień - drugą niedzielę po Wielkanocy. A procesje wokół kościołów - w większości parafii zaniechane - również powracają. Jest to bardzo ważne, ponieważ w procesji uczestniczy około 50 osób młodzieży i ten udział każde dziecko na swój sposób przeżywa, na swój sposób przybliża się do Boga. Raz - pójdzie z procesją, następnym razem - będzie śpiewało psalm responsoryjny i tak się powoli przyzwyczai, wciągnie, aż samo poczuje potrzebę tych spotkań.

Nie zapominamy również o czynnym udziale w pogrzebach, ponieważ to również do tradycji kościelnych należy. Idą nasze panie z kół do tych najbiedniejszych, modlą się, śpiewają za „Bóg zapłać” (bogatsi wynagradzają): tak było i tak ma być, bo to nasze, narodowe.

- Ciągle mówimy o stowarzyszeniu bezosobowo, gdy tymczasem o jego istnieniu i pracy stanowią konkretne osoby, działające w poszczególnych kołach. Chcielibyśmy się o nich dowiedzieć.

- Do najbardziej czynnych należą następujące koła parafialne: Niepokalanego Poczęcia NMP na Zwierzyńcu, Świętego Ducha w Grzegorzewie, Św. Kazimierza w Nowej Wilejce. Nieco mniej czynne koła - w parafiach wileńskich św. św. Piotra i Pawła, św. Rafała. Najaktywniejsi członkowie - to gdzieś sto osób. Pozostali - udzielają się połowicznie, bo na tyle ich chyba stać. A jeśli wymieniać z nazwisk, to bardzo cenię pana Stanisława Tuczkowskiego z parafii św. św. Piotra i Pawła, wyróżniającego się postawą prawdziwego chrześcijanina. Stowarzyszenie zawdzięcza mu, m. in. organizowanie „Wakacji z Bogiem” dla dzieci. Wiele się udzielają pracy w stowarzyszeniu: z Grzegorzewa - Leonarda Klimowicz (obecnie moja zastępczyni i prezes koła), Czesława Biedulska, Leonard Klimowicz (jest niezastąpiony, jeśli trzeba coś załatwić w urzędach); z parafii św. Kazimierza - Adam Andrzejewski (prezes, zastąpił Leoncję Andrukianiec - wartościowy człowiek, obecnie starsza osoba, która nie może już wiele się poświęcać), Władysława Jachimowicz - świeci przykładem prawego człowieka i katolika. Z koła parafialnego NP NMP: Benedykta Wojsiat (wiceprezes), Maria Szymulewicz, Henryka Lipeikiené, Józefa Kapusta, Jadwiga Baranowicz, Czesław Awgul (z pamięci cytuje Pismo Święte), z młodych - Jolanta Pietrowa, Ania Mielko, Andrzej Rus, Bożena Milinkiewicz.

- Co stowarzyszenie wpisało na konto swych osiągnięć w ciągu trzech lat pani prezesowania?

- Pielgrzymki do Polski i na terenie Litwy. Ich znaczenia przecenić nie można: w czasie pielgrzymowania człowiek staje się inny, bardziej otwarty na Boga i ludzi. Ma okazję wiele rzeczy przemyśleć i spojrzeć na nie z pewnego dystansu. Po prostu staje się lepszy, wrażliwszy. Do Polski jedziemy co roku - Siemiatycze, Grabarka (góra krzyży, podobna do naszej, tylko prawosławna), do Lichenia (ks. magister Eugeniusz Makulski, marianin traktuje nas jak swoich), do Krakowa, Częstochowy. Staramy się również pokazać młodzieży święte miejsca na Litwie: Góra Krzyży, Szydłów, Cytowiany (tam napisy na ścianach byłego klasztoru są świetnym podręcznikiem historii). Przeważnie razem z nami pielgrzymuje osoba duchowna, więc w drodze uczymy się modlić.

W 2000, Jubileuszowym Roku nie udało nam się dalej wyjechać, więc zdecydowaliśmy, że co miesiąc, z każdej parafii pójdą pielgrzymki do Ostrej Bramy. I to zamierzenie zrealizowaliśmy. Obecnie takie pielgrzymki z poszczególnych parafii stały się jakby tradycją.

Praca z młodzieżą. Staramy się, aby nic bez niej się nie odbywało, pamiętając o jej wychowaniu religijnym i patriotycznym. Serce się cieszyło, gdy podczas naszego ubiegłorocznego spotkania wielkanocnego pt. „Tradycje polskie w tradycjach Kościoła katolickiego” połowę miejsc przy stołach zajmowali młodzi. Wówczas to - pierwszy raz za 10 lat naszego istnienia - Departament ds. Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa Litwy przekazał nam na ten cel 300 litów, więc znalazły się nawet nagrody dla żaczków i uczestników konkursu rysunków.

W ubiegłym roku, kiedy skauci jeździli na granicę po Ogień Betlejemski, włączyliśmy do ich grupy pięć osób w wieku od 14 do 20 lat z rodzin mieszanych, należących do naszego stowarzyszenia. Potem ogień święty zawieziono do katedry poniewieskiej, następnie - do naszej i wreszcie do wszystkich parafii.

Modlitwa i zgłębianie naszej religii. Udało nam się upowszechnić w kołach Żywy Różaniec - jako formę modlitwy, wprowadzić adorację Przenajświętszego Sakramentu w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Mamy przy każdej parafii Aktyw Modlitwy Zastępczej. Jeśli komuś jest źle, ciężko, może się zgłosić do aktywu z prośbą o wspólną modlitwę, o dowolnej porze. W mojej, zwierzynieckiej parafii aktyw tworzą 4 osoby: Józefa Kapusta, Jan Tankiewicz, Benedykta Wojsiat i ja. Nasze stowarzyszenie łączy się duchowo i należy do Wszechświatowego Banku Modlitw Rycerstwa Niepokalanej w Niepokalanowie, co mobilizuje i zachęca nas do regularnego odmawiania różańca w różnych intencjach. Niemało włożono wysiłku, by w każdym kole nie zabrakło Pisma Świętego (chętni mogli nabyć na własność za symboliczną cenę). Otrzymaliśmy z Krakowa i rozprowadziliśmy w kołach „Wielką Nowennę” - dzieło 4-tomowe, nadzwyczaj cenne, bo zawierające np. interpretację poszczególnych czytań z Pisma Świętego. Dzięki mojej upartej korespondencji z wydawcami udało nam się otrzymać ten skarb za darmo - ponad 100 kompletów.

W 2000 r. otrzymałam zaproszenie na spotkanie Rady Duszpasterskiej Polonii Europy Zachodniej w Rzymie. Dla mnie przelot samolotem sfinansowała „Wspólnota Polska”. Myślę, że ta wielka nagroda spotkała mnie za całokształt pracy. Na tym spotkaniu usłyszałam wiele interesujących rzeczy, którymi po powrocie podzieliłam się z innymi.

W ubiegłym roku odbyła się w Łomży konferencja „Rodzina polska poza granicami kraju”, której również byłam uczestniczką i z której wiele korzyści dla naszego zrzeszenia zaczerpnęłam. Na przykład: uświadomienie potrzeby różnego rodzaju poradnictwa dla ludzi biednych i zagubionych. Umówiłam się więc z panem Zbigniewem Stwołem i panią Bronisławą Siwicką, by nasi staruszkowie (i nie tylko) mogli liczyć na bezpłatne porady prawne i lekarskie (nawet darmowe leki). A jeśli ktoś ma wątpliwości czy pytania natury duchowej, może się zwrócić do ks. Vaclovasa Aliulisa z parafii NP NMP - starszego kapłana i prawdziwego duszpasterza.

Pomoc dla bliźnich będących w potrzebie. Udawało nam się zdobywać (choć często z niemałym wysiłkiem) paczki żywnościowe od różnych organizacji charytatywnych, w tym od Wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności i rozdzielić między ubogich. Osobiście ubiegałam się o pomoc ze Szwecji dla rodzin pogorzelców w Czużekampiach (rej. solecznicki). Do tej akcji niesienia pomocy potrzebującym włączali się z całym zaangażowaniem, w odruchu serca Maria i Paweł Rusowie, Stanisław Tuczkowski, Eleonora Tamkun.

Nie zasklepiamy się tylko we własnym światku. Obchodzą nas sprawy ogólnonarodowe, społeczności polskiej na Litwie. W ubiegłorocznych wyborach samorządowych poparliśmy AWPL, włączyliśmy się aktywnie do zbierania podpisów pod apelem Polaków na Litwie o równe prawa obywatelskie oraz w obronie oświaty polskiej na Litwie, w obronie dzieci nie narodzonych, z prośbą o nabożeństwa w języku polskim w kościele pw. bł. Jerzego Matulewicza. W 2001 r. zbieraliśmy środki na rzecz powodzian w Polsce.

- Czy ktoś wspiera finansowo KSPL?

- Pytanie nie należące do przyjemnych... Nie, nikt nas nie wspiera finansowo. Chyba że czasami ktoś - jednorazowo i nieoczekiwanie, jak Departament Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa, o czym już mówiłam. A nieprzyjemnie o tym w ogóle jest mi mówić, ponieważ na początku dochodziły do stowarzyszenia takie gadki, że jakoby księża dzielą się z nami ofiarami zebranymi na tacę. Otóż, żaden ksiądz żadnego nam grosza nie daje. A na najpilniejsze potrzeby wydajemy z członkowskich. Członkowskie zaś są ofiarą dobrowolną: ktoś na rok wnosi do wspólnej kasy 20 litów, ktoś 10, inny - tylko 50 centów albo wcale. Staramy się tą skromną kasą dysponować jak najoszczędniej. Zamawiamy Msze św. jubileuszowe za członków stowarzyszenia, wysyłamy pozdrowienia bożonarodzeniowe i wielkanocne dla Ojca Świętego (od którego dwa razy do roku otrzymujemy życzenia świąteczne wraz z błogosławieństwem), do arcybiskupa Szczepana Wesołego, który opiekuje się Polonią w Rzymie. Do Lichenia, Częstochowy - wszędzie tam, gdzie stowarzyszenie ma przyjaciół. Natomiast wydatki na przejazd i połączenia telefoniczne pokrywamy z własnych kieszeni.

- Jak często członkowie stowarzyszenia zbierają się na robocze narady?

- Członkowie Zarządu Głównego (obecnie 23 osoby, w jego skład wchodzą wszyscy prezesi kół), zbierają się raz na trzy miesiące. W każdej parafii wyznaczono jeden dzień w miesiącu, kiedy zbierają się członkowie koła (w parafii NP NMP - trzecia niedziela miesiąca). Po Mszy św., przed zebraniem koła, jest półgodzinne adorowanie Przenajświętszego Sakramentu. Często tym zebraniom, jak również spotkaniom bożonarodzeniowym i wielkanocnym towarzyszy kapłan. Ks. proboszcz Kęstutis Brilius jest duchowym przywódcą naszego koła, natomiast ks. diakon Stanisław Mazur stale nami się opiekuje. Oprócz tzw. roboczych zebrań, są jeszcze spotkania okazyjne, różne imprezy.

- Czym dla pani jest praca w stowarzyszeniu - potrzebą duchową, świadomością obowiązku - mogę, a więc muszę? I co na to - pani rodzina?

- Mam świadomość, że skoro mi Bóg pozwolił zaczerpnąć nieco większą wiedzę o naszej religii, muszę podzielić się nią z innymi. Jak również - przejąć się cudzą biedą, rozdzielić ją z bliźnimi, pocieszyć, poradzić albo konkretnie pomóc. Cieszę się, gdy dzwonią do mnie obcy ludzie, z innych parafii, zwierzają się z własnych zmartwień, a ja chociaż trochę mogę im pomóc w dźwiganiu ich krzyża. Bez tego nie umiałabym już żyć. A rodzina? Dzieci dawno są samodzielne, syn ma własną rodzinę. Zresztą, pomagam mu w chowaniu moich wnuków. Mąż i dzieci są dla mnie wyrozumiali. Jesteśmy zwykłą rodziną wileńską, a jeśli różnimy się nieco od innych, to tylko tym, że częściej zbieramy się wszyscy przy wspólnym stole, jak również wspólnej modlitwie.

Podobnie jak ja traktują swój udział w zrzeszeniu inni jego członkowie. Po prostu wierzymy, że nasza praca, szczególnie w obecnym świecie, ma sens. Że powinniśmy siać spokój, wiarę, uczyć się nawzajem dobroci, pokory, miłości.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Helena Ostrowska

Wstecz