Z mojego notatnika

Opiekunowie i niszczyciele

Zaczynam od tych drugich. Na wileńskiej Rossie – kolejna seria zniszczeń. Skradziono, dosłownie wyrywając z korzeniami, szereg metalowych płaskorzeźb portretowych. Po raz drugi łupem wandali padł jeden z najokazalszych pomników na Rossie – Józefa Montwiłła. Przedtem skradziono plakietkę z klęczącymi dwoma aniołami. Teraz wydarty został portret Józefa Montwiłła – dyrektora Banku Ziemskiego Wileńskiego, oddanego społecznika i filantropa. Był m. in. założycielem „Lutni” wileńskiej, Towarzystwa Popierania Pracy Społecznej, Towarzystwa Opieki nad Dzieckiem, współzałożycielem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie. Stworzył w naszym mieście szkołę organistów, szkołę rysunkową, ambulatorium miejskie, budował domy (Kolonia Montwiłłowska obok Placu Łukiskiego). Autorem pomnika Józefa Montwiłła jest Zygmunt Otto (autor m. in. dekoracji rzeźbiarskich mostu Poniatowskiego w Warszawie). Odlewy wykonano w Warszawie w 1914 roku. Skradzione fragmenty zdobiły więc pomnik wielkiego filantropa prawie 90 lat. Po raz drugi też wandale „urzędowali” przy wielkim sarkofagu z czarnego granitu Tadeusza Wróblewskiego – adwokata, założyciela Biblioteki im. Eustachego i Emilii Wróblewskich (obecnie AN Litwy). Pomnik zaprojektował wileński artysta rzeźbiarz Rafał Jachimowicz (Rapolas Jakimavicius), a brązy odlano w firmie Braci Łopieńskich w Warszawie. Uprzednio skradziono portret z brązu ze ściany czołowej, teraz – duży brązowy wieniec z szarfą, znajdujący się na wierzchu sarkofagu. Nie ma też brązowego medalionu na nagrobku artysty malarza Józefa Bałzukiewicza. Podobiznę zmarłego wykonał jego brat, artysta rzeźbiarz Bolesław Bałzukiewicz. Wyrwano brązowy portret z pomnika (tzw. kwatera profesorska, tuż za murem) Tadeusza Wąsowskiego - profesora Uniwersytetu Stefana Batorego, dyrektora kliniki otolaryngologicznej, uczestnika walk o niepodleglość Polski w latach 1919-1921, urodzonego na Podolu, zmarłego w Wilnie w kwietniu 1937 roku. Nie ma już podobizny prof. dr medycyny Aleksandra Karnickiego, dyrektora Państwowej Szkoły Położnictwa, komandora Orderu Polonia Restituta, Kawalera Krzyża Niepodległości, Krzyża Legionowego, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego, założyciela i dyrektora Kliniki Dziecięcej w Wilnie. Zmarł 17 maja 1936 roku. Skradziono metalowe litery z nagrobka rodziny Sakowiczów i Marczyków. Zniknęły portrety z nagrobków litewskich pisarzy – Cvirki i Sruogi. Śladów wandalizmu najświeższej daty jest wiele innych. Najprawdopodobniej złodzieje przymierzali się do popiersia Joachima Lelewela, znajdującego się przy kaplicy cmentarnej, o czym świadczy wykruszona miejscami ściana kaplicy. A propos, pomnika Joachima Lelewela. Konsulat Generalny RP w Wilnie wyasygnował pieniądze na jego restaurację. Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą, który dysponuje tymi środkami, stoi obecnie przed dylematem: odnawiać czy – nie, bowiem rynna ściekowa, umieszczona wzdłuż okapu i odprowadzająca wodę z dachu kaplicy jest zniszczona. Woda więc spływa wprost na ścianę oporową pomnika i na głowę Lelewela. Kierownictwo cmentarza twierdzi, że rynny nie da się wymienić, bo nie ma pieniędzy.

Oczywiście, sprawcy kolejnego wandalizmu na Rossie są nieznani. Policja rutynowo sporządziła odpowiedni protokół i na tym pewnie koniec jej misji. Kradzież miała miejsce głównie w centralnej części cmentarza, teoretycznie strzeżonego przez stróży. Zrozumiałe, że stróż nie może krążyć całą noc po ciemnym cmentarzu, ale gdyby nawet siedział przy oknie drewnianego budynku – biura powinien był widzieć i słyszeć, że wydzierana jest mocno przymocowana płaskorzeźba portretowa z grobowca Józefa Montwiłła.

Wandalizm, zapoczątkowany po minionej wojnie, trwa niezmiennie do naszych dni. Najpierw z zaciętością niszczono krzyże na grobach, szczególną nienawiścią darzono rzeźby orłów, zacierano ślady polskie, wybijano zdjęcia portretowe z nagrobków. Wywożono całe rzeźby. Dziś mało kto pamięta, że prawie na wprost głównej bramy znajdowała się piękna figura Matki Boskiej Majowej. Świadkowie opowiadali, że ktoś z sąsiedztwa Rossy zabrał ją, żeby ustawić w hollu swego domu. Pewien pseudokolekcjoner z Kowna wywiózł w 1979 r. cały pomnik z grobu Maximiliena Truzziego, urodzonego w 1833 roku we Włoszech, dyrektora cyrku włoskiego ze słynnej rodziny cyrkowców Truzzich. Cyrk akurat zawitał na występy do Wilna i biedny Maximilien utonął w Wilii 16 kwietnia 1899 r. Został pochowany na Rossie. W 1901 roku syn wystawił ojcu pomnik z włoskim napisem, ozdobiony główkami koni. Złoczyńca z Kowna, kolekcjonujący pamiątki związane z cyrkiem, umieścił pomnik w swoim ogrodzie.

Tymczasem, zamiast tego, żeby myśleć, w jaki sposób ochronić Rossę, w jaki sposób wreszcie ogrodzić ją ze wszystkich stron murem, zrodził się w głowach osób odpowiedzialnych za jej los iście szatański pomysł – zdemontować co cenniejsze pomniki: Izy Salmonowiczówny, Józefa Montwiłła, Joachima Lelewela i oddać na przechowanie do muzeum. Przypuszczać można, co oznacza takie przechowanie. Nie ma pomnika, nie było człowieka.

Niedawno Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie wydała piękny album zatytułowany „Cmentarz na Rossie od świtu do zmierzchu”. Fotografie autorstwa Krzysztofa Hejke oddają klimat nekropolii: romantyczność i spokój, prostotę i wyniosłość. Jak w wierszu Witolda Hulewicza: Wileńskie cmentarze mają pejzaż gór,/ umarli tu jeden ponad drugim leżą,/ szczeble te innymi miarami się mierzą:/ nad zapomnianym kwitną wiecznie pomne bzy,/ nędzarz może górować nad panem Becu... Teksty napisali: Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny ROPWiM i prof. Edmund Małachowicz z Wrocławia. Obaj – niezwykle zasłużeni w ratowaniu wileńskich starych nekropolii. W związku z ukazaniem się tego albumu przypomniałam, że kiedyś gdzieś przeczytałam o tym, że przekonanie o kruchości świata kazało ziemiaństwu ziemi wileńskiej zamawiać w pracowni Jana Bułhaka zdjęcia swoich dworków i pałaców. Czasem taki album wrzucony do walizki stanowił dowód tożsamości. Dodam, iż wiele z nich stało się jedynymi źródłami do monumentalnego kilkutomowego dzieła Aftanazego, przypominającymi o opuszczonych przez Polaków posiadłościach na Kresach RP. Czy oby w naszych czasach albumy, poświęcone wielkim narodowym nekropoliom, nie staną się jedynym dowodami, że coś naprawdę istniało.

Grażina Dremaite – przewodnicząca Państwowej Komisji Ochrony Zabytków zapytana o los skradzionych płaskorzeźb portretowych i o to, czy nie dałoby się wykonać podobizny w materiale zastępczym i od nowa zamontować, odpowiedziała, że owszem, można to zrobić, ale w przypadku, gdy zachował się materiał ikonograficzny. Ale to też nie chroni przed złodziejami, bo przecież wyrwano portret (niemetalowy, zastępczy) z nagrobka pisarza Tilvytisa. Ponadto pani Dremaite jest kategoryczna: dopóki trwa skup metali kolorowych, dopóty trwać będzie wandalizm.

Myślę jednak, że przykład Tilvytisa sugerować może, że złodzieje działają na zlecenie pseudokolekcjonerów. Wszystkie skradzione fragmenty pomników są dziełami autorskimi, sygnowanymi nazwiskami znanych artystów rzeźbiarzy.

Na zakończenie – o dobrych uczynkach na Rossie i Cmentarzu Bernardyńskim. To wspaniale, że takie rzeczy się dzieją, że ludzie działają społecznie i konsekwentnie. Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą (prezes Alicja Klimaszewska) doprowadził niemal do końca porządkowanie obszernej kwatery rodziny Pietraszkiewiczów: wyremontowano ogrodzenie (uzupełniając liczne ubytki), postawiono nowe krzyże w miejscu kiedyś strąconych, zbudowano nowy nagrobek upamiętniający Stanisławę Pietraszkiewiczównę – ostatnią z rodu Pietraszkiewiczów, powojenną zasłużoną polonistkę z piątki i jej uczennicę Ludwikę Gorżałkównę (1914-1944) – łączniczkę AK na Wileńszczyźnie. Część pieniędzy na ten cel przekazały dwie wycieczki z Polski: łódzcy farmaceuci i warszawscy kolejarze.

Pisaliśmy o tym, że z inicjatywy Instytutu Polskiego w Wilnie na Cmentarzu Bernardyńskim odrestaurowano nagrobek z piękną figurą Matki Boskiej. Pieniądze na ten cel zebrano podczas koncertów muzyki w kościele bernardyńskim i muzeum sztuki. Trudno dziś uwierzyć, że do niedawna figura i sam nagrobek były ruiną.

Halina Jotkiałło

Wstecz