Trzy razy cztery - panaceum na geniuszy?

Tak się czasowo ułożyło, że od ponad dziesięciu lat żyjemy w ciągle reformowanym społeczeństwie. Reformy medycyny, oświaty, transportu, energetyki... słowem, trudno znaleźć dziedzinę, w której magiczne słowo „reforma” nie ma racji bytu. Reformy, zmiany niewątpliwie są dźwignią postępu czy też jego odskocznią - życie wciąż stawia przed nami nowe wyzwania. Niestety, często w ciągu dziesięciolecia budowania państwa reformy są sztuką dla sztuki: ktoś pisze projekty, rysuje wizje - zarabia grube pieniądze - a reformowana dziedzina wpada w trans przemian i... całkowicie się rozstraja lub paraliżuje...

Szkolnictwo - reformowane już od pierwszego dnia niepodległego państwa - ciągle jest w poślizgu. Trudno się temu dziwić. Bo, na zdrowy rozum, to wcale nie wymyślne metody (przerabialiśmy już i optymizację, i nauczanie poprzez pracę, i zasady systemu Montessory, kolektywizm i indywidualizm) warunkują sukces procesu nauczania, lecz zdrowe fizycznie i psychicznie dziecko plus doskonale wykształcony i przygotowany do pracy pedagogicznej nauczyciel. Nauczyciel, którego praca jest należycie opłacana, a warunki i miejsce pracy pozwalają na jak najefektywniejsze przekazanie swej wiedzy uczniom. Trudno uwierzyć, że od dowolnego układania i nazywania poszczególnych lat nauki w szkole, zmieni się wynik końcowy, o ile do tejże szkoły przyjdzie osoba (nauczycielem nazwać taką trudno), która uczelnię pedagogiczną wybrała tylko dlatego, że konkurs nieduży, a dyplom się przyda. Owszem, można zwolnić - chociaż wcale to nie jest łatwe - źle pracującego nauczyciela, ale czy nie lepiej takich nie kształcić. Czyli już na starcie studiów przeprowadzać selekcję. Nauczanie i wychowanie młodzieży jest nie mniej odpowiedzialnym zajęciem niż np. malowanie obrazów - najwyżej płótno i farby się zmarnuje, a konkurs przydatności (zdolności) do wykonywania zawodu tam obowiązuje. Niestety, idziemy nie tą drogą i chociaż nam niż demograficzny włazi na kark, uparcie nie zmniejszamy liczby studentów uczelni pedagogicznych, a na wszystkie bolączki oświaty szukamy magicznych rozwiązań w zmianach nazwy szkół i lat nauki.

Obrosła poprawkami do poprawek, „marynowana” w Sejmie Ustawa o oświacie (zaaprobowana wreszcie przez większościową koalicję) zakłada, że w większych miastach, gdzie sieć placówek oświatowych jest dostatecznie gęsta, ma nie być szkół średnich (wyjątki mogą stanowić przedmieścia). Uczniowie naukę rozpoczną w czteroletnich szkołach początkowych, następnie kontynuować ją będą w czteroletnich szkołach podstawowych, po ukończeniu których mogą wybierać czteroletnie gimnazja. Nauka ma być obowiązkowa do lat 16. Na obowiązkowe wykształcenie średnie (tak mocno propagowane przez przewodniczącego sejmowego komitetu oświaty) musimy jeszcze zaczekać. W tym wypadku parlamentarzyści okazali się mocno przyziemni i realnie ocenili zarówno możliwości państwa jak i samych nastolatków. Po szkole podstawowej młodzież może wybierać gimnazja akademickie - istnieją od dziesięciu lat, szkoły zawodowe oraz ich odmianę na wyższym poziomie - gimnazja technologiczne. Takiej strukturze z zasady przytaknęli zjednoczeni w swych związkach przedstawiciele szkół podstawowych, gimnazjów oraz kierowników szkół. Mają oni nadzieję, że taka struktura wyeliminuje niezdrową dziś konkurencję pomiędzy szkołami co do losu klas IX i X, które dziś dublują się w szkołach podstawowych i gimnazjach. Co innego, że o ile szkoła podstawowa ma być ośmiolatką a nie dziesięciolatką, czternastoletnie dziecko będzie decydować o dalszym swym losie, orientacji zawodowej. Decyzja ta byłaby o wiele dojrzalsza, gdyby ją podejmował 16-latek. Jednak dwuletnie gimnazja jako oddzielne struktury nie byłyby w pełni gotowe do roli wyższej placówki oświatowej. W miejscowościach wiejskich obok szkół podstawowych mają być też średnie.

Do zmiany statusu szkół przymierzają się też szkoły z polskim językiem wykładowym. Obok gimnazjum im. A. Mickiewicza, oddzielną szkołę stanowi szkoła średnia im. Jana Pawła II oraz szkoła podstawowa. Status szkoły podstawowej ma szkoła na Lipówce, polskie klasy w szkole w Lazdynai, im. J. Lelewela na Antokolu oraz w Jerozolimce. Obecna szkoła im. A. Wiwulskiego według perspektywicznych planów ma zostać gimnazjum, zaś szkoła średnia im. Wł. Syrokomli szkołą podstawową. Takie rozstawienie szkół wydaje się być logiczne i zapewni uczniom dogodne kontynuowanie nauki. Uczniowie ze szkół: w Jerozolimce, im. J. Lelewela oraz im. Wł. Syrokomli będą mogli kontynuować naukę w gimnazjum im. A. Wiwulskiego, zaś polskie dzieci z Lazdynai - w gimnazjum im. Jana Pawła II. Szkoła średnia im. J. I. Kraszewskiego - jako szkoła na przedmieściu ma szansę zostania nadal szkołą średnią. Największy znak zapytania dotyczy szkoły średniej im. Sz. Konarskiego. Obok faktycznie jest gimnazjum im. A. Mickiewicza, które czeka nie tylko na uczniów z Lipówki i okolicznych podwileńskich miejscowości takich jak Soleniki. Z drugiej zaś strony zarówno baza materialna jak i kadra nauczycielska nie pozwala zespołowi szkoły im. Sz. Konarskiego na pożegnanie się z ambicjami uzyskania statusu gimnazjum. Według wstępnych założeń szkoły z polskim językiem nauczania w roku szkolnym 2003-2004 będą pracowały według dotychczasowego trybu. Reformowanie ich struktur rozpocząć się ma od roku szkolnego 2004-2005. Najbliższy rok pokaże, czy takie założenia okażą się optymalne.

Podczas tegorocznych letnich wakacji kolejne 7 szkół miasta Wilna doczeka się solidnych remontów. Na ich finansowanie Rzeczpospolita Polska przeznaczy 1.8 mln złotych, zaś wileński samorząd doda ze swej strony 33 proc. wymienionej wyżej kwoty. Ogólna liczba wydatków wyniesie około 2 mln litów. Lwią część (około 900 tys.) pochłonie remont szkoły średniej im. Jana Pawła II, szkoła podstawowa tegoż patrona ma otrzymać finansowanie na urządzenie stadionu (250 tys.). Szkoła im. A. Wiwulskiego ma dostać salę sportową i uporządkować sanitariaty (300 tys.); pozostałe: szkoła-przedszkole „Wilia”, „Źródełko”, gimnazjum im. A. Mickiewicza, szkoła im. Wł. Syrokomli zadowoli się mniejszymi sumami, szkoła im. J.I. Kraszewskiego szuka dodatkowych źródeł finansowania dla zmodernizowania kotłowni. Jak zaznaczył prezes Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie oraz radny miasta Wilna Józef Kwiatkowski, szkoły z polskim językiem nauczania w stolicy w ciągu paru lat (o ile zarówno przydział środków jak i tempo prac będą realizowane) zostaną dostosowane do współczesnych wymagań. Dzięki pomocy z Polski zostaną też należycie wyposażone w pomoce naukowe. Wypada jedynie życzyć, by zarówno nauczycielom jak i uczniom dobrze się pracowało i nasze szkoły legitymowały się doskonałymi wynikami.

Janina Lisiewicz

Wstecz