Jego Wysokość SŁOWO

Kariery, wzloty i upadki

Już sama nazwa rubryki podpowiada Państwu, że pogadanki nasze toczyć się będą wokół spraw językowych. Będziemy rozmawiali o najpiękniejszym języku świata. A jest nim dla każdego człowieka – ojczysty. I choć językoznawcy z punktu widzenia naukowego mają na ten temat nieco inne zdanie (np. bogactwo samogłosek i spółgłosek sonornych l, n sprawia, że język włoski uważany jest za szczególnie piękny i melodyjny), serce człowieka wie lepiej, że swój własny, ojczysty jest mu najbliższy i najpiękniejszy. Julian Tuwim z genialną prostotą, zaledwie w dwóch słowach wyraził najistotniejszą treść języka: ojczyzna – polszczyzna. Właśnie tymi słowy nazwał swój cykl językowy, który od wielu już lat prowadzi w telewizji polskiej wybitny językoznawca profesor Jan Miodek. (Polonia transmituje audycje z tego cyklu w poniedziałki, a powtarza we wtorki. Jednocześnie przypominam, że program profesora Jerzego Bralczyka Mówi się nadawany jest w piątki wieczorem, a powtarzany w soboty rano).

Nie wiem, czy dla wszystkich Polaków, mieszkających poza krajem, pojęcie ojczyzny utożsamia się z językiem, ale dla mnie tak właśnie jest, bo i Polska, i Litwa niezupełnie tymi ojczyznami są. Jedna, bliska duchowo, odległa jest geograficznie, druga – odwrotnie: bliska geograficznie, ale cudza. I tylko polszczyzna jest tą najprawdziwszą, najściślejszą moją ojczyzną.

Niniejsza rubryka nie śmie pokusić się o to, by być tak mądrą, uczoną i pasjonującą, jak audycje językowe wspomnianych wyżej profesorów, mam jednak nadzieję, że wśród ludzi, którzy się językiem interesują, znajdzie czytelników. A może nawet – tak mi się marzy – odkryje w jakiejś dziewczynie czy chłopaku głębsze zainteresowanie językiem, podobnie jak to się stało kiedyś ze mną. W latach pięćdziesiątych przez wiele tygodni spiker radia moskiewskiego (radio lampowe było wtedy luksusem, tak zwana „toczka”, rzecz jasna, nie odbierała programów polskich) czytał książkę pisarza i publicysty Lwa Kassila „Słowo o słowie”. Ta wiedza o języku była tak fascynująca, odkrywająca jakiś nowy, cudowny świat, tak odmienna od szkolnych lekcji gramatyki, że już wtedy zaczęłam w myślach „dobre i ważne”, według mego ówczesnego uznania, słowa honorować tytułem – Wasza Wysokość.

* * *

Słowa – podobnie jak ludzie – mają swoje rodowody, rodziny, bliższych i dalszych krewnych, robią kariery, przeżywają swoje wzloty i upadki, wreszcie – umierają. Nawet jeśli nie całkiem, bo przecież zostają na kartach starych książek, słowników, to z naszej mowy, a nieraz i świadomości znikają. Któż dziś powie o człowieku, że jest zgodliwy, szanowity, zamożysty, tułowity, rzewliwy czy wiarliwy? Mówimy o zgodnym, zamożnym, szanowanym, tłustym, czułym, łatwowiernym. O człowieku stuwsiowym też już raczej nie powiemy, zresztą gdzie znaleźć takiego, który miałby sto wsi? Dość długo musielibyśmy się dziś zastanawiać nad słowem sprzeka (ten, który lubi się sprzeczać), zgubca (ten, który coś lub kogoś zgubił), trawca (pożeracz, niszczyciel), uchodzień (zbieg, dezerter), straszyciel (ten, który kogoś straszy). A przecież to nie są słowa wyjęte z jakichś szesnastowiecznych czy nawet osiemnastowiecznych tekstów, tylko z wydanego już w XX wieku Słownika ilustrowanego języka polskiego Mieczysława Arcta. Dziwne są te podane wyżej wyrazy, prawda? Niby znajome (w każdym razie ich rdzenie są nam znane), a nie bardzo rozumiemy, o co chodzi. A chodzi o to, że zmieniła się ich postać. Oto ten, na pierwszy rzut oka, tajemniczy trawca, ma w dzisiejszym naszym słownictwie wielu „krewnych”. Smutni, bo smutni są niektórzy z tych „krewniaków”, ponieważ tylko same zmartwienia przynoszą, ale jednak. Mówimy: ogień strawił zabudowania, trawi kogoś gorączka, tęsknota, zazdrość, nienawiść. Tak więc zostało trawienie, natomiast trawcę wytrawili niszczyciel z pożeraczem. (Mam nadzieję, że zwrot wytrawił trawcę został odebrany jako świadoma figura stylistyczna, a nie jako niezręczność językowa, czyli tautologia w rodzaju masła maślanego).

Nadmieniłam wyżej, że, podobnie jak ludzie, niektóre wyrazy robią karierę, to znaczy nadmiernie się rozpowszechniają zaśmiecając albo też wulgaryzując język. Czy zauważyliście, jak często we współczesnej polszczyźnie używane jest słowo dokładnie? Zamiast powiedzieć zwyczajne tak, ludzie mówią z angielska dokładnie. Pomijam już na każdym niemal kroku słyszane super czy ekstra, które to, podobnie jak złodziejskie wytrychy otwierają wszystkie zamki, tak one wypychają z języka całe bogactwo określeń. Jest jednak coś bardziej niepokojącego niż to super. Oto w ostatnich kilku latach w Polsce coraz bardziej się szerzy pewien obrzydliwy zwrot, mający wyrażać stopień najwyższego uznania, akceptacji, zachwytu. Przepraszam i Państwa, i Jego Wysokość Język, ale bez podania, o co chodzi, niestety, się nie obejdzie. Chodzi o wyrazy(?) zajebisty, zajebiście. Już w kilku odcinkach OjczyznyPolszczyzny profesor Miodek poruszał ten temat. Opowiadał nawet, że na wystawie rysunków pewnej uczennicy zachwycona nauczycielka napisała w księdze opinii, że wystawa jest zajebista. Ja natomiast wielokrotnie słyszałam te wyrażenia w programach telewizyjnych z udziałem młodzieży, a raz nawet w programie „Pytanie na śniadanie”... z ust prowadzących. Piękna i dystyngowana Monika Richardson oraz znany publicysta Tomasz Raczek w grudniu ub. roku posłużyli się tym jakże nieeleganckim zwrotem. Ba, nawet profesor Jerzy Bralczyk rozłożył bezradnie ręce: tak się te wyrazy rozpowszechniły, że nie dziwiłby się, gdyby na stałe weszły do słownictwa.

Jeśli tak, to ja już wolę nasze wileńskie rusycyzmy, rutynizmy czy też lituanizmy, a zwłaszcza nasze słynne imiesłowy, niż takie jak powyżej, pożal się Boże, superlatywy. Boję się tylko jednego: żeby nasza młodzież nie próbowała naśladować swoich polskich kolegów i nie popisywała się „współczesną polszczyzną”. A propos imiesłowów. Być może innym razem pomówimy szerzej i o imiesłowach nieodmiennych współczesnych (idąc ulicą padał deszcz), i uprzednich, a dziś tylko taka nieco frywolna dykteryjka z imiesłowem uprzednim w roli głównej. Sędzia pyta świadka o stan cywilny. Dziewczyna milczy, więc sędzia pomaga: Panna? – Nie. Mężatka? – Nie. Wdowa? – Nie. No to jaki jest pani stan cywilny? Dziewczyna spuszcza oczy: – Miawszy. Że anegdotka jest stara, widać od razu, bo dzisiejsza dziewczyna w podobnej sytuacji oczu raczej nie spuszcza, ale niewłaściwe użycie imiesłowu i kiedyś, i dziś jest jak najbardziej prawdziwe. O tym, że to jest stary problem „wilniuków” i w ogóle kresowiaków, przekonuję się czytając korespondencję filomatów. I oni, podobnie jak wielu z nas dziś, nie bardzo sobie z imiesłowami radzili.

Ta nasza rubryka językowa daleka jest od celu dydaktycznego. Od tego są szkoły, nauczyciele. Jej celem jest bliższe obcowanie z naszym językiem – pięknym, ciekawym, dowcipnym. Właśnie dowcipom językowym oraz ich źródłom chcemy poświęcić następny odcinek. A na dziś został mi jeszcze ...lew i Lew. W związku z bardzo przykrą tak zwaną „sprawą Lwa Rywina”, imię to stało się w mediach niezwykle często używane. Często i błędnie. Pozwolę tu sobie na małą dygresję. Otóż mnie również pan Rywin kiedyś podpadł. A rzecz się miała na uroczystej wileńskiej premierze filmu Andrzeja Wajdy „Pan Tadeusz”. Przed projekcją filmu, jak to się w podobnych wypadkach dzieje – przemówienia, podziękowania. Niby w porządku. Mnie jednak zabolało to, że nazwisko Mickiewicza w ogóle nie padło, natomiast stojącemu na scenie „największemu bohaterowi”, producentowi Lwowi Rywinowi niemal każdy z przemawiających kłaniał się do pasa. No, może trochę przesadzam, może nie do pasa, ale kłaniał się i dziękował. Pan Rywin o Mickiewiczu też skromnie przemilczał.

Polskie media imię Lew odmieniają jak lew, ten, co to uważany jest za króla zwierząt. Czyżby jakaś aluzja, że ten Lew też jest królem? Biznesu? Łapówkarstwa? Intrygi politycznej? Nawet profesor Bralczyk, zapytany o odmianę tego imienia, powiedział, że w celowniku imię to ma postać: Lwu. A przecież tak nie jest, o czym zresztą możemy się przekonać zajrzawszy do Nowego Słownika Poprawnej Polszczyzny pod redakcją Andrzeja Markowskiego. Na str. 1516 podana jest forma celownika: Lwowi. Inna sprawa, kiedy mówimy o znaku zodiaka. Takiemu Lwu (urodzonemu pod znakiem Lwa) życzymy prowadzić tylko czyste interesy. Lwowi, czyli panu o tym imieniu, również.

Łucja Brzozowska

Wstecz