Zwykli-niezwykli wśród nas

Ciekawe życie Pani Ireny

Las zagląda do okien mieszkania Pani Ireny. W zimie tuż przy szybie na kawałku słoniny zawisają sikorki. Wiosną tęczowo upierzone dzięcioły leczą drzewa, a początek lata znaczony jest koncertami ptaków. Jesień. Jest piękna, ale nie bardzo lubi o niej mówić. Na kanapie wylęgują się dwa śnieżnobiałe koty: Bush, bo ma takie chytre oczka jak prezydent i Danuta, bo zachowuje się tak godnie jak Wałęsowa, gdy w Sztokholmie odbierała Nagrodę Nobla przyznaną jej mężowi, prezydentowi. Przez uchylony lufcik zagląda szaro-bury, zielonooki Castro. Kilka innych wywiezionych i porzuconych w lesie przez coś, co się zwie człowiekiem, znajduje w obejściu tego domu przytulisko.

Pani Irena od pewnego czasu prawie nie rozstaje się z fotelem. Żartuje, że z tego miejsca najwygodniej być „głównodowodzącym”. „Podwładny - szeregowy” - to mąż, Wiktor Mielnikow, dyplomowany artysta malarz. Są przecież opiekuńcze duchy, a każdy ma swego anioła stróża. Dobrze, gdy są one w zasięgu ręki. W domu tym herbata smakuje wyjątkowo. Pewnie dlatego, że zaparzana jest według sprawdzonego przepisu. Pani Irena wspomina dowcip. Sędziwy Żyd umiera, syn indaguje: ojcze, zdradź tajemnicę swojej wspaniałej herbaty. Starzec ostatkiem sił wyszeptał: nigdy nie żałuj „zawarki”, łyżeczka herbaty na filiżankę wody... A kawa. Najwspanialsza, jaką w Wilnie dostać można, podawana jest w tym domu w Kolonii Magistrackiej lub jak kto woli - w Wołokumpiach. Tajemnica Pana Wiktora czy miejscowa woda? W kwietniowe urodziny Pani Ireny niezmiennie jest potężny tort. „Głównodowodzący” wydaje rozkazy „szeregowemu” (ten twierdzi, że w wojsku nie może być demokracji) i powstaje coś wspaniałego. „Gdyby nie te nogi, bo cóż to za wiek: cztery razy po dwadzieścia, no i jeszcze trochę...”

W tym domu jest po prostu dobrze gościowi. Żadnych narzekań. Żart, humor, rozmowy o książkach, poezji, prasie, telewizji, o tym, że będziemy „europejczykami”. To najpewniej kwestia wychowania, a może niezwykle bogaty życiorys, a może po prostu moralna dojrzałość gospodarzy, umiejętność rozróżniania dobra i zła.

Pani Irena ma za sobą różnorodne i pasjonujące życie. W dodatku przeżyte w poczuciu sensu tego, co robiła. Bardzo chętnie wraca do przeszłości. Urodziła się w Wilnie. Gdy wszyscy dookoła ruszyli w kierunku Zachodu, matka Pani Ireny powiedziała stanowczo: „Jak chcecie, ale nie zamierzam stąd się ruszać, tu się urodziłam, tu moja ziemia”. Rodzina wyjechała do Polski. One zostały. Zanim jednak nastąpił kataklizm wojenny i utrata dawnych wartości wspomnienia przywołują Gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej, w którym Irena Bedekanis się uczyła. Udział w Sodalicji Mariańskiej. Nauka w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. Królowej Jadwigi. Studia w Szkole Nauk Politycznych przy Instytucie Naukowo-Badawczym Europy Wschodniej w Wilnie (wojna przeszkodziła w zdobyciu dyplomu). W tej elitarnej uczelni uczyła się geografii, etnografii, historii gospodarczej Europy Wschodniej, prawa karnego, cywilnego, poznawała konstytucje, prądy umysłowe i literackie wszystkich sąsiadów zza granicy wschodniej. Pogłębiała wiedzę z francuskiego, tureckiego, białoruskiego. Studia łączyła z pracą w charakterze nauczycielki klas początkowych w prywatnej polsko-francuskiej szkole prowadzonej przez rodowitą Francuzkę madame Natalię Szepowalnikową. Szkołę zamknięto w 1940 roku. Wszystkie dzieci przeniesiono do litewskiej szkoły, a nauczycieli wypędzono. Pewnego razu podczas okupacji spotkała na ulicy madame Natalię, która powiedziała: „Pani Ireno, jak tylko wróci Polska, to pani będzie pracowała w mojej szkole. Proszę to mnie obiecać”. Polska nie wróciła, ale Irena na propozycję nieodżałowanej lekarki i założycielki pierwszego w Wilnie powojennego amatorskiego polskiego teatru Janiny Strużanowskiej w 1940 roku w swoim domu w Kolonii Magistrackiej założyła komplety tajnego nauczania. Pamięta doskonale każdego swego ucznia. Z wieloma dotychczas utrzymuje kontakt, nawet z tymi „rozproszonymi po świecie”. Iwonka Dobużyńska, Jurek Kulesza, Antek Komorowski, Jędrek Trzebski, Danuta Targońska, Hanka Siezieniewska-Januszkiewicz, Maria Sumorok, Mirek Zembrzycki, Hanka Strużanowska i wielu, wielu innych.

Ostatnia z kompletów tajnego nauczania w Wilnie. Dzięki takim siłaczkom polskie dzieci mogły kontynuować naukę w szkołach, które powstały za nowej władzy. I jeszcze epizody okupacyjne. W domu Pani Ireny ukrywał się Kazimierz Kąkol, inspektor szkolny, uchodźca z Warszawy. NKWD zabrało go dosłownie w domowych pantoflach. Dotarła desperacko do wagonu, w którym znajdował się na stacji w Nowej Wilejce. Przekazała ubranie i maszynkę na denaturat do gotowania. Może dzięki temu przetrwał. Jej dom stał się wkrótce mieszkaniem konspiracyjnym. Ukrywali się tu Wincenty Chrząszczewski, który po aresztowaniu Aleksandra Krzyżanowskiego pełnił obowiązki komendanta Okręgu Wileńskiego AK, oraz dwie jego łączniczki. Po aresztowaniu Chrząszczewskiego przez NKWD przeżyła koszmar kilkudniowego enkawudzistowskiego „kotła”. Cudem uniknęła aresztowania i wywózki. Sprzymierzeńcem w tej działalności pełnej ryzyka była matka Pani Ireny, Józefa.

Do szkolnictwa nie powróciła, nie potrafiła przebaczyć bezpardonowego wygnania w 1939 roku ze szkoły madame Szepowalnikowej. Poświęciła się medycynie. Sprzyjały tej decyzji dwuletnie przedwojenne kursy przysposobienia wojskowego, które ukończyła w Warszawie. Pielęgniarka, potem laborantka w instytucie gruźliczym.

...Przyjaźnie, spotkania, miłości. Trafiali się też ludzie źli, ale oni nie pozostawili wspomnień, do których chciałaby wracać. Jest zdania, że lepiej o nich nie myśleć.

Wielka radość: dwie przybrane córki - Irenka i Ania, którym nie szczędziła miłości macierzyńskiej.

Ludzie mówią, że was psuję,

że niedobrze wychowuję,

a więc teraz, moje damy,

wychowujcie swoją mamę.

To fragment wiersza „Do moich dziewczynek”. Kiedyś napisała tak:

Starannie ukrywam swe życiowe klęski

malowałam dla ludzi swój obraz zwycięski

łez też nie wylewałam zacięta i harda...

Kocha poezję. Dobrą Poezję, ponieważ sądzi, że

 

Poezja to okno duszy, to świata panorama

poezja to melodia wdzięcznym rytmem utkana...

O świerku, który obok swego starego domu zasadziła przed przeszło półwieczem, pisze m. in.:

Dziś na kolana zrzucił mi szyszkę

- złoty i ciężki owoc z darami

spiżarnię pełną małych ziarenek

z przezroczystymi skrzydełkami.

 

Jakże przedziwna siła w nich żyje

jaka w nich wielka moc zaklęta,

że z nich urosną potężne drzewa,

że już w nich bije życia tętno.

 

Gdy myślę o tym podziwu pełna

o tej tajemnicy wiecznego trwania

łatwo mi wierzyć we wszechmoc Bożą

i w obietnicę ciał zmartwychwstania.

Ile wierszy napisała? Nigdy nie liczyła. Może tysiąc, może więcej. Nikt nie wie. Z całą pewnością zawsze traktowała je jako swoisty pamiętnik swego życia. Jedna z jej wychowanek, Ania Walczewska z Polski, zebrała ponad sto, powstał taki bardzo prywatny tomik wręczany „na pamiątkę przyjaciołom”. Te poezje - to historia życia wewnętrznego Pani Ireny. To, co zewnętrzne, przecież przemienia się i zanika, to, co wewnątrz pozostaje nawet wtedy, gdy się ma cztery razy po dwadzieścia, no i jeszcze trochę...

Halina Jotkiałło

Wstecz