Trzeci Tydzień Filmu Polskiego

Przypominamy o tej wielkiej imprezie, zaledwie w kronikarskim skrócie. 28 filmów: 15 - w Forum Cinemas Vingis i 13 - w „Skalviji”. Pokazano głośne i najnowszej daty produkcje. Z „Pianistą” na czele. Była też wajdowska „Zemsta” ze świetną obsadą - Janusz Gajos, Andrzej Seweryn, Daniel Olbrychski, Katarzyna Figura. Na widowni o projekcji - Agata Buzek (Klara) i Rafał Królikowski (Wacław) - niezwykle bezpośredni, sympatyczni, uroczy swą młodością (mimo że mają pokaźny bagaż dorobku artystycznego). Jeśli chodzi o spotkania z gwiazdami, więc odnotowujemy popołudnie z Krzysztofem Zanussim nazajutrz po pokazie jego „Suplementu” w Sali Kreve Uniwersytetu Wileńskiego.

Chcemy odnotować dwa momenty festiwalowe, które minęły jakby w cieniu głośnych filmów. To konferencja w Fundacji Otwartej Litwy na temat: „Początki animacji i Władysław Starewicz” z udziałem krytyki międzynarodowej - Litwini, Rosjanie, Polak, Norweg. Skąd takie szerokie zainteresowanie i chęć dotarcia „do sedna” warsztatu twórczego Władysława Starewicza? Ten pionier filmu lalkowego, eksperymentator w dziedzinie formy filmowej, wszechstronnie utalentowany artysta był synem pochodzącego z zaściankowej szlachty (z Surwiliszek koło Kiejdan) Aleksandra Starewicza i Antoniny Legieckiej z Kowna. Przygoda filmowa przyszłego animatora lalek zaczęła się w dzieciństwie, spędzonym w Kownie, na ulicy Sadowej (obecnie Kęstučio). Zafascynowany książeczkami z ruchomymi obrazkami, postanowił sam stworzyć podobne „magiczne” przedmioty. Później rysował plakaty do filmów dla kowieńskich kin, w zamian za to miał prawo do bezpłatnego oglądania filmów w czterech działających wówczas w Kownie kinach. Wkrótce nabył w Moskwie aparat kinowy i zaczął kręcić własne filmy. Pierwszy - „Nad Niemnem” powstał w 1909. Sfilmowane zostały ruiny starych zamków, znaleziska archeologiczne, procesja Bożego Ciała dookoła kościoła w Sapieżyszkach, kłócący się żebracy, zachód słońca nad Niemnem i stado krów wychodzących z wody. Były to pod każdym względem nowatorskie ujęcia. Wynik był taki, że wkrótce zaproszony został do Moskwy. Kolejne jego filmy powstały pod wpływem fascynacji światem owadów (Starewicz był zapalonym entomologiem). W 1920 roku przeniósł się do Francji, gdzie do śmierci (1965 r.) w podparyskim studiu tworzył swoje niezwykłe obrazy, najpierw czarno-białe i nieme, potem kolorowe i dźwiękowe.

Uczestniczący w konferencji filmowcy poszukiwali materiałów o Starewiczu w miejscach jego pobytu i twórczości, zafascynowani bez reszty jego wszechstronnymi uzdolnieniami (sam m. in. reżyserował, pisał scenariusze, robił lalki z materiału trudnego dziś do określenia, ponieważ „artyści” zasadniczo nie dotrwali do naszych dni). Poznaliśmy portret Starewicza, ale niepełny, bo nawet badacze jego życia i twórczości są zdania, że na równi z nieprzeciętnym talentem, pracowitością, ogromną wyobraźnią dysponował zdolnościami mistyfikatora i prześmiewcy. „Był czarodziejem swego czasu” - to opinia prelegentów konferencji i jeszcze jedno: powszechne zdumienie, że na Litwie dotychczas mierne stosunkowo jest zainteresowanie postacią prekursora filmu lalkowego.

W kinie „Skalvija” zaprezentowano dwa programy - retrospektywy filmów Władysława Starewicza. 10 filmów, pokazanych po raz pierwszy w Wilnie, uprzejmie wypożyczyła Filmoteka Narodowa w Warszawie.

Drugi temat - Tadeusz Konwicki. Film dokumentalny pt. „Całkiem spora apokalipsa”. Autor filmu Andrzej Titkow szuka odpowiedzi na pytanie, kim jest Tadeusz Konwicki, znany jako dobroduszny gawędziarz a zarazem przenikliwy i surowy krytyk rzeczywistości. Konwicki był żołnierzem i korektorem, pisarzem, scenarzystą, reżyserem filmowym i szefem literackim zespołu filmowego. W najnowszym dokumencie widzimy człowieka wyciszonego, udzielającego wywiadu w osamotnionym mieszkaniu (żona Danuta zmarła przed kilku laty), podczas spotkań z dwiema córkami (jedna w Kalifornii), do których miłość „odkładał na potem”, a one niespodziewanie wydoroślały i usamodzielniły się, oraz spaceru w okolicach warszawskiego pałacu kultury i nauki (upadła ideologia, z którą wiąże się ta budowla i nagle pałac stał się taki zabawny, sympatyczny).

Smutek, gdy mówi (całkiem pogodnie) o przyśpieszeniu do mety, o której nikt nie wie, jaka ona będzie i o tym, że był potrzebny w swojej epoce, że przyszły nowe pokolenia, że rosną szeregi autorów książek a maleją czytelników, że film jest dziedziną ludzi młodych, dynamicznych, energicznych, pełnych nadziei w swoje posłannictwo. Na pytanie, czy wierzy w człowieka, Konwicki odpowiada, że gatunek ten poradzi sobie aż do czasu pobytu na tej planecie. Jedno jest jasne, że Tadeusz Konwicki nigdy nie potrafi zapomnieć Wilna i Kolonii Wileńskiej, o której w „Całkiem sporej apokalipsie” mówi, wspominając dziadków i to, że za skopanie ogródka mógł korzystać z biblioteki właścicielki grządek i o miłości, stanowiącej część istotną naszego życia, naszego losu.

Halina Jotkiałło

Wstecz