Podglądy

Kompletne zli...baranienie

Gdy się prowadzi walki w błocie, bez względu na wynik, jak też na to, kto tego błota „namiesił”, każdy wychodzi z tych walk utytłany. Refleksja ta natrętnie nasuwa mi się, gdy obserwuję walkę o Wilno, jaką, nie przebierając w środkach, prowadzi ferajna Zuokasa. Emocje towarzyszące tej walce zadają kłam stereotypowi flegmatycznego Litwina, a cała przepychanka w drodze do fotela mera przypomina mi scenariusz bardzo kiepskiego amerykańskiego filmu akcji. Ostatnie wydarzenia towarzyszące próbie wybrania mera były tak groteskowe, że aż nieśmieszne.

Co tu dużo komentować, skoro na tle faktów każda, nawet najbłyskotliwsza riposta, wypadłaby blado. A fakty są takie – wybory mera, co prawda z pewnej odległości, obserwuje policja (dwaj mundurowi strzegą frontowych drzwi, dwaj inni wewnętrznego dziedzińca). To chyba na wypadek, gdyby reprezentującym różne obozy radnym nagle puściły nerwy i zaczęli sobie nawzajem... np. wbijać długopisy w oczy. Z myślą o radnomordobiciu bądź ewentualnych zawałach i wylewach, wywołanych panującym na sali napięciem, w pobliżu samorządu czuwa też karetka pogotowia. Sali obrad pilnuje kilku osiłków o twarzach nie oszpeconych inteligencją, a zdobiące ich szerokie torsy plakietki: „dyżurny” nie pozostawiają cienia wątpliwości, że nie dostanie się tu żadna niepożądana osoba. Karty do głosowania są sprawdzane aparatem na promienie ultrafioletowe, a to w celu uniknięcia znaczenia tych kart jakimiś znakami, pewnie wodnymi... Matko Boska, ratuj! Czy wybieramy władze stolicy państwa, które już jedną nogą jest w Unii Europejskiej, a drugą w NATO, czy może to sycylijska Cosa Nostra usiłuje przejąć miasto?

Dalej jest jeszcze tragikomiczniej. Głosy radnych dzielą się pół na pół – 25 dla Zuokasa, 25 dla Paviržisa. Napięcie narasta, dramatyzm sytuacji sięga zenitu! Do przeważenia szali na tę lub inną stronę brakuje głosu radnego Filipowicza, który oficjalnie jeszcze się nie zadeklarował, do jakiej frakcji i koalicji tak naprawdę należy. Ludzie Zuokasa twierdzą, że do liberałów, więc ruszają w pogoń za Filipowiczem. Bezskuteczną. Radny jest nieuchwytny... Ponoć w szpitalu, ponoć chory na oczy, a może zastraszony przez podejrzanych osiłków, którzy ponoć plątali się po jego dzielnicy i zezowali ponuro w stronę jego, a może i nie jego domu... Sytuacja patowa. I nagle stronnikom Zuokasa dech zapiera w piersiach radosna wiadomość, że ten, jak go określiły litewskie media, „złoty głos”, leci w sukurs liberalnemu capo... Już jedzie, jest tuż, tuż, już dotarł do podziemnego parkingu, już łomocze do drzwi prowadzących z parkingu do ratusza i... Jaki pech, jaki pech! Drzwi ktoś podparł od wewnątrz kijem. Pewnie wrogowie Zuokasa. The end. Tu się sensacyjny scenariusz wyczerpuje. Dalej jest już tylko wesoło. Liberałowie chcą lecieć z urną do głosowania do Filipowicza, którego głos ma przeważyć szalę na ich korzyść. Koalicja Paviržisa, czemu trudno się dziwić, na takie latanie z urną się nie zgadza, proponuje powtórne głosowanie. Ludzie Zuokasa odmawiąją, chcą zyskać na czasie... aż dwa tygodnie. Zyskali ten czas dzięki przewodniczącemu posiedzenia konserwatyście Algirdasowi Čiučelisowi, którego głos przeważył w głosowaniu nad kwestią czy kontynuować posiedzenie, czy też zrobić w nim dwutygodniową (?) przerwę. Gratuluję! Już następnego dnia wiadomo było, po co ta przerwa. Po remisie ludzie Zuokasa ruszyli do jeszcze ostrzejszej ofensywy. Skutecznej. Cudem na liberalizm nawrócili się trzej socjalliberałowie... Co prawda następnego dnia ponownie się odwrócili w kierunku swojej poprzedniej koalicji, ale skoro już zaczęli łopotać niczym chorągiewki na wietrze, obawiam się, że w końcu jednak przypadną do piersi Zuokasa i tam już zostaną. Brawo! Gdy widzę, jak liberałowie ładnie „zjednują” sobie stronników, obawiam się, że za dwa tygodnie sam Paviržis przejdzie do liberałów i będzie głosował na Zuokasa.

Teraz o zachowaniu radnego Tadeusza Filipowicza. Dla mnie jest niepojęte. Czyżby chciał i krew wypić, i dziurki nie zrobić? Liberałowie już dawno deklarują, że ten radny należy do nich, tymczasem kierownictwo AWPL nie posiada żadnego oficjalnego oświadczenia o przejściu Filipowicza na zuokizm. Wszyscy spodziewali się, że ostatnia próba wybrania mera coś w tej kwestii wyjaśni, tymczasem okazało się, że „złoty głos” uprawia jakąś dziwną ciuciubabkę. Zastrzegam, że wierzę w to, iż ma poważne kłopoty ze wzrokiem i że naprawdę nie mógł uczestniczyć w ostatnim głosowaniu. Ale te kłopoty nie mogą przecież być przeszkodą w określeniu się radnego i przerwaniu spekulacji, jakie na ten temat snują litewskie media. W ślad za liberałami trąbią one na całą Litwę, że radny Filipowicz dołączył do koalicji Zuokasa, a ten milczy jak grób. Dlaczego, chociażby za pośrednictwem tych samych mediów, nie neguje lub nie potwierdza publicznie, że uległ nieodpartemu urokowi liberałów? Nasuwa się przykre podejrzenie, że próbuje przeczekać całą zawieruchę, nie deklarując się otwarcie po żadnej ze stron. Do czasu. Byłoby oczywiście super stawić się w ratuszu już po skutecznych wyborach mera i... opowiedzieć się po stronie zwycięzcy. Obawiam się jednak, że radnego nie ominie konieczność deklarowania się nie po, lecz przed lub w trakcie wyborów mera. Obawiam się też, że po tej przejściowej utracie zdolności mówienia utraci również zaufanie obydwu koalicji.

Teraz o radnym Dowgiale, który nam jakimś cudem zlibaraniał. Temat ten podejmuję ze wstrętem, bo nowo upieczony zuokista budzi we mnie obrzydzenie. Nawet nie z tego względu, że poprzez swoje postępowanie ochlapał błockiem całe polskie społeczeństwo i przyczynił się do przyklejenia samorządowej frakcji AWPL metki niegodnej zaufania. Nie chodzi też o to, że pomniejszona nawet o jedną osobę polska frakcja nie będzie miała w samorządzie takiego wpływu na rozstrzyganie polskich problemów, jaki mogłaby mieć. Nie chodzi i o to, że ten partyzant poprzez swoją dezercję do obozu zuokistów zachwiał wszystkimi umowami AWPL z koalicjantami, z których wynikałyby (i już zresztą wynikały) przychylne dla społeczności polskiej decyzje. Moje obrzydzenie do radnego Dowgiały wywołane jest tchórzliwością tego człowieka. Nawet zdradzić nie potrafił z klasą. Nie potrafił stanąć oko w oko z tymi, dzięki którym zdobył mandat radnego, czyli z przedstawicielami 24 polskich organizacji. Nie zdobył się nawet na to, by im powiedzieć, ot chociażby: „A mam was gdzieś...” lub „A pocałujcie wy mnie...”. Prezesi i przedstawiciele czołowych organizacji polskich, którzy zebrali się specjalnie po to, by wysłuchać jego argumentów i racji, owszem, mogli sobie podyskutować... z wezwanymi przez Dowgiałę policją i telewizją. Potem uskarżał się w litewskich mediach, że go nachodzą i terroryzują. Dlaczegoż to zgodził się kandydować z listy tych „terrorystów”?

Słowem, nie zazdroszczę Zuokasowi nabytku w postaci tego pana, bo okazało się, że cierpi on na manię prześladowczą, demencję, miewa też przywidzenia. Odkąd przebiegł do liberalej frakcji „Za Wilno, w którym wszystkim dobrze” (jakaż piękna i wymowna nazwa), nie tylko nie rozstaje się z policyjną obstawą, ale też regularnie nawiedza komisariaty, gdzie smaży donosy na rodaków. A to go napadła grupa „nieznanych mu, mówiących po polsku osiłków”, a to pchnął go prezes AWPL, a to go siłą wywleczono z egzaminu... Dlaczego wspomniałam o demencji i przywidzeniach? Bo na tę rzekomą grupę „nieznanych osiłków” składały się dobrze radnemu znane panie-emerytki oraz kilku przedstawicieli polskich organizacji, których nikt dotychczas nie przyłapał na chuligańskich wybrykach czy atakowaniu kogokolwiek. Tymczasem radny dopatrzył się w nich osiłków, w dodatku nieznanych. Zresztą, temat osiłków, którzy krążą wokół znerwicowanych radnych, jest ostatnio w litewskich mediach bardzo modny. Niedawno „Lietuvos rytas” zamieścił krew w żyłach mrożącą pogłoskę następującej treści: „Podczas zamieszek (jakie zamieszki? – L. D.) w szkole Wł. Syrokomli rozeszły się pogłoski, że niebezpieczeństwo (z czyjej strony? – L. D.) grozi również przedstawicielowi AWPL Tadeuszowi Filipowiczowi – jakoby wokół domu tego polityka w dzielnicy Poszyłajcie krążą podejrzane osiłki”. Zgroza, no nie? Chłopaki z „Lr” też pewnie doszli do takiego wniosku, bo polecieli do Poszyłajć szukać osiłków. Nikogo nie namierzyli, więc zadzwonili do drzwi mieszkania radnego, by chłopa uspokoić. Zachowali się zresztą idiotycznie. Nie pomyśleli bowiem, że nastraszony radny mógł nachodzących go bez zapowiedzi dziennikarzy wziąć za tych groźnych osiłków i, na przykład, poszczuć psem. Na szczęście obyło się bez ran kąsanych i szarpanych. Dziennikarze wskórali tyle, że ucałowali klamkę, zza zamkniętych drzwi posłuchali sobie basowego szczekania panaradnego psa, po czym z ulgą zakomunikowali czytelnikom, że żadnych osiłków nie było. Tak się rodzą prasowe sensacje, które zresztą natychmiast umierają. Wypada żałować, że „Lietuvos rytas” nie poleciał szukać osiłków, którzy majaczą się radnemu Dowgiale. Skutek poszukiwania byłby identyczny, jak podczas obławy na Poszyłajciach. Może by po tym dyrektor syrokomlówki nieco się uspokoił i przestał opowiadać oraz wypisywać dyrdymały. Bo ostatnio wysmażył oświadczenie, w którym zakomunikował: „Nie popieram niecywilizowanych metod polityków jak też żadnej presji politycznej i pogróżek, dlatego odtąd nie uważam siebie za członka listy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie”. Uff, Akcja Wyborcza zapewne odetchnęłaby z ulgą, że pozbyła się takiego „cywilizowanego” członka. Tylko niech członek zwróci mandacik, który zawdzięcza, pech chciał, tej niecywilizowanej AWPL. Mógłby sobie członek takim mandacikiem czyste rączusie ubrudzić. A tak na marginesie, niech ja mchem porosnę, jeżeli postępowanie tego pana można zaliczyć do cywilizowanych metod uprawiania polityki. Ciekawa też jestem, czy ma on przynajmniej mgliste pojęcie, na czym polega jego nowo nabyta ideologia – liberalizm? Ja wiem, ale nie zdradzę, niech sam poszpera w słownikach i encyklopediach i nauczy się definicji liberalizmu na mur beton, bo co będzie, jak przepyta go z tego jakiś dowcipny litewski dziennikarz? Kompromitacja będzie. Mam smutne przeczucie, że taki z niego liberał jak z koziego ogona skalpel.

W ogóle to smutno mu wróżę. Chodzi bowiem o to, że nikt nie lubi sprzedawczyków i najemników. Ani sprzedani, ani ci, na rzecz których się sprzedali. Obawiam się więc, że czeka go los wycierucha, którego liberałowie wykopią przy pierwszej lepszej czy gorszej okazji, gdy tylko przestanie być potrzebny. A może to nastąpić w każdej chwili. Wystarczy, że trzej socjalliberałowie zlibaranieją i głos tego pana nie będzie już taki cenny jak dotychczas.

A wszystkim świeżo zlibaraniałym radnym (tym, którzy już i tym, którzy są w trakcie) gratuluję zyskania takiego patrona – pogromcy Chrystusa Frasobliwego. Okazuje się, że Zuokasowi nie podoba się zafrasowane oblicze Jezusa, więc spróbował obrzydzić je pozostałym: „Spójrzmy na twarz Frasobliwego. On jest zafrasowany, ale nic się przez to nie zmienia. To jest zafrasowanie pasywne” – oznajmił podczas zjazdu nowo powstałego Liberalnego Związku Centrum, na którym został wybrany szefem trzech zjednoczonych partii. Powiedział co wiedział i na oczach wstrząśniętej widowni wyniósł rzeźbę Chrystusa z sali posiedzeń. Po czym sam mianował się, przepraszam za to porównanie, Chrystusem oświadczając: „Ale drzewo wiary owocuje czynami. Nasza partia jest tą, która mówi o aktywnym zafrasowaniu, o nowym myśleniu, o symbolach XXI wieku”. Czytaj – odtąd Zuokas będzie biegał za zbawiciela narodu litewskiego. Nie bardzo wiem jakim sposobem, bo ten „zbawiciel” coś za bardzo gustuje w judaszach, których z kolei wytypowany do aktywnego zbawiania naród lubi średnio. Jestem też pewna, że ten pan nie dałby się za naród ukrzyżować. Przekupiłby swoich ewentualnych oprawców.

„Cuda” i coraz powszechniejsze zlibaranienie, które ostatnio obserwujemy wokół wileńskiego ratusza, zaczynąją już przerażać nawet przywykłych do wszystkiego komentatorów „Lietuvos rytas”. Jeden z nich ostatnio pytał dramatycznie: „Czy w Wilnie jeszcze nie została przekroczona niewidzialna granica, która dzieli demokrację od władzy szarej strefy? Czy może ktoś zagwarantować, że metody stosowane w walce o władzę w Wilnie, w przyszłym roku nie zostaną zastosowane podczas wyborów sejmowych?”. Pytania retoryczne czy ostrzeżenia? Spróbujcie zgadnąć, kogo autor miał na myśli?

Lucyna Dowdo

Wstecz