Pierwsza polska powieść dresiarska

Kontrowersyjny talent

Pod koniec ubiegłego roku na polskim rynku księgarskim ukazała się nakładem wydawnictwa Lampa i Iskra Boża powieść pt. „Wojna polsko - ruska pod flagą biało - czerwoną”. Autorką jest dziewiętnastoletnia Dorota Masłowska, obecnie studentka I roku psychologii. Kiedy pisała tę powieść, przez jednych uznaną za genialną, przez innych za szokującą i wulgarną, była jeszcze licealistką. Od razu po ukazaniu się książki stała się sławna. Nagrody, zdjęcia, wywiady, telewizja, tłumaczenia powieści na języki obce. Tygodnik „Polityka”, który już od 10 lat „wydaje” Paszporty do Europy śmiałym, oryginalnym twórcom, którzy promują Polskę poza jej granicami, Paszport-2002 w dziedzinie literatury przyznał Dorocie Masłowskiej. „Przekrój” drukuje jej pamiętniki, przy czym w dość zaskakującym sąsiedztwie ...profesora Jerzego Bralczyka.

Słów kilka o autorce powieści, która wywołała tak ogromne zamieszanie wśród krytyków, recenzentów i czytelników. Dorota pochodzi z niewielkiego miasta Wejherowo w Gdańskiem, jest córką marynarza i lekarki. Obecnie z racji studiów mieszka w Gdańsku, ale nie chce tam zostać, bo to miasto, jak mówi, jest jak trup i nie ma tam prawdziwego życia i prawdziwych ludzi. Na łamach „Polityki” Dorota zwierza się dziennikarce, że bardzo lubi rozmawiać z dresiarzami, menelami (to taki odpowiednik „bomżów”, kloszardów, słowem, „ludzi ulicy”). „Prawdziwi ludzie, to ci, którzy piją, biorą narkotyki. Widzę w nich raczej prostotę niż prostactwo. Strasznie lubię z nimi rozmawiać. Zawsze mam wrażenie, że się od nich można wiele nauczyć, więcej niż od kogokolwiek. To są niesamowicie prawdziwi ludzie”.

Zakładamy, oczywiście, że to są naprawdę słowa Doroty, a nie „licentia poetica” dziennikarki. Natomiast inne poglądy młodej pisarki są całkowicie wiarygodne, ponieważ zaprezentowała je w telewizji. Dzięki „Polonii” mogłam się dowiedzieć, że należy karać tych, którzy występują przeciwko narkomanii, a także o tym, że Dorota bardzo lubi używać brzydkich wyrazów i nikt jej tego nie zabroni. Że lubi, mogli się przekonać czytelnicy „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną”. Wydawca podliczył, że jedynie łacińska „krzywa” zjawia się na stronicach powieści 129 razy.

Pierwszy na talencie młodej pisarki poznał się poeta, publicysta i krytyk literacki Tomasz Jastrun, który był jurorem konkursu „Dzienniki Polek” ogłoszonego przez redakcję „Twego Stylu”. Wygrała go Masłowska.

A teraz o książce Doroty Masłowskiej, głośnej z licznych recenzji (najczęściej entuzjastycznych), urywków zamieszczanych w prasie. Tytuł. Skąd się wzięła ta zagadkowa wojna polsko-ruska? „Jeden chłopak pracował w pubie w Wejherowie i powiedział mi, że przyszedł do niego skin i powiedział, że tu się toczy wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Byłam zszokowana, że ludzie coś takiego sobie wymyślają. W mieście było może z pięciu Rosjan, którzy przyjechali do Żarnowca do pracy. A tu wojna... Było to tak absurdalne, że zaczęło mi się podobać”.

Krakowski poeta Marcin Świetlicki (ten sam, co to w TV „Polonia” ze wzruszającą szczerością spowiadał się ze swojej miłości do obscenicznych wyrazów i że w wierszu „Jestem dziś nieprzysiadalny” użył aż 64 razy), który w dość przewrotny sposób polecił czytelnikom tę pierwszą polską powieść dresiarską (jak się można chyba domyślić, określenie „dresiarze” pochodzi od dresów, w które się ubierają „ludzie ulicy”), wyznał, że ta genialna książka budzi zachwyt i trwogę. Powieść obejmuje trzy dni z życia bohatera, dresiarza Silnego, w którego żyłach buzuje królowa polskich narkotyków, amfetamina. Właściwie cała jest jego monologiem. Oto fragment:

(Do Silnego przychodzi Andżela – satanistka, którą poprzedniej nocy wprowadził w świat seksu). „Pies ci zdechł – mówi mętnie Andżela, machając flagą. Ja mówię: że niby co. Ona na to, że Sunia tam leży przy garażu i nie żyje z głodu. Jak ja się wtedy nie zerwę i już mniejsza o to, co za bagno mam na spodniach w barwach narodowych, już mniejsza o to. Gdyż jestem przerażony. Zszokowany. Biorę to ptasie mleczko, biorę z lodówki to, co tam jest, parówkę, mrożonkę, wszystko i lecę. Sunia leży na plecach na trawniku. Co pewnie trzeba będzie go niedługo ostrzyc znowu. Niezbyt jest ożywiona. Sunia, Sunia, mówię i zbiera mi się na płacz. Szczególnie, że widzę gówienko, co z niej wyszło samo, jak wielki czarny robak, co ją zabił i teraz ucieka w ziemię przed karą. Sunia. No weź. Nie bądź świnia, żeby mnie tak urządzić. Wstawaj. Przyniosłem ci tu. Nie lubisz fasolki, ale chyba tak od święta to byś się nie zatruła, jakbyś zjadła kurwa raz taką fasolę, to by ci korona z tego łba płaskiego nie spadła, nie chciałaś żreć, to teraz nie żyjesz, zobaczysz, jak się pani twoja wkurwi dopiero, jak wróci, a tu zamiast psa trup (...) Jak tak wrzeszczę i już nawet robię zamach, by kopnąć, to przychodzi Andżela. (...) Wtedy nagle do Andżeli mówię tak: Ruski Sunię zatruli. Andżela na to: może i tak. Ja na to się wkurwiam, gdyż coraz bardziej to do mnie dochodzi.

Za jednego polskiego psa dwóch Ruskich – mówię – albo trzech. Za Sunię, za jedną śmierć niewinnego, niepolitycznego psa polskiego, trzech Rusków do piachu. Rozstrzelać”.

Oto jeszcze jeden fragment, dobrany przez wysoko ceniącego talent młodej pisarki znanego pisarza i publicysty Jerzego Pilcha. Pilch określa go jako stosunkowo mało drastyczny:

„Magda wchodzi, ale bez Irka. Wygląda tak jak gdyby coś się stało, jak gdyby rozsypała się na czynniki pierwsze, włosy gdzie indziej, torebka gdzie indziej, kiecka na lewo, kolczyki na prawo. Rajstopy całe w błocie na lewo. Twarz na prawo, z jej oczu płyną czarne łzy. Jak gdyby walczyła na wojnie polsko-ruskiej, jak gdyby ją podeptało całe wojsko polsko-ruskie, idąc przez park. Odżywają we mnie wszystkie moje uczucia. Cała sytuacja. Społeczna i ekonomiczna w kraju. To cała ona, to wszystko jej. Jest pijana, jest zniszczona. Jest naspidowana, jest upalona. Jest brzydka jak nigdy. Ciekną jej po brodzie czarne łzy, ponieważ jej serce jest czarne równie jak węgiel. Jej łono jest czarne, podarte. Przez całe łono idzie oczko. Z tego łona ona urodzi dziecko murzyńskie czarne. Andżelę o zgniłej twarzy, z ogonem. Z tym dzieckiem to ona daleko nie zajedzie. Nie wpuszczą jej do taksówki, nie sprzedadzą jej białego mleka. Będzie leżeć na czarnej ziemi na działkach. Będzie mieszkać na szklarniach. Jedzona przez glizdy, jedzona przez robaki. Będzie karmić to dziecko czarnym mlekiem z czarnych piersi. Będzie je karmić ziemią ogrodową”.

Jerzy Pilch tak pisał o Dorocie Masłowskiej: „Ta metrykalnie młodziutka dziewczyna ma w sobie tak niesłychaną dojrzałość pisarską i taki dar władania polszczyzną, dar rozpruwania, nicowania, rozbijania na miazgę języka i tworzenia z tej miazgi języka swoistego, nieraz makabrycznego i karkołomnego, zawsze osobliwie poetyckiego, że możliwości dalszego rozwoju wydają się tu nie do zmierzenia”.

Bez wątpienia mamy do czynienia z nieprzeciętnym talentem autorki „Wojny”. Tyle że być może nie są pozbawione słuszności sądy, iż talent ten jest destrukcyjny i chorobliwy. Piszę „być może”, bo przecież autorka jest bardzo młoda i ta chęć „przebywania na dnie” kiedyś jej minie, a talent, tę „cudowną torbę, cennych klejnotów pełną” (Żeromski), będzie nadal dźwigać na plecach. Tyle że jest to bardzo ciężka torba.

Łucja Brzozowska

Wstecz