Janina Jankowska-Orynżyna

Wesele na Pagórkach

Zbierając materiały do biografii genialnego polskiego logika, Stanisława Leśniewskiego (1886-1939),1 natrafiłem na niezwykły dokument: opis uczty weselnej w Kimborciszkach w 1912 roku – z okazji jego ślubu (który odbył się prawdopodobnie w kościele w Smołwach) z Zofią z Prewysz-Kwintów (1893-1958). Opis ten – sporządzony na gorąco – wyszedł spod pióra Janiny z Jankowskich Orynżyny (1893-1986), późniejszej znawczyni i propagatorki rzemiosła ludowego, autorki takich książek poświęconych tej problematyce, jak m. in.: Przemysł ludowy w województwach: wileńskim, nowogrodzkim, poleskim i wołyńskim (Warszawa 1927), Przemysł ludowy w Polsce (Warszawa 1938), O sztukę ludową (Warszawa 1965), Piękno użyteczne (Warszawa 1967). Była ona siostrą poety, Jerzego Jankowskiego (1887-1941) i żoną chemika, Tadeusza Orynga (1883-?).

Myślę, że Czytelników Magazynu Wileńskiego zainteresuje ten tekst, do którego – kto wie, czy nie pasuje Mickiewiczowski tytuł: „Ostatnie (prawdziwie polskie) wesele na Litwie”.

Chciałbym bardzo podziękować Panu Profesorowi Władysławowi Pożaryskiemu – geologowi, członkowi Polskiej Akademii Nauk, spokrewnionemu z panną młodą z Kimborciszek – za udostępnienie mi maszynopisu „Wesela na Pagórkach” oraz za zgodę na opublikowanie go w Magazynie Wileńskim. Dziękuję Mu również za zgodę na publikację kilku unikalnych zdjęć z Jego albumu rodzinnego (zaznaczam je skrótem „WP”); pozostałe zdjęcia są mojego autorstwa, a zrobione zostały podczas wyprawy do Kimborciszek w 1999 roku.

J. Juliusz Jadacki

* * *

1.

Jerzy przyjechał ostatni. Przysłano po niego linijkę skromną, prawie odrapaną. Wiadomo, u nas nie mają fanaberii. Nie to, co u wiatrem podszytych warszawiaków. Wszystko u nich na pokaz. – A jedzą, pożal się Boże – mawiała Babunia.

Zady gniadoszów lśnią jak świeżo wyłuskane kasztany. Wartko linijka mija wezbrane pagórki – liliowe i rdzawe od glin. Stawy i jeziora wydają się na innym miejsu, jakby Lipniszkowy zmieniał topografię: osuszając błota, trzebiąc samonice.

Otóż i Jezioro Kimborciskie, stężałe w mgłach. I wyspa pełna starych lip w obrzeżu trzcin i soczystych ajerów. Na błękitniejszym brzegu rybacy ciągną sieci na lunach, uginających się pod stopami. Ta cienka warstwa korzeni traw wodnych chybocze się i nieraz się przerywa, a pod nią toń jeziora. Powiadają, że dno w niej niejedno.

A otóż i kępa lip, i klon z czerwoną gałęzią w czubie, i białe słupy ganka.

Nigdzie nie było tak pięknie, jak tu – nad jeziorami.

Jerzy czuł to każdym nerwem stworzonym na obraz i podobieństwo tych gałązek drżących nad wodą – pełną obłoków, głęboką i chmurną. Tak było tu pięknie, że umarłoby się bez żalu, słuchając górnego szumu sosen i plusku jedynej i ostatniej fali, zapisującej pianę na piaseczku.

2.

Ale z drugiej strony białego dworu – z kawaleryjską fantazją zajeżdża pod ganek Ciocia Marynia. Nadmierne jej kształty wypełniają linijkę – jak baba wyrośnięta z formy.

Ciocia Marynia nikogo się nie boi na świecie – i z każdym sobie da radę: dyplomacją, gościnnością, wódeczką.

Jedyną władzą nad nią był stary Talat-Kiełpsz, jej ojciec. Trzy córki wiedziały dobrze, że jak się ojciec zaweźmie, to do Sądu Ostatecznego. Potrafi codziennie masło za okno wyrzucać, słowa nie mówiąc, choć najświeższe. A to dlatego, że nie w tej maśleniczce podane, którą przywiózł: z ptaszkiem. I tak co dzień – póki córki się nie domyślą. Ponoć za Żydkiem, który go oszukał, biegł trzy kilometry z wyrwanym z korzeniami dębczakiem... W Kiełpszyszkach mieszka wciąż w krzywym dworku pod strzechą zieloną od mchu, choć kupił w pskowszczyźnie pałac, bo tu było zakazane ...2

3.

Od rana brzęczą szklanki i śmiechy. Obiad pamiętny weselny na trzydzieści osób. Zjechały się wszystkie ciotki, stryjowie i wujowie – wszystko ze sobą jakoś spokrewnione. Dziutek mawiał: – Przyszedłem do przekonania, że jestem sam sobie dziad ...3

Mój Boże – jak zakrapiają, jak jedzą: aż serce się raduje. Ciocia Marynia spożywa za trzech z energią i znajomością rzeczy, nie bacząc na wybujałe kształty. Papuczek opowiada jakąś myśliwską opowieść. Stefan radzi, że gdy pies nie chce aportować, najlepiej kaczkę wziąć w zęby i tak płynąć – inne popychając dmuchaniem.

Ciotka Helutka, esencja szanowności wszystkich Pagórków, niepewnym okiem strzyże w stronę drużbów, których Jerzy kochany naprzywoził: jeden Żyd, jeden socjał – i aktor jakby na kpiny. Ale przecież on w gruncie rzeczy jest swatem, bo przywiózł kiedyś filozofa, który dziś awansował na pana młodego. Przepraszam: matematyka logiki – czy logika matematyki. Ale Ciotka Helutka musi przyznać sprawiedliwie, że Żyd, socjał i aktor ogładą i dwornością przewyższają tutejszych szlachciców.

4.

Ciocia Marynia niepewnie zerka na ojczulka.

– Co to za paskudztwo – mówi ten, marszcząc się kwaśno na wspaniałą leguminę z kremu, ciasta i konfitur.

– Trzeba to za okno wyrzucić – szepce dramatycznym szeptem.

Ciotki struchlały.

– To ja za nią wyskoczę – wołam zuchwale.

– Tak powiadasz, waćpanna – uśmiecha się niespodziewanie Straszny Dziadunio. – Waćpanna jest z duszkiem!

– Niechże i ja to spróbuję.

– Widzisz, rozlałem wino – przeprasza Papuczek.

Można powiedzieć – jak w przysłowiu: czy to świnie jadły, czy oszmiańska szlachta popasywała.4

5.

Brzęczą kielichy.

– Sto lat! Sto lat! Niech żyją, żyją nam!

Śpiewają wszyscy niezbyt harmonijnie, ale za to głośno i szczerze. Nawet Lipniszkowy całuje w rękę Ciocię Marynię. Spotykają się jak „nie wrogi, lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – bogi”.5 Bo przecież muszą się spotykać – jak fala jeziora z brzegiem od wieki wieków i po wieki wieków w tej samej zawziętości.

6.

Po cietrzewiach i pasztetach Jerzego ogarnia chmielne rozrzewnienie. Powstaje z kielichem w ręku, przyglądając się mu pod światło. Brzęk sztućców i gwar śmiechów ucicha. Nasz swat kochany – wiadomo: pierwszy do wiwatów, kochanieńku.

Jerzy przemawia gęsto i dźwięcznie – jak z ambony.

– Kochani! Sprzeciwiałem się czarowi białego dworku i buntowałem się przeciwko niemu – jako upiorowi przeszłości. Sądziłem, że czas wyjść dalej niż za świronek. Ale widzę, że w białym dworku siedzi wszystko, co najosobliwsze – nawet bunt przeciwko niemu. Myślę, że wyjdzie stąd jeszcze coś najosobliwszego: co ma upór Lipniszek, hart Kimborciszek i urok wszystkich Pagórków.

– Polska Kobieta jest proporcją cnót domowych i romantycznego polotu: półgęś – półłabędź.6 I ona zetrze głowę wężowi7 ...

– Nie obrażaj się najmilsza panno młoda. Bo zwykłe gęsi zbawiły Rzym,8 a Polskę zbawią półgęski i półłabędzie.

– W ręce Twoje na szczęście Wasze!

– Co on wygaduje – szepczą ciotki, ale mu darowują. Od tego są poeci!

7.

Jest wszystkim tak syto, chmielnie i tak dobrze, że czas wypić: „Kochajmy się!”9...

Po czym polonezem suną wszystkie pary w lipową aleję...

Pachnie matiola. Spadają gwiazdy i wiwaty...

Na dworze ucztują parobcy przy beczkach piwa, lampach i łuczywach.

--------------------

1 Korzystam z okazji, aby zwrócić się z prośbą do wszystkich Czytelników Magazynu Wileńskiego, którzy są w posiadaniu jakichś informacji, materiałów lub fotografii związanych z rodziną Stanisława Leśniewskiego, z rodziną jego matki, Heleny Palczewskiej, z rodziną jego żony, Zofii Prewysz-Kwintówny, oraz z rodzinami spowinowaconymi – o kontakt ze mną za pośrednictwem Redakcji. A może ktoś z dawnych lub obecnych mieszkańców Kimborciszek zetknął się osobiście ze Stanisławem Leśniewskim (który w latach dwudziestych i trzydziestych spędzał często lato u teściów) i gotów by był się ze mną podzielić wspomnieniami?

2 Chodzi o jeden z zakazów władz carskich, zmierzający do ograniczenia polszczyzny na Litwie.

3 Żartobliwa uwaga o urojonym lub bardzo dalekim pokrewieństwie.

4 Jeśli ktoś z Czytelników ustali źródło tego powiedzenia, otrzyma w prezencie ode mnie książkę z dedykacją.

5 Cytat z Beniowskiego Juliusza Słowackiego.

6 W mowach weselnych nawiązywano często do symboliki herbowej lub nazwisk nowożeńców. Półgęsek i półłabędź można odczytać jako aluzję do dwóch herbów: Gąska i Łabędź – mogłoby więc chodzić o herby rodziców panny młodej. Prewysz-Kwintowie używali jednak herbu Dryja, a Talat-Kiełpszowie – herbu Prus I. Związek Talat-Kiełpszów z herbem Łabędź nie jest co prawda wykluczony (por. indygenat dla Talentich; por. także herb Talatów - Żóraw); zapewne jednak jest to aluzja do nazwiska „Kiełpsz”; słowo „kiełpsz” – to miejscowa nazwa łabędzia.

7 W symbolice ówczesnej patriotycznej szlachty kresowej wąż – to zaborcy.

8 Aluzja do legendy o świętych gęsiach kapitolińskich, które swym gęganiem ocaliły Rzym przed Celtami.

9 Tradycyjny polski toast biesiadny, poprzedzający poloneza.

* * *

Powyższy tekst wymaga kilku komentarzy historycznych i językowych.

Wymieńmy więc najpierw uczestników wesela: aktor – niezidentyfikowany; Babunia – prawdopodobnie Aleksandra z Pożaryskich Prewysz-Kwintowa, babka ojczysta panny młodej; Dziutek – prawdopodobnie Eward Majewski, brat cioteczny panny młodej; córki (trzy) – Maria z Talat-Kiełpszów Prewysz-Kwinto i jej dwie siostry; filozof – Stanisław Leśniewski, logik, pan młody; Helutka (Ciotka) – prawdopodobnie Eleonora z Turów Prewysz-Kwintowa, stryjenka panny młodej; Jerzy – Jerzy Jankowski, brat autorki; Lipniszkowy – Stanisław Prewysz-Kwinto, właściciel Lipniszek; Marynia (Ciocia) – Maria z Talat-Kiełpszów Prewysz-Kwintowa, matka panny młodej; Papuczek – Władysław Prewysz-Kwinto, właściciel Kimborciszek, ojciec panny młodej; socjał – niezidentyfikowany; Stefan – Stefan Prewysz-Kwinto, starszy brat panny młodej; Talat-Kiełpsz (Straszny Dziadunio) – właściciel Kiełpszyszek, dziadek macierzysty panny młodej; Żyd – niezidentyfikowany.

Kilka słów o rodzie Prewysz-Kwintów. Czytamy w książce Wojciecha Wiśniewskiego Ostatni z rodu. Rozmowy z Tomaszem Zanem (Paryż 1989, s. 102): „Niedaleko [...] [Dukszt] znajdował się majątek Kwintowo [chodzi chyba raczej o Kwinciszki k. Antuzowa], pamiętający czasy króla Stefana Batorego. Przyjechał wówczas z Hiszpanii rycerz Kwinto, który udzielił pożyczki na wojnę o Psków i Wielkie Łuki, a w rozliczeniu dostał od króla pół powiatu brasławskiego”. Kimborciszki były własnością Prewysz-Kwintów co najmniej od drugiej połowy XVII wieku, tj. od czasów Michała Prewysz-Kwinty. Pierwsza część nazwiska Kwintów – „Prewysz” – ma być może coś wspólnego z Pretficzami (vel Pretwitzami) herbu Wczele.

„Pagórkami” nazywano okolice Smołw. Autorka „Wesela na Pagórkach” wspomina następujące miejsca: Jezioro Kimborciskie – małe jeziorko, nad którym leżą Kimborciszki; Kiełpszyszki i majątek w powiecie jezioroskim; Kimborciszki – majątek położony na południowy wschód od Turmontu; Lipniszki – majątek w pobliżu Kimborciszek.

Wyjaśnienia wymagają na koniec pewne wyrażenia z opowieści – używane w tamtych czasach głównie na Litwie, a mianowicie: ajer – tatarak (z gr. aira); duszek: być z duszkiem – być narwanym; linijka – lekki czterokołowy pojazd jednokonny, o wąskim, podłużnym siedzeniu, na którym siedzi się okrakiem; lun – być może miejscowa forma słowa „łuń”, oznaczającego sprzęt rybacki (rodzaj sieci?), lub słowa „łum”, oznaczającego zwalone gałęzie lub pnie drzew (por. także łac. Lama – moczar); maśleniczka – maselnica: naczynie stołowe na masło; matiola – maciejka (z łac. matthiola); półgęsek – wędlina z połówki gęsi wędzonej na surowo; samonica – podmokłe torfowisko, porośnięte darniami mchu i karłowatymi sosnami; świronek – budynek używany jako spichlerz, spiżarnia lub skarbiec.

J. Juliusz Jadacki

Wstecz