Komentarz gospodarczy

Czas odchudzania portfeli

W ciągu pierwszego półrocza br. o 6,7 procent wzrósł litewski eksport, rosną też inwestycje i to nie tylko zagraniczne, ale również krajowe. Niby jest to zapowiedź wzrostu stopy życiowej, ale raczej wątpliwa. Niestety, w najbliższej perspektywie czeka nas raczej wzrost wydatków. W następnym roku za wiele usług i towarów będziemy musieli płacić drożej. Na szczęście nie za wszystko. Miłą niespodziankę zgotował nam tak ostatnimi laty łajany „Lietuvos telekomas”. Ten do niedawna monopolista w dziedzinie telekomunikacji stacjonarnej zapowiedział, że już wkrótce będziemy aż o ponad 60 proc. taniej płacić za rozmowy telefoniczne w godzinach wieczornych. „Telekomas” szykuje jeszcze kilka ulg dla swoich abonentów. I choć może nie uda mu się odzyskać klientów utraconych w wyniku galopujących do niedawna podwyżek, to przynajmniej ma szansę zatrzymać tych, którzy pozostali mu wierni.

Wzrosną ceny towarów importowanych. Od maja przyszłego roku, gdy Litwa stanie się już rzeczywistym członkiem Unii Europejskiej, w naszym kraju zdrożeje wiele towarów. Będą to głównie towary z Chin, USA, Ukrainy, Japonii, Rosji, Kazachstanu. Wg szacunków Ministerstwa Gospodarki, Litwa właśnie z tymi krajami ma największy obrót handlowy. Ceny importowanych z Chin rowerów wzrosną o ponad 40 proc., telewizorów o 35, odbiorników radiowych o 9, a obuwia mniej więcej o 7 proc.

Bez względu na to, że Litwa jest dość prężnym producentem mięsa, importujemy drób i wieprzowinę ze Stanów Zjednoczonych. W związku ze wzrostem ceł na te towary, od maja ceny amerykańskiego drobiu wzrosną dwukrotnie, a wieprzowiny prawie pięciokrotnie. Zgodnie z obliczeniami specjalistów Ministerstwa Gospodarki, ceny towarów importowanych z Rosji wzrosną średnio o 1,8 proc., z USA – o 14,8, z Ukrainy – o 16,6, z Japonii – o 8,9, z Chin – o 7,8. Średnio więc ceny na importowane z tych państw towary wzrosną mniej więcej o 5,6 proc. Jednak najbardziej na zawartości naszych portfeli odbije się import gazu z Rosji, bo pochłonie on dodatkowo 5 mln litów rocznie i ten „rachunek” będą musieli uregulować użytkownicy. Zresztą z gazem prawdopodobnie wdepnęliśmy w niezłe bagienko, bo na domiar złego będziemy cenowo całkowicie uzależnieni od „Gazpromu”. A przysłowiową niedźwiedzią przysługę wyświadczył nam własny rząd, który już prawie dobił targu w sprawie sprzedaży „Lietuvos dujos” dla „Gazpromu” za dość niską cenę – 100 milionów litów. Mało tego, 9 milionów litów z tej kwoty, to tzw. premiowe, zostaną wypłacone rządowi jedynie w tym wypadku, jeżeli litewski rząd nie będzie interweniował w kwestii taryf ustalanych dla użytkowników. Po raz kolejny zostaliśmy więc zdani na łaskę zagranicznego monopolisty, który, jak do niedawna „Telekomas”, będzie dyktował nam swoje warunki.

By nasze perspektywy nie wyglądały aż tak czarno, dodam jednak, że niektóre importowane towary stanieją. Wyobraźcie sobie, że już za pół roku będziemy mogli rozkoszować się... domowymi kapciami z importu, które będą aż o 6 proc. tańsze niż dotąd. Bądźmy więc oszczędni i z tym zakupem zaczekajmy do wiosny.

Rujnujące podatki gruntowe. Wielką burzę w społeczeństwie wywołała nowa wycena wartości ziemi, a w związku z tym – nowe podatki gruntowe. Nie tylko zresztą gruntowe, ale zatrzymajmy się najpierw na temacie ziemi. Rząd zadecydował, że ziemia na Litwie jest takim samym towarem jak inne, że nie jest wcale mniej wartościowa od tej za Zachodzie, a więc należy też ją „po zachodniemu” wyceniać.

W Wilnie np., w takich prestiżowych dzielnicach jak Zwierzyniec czy centrum, 1 ar ziemi szacuje się na 40 tys. litów, a więc roczny podatek za 10 arów wyniesie 3600 Lt. W mniej prestiżowej dzielnicy, jaką jest np. Jerozolimka, ar ocenia się na 16 tys. litów, z której to kwoty podatek liczony za 10 arów będzie sięgał 1440 litów. Podobnie wyceniono też wartość stołecznych ogródków działkowych.

To „novum” wywołało prawdziwy szok wśród właścicieli stołecznych parcel, zresztą położonych nie tylko w prestiżowych dzielnicach. Po pierwsze, spadło ono na podatników jak grom z jasnego nieba, po drugie, zostało wprowadzone wsteczną datą. Po wrzawie, jaką w związku z tym podniosły media oraz przed zbliżającymi się wyborami sejmowymi, rząd się wycofał ze swoich początkowych zamiarów. Nowe stawki podatkowe zaczną obowiązywać nie tak jak przewidywano, od 1 stycznia tego roku, lecz przyszłego. Nie zmienia to faktu, że wielokrotny ich wzrost uderzy po kieszeni, szczególnie ludzi nisko uposażonych, którzy np. uciekając przed wysokim komornym przenieśli się na stałe do domków działkowych lub „od zawsze” mieszkają w mieście, w skromnych domkach, które i tak z trudem utrzymują. Owszem, uchwała przewiduje, że emeryci oraz inwalidzi I i II grupy mogą być przez samorząd zwolnieni od płacenia podatku gruntowego, ale jaki samorząd będzie chciał dobrowolnie rezygnować z pieniędzy, które mają zasilać jego budżet i którymi będzie mógł dysponować według swojego widzimisię?

Opozycyjni politycy twierdzą, że za nowym podatkiem gruntowym kryje się nie tyle chęć nadania ziemi jej prawdziwej wartości, ile chęć wyrugowania biedoty z prestiżowych dzielnic miasta. Wiadomo przecież, że osoby samotne, emeryci lub rodziny wielodzietne nie będą mogli opłacić takich podatków, więc zostaną w ten sposób zmuszeni do sprzedania ziemi nowobogackim. „Hołota”, chcąc nie chcąc, przeniesie się na peryferie, a stolica zostanie wyłącznie dla bogatych.

Mało tego, w biurkach urzędników czai się jeszcze jedna ustawa: powszechny podatek od nieruchomości – mieszkań, domów, zabudowań gospodarczych itp. Podobnie, jak w wypadku nowych podatków gruntowych, rząd nie zdecydował się na obarczenie nas tą „siurpryzą” przed sejmowymi wyborami, ale możemy nie mieć iluzji, że to nas ominie, skoro już się zaczęły przymiarki.

Mniej szkodliwe, a więc droższe. Liczba palaczy na świecie szacowana jest na 1,1 mld i co roku wzrasta o 1 proc. Specjaliści obliczyli, że w 2025 roku liczba ta wzrośnie do 1,6 mld.

Sytuacja ta niepokoi nie tylko lekarzy, ale i przywódców państw. W niektórych krajach, w ramach walki z nikotyną, niepalący otrzymują kilka dodatkowych dni urlopu, a nawet specjalne finansowe gratyfikacje za to, że nie ulegli nałogowi. Jeszcze inni głowią się nad tym, jak wyprodukować mniej szkodliwe papierosy.

W ramach walki z palaczami, a raczej ich nałogiem, Litwa od przyszłego roku zamierza zaostrzyć wymagania wobec producentów wyrobów tytoniowych, ograniczając dopuszczalną ilość substancji smolistych i nikotyny w jednym papierosie. Rząd zaaprobował nowy projekt ustawy o kontroli tytoniu zakładający, że od 1 maja 2004 roku w sprzedawanych na Litwie papierosach, w tym eksportowanych, zawartość substancji smolistych nie może przekraczać 10 miligramów, nikotyny -1 miligrama, tlenku molibdenu - 9 miligramów w jednym papierosie. W związku z tym papierosy staną się nieco lżejsze, choć gatunek tytoniu nadal pozostanie ten sam. Jednak do 2007 roku będziemy mogli kupić jeszcze także mocniejsze papierosy.

Nowa redakcja ustawy zakazuje również umieszczania na opakowaniach mylących napisów: „lekkie”, „bardzo lekkie”, „delikatne” oraz innych, jak też znaków sugerujących bądź robiących wrażenie, że dany wyrób tytoniowy jest mniej szkodliwy od innych. I wszystko to dlatego, iż niektórzy specjaliści twierdzą, że słabe papierosy są bardziej szkodliwe, ponieważ człowiek więcej ich wypala i głębiej zaciąga się dymem.

Projekt ustawy jeszcze bardziej ogranicza możliwości nabywania papierosów. Proponuje się wprowadzić zakaz sprzedaży papierosów, jeśli jest ich mniej niż 20 w jednym opakowaniu, zakazać ich sprzedaży w kawiarniach, klubach internetowych, w instytucjach kulturalnych.

Tacy producenci jak „House Of Prince”, „Phillip Morris” wypowiedzieli się, że dostosują się do nowych wymogów, ponieważ nie chcą stracić rynku. Przewidują jednak, że papierosy z mniejszą zawartością substancji smolistych i nikotyny będą droższe od zwykłych. Możliwe, że tego rodzaju ograniczenia będą na swój sposób skuteczne, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego mają zniknąć napisy: „lekkie”, „bardzo lekkie”. Wszak palacz chyba ma prawo wiedzieć, jaką truciznę kupuje, bo każdy klient ma prawo wyboru. A taki zakaz po prostu utrudni palaczom życie, bo nie każdy może, a i chce się ślepić, by „wytropić” umieszczony na opakowaniu mikroskopijny napis, ile w tych czy innych papierosach jest nikotyny, a ile substancji smolistych.

Mieszkania jak świeże bułeczki... Eksperci ds. nieruchomości prognozują, że w ciągu najbliższych kilku lat mieszkania zdrożeją mniej więcej o 5-10 proc. Podstawową przyczyną jest fakt, że ostatnio popyt na nieduże i niezbyt drogie nowe mieszkania przerasta podaż. Coraz częściej ludzie kupują nowe, lepsze, bardziej komfortowe mieszkania, a dzieje się to za przyczyną nowej polityki banków.

Litewskie banki przeżyły już swój kryzys i choć większość z nich bazuje na obcym kapitale (a może też właśnie dlatego) szeregowy obywatel coraz bardziej im ufa i coraz częściej korzysta z kredytów. Jeśli jeszcze do niedawna klientów odstraszały odsetki, to teraz banki robią wszystko, żeby przyciągnąć klienta. Najłatwiej jest o kredyty mieszkaniowe. Tu banki prześcigają się w zmniejszaniu odsetek. Bankowcy twierdzą, że w ciągu ostatnich dwóch lat odsetki kredytowe zmalały prawie o 50 proc. Właśnie dlatego obecnie jest najlepszy okres na kupowanie mieszkania. Zresztą sytuacja na rynku zmienia się bardzo szybko. Jeśli do niedawna ludzie kupowali tylko za gotówkę, to dziś, tak jak na całym świecie, korzystają z pożyczek, kupowania na raty. Jak już wspomniałam, rośnie popyt na ekskluzywne mieszkania na Zwierzyńcu, Starówce czy Antokolu, gdzie metr kwadratowy kosztuje od 3200 do 5000 litów. W innych dzielnicach za metr kwadratowy mieszkania płaci się średnio od 1700 do 2200 Lt. O ile kiedyś ludzie chętniej kupowali mieszkania wykończone, to teraz wolą nabywać je w stanie surowym, czasem wręcz w stadium zakładania fundamentów, a prace wykończeniowe robią na własny koszt i według własnego gustu. I już podsumowując temat transakcji mieszkaniowych wypada zauważyć, że taniej mieszkanie można kupić właśnie teraz, natomiast drożej sprzedać w następnym roku, po wstąpieniu Litwy do Unii Europejskiej.

Julitta Tryk

Wstecz