IX Festiwal Kultury Kresowej w Mrągowie

Spotkanie talentów i serc rodaków

Graj, kresowiaku, graj -

serce, uśmiech daj.

Graj, kresowiaku, graj -

dla Mrągowa graj.

8-11 sierpnia br. ponad 500 kresowiaków grało, śpiewało, tańczyło i uśmiechało się na IX Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie. Pomagała im w tym ochoczo publiczność, zebrana w amfiteatrze nad jeziorem Czos, zaproszeni goście i rodacy, przybyli na to święto z wielu krajów świata. Do tej spokojnej i malowniczej mazurskiej mieściny, będącej już od 9 lat przystanią kresowych serc, nadjechali artyści, dziennikarze, poeci, malarze oraz twórcy rękodzieła z Litwy, Ukrainy, Czech, Białorusi.

Ekipa wileńska w składzie: trzy autokary - ponad 130 osób oraz organizatorka pani Apolonia Skakowska - dotarła do Mrągowa już w przeddzień imprezy. Natomiast na koncercie galowym wileńskimi melodiami i serdecznością czarowały publiczność „Kapela Pana Jana” (która wykonała również piosenkę festiwalową „Jadą wozy, jadą”), „Jutrzenka”, „Znad Mereczanki”, „Jagielloni” i zasłużona dla kultury polskiej na Litwie „Wilia”. Zespoły te nie zawiodły Wileńszczyzny, wręcz odwrotnie - jeszcze raz dowiodły publiczności, iż wileńskie dziewczyny są najpiękniejsze, a chłopcy - najweselsi, zaś wileńskie melodie - najskoczniejsze (może nieskromnie to zabrzmiało, ale nie mijam się z prawdą!).

Koncert galowy nie odniósłby takiego sukcesu, gdyby nie dwa uciążliwe dni, wypełnione nieustannymi próbami, odbywającymi się w Domu Kultury i w amfiteatrze. Nieraz „gradowe chmury” zbierały się nad organizatorami, a cierpliwość reżyserów festiwalu - Agaty Młynarskiej i Jacka Kujawskiego (syna nieodżałowanego śp. Czesława Kujawskiego) była bliska wyczerpania, lecz „burzę” udawało się w czas zażegnać i nerwy uspokoić kresowymi przysmakami...

Jednak nie samymi próbami i koncertami festiwal żyje. Przede wszystkim chodzi tu o dobrą, kresową zabawę, a nieraz i o łzy wzruszenia, ocierane przy piosenkach, do których wciąż wraca wspomnieniami tęsknota. Tradycją festiwali stały się również stragany, rozkładane na placu im. J. Piłsudskiego, cieszące oko haftami, rzeźbami, obrazami, chlebem litewskim, a także różnymi słodyczami, dzwoneczkami i pamiątkami. Obok mieściły się stoiska miejscowych handlarzy, kuszące przeważnie „napojem z chmielu” i orzeszkami w cukrze. Na placu tym miały możliwość dodatkowo zaprezentować własny kunszt różne zespoły, bowiem na koncercie galowym miały one czas ograniczony. Trzeba przecież wiedzieć, że do tego festiwalu przygotowują się one przez cały rok! Jednakże tu kieruję głęboki ukłon w stronę publiczności, która i na placu, i w amfiteatrze, i podczas niedzielnego przemarszu była obecna, jednakowo serdeczna i niestrudzona. Na tymże placu w pierwszym dniu festiwalu odbyła się dyskoteka zapoznawcza, a jednocześnie ognisko z pieczonym prosiakiem.

W sobotę od samego rana trwały wielkie przygotowania w amfiteatrze - sprawdzano każdy reflektor, ustawiano dekoracje, kiszono ogórki i zrywano jabłka, będące zawsze upiększeniem stolika prowadzących, chowano niepotrzebne kable i modlono się o pogodę (skutecznie zresztą, bo niebo przez cały wieczór było pogodne). Zniecierpliwiona publiczność i stremowani artyści zapełniali amfiteatr mrągowski, w którym, jak zwykle, zajęte były wszystkie miejsca, a olbrzymia scena wydawała się za mała. Zmieniały się na niej zespoły, twarze, uśmiechy, ale pozostali ci sami, niezmienni już od lat, trzej prowadzący - Agata Młynarska, Anna Adamowicz i Dominik Kuziniewicz. W tym roku dołączyła do nich debiutująca pani Bożenka ze Lwowa. Najbardziej jednak wzruszeni i przejęci byli „główni winowajcy” tego festiwalu - „ojciec chrzestny” Ryszard Soroko, „matka chrzestna” Nina Terentiew, a także burmistrz Mrągowa Otolia Siemieniec. Straż porządkowa bezwzględnie pilnowała wejść i artystów. Głównym „dyktatorem” święta i jego sponsorem była Telewizja Polska.

Chociaż zespoły i wykonywane utwory na każdym festiwalu zmieniają się, pozostaje ta sama radość, te same wzruszenia, te same ciepłe słowa i gorące oklaski. Zostaje świadomość, że nie idą na marne nasze, kresowiaków, wysiłki wytrwania w polskości i, że pamiętają ciągle o sobie nawzajem rodacy rozsiani po świecie. Pozostaje też niezmienna miłość do piosenki „Hej, sokoły”, bez której jeszcze żaden festiwal się nie odbył. W takiej atmosferze 5-godzinny koncert minął jak jeden kwadrans i zostało tylko powiedzieć: „Do zobaczenia za rok, na X jubileuszowym Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie!”

Na tym jednak święto się nie skończyło, bo w niedzielę odbyła się uroczysta Msza św. w kościele św. Wojciecha, podczas której śpiewała niezastąpiona „Wilia”. Po czym barwny korowód zespołów przeszedł gościnnymi uliczkami miasteczka, a w końcu odbyły się ich występy na placu. Zostały one zakończone huczną Biesiadą Kresową, która trwała do późnej nocy...

Czas, spędzany w miłym towarzystwie, płynie nieubłaganie szybko i już autokary z artystami ruszają w drogę powrotną, publiczność również wraca do domów. Na pewno jednak jedni i drudzy zostawili nad błękitnym Czosem cząstkę swych serc, bo żadne granice i kilometry nie są w stanie rodaków rozdzielić.

Barbara Kuziniewicz

Wstecz