Pójdź, dziecię, ja cię uczyć każę...

Szlachetne zawołanie poetki-pozytywistki współcześni decydenci od oświaty na Litwie w ramach pracy u podstaw (czyli w „dołach” społecznych) zamienili na abstrakcyjne: ”Do szkoły? Po drodze!” Trudno, ale kojarzy mi się ono ze wszechobecną reklamą piwa: na piwo - wstąp po drodze. Hasło rzucone przez ministra oświaty i mające zdopingować dzieci i młodzież nie uczęszczającą do szkoły do jej odwiedzenia, poparte ma być wyłapywaniem tejże młodzieży przez... no, właśnie, kogo? Okazuje się - usłużnych sąsiadów, emerytów, którzy mają czas na obserwowanie młodzieży i zechcą powiadomić o wałęsających się nastolatkach ministerstwo oświaty na nieodpłatny telefon. Dziwną drogę, trzeba przyznać, wybrało ministerstwo, by według przybliżonych obliczeń 6 tys. młodzieży i dzieci w wieku 7-16 lat zmusić usiąść do szkolnych ławek. Urzędnicy znaleźli najprostszy sposób odreagowania na powszechne niezadowolenie i coraz bardziej głośne narzekania nie tylko szeregowych obywateli, lecz też polityków i kierowników państwa na haniebne fakty wałęsania się młodzieży w wieku szkolnym nie tylko po ulicach, żebrania, pracy na wysypiskach śmieci, ale też w szybkim tempie odmładzającej się przestępczości.

Rzucono dźwięczne hasło (choć niezbyt mądre), zdopingowano do aktywności emerytów, ba, wysilono się na bezpłatny numer telefonu... czy mało zrobili urzędnicy? Zdrowy rozum podpowiada, że poszukiwania brakujących uczniów należałoby rozpocząć od służb komunalnych w starostwach, komitetów pomocy socjalnej, komisji ds. nieletnich, czy organizacji charytatywnych... Lecz tam czeka na urzędnika nużąca, skrupulatna praca. O wiele łatwiej jest zrobić wiele ruchu w temacie i czekać... aż dzieci wyrosną z wieku szkolnego. Dalece nie do każdej urzędniczej wyobraźni przemawia fakt, że średnia liczba - 0,3 proc. niepiśmiennych dorosłych obywateli - z roku na rok będzie się zwiększała o dalsze ułamki procentu (a są to tysiące żywych ludzi). I to się dzieje w czasie, gdy mówimy o Litwie jako o perspektywicznym kraju nowoczesnych technologii i budowaniu społeczeństwa informacyjnego.

Dziś kształci się na Litwie około 900 tys. osób, około 600 tys. z nich zdobywa średnie wykształcenie w 1950 państwowych i samorządowych szkołach. Cieszyć może fakt, że szkoły mają dążyć, by na 10 uczniów przypadał 1 komputer - tego roku 400 szkół zaopatrzyło w komputery wojsko. Smuci zaś niezmiernie, iż co trzecie dziecko na Litwie dostaje w szkole darmowe jedzenie (oznacza to, że dorasta w rodzinie o minimalnych dochodach) i państwo na dokarmianie przeznacza 60 mln Lt oraz kilka dziesiątków litów na szkolne przybory dla tychże dzieci. W tych realiach do wizji z dziedziny fantastyki raczej pasuje fakt, iż już w roku 2005 - według wizji ministerstwa oświaty - w każdym samorządzie ma być założona tzw. wzorowa szkoła. Wzorowa, to znaczy taka, która poziomem nauczania, wyposażenia, zastosowaniem nowoczesnych programów i technologii odpowiadałaby najwyższym światowym standardom. Dla kogo taka szkoła ma być i czemu służyć: propagandzie czy jeszcze bardziej wyraźnemu podziałowi na zamożnych i ubogich, nikt dziś nie trudzi się dać odpowiedzi.

Szkoła dziś czeka na dzieci nie tylko z pobudek humanistycznych - miłości i chęci kształcenia - każdy uczeń to dodatkowy grosz z koszyczka uczniowskiego. Niż demograficzny sprawił, iż tego roku liczba pierwszoklasistów w szkołach na Litwie wyniesie 38 tys. i wygląda wielce smutno w porównaniu z rokiem 1994 kiedy to do klas pierwszych przyszło 95,5 tys. dzieci i był to ostatni tak obfity w narybek rok dla szkół. Już w następnym ich liczba wyniosła zaledwie 55,1 tys. Następnie zmniejszała się mniej więcej o kilka tysięcy, a kolejny większy spadek obserwować możemy w roku 2001 - do 41,9 tys. Nietrudno obliczyć, że lata niżów dzieli siedem lat od gospodarczych trudności w kraju: roku 1988 i 1993.

Mniej dzieci - mniej pieniędzy dla szkoły i miejsc pracy dla nauczycieli. Dziś szkoły liczebnie duże są praktycznie zadowolone z koszyczka, który wynosi 1538 Lt na ucznia. Dla szkół mniejszości narodowych w miejscowościach wiejskich jest on o 10 proc. zwiększony (wielce interesujący jest fakt, iż taki sam dodatek obowiązuje litewskie szkoły na Wileńszczyźnie. Czyżby państwo odgórnie decydowało, że ich uczniowie należą do mniejszości. Tylko jakiej?), a dla miejskich o 5 proc. Jest to zbyt mało, by szkoły te mogły nie czuć się dyskryminowane (dla porównania - w Polsce dodatek taki wynosi 40 proc.). Najgorzej sprawa wygląda z podręcznikami, na które z koszyczka uczniowskiego przeznacza się tego roku 21 Lt (dla klas XI-XII i szkół mniejszości 23,2 Lt). Wiadomo, podręczniki są drogie, litewskie też. Ale w języku polskim - z powodu małych nakładów - ich cena jest wyższa niekiedy ponad dwukrotnie. Urzędnicy i wydawcy o tym wiedzą i bez zażenowania twierdzą, że pieniądze na jeden podręcznik musiałyby być przydzielane w granicach 30-40 Lt, bezradnie rozkładając ręce. Szkoły różnie sobie z tym radzą. Większość korzysta z pomocy rodziców, my - z pomocy Polski, dzięki której możemy nie tylko dokonać tłumaczeń potrzebnych podręczników, ale też je opłacić, chociażby, częściowo.

Od tego roku stopniowo ma być wcielany w życie nowy system opłaty nauczycieli - wprowadzane etaty. Dziś trudno o konkrety, nauczyciele więc obawiają się, czy etatowe godziny zabezpieczą im uposażenie na dotychczasowym poziomie, oczywiście, marząc wreszcie o godziwym zarobku. Urzędnicy mówią mgliście, iż w ciągu trzech lat wprowadzana opłata według etatów zwiększy nauczycielskie pensje o 36-40 proc. (w granicach 200 Lt). Czy nie odbędzie się to kosztem wyrugowania ze szkół pewnej części pedagogów czas pokaże, a groźba taka istnieje. Już dziś na rynku pracy o zatrudnienie ubiega się ponad dwa tysiące nauczycieli. Uniwersytety pedagogiczne zmniejszają liczbę studentów dość niemrawo i produkują... bezrobotnych. Szczytem szczęścia dla świeżo upieczonych nauczycielek jest praca w firmach turystycznych, a najbardziej osiągalną - w supermarketach, przy aparatach kasowych. Protestując przeciwko takiej rzeczywistości i tajemniczym manipulacjom ministerstwa z wprowadzeniem etatów, związki zawodowe nauczycieli swoiście planują uczcić Dzień Nauczyciela - strajkiem.

W szkołach polskich tego roku do klas pierwszych przyszło około 1400 pierwszoklasistów, około dwustu dzieci przyjdzie do zerówek. Jak co roku otrzymały dzieci wyprawki: tornistry z przyborami szkolnymi, a ponadto 1600 ćwiczeniówek i podręczników. Tak hojny dar Macierzy kosztował rodaków 180 tys. złotych, z których 100 tysięcy opłaciło Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” zaś 80 tys. Fundacja „Semper Polonia”. Niestety, hojny dar został po raz pierwszy opodatkowany WATem i 8 tysięcy litów „Macierz Szkolna” jest zobowiązana zapłacić dla państwa. Po radosnym wręczeniu - prawda spóźnionych - darów prezes „Macierzy Szkolnej” Józef Kwiatkowski ma się zająć poszukiwaniem pieniędzy. Niestety, temat „znajdowania” pieniędzy ciągle jest aktualny dla Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie. Głośna sprawa ze współfinansowaniem remontu ośmiu stołecznych szkół przez „Wspólnotę Polską” i samorząd miasta Wilna w proporcjach 70 i 30 proc. dobiegła do szczęśliwego końca. Pieniądze samorządowe będą „szły” na remont stopniowo, jednak zaplanowane prace zostaną wykonane. Jest to niezmiernie radosna nowina dla polskiej społeczności szkolnej Wilna, potwierdzająca konsekwentną pracę „Macierzy Szkolnej”.

Pomyślnie jest też realizowane pod egidą „Macierzy Szkolnej” wydawanie poszczególnych podręczników. Według uzgodnionego harmonogramu zostały wydane podręczniki z historii dla klas VI-X oraz matematyki i politologii dla klas XI. Dalsze tłumaczenia i prace wydawnicze będą zależały od wygospodarowania środków na ten cel.

Kolejny rok szkolny nabiera obrotów. Wypoczęci po lecie uczniowie już z mety muszą wejść w roboczy rytm, by sprostać wymaganiom i dobrnąć skutecznie do matury. Powszechnie narzeka się na przeciążenie uczniów. Coraz głośniej mówi się o tym, że w ciągu dwunastu lat nauki uczniowie tracą nie tylko zdrowie fizyczne - skrzywione kręgosłupy, słaby wzrok, ale też często mają zachwianą równowagę psychiczną. Jest to wynik z roku na rok wzrastającego obciążenia, konkurencji, wysokiej poprzeczki egzaminów państwowych. Na początku roku szkolnego ministerstwo zatwierdziło nowe standardy wiedzy z poszczególnych przedmiotów. Określono w nich jakim wymaganiom ma sprostać uczeń na określonym odcinku nauki. Akcentuje się także nie zakuwanie poszczególnych dat i formułek, lecz zdolność uogólniania posiadanej wiedzy; szerokiego widzenia zjawisk i wdrażania do praktyki teoretycznej wiedzy. Jak szkoły potrafią ustosunkować się do nowych standardów i czy będą ich wymagania respektowali urzędnicy formułując zadania egzaminacyjne, pokaże najbliższa przyszłość.

Janina Lisiewicz

Wstecz