Z kronikarskiego zapisu

Rocznica tragedii w Koniuchach

Nocą z 29 na 30 stycznia 1944 roku oddział partyzantów sowieckich z Puszczy Rudnickiej napadł na uśpioną bezbronną polską wieś Koniuchy, położoną na obrzeżach Puszczy, nad rzeką Solczą, przy drodze z Ejszyszek do Solecznik. W gospodarstwach chłopskich podpalonych pociskami zapalającymi poniosło męczeńską śmierć w ogniu ponad 100 mieszkańców wsi. Nie oszczędzono nikogo: ani starców, ani kobiet, ani niemowląt. Zwyczajem owych lat kroniki sowieckie tragedię w Koniuchach przypisały Armii Krajowej, co jest, zdaniem historyków i naocznych świadków, wierutnym kłamstwem i absolutną niedorzecznością. Temat Koniuchów przez wiele lat był przemilczany. Chaim Lazar, jeden ze sprawców tragedii, w wydanej w Nowym Jorku w 1985 r. książce „Destruction and Resistance” napisał m. in. „…dowiedziano się, że wieś Koniuchy przekształciła się w siedlisko złowrogich band. Jej niegodziwi mieszkańcy rozprowadzali wśród miejscowej ludności uzyskiwaną od Niemców broń, nawoływali do walki z partyzantami. Wieś była otoczona umocnieniami w postaci rowów strzeleckich, przed każdym domem znajdowało się stanowisko ogniowe. Po obu jej stronach zbudowano wyżki obserwacyjne…Dlatego zostało postanowione przeprowadzić akcję zastraszenia nieprzychylnych partyzantom wieśniaków… Pewnego wieczoru 120 najdzielniejszych partyzantów…pod dowództwem Jakowa Prennera, okrążyło wieś. Idącym do akcji rozkazano nie zostawiać przy życiu żadnego z mieszkańców, a zabudowania razem z inwentarzem spalić…” Dalej chełpliwy autor relacji głosem pogardy dla ofiar tej potwornej masakry pisze, że „120 najdzielniejszych partyzantów” w krótkim czasie zlikwidowało 60 domów, z 300 mieszkańców wsi nikt się nie uratował”. Zarówno to, że mieszkańcy Koniuchów byli rzekomo uzbrojeni „po zęby”, jak i to, że wszyscy zginęli z rąk „najdzielniejszych”, jest jednym wielkim kłamstwem. Ponad połowie z 250 mieszkańców wsi udało się jednak uciec. Oto relacja jednego z nich: „Ze snu wybudziła nas strzelanina i łuna pożaru w oknach. Było jasno jak w dzień, dookoła roiło się od partyzantów, którzy strzelali do każdego, kto wydostawał się z domu. Szum ognia i trzaski rozpadających się budynków przypominały burzę z piorunami. Z różnych stron słychać było rozpaczliwe jęki palących się w domach ludzi, ryk zwierząt zamkniętych w chlewach i oborach…”.

30 stycznia mieszkańcy okolicznych polskich wsi, również stale nękanych przez partyzantów sowieckich, zebrali zidentyfikowane ciała krewnych oraz znajomych i pochowali na cmentarzach w Butrymańcach, Solecznikach, Bieniakoniach. Niedopalone szczątki 46 osób pogrzebano na miejscowym cmentarzyku. Dziś bolesną pamięć o tragedii w Koniuchach przywołuje skromny żelazny krzyż – milczący znak ukrytej zbiorowej mogiły. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie postanowiła uczcić 60. rocznicę tragicznych wydarzeń w Koniuchach. Miejsce pochówku zamordowanych mieszkańców wsi zostanie należycie oznakowane, na tablicach znajdą się nazwiska wszystkich ofiar. Podczas niedawnej wizyty w Wilnie Andrzej Przewoźnik, sekretarz ROPWiM powiedział, że uroczystości planowane są na maj br. Za terminem tym przemawiają względy pory roku oraz fakt zgłoszenia przyjazdu na obchody rocznicowe ocalałych mieszkańców wsi i ich rodzin z Polski i innych krajów, m. in. z Kanady. Tamtejsza Polonia wyraziła również gotowość upamiętnienia ofiar tragedii sprzed 60 laty w Koniuchach.

Halina Jotkiałlo

Wstecz