Życie kulturalne

Z Powązek dla Rossy

Jesień - to czas pogodnego namysłu nad ludzkim życiem i jego powiązaniami ze światem tych, co odeszli. Dwa jesienne dni - Wszystkich Świętych i Zaduszki. Dni, gdy odwiedzamy swoich umarłych, znajomych, kochanych. Dla osób zrzeszonych w działającym Społecznym Komitecie Opieki nad Starą Rossą w Wilnie, od dnia jego powstania, przyświecają słowa z napisu nad bramą starego polskiego cmentarza w Zakopanem: „Ojczyzna, to ziemia i groby”. Tego, jak dbać o najstarszą nekropolię Wilna, która w każdym swym zakątku jest księgą wielkiej lektury o czasie, który w mieście obok przemijając, tu zostawił ostatnie swe ślady, wilnianie uczyli się u Jerzego Waldorffa, twórcy Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami w Warszawie, dziś już noszącego Jego imię. Przed piętnastu laty zaprosił ich na kwestę powązkowską, aby zbierali pieniądze na ratowanie najcenniejszych zabytków Rossy. Odnowili, a czasem wręcz uratowali do tej chwili blisko 40 pomników nagrobnych. Wszystko za pieniądze z kwest warszawskich. Z czasem do grona darczyńców dołączyli się inni. Wśród nich - Konsulat Generalny RP w Wilnie. Z jego funduszy zabezpieczono i odnowiono pomnik Joachima Lelewela. A w tym roku za przeznaczone przez konsulat 2 tys. Lt wykonano bardzo poważne roboty remontowe w kwaterze grobów patriotycznej polskiej rodziny Bułharowskich. Ratowanie zabytkowych nagrobków i upamiętnianie imion osób znanych i zasłużonych. Na ten drugi cel Komitet zdobywa środki tu na miejscu, w Wilnie. Dzięki różnym akcjom i sponsorom (w tym z Polski i Anglii) udało się wystawić nowe nagrobki Juliuszowi Kłosowi, Karolowi Podczaszyńskiemu, Bolesławowi Bałzukiewiczowi, i - co zasługuje na szczególną uwagę - pomnik na grobie Antoniego Wiwulskiego - twórcy m. in. wileńskich Trzech Krzyży i Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie. Nie sposób wymienić wszystkie osoby, które sprzyjały w ciągu lat działaniom Komitetu. Jednego nazwiska wszakże nie można pominąć. To profesor Litewskiej Akademii Sztuk Pięknych - Eduardas Budreika. To w znacznej mierze jego zabiegom, bezinteresownej ofiarności i zrozumieniu ciągłości tradycji zawdzięczamy wymienione wyżej nowe upamiętnienia na Rossie.

Po raz piętnasty przedstawiciele Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą wyjadą do Warszawy. Powązki - Rossie. Wiele serdeczności i pomocy tam doświadczają. Także od byłych kresowiaków z Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Grodna, od tych, którzy czasem z daleka przybywają, aby wspólnie kwestować, jak pan Kazimierz Siebielski z Koszalina. Niestety, nie ma wśród kwestarzy naszego Wielkiego Opiekuna - Jerzego Waldorffa. Komitet ma w swoim archiwum Jego ostatni list: „Drodzy Przyjaciele! Chcę jak najserdeczniej podziękować Wam za wzruszające prezenty z Wilna, za mosiężną plakietkę z Matką Ostrobramską i za album poświęcony grafice litewskiej. Równocześnie pragnąłbym Was po ojcowsku zburczeć za słowa, że wdzięczni jesteście nam za przyjęcie w Warszawie. Na miły Bóg! Tu i tam jest ta sama nierozłącznymi węzłami złączona Ojczyzna - Litwa, Ojczyzna nasza, i po obu stronach formalnej tylko granicy mamy prawo czuć się jak u siebie. Żałuję tylko, że obecne Zaduszki trwały tak krótko, a dom mój zamknęła choroba. Ale to nic! Za rok, jeśli Bóg pozwoli, dożyję, nacieszymy się sobą do syta. Tymczasem ściskam Was wszystkich jak najczulej Jerzy Waldorff”.

Nie nacieszyli się wilnianie z zapowiedzianego za rok spotkania. Ale doświadczają nadal, że duch Jego czuwa nad Powązkami i Rossą, że w warszawskim komitecie są ludzie gotowi nieba wilnianom uchylić. A swoją drogą - refleksja na zakończenie: wkrótce udamy się na cmentarze, aby odwiedzić swoich zmarłych. Warto więc może zboczyć w jakąś zagubioną alejkę, albo na wiejski cmentarzyk, gdzie prawie nikt już nie przychodzi. Tam można lepiej zrozumieć, na czym polega przemijanie...

Trubadur o Moniuszce

Maria Fołtyn - w przeszłości znakomita polska śpiewaczka operowa, niestrudzona promotorka muzyki Stanisława Moniuszki w kraju i na świecie (wystawiała jego „Halkę” na Kubie, w Meksyku, Turcji, Japonii, Brazylii, USA, Rosji, przez długie lata organizowała Festiwal Moniuszkowski w Kudowie Zdroju, twórczyni i jurorka Międzynarodowego Konkursu Moniuszkowskiego w Warszawie) nadesłała redakcji „MW” materiały dotyczące właśnie tej ostatniej imprezy. Wśród nich - pismo Ogólnopolskiego Klubu Miłośników „Trubadur”, zawierające tym razem Dodatek Moniuszkowski, poświęcony V Międzynarodowemu Konkursowi Wokalnemu im. Stanisława Moniuszki. Z wielu publikacji wybraliśmy fragment wypowiedzi Sergio Segaliniego, dyrektora artystycznego teatru La Fenice z Wenecji. Mamy nadzieję, że przynajmniej w ogromnym skrócie przybliżymy znaczenie imprezy. „Konkurs Moniuszkowski jest dla mnie niezwykle interesujący i dlatego już po raz trzeci z radością przyjąłem zaproszenie do jury, ponieważ jest to konkurs inny niż pozostałe. Dla mnie jest nadzwyczajny i godny podziwu także z tego powodu, że jest on wyrazem walki, jaką toczy Maria Fołtyn w obronie polskiej kultury narodowej, walki naprawdę w wielkim i pięknym stylu. Z drugiej strony, taka formuła konkursu niesie pewne niebezpieczeństwo, otóż przy obecnym rozleniwieniu młodzieży, przy zawrotnym i często bezsensownym tempie pogoni za tzw. karierą, wielu młodych śpiewaków z Włoch, Francji czy USA albo odczuwa strach przed nieznanym repertuarem, albo też nie chce poświęcać czasu na naukę utworów kompozytorów polskich: Moniuszki, Pendereckiego, Lutosławskiego itd. Generalnie jest to konkurs bardzo poważny i moje wrażenia są niezmiennie bardzo pozytywne”.

Do tej wypowiedzi dodajmy, że Segalini zaprosił kilkoro uczestników warszawskiej imprezy do La Fenice. Jeśli chodzi o nagrody, więc pierwsze (8 tys. USD) zdobyli: Amerykanka Lorraine Hinds i Rosjanin Michaił Koleliszwili. Natomiast Grand Prix im. Marii Fołtyn (12 tys. USD) przyznano Białorusinowi Władymyrowi Morozowi. Ogólnie - dominowali Rosjanie, którzy zgarnęli większość nagród głównych i specjalnych. Zresztą ostatnio podobnie dzieje się na innych imprezach muzycznych świata, w których licznie uczestniczą Rosjanie, z reguły bardzo dobrze przygotowani. Nie było natomiast wokalistów z Litwy. Może przełom nastąpi podczas następnej (za trzy lata) edycji konkursu.

Historia w ziemi

Zwykłe kopanie w ziemi na terenie Wilna wciąż przynosi archeologiczne odkrycia. Rekonstruowany kolejny odcinek al. Giedymina nie tylko utrudnia życie - zwłaszcza placówkom handlowym - ale również sprawia niespodzianki. Szkoda, że razem z budowlanymi nie pracują archeolodzy. Oto przykład: tylko zawdzięczając zwykłym przechodniom, którzy uważniej spojrzeli w wykop tuż za rogiem ul. Jagiellońskiej, a później zaalarmowali odpowiednie służby, nie zniknął bezpowrotnie XV-wieczny piec do wypalania gotyckiej cegły. Obok niego zachowały się resztki różnych gatunków gliny, przygotowanej do produkcji i gotowe już cegły. Podczas poprzedniej rekonstrukcji al. Giedymina na odcinku od Placu Katedralnego do Placu Samorządu (d. Orzeszkowej) też natrafiono na podobne znalezisko.

Wynikiem kopania na terenie odbudowywanego Zamku Dolnego jest w tej chwili ekspozycja muzealna przedmiotów z dawnych wieków. Miniona wojna też zostawiła tu swój ślad. Jeszcze w 1964 r. natrafiono na terenie zamkowym na szczątki kilku żołnierzy niemieckich. Latem br. znów odkryto miejsce pochówku trzech żołnierzy. Zachowane fragmenty umundurowania i uzbrojenia świadczą, że najprawdopodobniej byli to żołnierze niemieccy. Szczątki radzieckich żołnierzy znaleziono podczas budowy nowego mostu Mendoga. Natomiast podczas instalowania wyciągu szynowego na Górę Zamkową natrafiono na 17-wieczne miejsce grzebalne z zachowanymi szczątkami ludzkimi.

Grał nam David Krakauer

W Sejnach - pogranicznym miasteczku na Suwalszczyźnie (dwie trzecie to Polacy, resztę stanowią Litwini) od kilkunastu lat mieści się Ośrodek „Pogranicze - sztuk, kultur, narodów”. W Sejnach można też znaleźć ślady mieszkających niegdyś Żydów, protestantów, Rosjan-staroobrzędowców, Tatarów i Cyganów. Wśród mnogości przedsięwzięć organizowanych przez Ośrodek przypomnijmy o jednym. W czerwcu 2001 roku w Sejnach Kapela Klezmerska Teatru Sejneńskiego była gospodarzem muzycznego spotkania młodych muzykantów z krajów Europy Środkowowschodniej z wybitnymi klezmerskimi muzykami ze Stanów Zjednoczonych. Organizatorzy spotkania dążyli do tego, by stało się ono twórczą przygodą artystyczną, zaowocowało poszukiwaniem nowych brzmień, i - w odniesieniu do tradycji muzycznych miejsc, z których pochodzą uczestnicy - inspirowało tworzenie muzyki nowoczesnej, wypływającej z dzisiejszej wrażliwości młodych ludzi. To spotkanie nazwano „Tratwa muzykantów - pomiędzy Nowym Jorkiem a Sejnami”.

I oto niedawno „Tratwa” zawitała do Wilna. W Ratuszu Wileńskim - współorganizatorem imprezy był Instytut Polski w Wilnie - wystąpili muzycy z Sejn, Ukrainy, Białorusi, USA. W gronie tych ostatnich - jeden z najsłynniejszych klezmorim - amerykański klarnecista David Krakauer. To naprawdę była wyjątkowa okazja posłuchania tego wielkiego muzyka, który w ciągu 20 lat muzykowania początkowo grał jazz, potem zainteresował się utworami współczesnymi, uważany jest za współtwórcę jazzu klezmerskiego. W jednej z jego wypowiedzi czytamy: „Przy graniu muzyki klezmerskiej liczą się dwie rzeczy. Po pierwsze, należy przełożyć śpiewność języka jidisz na nuty. A po drugie, nie wolno zamknąć tej muzyki w muzeum. Musimy wciąż pisać nowe utwory, bo prawdziwa tradycja nigdy nie jest martwa. Dlatego wchłaniam muzykę czarnych, współczesny jazz i tak rodzą się kolejne kompozycje...”

Wileński koncert - to piękne muzyczne połączenie niezwykłej radości z głęboką melancholią, to po prostu szalony ton.

Co znaczy słowo klezmer? Kle, zemer - „statek pieśni” - tą poetycką frazą Hebrajczycy określali instrumenty muzyczne. W wieku XIX nazwa ta przylgnęła do kapel wędrujących po wsiach i miasteczkach żydowskich wschodniej Europy. Klezmer musiał umieć zagrać wszystko: tęsknotę, żal, radość, nadzieję, żart. Tak właśnie zagrali w Wilnie.

Narodowa zagrożona

Litewska Biblioteka Narodowa im. M. Mażvydasa jest od paru miesięcy nieczynna. Taki stan rzeczy potrwa w najlepszym przypadku aż do końca roku. Gmach jest poważnie zagrożony, mógł po prostu runąć. Wzniesiony został w 1963 roku i poza remontami kosmetycznymi jego stan nigdy nie był dokładnie zbadany. Bowiem cała uwaga skierowana była w ciągu minionych 12 lat (tyle czasu ślimaczyła się budowa) na wznoszoną obok dobudówkę i jej supernowoczesne wyposażenie. W sumie kosztowało to 48 mln Lt. Biblioteką zainteresowano się dopiero wtedy, gdy ściany zaczęły pękać. Powodów jest kilka. Przystosowana jest ona do przechowywania 3 mln książek, w tej chwili znajdują się - ponad 4 mln. Poważnym zagrożeniem dla stanu technicznego budowli były roboty podczas przekładania pobliskiego tunelu i skierowany doń następnie ogromny potok samochodów. Wibracja odczuwalna była w ciągu lat we wszystkich pomieszczeniach biblioteki. Słowem, 29 tys. czytelników zmuszonych jest do korzystania z innych placówek bibliotecznych miasta.

Krzemieniec i Mereczowszczyzna

Informacje te podajemy z uwagi na obie osoby bezpośrednio i pośrednio związane z Wilnem: Juliusz Słowacki i Tadeusz Kościuszko. O swym rodzinnym mieście poeta napisał: „Jeśli tam będziesz duszo mego łona,/ Choćby z promieni do ciała wrócona./ To nie zapomnisz tej mojej tęsknoty,/ Która tam stoi, jak archanioł złoty...” Krzemieniec - Wilno: związków wiele. Ot, chociażby: w tamtejszym liceum wykładali: Alojzy Faliński (język polski), żołnierz kościuszkowski, autor „Barbary Radziwiłłówny”; Aleksander Mickiewicz (prawo polsko-litewskie i rzymskie), brat Adama; Joachim Lelewel (geografia starożytna); wreszcie ojciec Juliusza, Euzebiusz Słowacki, który przybył z Krzemieńca, aby wykładać na Uniwersytecie Wileńskim.

W Krzemieńcu jest pomnik Juliusza Słowackiego odsłonięty w 1960, jest wiele innych śladów. Z ostatnio - jeszcze jeden - trwały: w dworku Słowackich otwarto Muzeum Juliusza Słowackiego. W stylowo urządzonych z epoki wnętrzach eksponowane są pamiątki po wielkim poecie. Na otwarcie Ministerstwo Kultury RP urządziło wystawę „Godzina myśli” - tak jak tytuł poematu. Obecny na uroczystości minister kultury RP Waldemar Dąbrowski powiedział, że podobne polsko-ukraińskie działania na rzecz ratowania pamiątek oznaczają, że oba państwa będą wspólnie tworzyć nową wspólną Europę.

Tadeusz Kościuszko - polski bohater narodowy, wzór patriotyzmu, odwagi, uczciwości, skromności i umiłowania wolności urodził się w 1746 w Mereczowszczyźnie na Białorusi. Miejscowość ta do 1939 roku pełniła rolę sanktuarium pamięci Naczelnika. Po wojnie dworku nie stało, była tylko tablica po rosyjsku, że tu się urodził „Wybitny działacz polityczny Polski”. M. in. w 1996 roku, w 250. rocznicę urodzin bohatera, Polacy w Ameryce powołali Komitet Odbudowy Domu Rodzinnego Kościuszki. Odbudowę (kosztowała 112 tys. USD) w znacznej mierze sfinansowały obwodowe władze białoruskie, 28 tys. USD przekazała ambasada amerykańska w Mińsku. Polska ma wziąć udział w wyposażeniu dworku. W przyszłości planuje się odbudowanie całego folwarku Kościuszków.

75 sezon

Na otwarcie 75 sezonu Narodowy Teatr Opery i Baletu w Wilnie dał „Wesołą wdówkę” Ferenca Lehara. Zespół też powitał nowy sezon w nastroju bardziej wesołym. Za panowania dyrektora Gintautasa Kevišasa gmach przeżywa istny renesans. Za 4 mln Lt wstawiono nowe okna, uporządkowano garderoby, szatnie, toalety i holle. Japończycy wyasygnowali 1,2 mln litów na nowoczesny cyfrowy sprzęt nagłaśniający. Zainstalowany zostanie po rekonstrukcji sali widowiskowej.

Najbliższe premiery to: opery „Dalia” Balysa Dvarionasa i „Żydówka” Jacquesa Halevy (1799 - 1862). Kompozytor pochodził z rodziny żydowskiej, która do Francji przybyła z Bawarii. Ukończył Konserwatorium Paryskie, był później profesorem tej uczelni. Jest twórcą ponad 30 oper. Jednakże jego sława i miejsce w historii muzyki opiera się przede wszystkim na jednym dziele - na operze „Żydówka”, która na długie lata, bo aż do czasów II wojny światowej, należała do najpopularniejszych pozycji światowego repertuaru operowego.

Skoro jesteśmy przy temacie, więc warto nadmienić, że w końcu roku na Litwę po raz drugi zawita słynny „Moscow City Ballet”. Ten znakomity zespół zaprezentuje się 31 grudnia w Wilnie, na arenie „Siemens”. Trupa powstała w 1988 r. z inicjatywy jednego z najsłynniejszych rosyjskich choreografów, Wiktora Smirnowa Gołowanowa, który ponad 20 lat był solistą Teatru Bolszoj w Moskwie. Wykonawcy - to głównie jego i znakomitej primabaleriny Ludmiły Nerubasekowej uczniowie. Stąd też wysoka klasa, styl, bez zarzutu choreografia. Do tego - bogata scenografia, wytworne kostiumy (podczas ubiegłorocznego spektaklu „Dziadka do orzechów” z muzyką Piotra Czajkowskiego wilnianie mogli podziwiać blisko 60 tancerzy, którzy w ciągu 1,5 godz. trwania przedstawienia zaprezentowali się w 200 bogatych kostiumach).

* 65 sezon Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny rozpoczął w bm. aż trzema premierami. To „Miesiąc na wsi” Iwana Turgieniewa w reżyserii Juliusa Dautartasa, „Król Lear” Szekspira w interpretacji reż. Valentinasa Masalskisa i spektakl muzyczny dla dzieci Kristiny Gudonyté „Vejuné - narzeczona diabła” wg utworów Antanasa Pivorasa. Dramat „Miesiąc na wsi” (napisany w 1850 r.) już wystawiany był przed wielu laty na tej scenie przez znanego litewskiego reżysera początku drugiej połowy ub. wieku, Romualdasa Juknevičiusa. Tragedia „Król Lear”, pokazana podczas niedawnego międzynarodowego festiwalu „Syreny”, została wysoko oceniona. Wybór Masalskisa nie był przypadkowy: reżysera od dawna interesuje materiał dramaturgiczny zawarty w dziele Szekspira: stan ducha człowieka w sytuacjach ekstremalnych: władza i życie, rodzina i społeczeństwo, bezwzględność i honor, prawda i iluzja, słowem podróż Szekspira po labiryntach natury ludzkiej.

Wstecz