Pożegnania

Jesteś wśród nas, Pani Basiu…

Zjawiała się w redakcji wnosząc ze sobą niepowtarzalną aurę: afirmacji życia, serdeczności, pogody ducha. Proponowała własne teksty do druku, zawsze miała jakieś ciekawe pomysły, lubiła pogawędzić o życiu, o polityce, o szkole. A jeśli akurat się zdarzało, że narzekaliśmy na to lub tamto, mieliśmy z jakiegoś powodu nietęgie miny, zaraz miała „receptę” na tę naszą „wielkomiejską” – jak mawiała – chandrę: „Trzeba wam przyjechać do moich Jurgielan. Tam dopiero człowiek uczy się być szczęśliwym”…

Jurgielany – to wieś w rejonie trockim, niedaleko Połuknia, gdzie mieszkała w drewnianym domku, wpisanym do pięknego jak z obrazka krajobrazu. Żyła jak większość kobiet wiejskich, dźwigając na swych barkach kłopoty i zmagania dnia codziennego, tym się jednak od nich różniąc, że nieco inaczej na życie wokół patrzyła i więcej widziała…

Od początku lat 50. Barbara Sidorowicz, z domu Nowosielska, pracowała jako nauczycielka-polonistka oraz klas początkowych (któremu to zawodowi poświęciła 40 lat życia) w szkołach: w Ligojniach koło Połuknia, w Markuciszkach, w anglenickiej początkówce, w Połukniu. Wychowanka znanych przed wojną nauczycielek Ludwiki Usowicz i jej siostry Scholastyki, swoim uczniom starała się zaszczepić to, co „szlachetne i wieczne”.

Kochała życie i umiała nim się cieszyć. Kochała ludzi i umiała im przebaczać. Starała się każdego zrozumieć, a jeśli widziała, że ktoś był w potrzebie – dopomóc. Nie potrafiła być obojętną wobec krzywdy. Chociaż życie wiejskiej nauczycielki, matki pięciorga synów do łatwych nie należało, wystarczało Jej jeszcze dla innych ludzi, sąsiadów, wychowanków.

Udzielała się społecznie, od początku istnienia Związku Polaków na Litwie była jego aktywistką. Opuszczone mogiły akowców, zapomniane groby rodaków również były w zasięgu Jej troski. Że przypomnimy chociażby akcję, rozkręconą przez Panią Basię i doprowadzoną do pomyślnego zakończenia, wokół miejsca wiecznego spoczynku akowca, ppor. Kazimierza Orłowskiego, pogrzebanego na cmentarzu w Jurgielanach. Na zapomnianej mogile stanął pomnik, który uroczyście wyświęcono, a sztafetę pamięci o żołnierzu przekazano miejscowej młodzieży szkolnej i harcerskiej.

Pani Basia kochała książki, sama również pisała. Spisała historię Nowej Wilejki – miejsca jej urodzenia, jej małej ojczyzny – oraz jej mieszkańców, z którymi się tam spotykała, obcowała. Przed kilku laty historia Jej życia oraz Nowej Wilejki doczekała, dzięki Podlaskiemu Oddziałowi Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i panu Janowi Leończukowi, wydania książkowego pt. „Życiopisanie”. Z zaangażowaniem wzięła udział w konkursie literackim „Los wilnianina w XX wieku”, rozpisanym przez naszą redakcję i została współautorką książki, składającej się z prac konkursowych.

Największą bodajże pasją życiową Pani Barbary była poezja. Sama również pisała wiersze okazjonalne, jak też obrazki poetyckie, zachwalające urodę rodzinnych okolic, ale też – trącające subtelne struny osobistych przeżyć. Szczere, proste słowa i rymy niewyszukane, a takie melodyjne, że się same prosiły, by je śpiewać. Toteż wiele zespołów ludowych Wileńszczyzny – nie tylko „Połuknianie” – śpiewają piosenki do słów Pani Basi. Jak dziecko się cieszyła, gdy jej wiersze, dzięki przyjaciołom w Polsce, doczekały skromnych wydań w postaci kilku zeszytów: „Bukiecik znad Łukny”, „Prosto zwyczajnie” część I i II. Nakładem naszego Wydawnictwa Polskiego w Wilnie „Magazyn Wileński” ukazała się książeczka Jej wierszy dla dzieci „Zapach słoneczka”.

Wśród wierszy Pani Basi sporo strof o jesieni, również o jesieni życia. I właśnie tę porę roku wybrała, by odejść od nas do życia wiecznego… Był piękny dzień złotego „babiego lata”, gdy żegnaliśmy Panią Basię w długą podróż, na t a m t e n brzeg. Świeciło słońce, a z drzew spadał złoty deszcz liści…

… A my, pochyleni przy swych biurkach w redakcji, nie przestaniemy chyba myśleć o tym, że zaraz otworzą się drzwi i stanie w nich uśmiechnięta, pogodna Pani Basia i jak zwykle przekornie powie: „Co? Nie czekaliście na mnie? To jestem…”

Wstecz