„... aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”

Jak grochem o ścianę

Tym razem wypada zacząć od gratulacji, jakie się należą „Kurierowi Wileńskiemu” z okazji piętnastotysięcznego, ładnie, kolorowo wydanego numeru. Dużo zdjęć, kilka ciekawych, z życia, a nie z Internetu wziętych materiałów z pewnością zainteresują czytelnika. Niestety, ten świąteczny, jubileuszowy numer, podobnie jak wszystkie inne, zawiera sporo błędów językowych.

Przyznam, że podejmując próbę rozmowy o języku tego dziennika miałam nieśmiałą nadzieję, iż w jakiś sposób rozmowa ta skłoni kierownictwo redakcji do bardziej wnikliwego, krytycznego spojrzenia na język gazety. Nic z tego. Właśnie z jubileuszowego numeru dowiedziałam się, że „tylko nieżyczliwy rodak może wytykać rodakowi błędy językowe”, a w gazecie, owszem, „zdarzają się potknięcia językowe, stylistyczne”, ale nikt nie jest bezgrzeszny pod tym względem, inne redakcje również. Słowem, takie sobie lekceważące machnięcie ręki: wszyscy źle mówimy i piszemy, nie ma o czym mówić. A przecież jest, bo nie tylko o jakieś potknięcia stylistyczne chodzi, lecz o stałe, systematyczne kaleczenie języka. Czasem, gdy się czyta tę dziwną składnię, ma się ochotę razem z Hemarem zapytać: po jakiemu to? Jeśli chodzi o inne pisma polskojęzyczne, muszę przyznać, że pod względem językowym są bez porównania od Kuriera Wileńskiego lepsze.

Szkoda, że ta krytyczna ocena języka gazety ze strony jej czytelnika odebrana została jako „nieżyczliwość niektórych rodaków”. Nie o nieżyczliwość tu chodzi. Po prostu niektórzy rodacy nie chcą, by według języka tego dziennika oceniano również ich polszczyznę. Zgadzam się z „Kurierem”, że gazeta żyje dłużej niż jeden dzień. Dodam też, że często wędruje daleko w świat, reprezentuje polszczyznę Polaków Wileńszczyzny i głosi się strażnikiem polskości. A tam, w tym dalekim świecie ludzie będą czytać o pomocniku poetów, o dziennikarce kurującej temat cmentarzy, o dziennikarzu kurującym temat kultury (a kurować to przecież leczyć), o układach politycznych (w znaczeniu ustrojach), o sytuacji, która się złożyła, o tym, że emeryt ma postać ten emeryta, o kościelnej skrzynce na ofiarowane pieniądze, skrzynce z ofiarami (zdawałoby się, nawet małe dziecko wie o istnieniu skarbonki), o tym że tego tak prosto nie podpalisz, o Polaku z Orderem Oficera, (Krzyż Oficerski Orderu „Za zasługi dla Litwy”), o połowie kilograma, o bardziej milszym przyjmowaniu gratulacji, o tym, że zatrzymano jego adwokat, która usiłowała przekupić oskarżyciela, że zatrzymano czyjegoś konkubina (zamiast konkubenta), że majątek może być zwrócony dla wspólnot religijnych. Coś zwraca się komuś, a więc wspólnotom religijnym.

Między innymi, właśnie z Kuriera dowiaduję się, że profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajmuje się sprawami narodowościowymi w Europie, wiedzę o Polakach na Litwie czerpie z „Kuriera”. Czerpie i pewnie się dziwi, dlaczego oni tak o swój język nie dbają. Jeden z artykułów zatytułowany jest Drogowskazy polskości. Mowa jest oczywiście o gazecie. To wysoka misja: wskazywanie naszej społeczności drogi do polskości. Ale polskość – to przede wszystkim szacunek, umiłowanie języka. Zniknie język, znikniemy, rozpłyniemy się w „większości narodowej” i my wszyscy, jak masełko na teflonowej patelni, nawet śladu nie zostanie. W tym samym numerze sędziwy ksiądz prałat Józef Obrembski cytuje słowa papieża, które wypowiedział będąc tu, w Wilnie, że należy pielęgnować swój język i kulturę. To dotyczyło nas wszystkich. Dziennikarzy również. A może przede wszystkim.

Na poły patetycznie, na poły reklamowo, niestety, nie najszczęśliwiej pod względem logicznym i językowym brzmi tytuł Kolorowy deszcz rekordu. W sklepach widnieją reklamy o deszczu tanich cen, ale tych cen jest mnóstwo. O deszczu bowiem mówimy wtedy, gdy czegoś jest bardzo dużo. Tu wyraz rekord występuje w liczbie pojedynczej, więc ten deszcz jest nielogiczny i w najlepszym wypadku budzi zdziwienie. W tymże tekście czytamy, że kolejni dziennikarze, łamacze, operatorki przekazywały sobie nawzajem zdobyty ciężką pracą dorobek – ujęty w słowach „Dziennik Polski na Litwie”. Zdawać by się mogło, że rozróżnianie form męskoosobowych (przekazywali) i niemęskoosobowych, zwanych też żeńskorzeczowymi (przekazywały) nie powinno nastręczać Polakom żadnych trudności, jest to bowiem podstawowa wiedza z gramatyki. A jednak tego typu błędy powtarzają się w dzienniku nagminnie. Czytamy więc w gazecie o osobach, które ratowali Żydów podczas wojny. Podobnie też stale powtarza się błąd gramatyczny przy użyciu orzeczenia imiennego. Nie: gazeta jest lepszą, ciekawszą, tylko gazeta jest lepsza, ciekawsza.

Już po raz trzeci zwracam uwagę na używanie błędnej konstrukcji składniowej z użyciem zaimka względnego który. Jak grochem o ścianę. Nadal jednak błędy tego typu powtarzają się z żelazną, powiedziałabym, konsekwencją Oto kilka przykładów niepoprawnego użycia zaimka który: na terenie którego, wartość których, drewniane słupy, wartość których, koszt której, Jurij, mieszkanie którego zamiast: na którego terenie, których wartość, której koszt, którego mieszkanie. W odróżnieniu od składni rosyjskiej, w której zaimek który występuje jako drugi w zdaniu podrzędnym, polska składnia wymaga, by był on w większości wypadków umieszczony na pierwszym miejscu i odnosił się do ostatniego rzeczownika zdania nadrzędnego. Np.: Park, na którego terenie rosły drzewa, był duży. Jedynie w nielicznych wypadkach, kiedy zaimek ten poprzedzony jest przyimkiem lub wyrażeniem przyimkowym: za pomocą, na podstawie, na mocy, w braku, w razie zaimek który umieszczany jest na drugim miejscu. Np.: Wziął cyrkiel, za pomocą którego rysował koła; Ustawa, na mocy której podjęto właściwą decyzję. Tych, którzy z uporem godnym lepszej sprawy łamią tę zasadę, odsyłam do dowolnego podręcznika języka polskiego lub też do słownika poprawnej polszczyzny.

Zaskakuje dziwna składnia polegająca na nieodmienianiu rzeczowników, oznaczających nazwy zawodów żeńskich. Poniższe zdanie naprawdę z polszczyzną nie ma nic wspólnego: Zdaniem Dali Rokaité, lekarz z Centrum Kontroli i Profilaktyki Chorób Zakaźnych, szczepienie przeciwko grypie co roku w naszym kraju staje się coraz popularniejsze. Darujmy sobie nie najlepszy szyk wyrazów, jednak ten lekarz jest szokujący. Przy tym tego rodzaju błędy powtarzają się nagminnie, np. na spotkaniu z minister obecni byli. Owszem, tytułu minister, jeśli się odnosi do kobiety, nie odmieniamy, jednakże nie może on występować samodzielnie. Obawiając się, że moje argumenty nie trafiają redakcji do przekonania, bowiem te same błędy ciągle się powtarzają, posłużę się cytatem z Nowego Słownika Poprawnej Polszczyzny pod redakcją Andrzeja Markowskiego:

„W polszczyźnie ostatnich dziesięcioleci (...) nastąpił masowy odwrót nawet od określeń już przyjętych, typu dyrektorka, kierowniczka, profesorka na rzecz wyrażeń pani doktor, pani kierownik, pani profesor. W postaci żeńskiej pozostały już tylko nazwy zawodów tradycyjnie wykonywanych przez kobiety, np. aktorka, malarka, nauczycielka, pisarka, albo uchodzących za mało atrakcyjne: ekspedientka, fryzjerka, sprzątaczka. (...) Ostatecznym kryterium rozstrzygającym o używaniu lub nieużywaniu nazwy żeńskiej jest możliwość jej stosowania w bezpośredniej formule adresatywnej (pani + tytuł, stanowisko, np. premier, mecenas, doktor)” (Uw. Podkreślenie moje)

Tak więc, nieodmiennym określeniom w formie męskiej muszą towarzyszyć imiona lub wyraz pani, które zaznaczają, że tytuły te przysługują kobiecie.

Wracając do przytoczonego wyżej zdania z gazety pozwolę sobie zacytować na ten temat przykład ze słownika: Rozmowa ze znanym lekarzem pediatrą, panią Anną Kowalską.

Obawiam się, że czytelnik spoza Kresów nie zrozumie, co autor chciał powiedzieć pisząc o rozbitych uliczkach. Rozbijamy dzbanek, szklankę, a nawet jądro atomowe, ale uliczkę raczej trudno. Nie po raz pierwszy też dziennik porusza to czy inne pytanie zamiast kwestii, sprawy, problemu, zagadnienia. Jest to ewidentny rusycyzm, podobnie jak rusycyzmami lub kalkami rosyjskimi są: budzą u nich wątpliwości, (zamiast: budzą ich wątpliwości), w plany poświęcił tylko jednego przyjaciela (poświęcić w znaczeniu wtajemniczyć jest kalką z języka rosyjskiego), targować narkotykami (również kalka rosyjska, bowiem po polsku targować się oznacza zbijać cenę, a w notatce chodziło o sprzedaż, handel narkotykami).

Skoro jesteśmy w pewnym sensie przy tematyce rosyjskiej, prosiłabym o zwrócenie uwagi na pisownię rosyjskich imion własnych. Słownik ortograficzny skutecznie rozproszy jakiekolwiek wątpliwości, bowiem szczegółowo ten temat omawia.

W jednym z artykułów czytamy o utworzeniu tak zwanej tęczowej koalicji, w którą razem z socjaldemokratami weszłyby także prawicowe partie. Otóż do koalicji (do czego?) przystępuje się, wchodzi do niej, wycofuje się z niej itd. W co? można na przykład wdepnąć.

W wyrażeniu bolą mu ramiona błąd polega na użyciu celownika zamiast dopełniacza: bolą go ramiona. To niepoprawne budzą u nich wątpliwości z tak charakterystycznym dla języka rosyjskiego użyciem miejscownika („U nich był sad, takoj bolszoj” – śpiewa Lubasza w operze Carska narzeczona) przywołało mi na myśl dwa wersy z Mickiewiczowskiej ballady „Powrót taty”:

Ach, ja mam żonę! I u mojej żony

Jest synek taki maleńki.

Otóż to u mojej żony jest regionalizmem, charakterystycznym dla polszczyzny kresowej, a biorącym swój rodowód niewątpliwie z języka rosyjskiego. No, ale w ten sposób mówił przed wiekami zbójca ze „wzrokiem dzikim i w sukni plugawej”, a nam, mądrym i wykształconym wypada posługiwać się językiem literackim.

Mimo że redakcja za treść ogłoszeń nie odpowiada, wypadałoby jednak w tych ogłoszeniach błędy językowe poprawiać. Te jednak już się kilkakrotnie zdarzały. Ostatnio czytaliśmy podziękowanie za pomoc, którą udzielił jeden z kandydatów do Sejmu. Czasownik udzielić rządzi dopełniaczem, a więc: za pomoc, której udzielił. W płatnym ogłoszeniu – apelu do rodaków czytamy, że wspólnym wysiłkiem i zaangażowaniem spowodowaliśmy, że czterech naszych kandydatów z listy AWPL zajęli pierwsze bądź drugie miejsce. Oczywiście, powinno być: czterech kandydatów zajęło.

Potwornie brzmi też żywcem wzięty z rosyjskiego sąsiad po celi. Po polsku mówimy: towarzysz życia, towarzysz wspólnej niedoli, towarzysz podróży. Ten, z którym ktoś siedzi w jednej celi, jest raczej współwięźniem, a nie sąsiadem. Sąsiad to ktoś, kto mieszka obok, niedaleko, za ścianą, za miedzą, granicą, a nie w tej samej izbie. Źle został użyty zwrot cmentarna „hiena”, przy tym z trzech powodów. Po pierwsze, przydawka cmentarna jako klasyfikująca, poza nielicznymi wyjątkami, powinna stać po wyrazie określanym, po drugie, wyrażenie hiena cmentarna, oznaczające złodziei, okradających groby, piszemy bez cudzysłowu, po trzecie wreszcie, w notatce szła mowa o osobnikach pijących alkohol na terenie cmentarza, a nie okradających groby, czyli to nie były hieny cmentarne.

W artykule na tematy sportu szokuje użycie wyrazu o wyjątkowo pejoratywnym zabarwieniu prześladowca w znaczeniu konkurent, rywal, współzawodnik, przeciwnik, przy czym nie jest to błąd przypadkowy, powtarza się bowiem kilka razy.

W języku polskim istnieje wyrażenie frazeologiczne obraz nędzy i rozpaczy. Jest to związek o nienaruszalnym składzie, dlatego obrazek nędzy i rozpaczy traktować należy jako błąd stylistyczny. Również frazeologizmem, nader znanym i rozpowszechnionym, jest wyrażenie odprawić kogoś z kwitkiem, dlatego cudzysłów przy tym kwitku jest absolutnie zbędny.

Szczególnie rzucają się w oczy błędy w podpisach pod zdjęciami. Oto przykłady. Powstańcy, przybrani za policjantów, zmusili rekrutów do wyjścia z mikrobusów i położenia się twarzami do ziemi, a następnie podzieleni na 12-osobowe grupy i z zimną krwią zabici strzałami w głowę. Z tak skonstruowanego zdania wynikałoby, że to powstańcy byli poprzebierani, położeni, zabici, a przecież zabici zostali rekruci. Należało napisać: ...a następnie położono ich twarzą do ziemi i z zimną krwią zabito strzałami w głowę. Inny podpis: Honoratka, wówczas Jurkinówna – druga od prawa (od prawej). Ruziené jest przekonana, że córkom do czasu, zanim ukończą 18 lub 24 lat (zanim będą się uczyć) co miesiąc należy się od kancelarii Sejmu po 302 lity. Jest tu niewłaściwe użycie spójnika zanim. Należało napisać dopóki nie ukończą 18 lub 24 lat (a nie lata) oraz dopóki będą się uczyć. Poza tym przed wyrazami co miesiąc brakuje przecinka. W ogóle to, co się dzieje z interpunkcją w dzienniku, woła o pomstę do ortograficznego nieba. W każdym numerze całe chmary zbędnych przecinków oraz cudzysłowów, co nierzadko wypacza treść. Bardzo proszę o stosowanie tej oto prostej zasady: jeśli się wahasz, czy masz postawić przecinek, to lepiej go nie staw.

Ciągle czytamy o rodzinach problemowych. W języku polskim noszą one nazwę rodzin asocjalnych, choć niewątpliwie stwarzają niemało problemów. Podobnie jak stale i niezmiennie stwarza redakcji problem pisownia liczebników.

Pomówmy nieco szerzej na ten temat. Jedną z czterech zasad, na których się opiera ortografia polska, jest zasada konwencjonalna. Kompetentne gremium przyjmuje jako obowiązujący taką, a nie inną pisownię niektórych wyrazów, grup wyrazowych, pisownię łączną i rozłączną, stosowanie wielkich i małych liter itd. W latach 1992 – 1998 Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN wydała szereg orzeczeń, które, między innymi, uprościły pisownię nie z imiesłowami odmiennymi oraz interpunkcję przy imiesłowach nieodmiennych. Tak więc jest to zasada umowna, jednakże obowiązująca, której należy przestrzegać. To chyba nie jest takie trudne do zapamiętania, że liczebniki porządkowe, (który? ósmy) dla odróżnienia od głównych (ile? osiem) piszemy z kropką, a nie doczepiamy do nich żadnej końcówki. Kiedyś, owszem, pisano tak. Dziś jednak obowiązuje taki zapis i należy go przestrzegać. Kurier Wileński bardzo rzadko stosuje się do tej reguły. Nie jest zrozumiałe poniższe zdanie: Za Litwą na 57 z 4 punktami znalazła się Łotwa. Zdanie to w ogóle jest nieczytelne. Należało napisać: na 57. miejscu z 4 (albo jeszcze lepiej z czterema) punktami. Niewłaściwie został użyty przypadek w zdaniu: najtrudniej nauczyć się kilka (chodzi o języki obce). Nauczyć się (ilu języków?) kilku. Zwrot 90-cioro dzieci drugich klas w podpisie pod zdjęciem razi z dwóch powodów. Chcąc użyć liczebnika zbiorowego, należało napisać go literami, a nie cyfrą. O tym, że nie doczepiamy żadnych końcówek, już mówiliśmy. W tym wypadku to „cioro” jest szczególnie rażące. Poza tym wyrażenie dzieci drugich klas wywołuje niezbyt przyjemne skojarzenie. Należało napisać uczniowie drugich klas.

Zdziwienie i niesmak budzi dziwoląg językowy początkówka. Na miłość boską, nie trzeba tworzyć nowego języka polskiego! Ten stary dobrze nam od wieków służy. Ta początkówka utworzona została od przymiotnika początkowa i jak z tekstu wynika, chodzi o szkołę początkową. Ta złożona tłustym drukiem początkówka w tytule potrafi przyprawić o ból głowy każdego, kto ma choć odrobinę szacunku do swego języka.

Dyrektor, redaktor naczelny TV Polonia nazywa się Antoni Bartkiewicz, a nie Bortkiewicz. Błędy literkowe w wyrazach pospolitych nie są wielkim grzechem, w nazwiskach – owszem. Wicemarszałek Senatu RP pani Danielak ma na imię Jolanta, a nie Krystyna. Skrót ZPL, jak wiadomo, oznacza Związek Polaków na Litwie, a co ma oznaczać – ZPL Litwy, używany kilkakrotnie, nawet w tytule?!

Łucja Brzozowska

Wstecz