Komentarz gospodarczy

Tylko w reklamie pampersów bywa komfortowo

W czasie, gdy nowi posłowie toczyli batalię na temat tęczowej czy lewicowo-populistycznej koalicji, w naszej gospodarce też zaczęło się robić „kolorowo”.

W ciągu minionego miesiąca o 2 procenty zdewaluowały się nasze wkłady w bankach. Obywateli niepokoi również zamiar wstrzymania pierwszego bloku Ignalińskiej Siłowni Atomowej, gdyż grozi to podwyżką cen na energię elektryczną.

Nawet ten fakt, że do nowego Sejmu weszło aż 20 milionerów, wzbudza poważne kontrowersje. Jedni są zdania, że im więcej bogaczy zasiądzie u władzy, tym mniej będą kradli. Inni natomiast twierdzą, że syty nigdy głodnemu nie współczuje i obawiają się, że odtąd cała polityka gospodarcza będzie robiona pod najbogatszych. Zresztą jak zawsze...

Dewaluacja wkładów. Jak podają specjaliści bankowi, od stycznia 2000 roku do 1 lipca 2004, suma wkładów w litewskich bankach wzrosła prawie dwukrotnie – z 4,1 mld do 8 mld litów. Jednak oprocentowanie wkładów nieterminowych w tym samym okresie zmalało aż 8 razy, od 1,6 proc. do 0,2 proc. Tylko w sierpniu br. na Litwie zarejestrowano inflację w wysokości 2,2 proc., co oznacza, że w ciągu miesiąca wkłady w bankach zdewaluowały się o 2 proc.

Niepokoi to obywateli, którzy część oszczędności powierzyli bankom. Finansiści wprawdzie zawsze uprzedzali, że pieniądze, które leżą w pończosze, a nawet w banku, praktycznie są martwe, że nie przynosząc zysków dewaluują się. Jedynie zabezpieczają lokatę, podczas gdy powinny „pracować”. Właśnie dlatego pieniądze w bankach lokują zwykle ludzie, którzy nie mają ich aż tyle, żeby w coś zainwestować. Albo po prostu są mało doświadczeni i boją się ryzyka inwestycyjnego. Tymczasem specjaliści twierdzą, że jest to tylko kwestia wyzwolenia się z pewnych stereotypów. Ich zdaniem, nawet mały kapitał może przynosić zysk, jeśli go mądrze ulokujemy.

Prezes stowarzyszenia analityków finansowych Mindaugas Vaičiulis zapewnia: można inwestować również stosunkowo małe kwoty. Jeśli np. chcemy zainwestować pieniądze na okres 10 lat, to warto wybrać Fundusz Trzeciego Pokolenia. Umożliwia on część oszczędności ulokować w akcjach, część w obligacjach. W tym przypadku w ciągu 10 lat można mieć 5-6 proc. zysku. Jeśli zaś dysponujemy jeszcze mniejszą kwotą, warto nabyć papiery wartościowe. Specjaliści twierdzą, że na razie w naszym kraju inwestowanie w akcje jest nieco ryzykowne, dlatego radzą korzystać z kilku sposobów lokowania pieniędzy.

Tym, którzy mają większe oszczędności, bankowcy radzą zastanowić się nad inwestycją w nieruchomości: działki, mieszkania. W najbliższym czasie nie przewiduje się spadku ich cen, wręcz odwrotnie – zapowiadany jest dalszy wzrost. Tak prawdopodobnie będzie aż do momentu wprowadzenia euro. Każda zmiana waluty jest niekorzystna dla tych obywateli, którzy trzymają pieniądze w domu albo w banku. Wyjściem jest zainwestowanie ich w cokolwiek, chociażby w jednopokojowe mieszkanie czy kawałek ziemi pod budowę domu gdzieś na obrzeżach miasta. Pozbycie się takiej nieruchomości, przeważnie z zyskiem, nigdy nie sprawi trudności.

Łatanie budżetu. Budżet na przyszły rok przewiduje znacznie większe niż w latach ubiegłych wydatki. Powodów jest kilka. Mieliśmy wybory, w wyniku których prawie połowa posłów poprzedniej kadencji nie trafiła do Sejmu. Dostaną odprawy, które będą kosztowały podatnika co najmniej 4 mln litów. Może to właśnie dlatego posłowie tak gorączkowo dyskutowali nad przyszłorocznym budżetem, który ma być o 1 mld większy od tegorocznego.

W każdym bądź razie budżet na 2005 rok ma być bardziej prosocjalny. Planuje się większe wydatki na system ochrony zdrowia, oświatę oraz świadczenia dla matek samotnie wychowujących dzieci. Z czegoż będą „nalewać” nasi „salomonowie”? Minister finansów poprzedniej kadencji Algirdas Butkevičius twierdzi, że przyszłoroczny budżet tylko na podatku VAT, podatku dochodowym i akcyzie powinien „utyć” mniej więcej o 11-19 proc. w porównaniu z rokiem bieżącym. Premier Algirdas Brazauskas zaś wspomina o spodziewanych wpływach z funduszy unijnych.

Socjaldemokraci, którzy uważają się za trzon tworzonego właśnie nowego rządu, jeszcze przed wyborami zapowiedzieli wzrost emerytur. Twierdzą, że najniższa powinna wynosić 480 litów. Taka podwyżka pochłonęłaby dodatkowo 540 mln litów, które należy jakoś wygospodarować. Finansiści mają nadzieję na podatki związane ze wzrostem wypłat. Litwa będzie też mogła skorzystać z bezprocentowej pożyczki Funduszu Stabilizacyjnego.

Poprzedni rząd znalazł jeszcze jedno źródło oszczędzania: na rekompensatach za centralne ogrzewanie, gorącą i zimną wodę. A to dzięki wprowadzonym barierom biurokratycznym. Wiele osób upoważnionych do rekompensat nie potrafiło przebrnąć przez stosy skomplikowanych druków i zgromadzić niezbędnych dokumentów. Niektórych odstraszyły ogromne kolejki w urzędzie zasiłków socjalnych. Taka droga krzyżowa jest dla wielu nie do zniesienia.

Zamieszanie wokół siłowni i euro. Właściwie po raz pierwszy odmienne zdania mieli Algirdas Brazauskas i prezydent Valdas Adamkus w kwestii wstrzymania pierwszego bloku Ignalińskiej Siłowni Atomowej. Brazauskas uważa, że należy negocjować z Unią o odroczenie wstrzymania pierwszego bloku i to z dwóch powodów. Po pierwsze, zgodnie z opinią niektórych specjalistów, jest on w dobrym stanie technicznym; po wtóre, po zamknięciu bloku nie tylko Litwę, ale i sąsiednie kraje może dotknąć kryzys energetyczny. Prezydent uważa, że należy się wywiązywać z zobowiązań wobec UE. Jedno jest pewne – energetycy od stycznia przyszłego roku zapowiadają podwyżkę cen na energię. Niestety, nie bardzo wiemy, czy ma to być związane z wstrzymaniem pierwszego bloku siłowni, czy z tym, że od pewnego czasu po skandalicznie niskich cenach sprzedajemy energię elektryczną dla Rosji, a ta z kolei robi na niej kokosy w krajach skandynawskich.

Innym źródłem niepokoju obywateli jest zbliżający się moment wprowadzenia na Litwie euro. Wileńska mennica już się przymierza do tłoczenia nowych monet. Jednak niektórzy specjaliści dość sceptycznie oceniają taki pośpiech. Co prawda Komisja Europejska oraz Centralny Bank Europejski są zdania, że spośród 11 państw mających wprowadzić euro, Litwa i Szwecja są najlepiej do tego przygotowane. Jednak specjaliści zagraniczni ostrzegają, że wprowadzenie euro może spowodować spadek wzrostu ekonomiki. Jeśli tak się stanie, Litwa będzie miała poważne kłopoty zarówno gospodarcze, jak i polityczne. Podobnego zdania są również niektórzy litewscy ekonomiści. Zresztą z wprowadzeniem euro nie powinniśmy się śpieszyć także z powodu kilku nieuregulowanych spraw na rynku wewnętrznym. Po pierwsze, państwo nie zwróciło swoim obywatelom obiecanych wkładów rublowych. Po wtóre, nie zwróciło właścicielom ich ziemi oraz innych nieruchomości. W tych układach, zmiana pieniędzy wprowadzi jeszcze większy chaos i znowu ucierpią najbiedniejsi. Jest jeszcze strona legislacyjna. Komisja Europejska ostrzegła, że przed wprowadzeniem euro powinniśmy dokonać wielu poprawek w ustawie o bankowości. Zdaniem niektórych ekspertów, zamiana lita na euro wymaga też pewnych zmian w Konstytucji.

Ceny ropy nadal rosną. W końcu ubiegłego miesiąca baryłka ropy naftowej na Londyńskiej Giełdzie kosztowała 51,63 USD, a jasnej ropy na giełdzie w Nowym Jorku – 55, 54 USD.

Sytuacja na światowym rynku naftowym jest napięta już od kilku miesięcy, czyli od momentu, gdy w Norwegii powstał konflikt między robotnikami i pracodawcami. Robotnicy od dłuższego czasu domagają się lepszych warunków pracy i podwyżek płac. Pracodawcy natomiast grożą przerwaniem wydobycia ropy. Sytuacja rzeczywiście jest podbramkowa. Norwegia pod względem wydobycia ropy naftowej zajmowała dotychczas trzecie miejsce na świecie i dziennie wydobywała 3 mln baryłek, ostatnio zaś zaledwie 55 tysięcy baryłek. Grożą więc nam nie tylko poważne podwyżki cen na paliwo do aut. Wzrosną koszty centralnego ogrzewania i gorącej wody. Pójdą w górę też ceny towarów przemysłowych i artykułów spożywczych. Tym bardziej, że Litwa nie ma dostatecznych zapasów paliwa na zimę. Co gorsza, prognozy również nie są zbyt optymistyczne. Analitycy, którzy od lat śledzą rynek naftowy, twierdzą, że ceny nadal będą rosły i prawdopodobnie do marca przyszłego roku osiągną pułap 60 USD za baryłkę ropy. Tym bardziej, że zarówno w Ameryce, jak i w całej Europie zapasy ropy się wyczerpują.

Ceny nośników energii rosną więc z dnia na dzień. I to nie tylko benzyny, ale także paliwa dieslowego. U nas jest już ono nawet o kilka centów droższe niż 95-oktanowa benzyna. Sceptycy straszą, że wkrótce litr paliwa na Litwie będzie kosztował 3 lity albo drożej.

Sprawdzają się prognozy eurosceptyków, którzy twierdzili, że po wstąpieniu do Unii Europejskiej dotknie nas podwyżka cen absolutnie na wszystko. Zresztą, a kto się spodziewał, że będzie lekko? To tylko w reklamie UE, podobnie jak w reklamie pampersów, miało być komfortowo, sucho i przyjemnie.

Julitta Tryk

Wstecz