Wilno: wielkie pieniądze kontra społeczność

Gražina Drémaité – przewodnicząca Fundacji Adama Mickiewicza, członek Litewskiej Państwowej Komisji Ochrony Dziedzictwa Kultury, konserwatorka–ekspert opowiada o zagrożeniach dla zabytków historycznych i architektonicznych Starówki, o Cmentarzu Bernardyńskim i o tym, że łabędź z apteki „Pod Łabędziem” nie musiał zniknąć

Niedawno tych, którzy interesują się sprawami starego Wilna, zbulwersowała wiadomość, że stolica litewska może się znaleźć na liście zagrożonych obiektów światowego dziedzictwa kultury? Ile jest w tym prawdy?

Powiem na wstępie, że niewłaściwie zinterpretowano pobyt w Wilnie ekspertów UNESCO – Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury. Jak wiadomo, na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO od 1994 roku wpisana jest Starówka wileńska. Ponadto na liście tej znajduje się Mierzeja Kurońska (Kuršiu Nerija, 2000 r.), Kiernowo (Kernavé, 2004) i litewskie rzemiosło krzyży. Obecnie sporządzana jest dokumentacja, aby w gronie najsłynniejszych obiektów kultury świata znalazło się Zatrocze – Trocki Park Narodowy i Święta Pieśni. O to drugie ubiegają się wspólnie Litwa, Łotwa i Estonia. Żeby uświadomić sobie wartość zabytkową, historyczną i kulturalną Starówki wileńskiej, przytoczę taki przykład: Paryż na liście UNESCO ma tylko nabrzeże Sekwany i Luwr. My mamy cały obszar starego miasta – blisko 360 ha. Jest to unikatowy zabytek, na który składają się: sąsiadujące ze sobą autentyczne zabytki architektoniczne z różnych epok, niepowtarzalne rozplanowanie ulic, uliczek i zaułków, usytuowanie miasta hojnie obdarzone przez naturę. Lista UNESCO sporządzana jest na mocy światowej konwencji o ochronie przyrody i kultury. Tam jest punkt mówiący o tym, że jeśli jakiś zabytek jest zagrożony i nic się nie robi, aby go ratować, państwo może ubiegać się o wciągnięcie obiektu na listę zagrożonych. I wówczas UNESCO może dać pieniądze na jego ratowanie. W Wilnie sprawa jest następująca: Samorząd zamówił sporządzenie szczegółowego planu przestrzennego Starówki wileńskiej. Tworzenie takiej dokumentacji reglamentowane jest całym szeregiem dokumentów. Są to ustawy o ochronie wartościowych nieruchomości, planowania przestrzennego, o ziemi, o terenie ochronnym, etc. Ponadto obowiązuje w takich wypadkach szereg aktów pozaustawowych. Kiedy przystąpiono do opracowania planu, wyszło na jaw, że wiele rzeczy się robi z ogromnym naruszeniem ustaw i aktów, chroniących dziedzictwo, poszczególne tereny, których nie można naruszać, i na które w pierwszym rzędzie powinni wejść archeolodzy i historycy. Przykładem takich wykroczeń są budowy podziemnych parkingów, w tym na terenie Starówki, hotele „Novotel” ze swą agresywną architekturą, „Citypark” – w pobliżu Placu Katedralnego. Albo „drapacze chmur” na prawym brzegu Wilii. Przecież wzniesiono je wbrew konwencjom i ustawom. Starówka jako zabytek powinna mieć tzw. widokowy teren ochronny. I właśnie za rzeką on się znajduje.

Tego rodzaju naruszenia, podobnie jak, na szczęście niezrealizowany, projekt budowy pól golfowych w dzielnicy Zameczek (Pilaite), stały się bodźcem do powstania zjednoczeń społecznych, zrzeszających w swych szeregach wiele znanych osobistości. Działa m. in. społeczna komisja obrony Starówki. Właśnie jej członkowie, powodowani brakiem wiary w poczynania ekspertów opracowujących detaliczny plan zagospodarowania Starówki, są inicjatorami protestów, pikiet, marszy w obronie naszego dziedzictwa. Nie jest bowiem tajemnicą, że te same osoby, które opracowują plany, wydają później pozwolenia na ich realizację. Wywołane jest to brakiem wykwalifikowanych specjalistów, w dodatku nie mających poczucia moralnej odpowiedzialności za pamiątki minionych epok, nie czujących klimatu miasta. Tak więc przedstawiciele społeczności wileńskiej postanowili zwrócić się do ekspertów zagranicznych, aby ci bezstronnie ocenili plan detaliczny zagospodarowania Starówki. Nasza ambasador przy UNESCO Ina Marčiulionyté, osoba mocno zaangażowana w prawidłowe planowanie wszystkiego, co związane jest ze Starówką, postarała się o przyjazd do Wilna trzech ekspertów. Obiecali, że swoje wnioski przedstawią do końca roku. Ten plan miała też ocenić nasza komisja ICOMOS’u (Międzynarodowa Rada Zabytków i Zespołów Zabytkowych), ale w związku z wizytą zagranicznych ekspertów powstrzymała się z wydaniem werdyktu.

Mimo wszystko niedozwolone budownictwo i rekonstrukcje nadal mają miejsce na Starówce.

Jeden z naszych polityków powiedział: czego nie da się zrobić za duże pieniądze, można zrobić za bardzo duże pieniądze. Wiadomo przecież, że inwestycje płyną z zagranicy. Ci, którzy tu wkraczają, z reguły nie liczą się z naszymi ustawami, z naszym, mam na myśli niewielki procent wilnian, stosunkiem do dziedzictwa minionych wieków. A Litwini jak wygłodniały tłum rzucają się na te pieniądze, oczywiście, za przyzwoleniem władz, dla których najważniejsze jest: „za ile?”. Dlatego powstaje „drapacz chmur” na Zarzeczu, dlatego niszczona jest warstwa archeologiczna na Młynowej – Malunu i w pobliżu Jatkowej – Mesiniu. Ludzie, którzy społecznie stają w obronie Starówki, z reguły pieniędzy nie mają, bo są to intelektualiści, ale mają wiele chęci, wręcz desperacji. Myślę, że ten ruch, który jest swego rodzaju nowością w naszym społecznym krajobrazie, ma sporą przyszłość. W każdym razie jak mawiają Litwini: nawet jak nie dogonisz, to się rozgrzejesz.

Nieodłączną częścią historycznego oblicza miasta są zabytkowe cmentarze. Słyszałam, że polska Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zamierza prowadzić prace na tej nekropolii.

Rada od wielu lat bardzo owocnie działa na terenie Litwy, zwłaszcza budując i porządkując cmentarze, na których spoczywają polscy wojskowi. Początkowo prace te zlecano polskim konserwatorom. Potem powstała idea, zresztą sugestia wyszła ode mnie, żeby za polskie pieniądze roboty wykonywali litewscy specjaliści. Pan Andrzej Przewoźnik, sekretarz ROPWiM chętnie przystał na tę propozycję. Jest on bardzo zadowolony z wyników: wszystko przebiega zgodnie z ustawami, organizowane są konkursy i przetargi na wykonanie robót. W ten sposób uporządkowano kwatery polskich żołnierzy w Trokach, na Antokolu w Wilnie, w Ponarach, Święcianach itd. Społeczność Polski wykazuje spore zainteresowanie losem Cmentarza Bernardyńskiego. W prasie polskiej ukazały się artykuły oskarżające Litwinów o zaniedbanie tej cennej nekropolii. Nic w tym dziwnego, bo wiadomo jakie fundusze przeznaczane są u nas na prace renowacyjne i konserwatorskie. Samorząd miasta w ogóle mało interesuje się takimi sprawami. Warto przypomnieć, że w czasach radzieckich cmentarz wpisany był na listę zabytków kultury. Natomiast Departament Ochrony Dziedzictwa przy Ministerstwie Kultury RL jeszcze nie wpisał tej nekropolii do rejestru zabytków. Mam jednak nadzieję, że wkrótce powinny nastąpić zmiany na lepsze. Bo to doprawdy nie wypada, by taki obiekt nie był chroniony przez państwo. Społeczność w swoim czasie czyniła próby ratowania Cmentarza Bernardyńskiego. Przypomnę akcje organizowane przez Komisję Ochrony Dziedzictwa Kultury, kiedy jej przewodniczyłam, i Instytut Polski w Wilnie. Wtedy to podczas koncertów w kościele bernardyńskim zbieraliśmy pieniądze na odnowę zabytków Cmentarza Bernardyńskiego. Zgromadziliśmy, co prawda, stosunkowo niewielką kwotę, bo muszę przyznać, że nasza społeczność nie jest przyzwyczajona do kwest, jeszcze nie bardzo umiemy przeprowadzać takie zbiórki. Tym niemniej udało nam się odnowić jeden ciekawy nagrobek w centralnej części cmentarza. Planujemy umieścić tabliczkę informującą o darczyńcach, dzięki którym pomnik został odnowiony.

Mówiąc o Cmentarzu Bernardyńskim, chcę przypomnieć o tym, że w 2001 roku w Wilnie odbyła się międzynarodowa konferencja z udziałem przedstawicieli zjednoczenia europejskich państw, które mają najcenniejsze i najładniejsze cmentarze. Brałam udział w obradach tej konferencji. Jej uczestnicy odwiedzili wileńskie cmentarze. W wyniku – znaleźliśmy się w gronie państw, mających najładniejsze cmentarze. Przewodniczą temu zjednoczeniu Włosi i oni wydali wspaniałą książkę – katalog najładniejszych cmentarzy europejskich. Część nakładu ukazała się w Bolonii w języku litewskim. W tej książce mowa jest o cmentarzach na Rossie, Bernardyńskim i Antokolskim. W tej chwili zjednoczenie liczy 59 członków (instytucje publiczne i prywatne), którzy działają na rzecz zachowania historycznej i artystycznej wartości cmentarzy, popularyzują nekropolie Europy jako ważną dziedzinę dziedzictwa kultury, współdziałają w celu zachowania, restaurowania i zapewnienia stałej opieki nad cmentarzami. Właśnie w końcu tej edycji zawarty jest szczegółowy opis konserwacji nagrobka Marii Każyńskiej na Cmentarzu Bernardyńskim. Jest to jeden z najpiękniejszych pomników, znajdujących się na starych wileńskich nekropoliach. To klasycystyczna o formach antycznych kolumna stojąca na piedestale. Maria Każyńska (1777-1813) była aktorką i śpiewaczką. Przez lata grała w trupie Wojciecha Bogusławskiego we Lwowie, potem Morawskiego – w Wilnie, kolejno w teatrze swego męża Macieja Każyńskiego w Grodnie, Mińsku, a od 1805 r. – w Wilnie. Śpiewała w operze, przekładała dramaty pisarzy niemieckich na polski.

Stan nagrobka był awaryjny. Po przeprowadzeniu na zlecenie Litewskiego Departamentu Ochrony Dziedzictwa Kultury wielu skomplikowanych czynności przygotowawczych, które poprzedziły restaurację i konserwację, pomnik na grobie Marii Każyńskiej został pięknie i fachowo odnowiony i zrobiono to na koszt funduszy komisji europejskiej.

Natomiast w przyszłym roku Zjednoczenie Cmentarzy Europy organizuje konferencję w Grecji i tam Cmentarz Bernardyński będzie przedstawiony jako cenny zabytek.

Spotykała się pani niedawno z bawiącym w Wilnie z roboczą wizytą Andrzejem Przewoźnikiem, sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie.

Rozmawialiśmy z nim na temat nekropolii zarzeczańskiej, na której spoczywa wielu wybitnych Polaków, w tym – profesorów Uniwersytetu Wileńskiego, artystów plastyków, wojskowych. Z tego też powodu pan Przewoźnik wykazuje od dłuższego czasu daleko idące zainteresowanie tym cmentarzem i Rada chciałaby uczestniczyć w jego restauracji. Niestety, strona litewska dotychczas nie przedstawiła projektu robót, żeby oficjalnie wystąpić o pomoc do Przewoźnika. Wobec tego zdecydował on, że na konto Fundacji Adama Mickiewicza przekazuje milion euro na cztery lata, żeby uporządkować Cmentarz Bernardyński. Ponieważ Czesław Okińczyc zrezygnował z przewodniczenia Fundacji, zostało zwołane nadzwyczajne zebranie założycieli, na którym wybrana zostałam na przewodniczącą Fundacji. Już byłam u prezydenta Valdasa Adamkusa, który wyraził zadowolenie, że Fundacja wznawia działalność. W każdym razie rozpoczynam pracę i mam nadzieję, że wspólnymi wysiłkami uda nam się sporo dokonać. Co prawda, odczuwam pewien dyskomfort, że nie są to litewskie pieniądze...

Krótko powiem o warunkach strony polskiej. Już w styczniu wybieram się do Warszawy na konsultację. Wiem, że w założeniu jest, aby w 2005 roku poddać konserwacji pięć obiektów. Musimy sporządzić odpowiedni plan, umowy itp. obowiązujące w Republice Litewskiej. Ponadto – Cela Konrada. Andrzej Przewoźnik poważnie zainteresował się tym zabytkiem. W kwestię jego reaktywowania bardzo zaangażowany jest Instytut Polski w Wilnie. Wiem, że w tej chwili bazylianie oddali swoją własność do dyspozycji Norwegów, którzy planują urządzenie w pomieszczeniach poklasztornych wyższej szkoły zarządzania. Trwają tam roboty budowlane. Czy da się ocalić Celę Konrada? To już będą rozmowy międzynarodowe na szczeblu prezydentów, ponieważ w jakiś sposób należy to pamiątkowe miejsce ratować. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa chce przeznaczyć na Celę Konrada część sumy z tego miliona euro. Ponadto planowane jest wydanie albumu o Cmentarzu Bernardyńskim. Andrzej Przewoźnik wystąpił z propozycjami, które absolutnie popieram i będę starała się je realizować, aby w dniu Wszystkich Świętych i Zaduszek organizować kwesty na rzecz zarzeczańskiej nekroplii, zwołać konferencję międzynarodową poświęconą ludziom tam pochowanym.

W marcu przyszłego roku do Wilna przyjeżdża Aleksander Kwaśniewski i życzeniem Valdasa Adamkusa jest, aby obaj prezydenci w trakcie tej wizyty udali się na Cmentarz Bernardyński i wspólnie przymocowali na jego bramie tabliczkę informującą, że prace są prowadzone pod egidą Fundacji Adama Mickiewicza, której patronują prezydenci Litwy i Polski. Ale w tym celu należy bramę odnowić, wyznaczyć zastępczy lokal osobie, która zajmuje domek przycmentarny itd. Prócz tego warszawska Rada bardzo poważnie myśli o cmentarzu przypałacowym w Jaszunach. Cieszy fakt, że nowy ambasador Litwy w Polsce Egidijus Meilunas jest bardzo aktywny, współdziała z Fundacją i jest to dobry znak. Rozmawiałam też z merem Wilna Arturasem Zuokasem, ponieważ Samorząd jest formalnym gospodarzem cmentarza, i otrzymałam obietnicę współpracy.

Chcę jeszcze zapytać na temat dalszych losów memoriału w Tuskulanach. Niedawno nastąpiło otwarcie kolumbarium, w którym złożone zostały szczątki osób zamordowanych przez NKWD i po kryjomu kiedyś grzebanych na terenie parku.

Mogę powiedzieć tyle tylko, że byłam obecna przy omawianiu pierwszego projektu. Bardzo ładny był to projekt. Zdziwiona jestem, że realizacja nie nastąpiła według pierwotnego zamysłu. Zrobiono wszystko w pośpiechu. Był tu kiedyś park, w którym się odbywały imprezy muzyczne, poetyckie, spotkania środowisk twórczych w dworku tuskulańskim. Myślę, że park, na pewno w innej roli, ale powinien być dostępny ludziom, jako miejsce zadumy, ciszy, kontemplacji. Nadal jestem zdania, że Samorząd Wilna powinien odpowiednio urządzić park. Wiem, że na memoriał tuskulański wydano ogromne pieniądze, sam projekt kosztował krocie.

Na terenie tym jest pochowanych wielu Polaków, głównie zamordowanych przez NKWD żołnierzy Armii Krajowej. Czy ich nazwiska zostaną upamiętnione?

Wiem tylko, że Andrzej Przewoźnik jest w posiadaniu wykazu nazwisk pogrzebanych tam Polaków. Na temat dalszych decyzji nic nie mogę powiedzieć. Według projektu, miały być wykute nazwiska wszystkich osób zidentyfikowanych. Teraz są półeczki – takie minikolumbarium. Raczej bez wyrazu.

Łabędź z okna „Apteki pod Łabędziem” (aptekę zlikwidowano), tablica Chreptowiczów na kościele św. Jana od strony ul. Zamkowej. Pani ojciec, Vladas Dréma w swoim znakomitym dziele „Kościół św. Jana” pisze, że po wojnie pozbawiono tablicę pięknego secesyjnego kutego krucyfiksu. Znikały i znikają charakterystyczne drobne akcenty wileńskie – takie swego rodzaju symbole miasta. Co się stało z łabędziem, który liczył sobie ponad dwa stulecia?

Trzeba o tym krzyczeć pełnym głosem. Powinniśmy stawać w obronie tych wartości, zachowywać je. Przecież mimo wszystko przetrwało ich niemało. Jak np. stara apteka przy ul. Szopena, w dużym rogowym domu, w którym nb. zainstalowano kiedyś pierwszą w Wilnie windę. To takie kropeleczki, dzięki którym możemy powiedzieć, kim byliśmy, co tworzyliśmy, co mieliśmy? Niestety, znikają te charakterystyczne dla naszego miasta akcenty. Zrujnować jest łatwo. Przede wszystkim społeczność powinna pytać Samorząd, mera, dlaczego niszczona jest ciągłość tradycji.

Jeśli chodzi np. o krucyfiks, powiem, że ze strony Kościoła jest minimalne zainteresowanie takim dziedzictwem. Jeszcze jako przewodnicząca Państwowej Komisji Ochrony Dziedzictwa Kultury parę razy zwracałam się do kardynała J. A. Bačkisa z sugestiami na temat ochrony różnych pamiątek. To, co usłyszałam wprawiło mnie w zdumienie. Otóż kardynał dał niedwuznacznie do zrozumienia, że tylko we Francji bez pozwolenia instytucji państwowych nie można wbić gwoździa do ściany, że tu, na Litwie, takich porządków nie będzie. Ostatnio powstała kwestia zwrotu całego mienia Kościołowi. Jest to słuszne. Ale Kościół powinien być instytucją, która potrafi chronić to dziedzictwo. Przypomnę katedrę wileńską, która, jak wiadomo, była filią muzeum sztuki. Kiedy świątynia została zwrócona wiernym, zostawiliśmy wszystko, co stanowiło jej wyposażenie. Już po paru miesiącach znikł XVIII-wieczny świecznik. Bardzo zmartwiliśmy się tym faktem, przecież w trudnych latach władzy radzieckiej potrafiliśmy restaurować, konserwować, zachować te pamiątki. Pamiętam słowa skądinąd zasłużonego kapłana: „Nie martw się, dziecinko, będzie jeszcze wiele tych świeczników”. Krew mnie zalewa, gdy widzę jak zabytkowe srebrne tabernakulum przecierane jest wilgotną ścierką. Dużo można mówić na ten temat. Chociażby obrazy Czechowicza z kościoła św. Katarzyny. Wszystkie są zachowane, starannie odrestaurowane. Rozumiem, że ich miejsce jest u św. Katarzyny, ale przecież w kościele tym jest duża wilgotność, nie ma odpowiedniej ochrony. Jaka jest gwarancja, że cenne płótna tam znajdą właściwą opiekę? Otrzymałam od biskupa Tunaitisa regułę Watykanu, w której jest mowa o tym, że jeśli duchowny nie jest kompetentny w sprawach dotyczących dzieł sztuki, znajdujących się w podległej mu świątyni, powinien sprowadzić specjalistę – historyka sztuki, konserwatora i zasięgnąć ich opinii. Na szczęście podpisaliśmy umowę ze Stolicą Apostolską, na mocy której w seminariach duchownych powinny być wykłady z historii sztuki, z zakresu konserwacji. Miejmy nadzieję, że coś się zmieni na lepsze, że ulegnie przemianom światopogląd dotyczący zabytków sakralnych. Spójrzmy tylko, ile nadal jest dewastowanych. Wymienię chociażby kościółek augustianów, który niby łabędź płynie pośród wąskich uliczek Starówki, czy kościół wizytek w pobliżu Rossy. Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty, dopóki nie zmieni się mentalność naszych władz kościelnych, mentalność wilnian w ogóle.

Rozmawiała Halina Jotkiałło

Wstecz