„Inni” obok nas

Siostra Wanda od Aniołów

(pryciuńska Konwalia)

W marcu 2003 prasę polską obiegła wiadomość o śmierci mistyczki, stygmatyczki Wandy Boniszewskiej. Zmarła na 96 roku życia. Ostatnie lata przeżyła w podwarszawskich Chylicach, w domu generalnym Zgromadzenia Sióstr od Aniołów.

Zgromadzenie Sióstr od Aniołów (bezhabitowe) powstało w końcu XIX w. w Wilnie. Konstytucje głoszą, że zakonnice mają być siostrami aniołów nieba i aniołów ziemi, to znaczy kapłanów.

Do zgromadzenia Wanda zgłosiła się latem 1924, miała naonczas 17 lat. O pięć lat wcześniej, jako 12-letnia dziewczynka odczuła pierwsze bóle w miejscu ran Chrystusa. Było to w roku 1919, w czasie uroczystości św. Michała w Nowogródku. Trzy lata później, w 1922 pojawiły się silne bóle w czasie obchodzenia stacji Męki Pańskiej w Kalwarii podwileńskiej.

Z antenatów Żyda i Polaka. Dziadkowie ze strony matki - Abraham i Fajga Analikowie - byli Żydami. Ich córka (przyszła matka Wandy) przyjęła chrzest w wieku 16 lat, przed ślubem z Franciszkiem Boniszewskim (przyszłym ojcem Wandy). Ojciec Franciszka, Michał Boniszewski, za udział w powstaniu 1863 został pozbawiony majątku w Talkowie w powiecie trockim. Dwór w Talkowie (Tolkiškiu dvaras) w pobliżu Hanuszyszek usytuowany nad brzegiem ogromnego jeziora w sąsiedztwie z Alkajciami, gdzie w dawnych czasach był gaj pogański (alkas) oraz z wsią Żydowisko (Żydkaimis) - przed wojną licznie zamieszkałą przez ludność żydowską. Wieś ta słynęła z najurodziwszych w całym powiecie żydowskich panien.

Okoliczne zaścianki i miasteczka, obok Polaków i Litwinów, zamieszkiwali także Tatarzy. To najprawdopodobniej od nich, od któregoś z Talków nazwa wsi i dworu się wywodzi. Kiedy osiadli tu Boniszewscy, trudno dziś dociec. We dworze w Talkowie urodził się Donatas Malinauskas (alias Malinowski), póżniejszy dyplomata litewski w Czechach. To właśnie on w 1931, na wiadomość o odkryciu grobów królewskich w podziemiach wileńskiej Katedry, z nadzieją, że zostaną tam odnalezione także szczątki Witolda Wielkiego, zamówił w Czechach kosztowny sarkofag i przesłał go do Wilna. Sarkofag na nic się przydał, bowiem szczątków Witolda nie znaleziono.

Przeto szukanie śladów jakiegoś „dziedzictwa stygmatycznego” po dziadkach Boniszewskich bądź w klimacie tutejszego pejzażu - jest zajęciem raczej bezowocnym. Syn powstańca, Franciszek Boniszewski niewątpliwie musiał bardzo kochać młodą piękną Żydówkę (Helena miała na imię). Nie „wżenił się” w dobrobyt. Rok po ślubie Franciszek Boniszewski wyjechał „za chlebem” do Ameryki. Pracował tam na farmie. Po sześciu latach wrócił i kupił folwark Nowa Kamionka pod Nowogródkiem, 50 hektarów ziemi. Z Heleną mieli dwanaścioro dzieci.

W Ameryce, zanim zaczął pracować „dla chleba”, uczył się przez krótki czas w greckokatolickim seminarium duchownym.

Wydaje się, iż ten fakt po latach zaważy na póżniejszych dramatycznych losach Wandy.

Mistycyzm w wieku dorastania do dojrzałości. Żarliwa wiara w Syna Bożego, a równocześnie - gusła, obrządki „dziadów”, w ojczyźnie Mickiewicza były na porządku dziennym. Imię Wieszcza, nietuzinkowego bohatera tej Ziemi łączyło wyznawców różnych ras i wyznań - katolików, unitów, prawosławnych, wyznawców Mojżesza i Mahometa. Idee patriotyczne, wolnościowe, posłannicze, mesjanistyczne kwitły tu jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Przemarszu Wielkiej Armii nikt już nie pamiętał, ale „Pana Tadeusza” czytał każdy, kto tylko czytać umiał. Stąd te imiona często nadawane na chrzcie świętym: Tadeusz, Napoleon. „Apoteoza Napoleona”, portret konny księcia Józefa Poniatowskiego oraz podobnej treści oleodruki wisiały na ścianach w tutejszych domach pospołu z wizerunkami ważniejszych świętych i portretów rodzinnych.

...Właśnie zmarł braciszek Wandy, Napoleon. Wanda „widzi” jak unosi się on z trumienki, otaczają go Aniołowie... Gdy będzie przyjmowała pierwszą komunię, objawi się jej Jezus Chrystus. Choroba ojca, ciężkie warunki materialne rodziny, skłonią ją do żarliwej modlitwy, prośby Opatrzności o zdrowie i zbawienie najbliższych. Będzie upraszała Najwyższego, by całe to nękające ich brzemię włożył na jej ramiona.

W wieku dwunastu lat zapragnie śmierci, by uniknąć „grzechu”, zachować czystość i ulżyć rodzicom. (Była pośród dwanaściorga rodzeństwa piątym dzieckiem).

Od tamtej pory będzie przez całe życie chorowała i coraz bardziej oddalała się od realnego świata.

Długa droga do zakonu. Do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów przyjęto ją w 1924 roku na próbę. Potem tę decyzję cofnięto. Wysłano ją na roczny kurs do szkoły ogrodniczej pod Nową Wilejką. Później przyjęto ją do nowicjatu. Od tej pory zaczną się z nią kłopoty. Wanda czuje silne bóle dookoła głowy, w rękach, nogach i u boku. Pożegnano się z nią. Wanda podejmuje próby wstąpienia do bernardynek, benedyktynek, ale te próby spalają na panewce. Odsyłają ją do szkoły powszechnej. Po ukończeniu szkoły Wanda znowu próbuje wstąpić do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Tym razem, 6 stycznia 1925 zostaje przyjęta, ale znowu - na próbę. Pierwsze śluby złoży dopiero 2 sierpnia 1928 - najpierw złoży je na rok. Później będzie je ponawiała - w 1930 na trzy lata i dopiero 2 sierpnia 1933 złoży śluby wieczyste.

W Pryciunach na WileńszczyŹnie. Od 1934 roku zaczęto u niej podejrzewać gruźlicę. Przebywała naonczas w domu Sióstr od Aniołów w Pryciunach na Wileńszczyźnie. Tam też zamieszkała w 1946 roku, po tym jak w ramach tak zwanej „repatriacji” większość sióstr zakonnych z Wilna i Wileńszczyzny wyjechała do „nowej” Polski.

W tym samym, 1946 roku w Pryciunach pojawił się jezuita obrządku wschodniego Antoni Ząbek. Uprzednio misję duszpasterską pełnił w Wilnie. Tropiony przez sowieckie służby bezpieczeństwa, ukrył się w Pryciunach, u Sióstr od Aniołów.

Ksiądz Antoni Ząbek był uprawniony do odprawiania mszy w obrządku łacińskim. Odprawiał ją w publicznej kapliczce w Pryciunach, usytuowanej na wzgórzu, dokąd z początku nieśmiało, potem coraz odważniej i liczniej ściągały tłumy wiernych. Do posług miał młodego chłopca, tutejszego mieszkańca, Franciszka Maculewicza. Wtajemniczony w „sprawę” ks. Ząbka (misję posłanniczą), Franciszek Maculewicz pomagał w ukrywaniu kapłana.

W noc Wielkiej Nocy 1950 roku ksiądz Ząbek zostaje aresztowany. Los Wandy i Franciszka Maculewicza jest także przesądzony. Ksiądz Ząbek, Wanda Boniszewska, Franciszek Maculewicz zostają przewiezieni do gmachu siedziby KGB w Wilnie przy Ofiarnej.

Na śledztwie Wanda, jak napisze później, w 1955 roku ks. Ząbek w liście do księdza Barwickiego, „rąbała twardą prawdę”. Śledztwo (tortury) w jej przypadku nie dały żadnych wyników.

Stygmaty Wandy rozdrażniały śledczych. Na gwałt potrzebowali dowodów, iż jej rany - to zwykłe oszustwo. Wożono ją na badania lekarskie do pobliskiego szpitala św. Jakuba. Wyniki badań - „jeden z przejawów szarlatanerii” - były śledczym na rękę.

Sowieckie władze moskiewskie wydały wyrok: 10 lat łagru. „Rozpowszechniała antysowieckie wymysły pod pozorem kontaktów z życiem pozagrobowym, nielegalnie nauczała dzieci religii, ukrywała Antoniego Ząbka”.

W lutym 1951 Wanda Boniszewska została osadzona w łagrze Wierchnij Urał.

Powody jej zesłania były niemal zgodne z prawdą. Wanda miewała objawienia, rozmawiała z Chrystusem, przygotowywała dzieci do pierwszej komunii (m.in. w ich gronie był przyszły metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz).

Podczas pobytu w Pryciunach skrzętnie strzegła swej tajemnicy - otwartych stygmatów. Stale nosiła ubrania z długimi rękawami, tak długimi, że całkowicie zakrywały jej dłonie.

Stygmaty krwawiące i widoczne na zewnątrz pojawiły się szczególnie wyraźnie 7 grudnia 1934. Wkrótce dostrzegł je również jej spowiednik, ksiądz Tadeusz Makarewicz. O jej ranach wiedział ksiądz Jan Pryszmont (obecnie emerytowany profesor byłej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie). W 1948 ks. Pryszmont został proboszczem w Bujwidzach, sąsiadujących z Pryciunami. Ksiądz Jan Pryszmont do dzisiejszego dnia przechowuje notatki, zdjęcia, listy Wandy Boniszewskiej.

W sowieckim łagrze. Jej mistycyzm i ewidentne jego „ślady” w postaci krwawych ran, nie dawały śledczym spokoju. Poddawano ją licznym uciążliwym badaniom, zabiegom w zakładzie psychiatrycznym. Jej rany spędzały sen z powiek zawodowym okrutnym oprawcom. A równocześnie, w skomunizowanej, ale od wieków przesiąkniętej głębokim mistycyzmem Rosji, bano się „jurodiwych”. Takich ludzi obdarzano przesądną czcią. Torturujący Wandę za dnia oprawca, w nocy prosił ją o przebaczenie. Badająca Wandę lekarka prosiła ją o modlitwę. Współwięźniarki, zakonnice prawosławne przesyłały jej chlebki komunijne...

W 1956 roku, po śmierci Stalina, oznajmiono jej, że była nieprawnie osądzona. Wyjeżdża do Moskwy, później zezwolono jej wyjechać do „nowej” Polski. Mieszkała w Białymstoku, następnie w kilku innych miejscowościach. Najdłużej przebywała w Częstochowie. Od 28 kwietnia 1988 roku zamieszkała w domu generalnym Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w Chylicach pod Warszawą. Tam odwiedzał ją ksiądz Jan Pryszmont, znajomy jeszcze z pryciuńskich czasów.

1961 - pryciuńskiej historii ciĄg dalszy. W latach 1960-1961 władze sowieckie pod pozorem „nawracania na komunizm” Franciszka Maculewicza, wszczęły kampanię na rzecz publicznego ujawnienia (odtajnienia?) działalności w Litwie „niebezpiecznego szkodnika”, księdza Antoniego Ząbka. Wtajemniczony w archiwa KGB dziennikarz „Komjaunimo tiesy” odwiedził w Pryciunach Franciszka Maculewicza.

Maculewicz, po odbyciu „zasłużonej” kary, wrócił do rodzimych Pryciun, gdzie został zatrudniony w miejscowym kołchozie jako elektromonter i kierowca. W artykule pt. „Voratinkliai plysta” („Rwie się nić pajęcza” - „Kom. tiesa”, 1961 Nr 39 (4081), 24 lutego) dziennikarz koncentruje uwagę czytelnika na człowieku, pod którego „fatalną opiekę” dostał się Franciszek Maculewicz. Tym opiekunem jest ksiądz Antoni Ząbek.

„W 1940 roku, po przywróceniu władzy sowieckiej [czytaj - na Litwie - uw. A.A.B.]. Ząbek otrzymał z Rzymu, od tamtejszego generała zakonu jezuitów, wskazówki misyjne, których celem było podporządkowanie Kościołowi rzymskokatolickiemu innych konfesji, przechrzczenie wiernych (i ochrzczenie niewiernych) na wiarę rzymskokatolicką oraz prowadzenie szpiegostwa, gromadzenie wiadomości i ich przekazywanie Watykanowi. [...] Właśnie Ząbek to wykonywał”.

Następnie dziennikarz cytuje uwagi i spostrzeżenia ks. Ząbka z jego - kapłana - „dzienniczka”’, dotyczące głównie doznań duchowych Siostry Wandy.

„W taki to sposób Ząbek rozpowszechniał w gronie mieszkańców oszczercze wymysły, prowokacje, podburzał ludzi różnych narodowości do wzajemnej nienawiści, oczerniał sowiecką rzeczywistość”.

W czasie śledztwa, ks. Ząbek „w obliczu mnóstwa dowodów” zeznał organom radzieckim o tym, że...Tu dziennikarz „Kom. tiesy” cytuje zeznania samego księdza Ząbka:

„Równocześnie z działalnością misyjną gromadziłem dane o sytuacji politycznej i gospodarczej w republice, o wojsku sowieckim. (...)Sądziłem, że moje spostrzeżenia będą użyteczne w walce z władzą sowiecką.

...W latach 1948-1949 zgromadzony przeze mnie materiał wysyłałem za granicę. Doniesienia informacyjne przesłałem do Polski, mojemu znajomemu jezuicie Wilkowskiemu, a także przekazałem je Elterowi [ks. Elertowi? - uw. A.A. B.], którzy te moje dane przesłali do innych państw”.

Nie jedyny to w tamtych czasach przypadek załamania się na śledztwie, podpisania zawczasu przygotowanej przez kagebistów „bumagi”. Zdarzało się, że się załamywali najtwardsi z najtwardszych... Ale - nie Wanda...

Li tylko za swój „obłęd” i za ukrywanie księdza Ząbka Wanda Boniszewska została skazana na 10 lat łagru? KGB doskonale umiało szukać „korzeni”. Wyznawcy Kościoła Wschodniego byli przez Rosjan szczególnie śledzeni i prześladowani.

W „tajemnicy” Wandy Boniszewskiej (stygmatach) służby sowieckiego bezpieczeństwa musiały mieć dobre rozeznanie. „Tajemnica” ta bowiem już daleko przed wojną stała się publiczną. Pisał o tym ks. Tadeusz Makarewicz na łamach wileńskiego „Słowa”. A i później, w czasie wojny i po wojnie, nie dało się tego ukryć przed zwykłymi zjadaczami, chleba, przynajmniej w Pryciunach i pobliskich okolicach. Na temat „tej „Siostry od Aniołów” szeptano w czasie nabożeństwa w kaplicy pryciuńskiej, rzucano w jej kierunku wymowne spojrzenia, komentowano - o czym sama Wanda będzie wspominała w swoim „dzienniczku”.

Kłopoty kapłanów z siostrą Wandą. Bardzo różnie traktowało ją grono duszpasterzy. Nie u każdego i nie zawsze znajdywała zrozumienie. Wzmiankowany ks. Tadeusz Makarewicz, przewodnik duchowy Wandy, przekonany o jej stygmatach kazał jej „głosy, które słyszy” uznać za omamy. Zdarzało się, że nie dostawała rozgrzeszenia. Jeden z księży zdecydowanie uznał ją za umysłowo chorą. Ale to jednak ksiądz Makarewicz, po dłuższych obserwacjach „chorej”, kazał jej prowadzić „dzienniczek”. To do niego, na adres plebanii, nadszedł w 1935 roku z Rzymu telegram: „Sa Saintete benit paternellement soer Wanda Boniszewska”- błogosławieństwo od Ojca Świętego podpisane przez kardynała Pacellego, późniejszego papieża Piusa XII.

Przydzielona do Wandy Boniszewskiej w Pryciunach jako pielęgniarka Siostra Rozalia Rodziewicz wyda wymowne świadectwo na temat jej stygmatów: „Widziałam, jak w czasie przeżyć z rąk i nóg krew żywo tryskała. Widziałam, jak płynęła z oczu i często z głowy”.

Przed wybuchem wojny metropolita wileński arcybiskup Romuald Jałbrzykowski powołał komisję do zbadania mistycznych stanów Wandy.

Jej nie zawsze poprawne układy z księżmi niewątpliwie musiały docierać do hierarchów Kościoła, co odpowiednio rzutowało na atmosferę wzajemnej współpracy z duszpasterzami. W przekonaniu Wandy, księża swe posługi kapłańskie traktowali rutynowo, byli „letni”, „oziębli” w sprawach wiary. Przeto - modliła się za nich gorąco, upraszając Opatrzność o wlanie w ich serca żywotnej witalności, miłości do Tego, który się poświęcił ludzkości przez ukrzyżowanie.

Według jej wizji (doznała widzenia w czerwcu 1941) został namalowany obraz przedstawiający księdza ukrzyżowanego razem z Jezusem Chrystusem. Uważała, iż kapłani powinni tęsknić za cierniami Chrystusa. Aby ich umacniać w tej wierze, ona, Siostra Wanda, powinna dawać im godny przykład wytrwania w cierpieniach. W formie deklaracji złożonej Chrystusowi pisała:

Ja depcę marne radości tej ziemi,

Odtrącam czarę słodyczy

I tęsknię tylko za cierniami Twemi,

Twoich pożądam goryczy...

Miała uzdolnienia poetyckie, wyostrzoną do granic intuicję, dar przenikliwego widzenia, olśnienia.

O zmaterializowanie idei cierpienia za kapłanów i zakon toczyła trudną walkę. Walkę z samą sobą. Zdarzały się chwile, że ogarniały ją zwątpienia, przeżywała wtedy prawdziwe katusze. Pociągał ją, urzekał świat pozaziemski, tymczasem musiała bezpośrednio się ocierać o świat realny, niosący z sobą i dobro, i zło. Najchętniej by od tego świata się odcięła. Aliści los chciał inaczej. Twarda, okrutna rzeczywistość zmusi ją do balansowania na krawędzi tego, co „na Ziemi” i co „w Niebie”. Z takiej próby rzadko się wychodzi zwycięsko.

Bolesne ekstazy. Świadkami jej udręk duchowych, nierzadko do utraty przytomności, drgawek, występowania krwawiących ran, było grono kapłanów i współsióstr zakonnych. Czasami przypadkowi ludzie.

Ksiądz Czesław Barwicki został kapelanem w Pryciunach w lutym 1941. Czytał już wcześniej zapiski księdza Tadeusza Makarewicza, pierwszego przewodnika duchowego Wandy, jego spostrzeżenia odnośnie jej ran i mistycznych doznań. Ks. Barwicki będzie także prowadził systematyczne notatki o udrękach duchowych Siostry Wandy, jej bolesnych ekstazach, będzie oglądał jej ręce i nogi. „Stygmaty otwarte - odnotowywał. - Trochę okrzepłej krwi wylała. Rana u boku prawego otwarta. Prawe ramię starte do krwi. Tułów pokryty szramami, jakby od uderzeń potrójnie złożonych”. W Wielki Tydzień odniósł wrażenie, że Siostra Wanda żegna się z tym światem.

Rok później odnotuje, że Wanda jest w coraz cięższym stanie, że bolesne ekstazy występują już nie tylko w czwartki i piątki (jak wcześniej), lecz co dzień. Wanda nie przyjmuje pokarmu. Jest szczęśliwa, że jej dusza łączy się z Chrystusem...

Pycha „wybraństwa”, Konwalia... Pół wieku niemal upłynie, nim Wanda wyzna, że przenikała ją w tamtych czasach pycha „wybraństwa”.

Jej rany przestały się odnawiać w latach 70., ale ból w miejscu znaków pozostał. Jednak dopiero w 1983 roku napisze: „Mam całkowity pokój duszy i nic mnie nie trwoży”.

....W bezhabitowym zakonie wzięła sobie „nowe imię” - Konwalia. Drobny, subtelny kwiat konwalii, rosnący tuż przy ziemi... Można go nawet nie zauważyć, ale nie sposób go „nie wyczuć”. W drobnym kwiatku - wielki duch: jestem maluczki - zda się „mówić” - ale pochylacie się nade mną, by mnie zerwać i zabrać z sobą, kochacie mnie... (Jest „coś” w Konwalii z syndromu Kopciuszka...)

Miewała omamy wizualne, słuchowe, zapachowe; zapach kwiatów czuła w cuchnącym, ze szczurami, karcerze...

Nie stroniła od kontaktów z bliźnimi spoza zakonu. Liczny odsetek osób, wiedzionych zwykłą ludzką ciekawością, cisnął się do niej, upatrując w niej wieszczkę. Aktywnie się wzbraniała przed tego rodzaju natręctwem. Nie jestem jasnowidzącą - mówiła. Jej proroctwa nie zawsze się sprawdzały...

W historii Kościoła nie była wyjątkiem. STYGMATY- ślady przypominające rany na ciele ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa, które pojawiają się w tych samych miejscach na ciele niektórych osób (stygmatyków). W historii Kościoła odnotowano wiele przypadków. Uważa się, że jego podłożem może być głęboka wiara na tyle silna i autosugestia, że wywołuje to tak głębokie skutki psychosomatyczne. (Z Leksykonu medycyny niekonwencjonalnej).

IDEOPLASTIA - według Juliana Ochorowicza: „Ideoplastią nazywamy urzeczywistnienie się w osobniku pewnego wyobrażenia, spełnienia pewnego faktu, wytworzenia się pewnego stanu, a to niezależnie od tego, czy owo urzeczywistnienie było wywołane przez poddanie osoby drugiej czy przez spełnienie własnego danego sobie samemu nakazu (autosugestia), czy też nawet niezależnie od własnych lub obcych poddawań”.

Szczególnie interesującym przejawem jest wystąpienie zjawiska ideoplastii po zabiegu hipnotycznym, kiedy to już w pełnej świadomości stanów i odczuć „zadanych” w hipnozie zjawiają się na ciele wyraźne, nawet krwawiące znaki, będące rezultatem wyobrażeń - stygmaty.

Współczesny wybitny znawca ludzkiej jaźni, nieodżałowany prof. dr Antoni Kępiński dowiódł, iż rozkaz hipnotyzera może zmieniać różnego rodzaju aktywności wegetatywne, nad którymi osoba zahipnotyzowana nigdy nie ma władzy, np. może regulować akcję serca czy skurcz naczyń krwionośnych, stąd możliwość bezkrwawego przebicia skóry czy nawet mięśni lub na odwrót - wytworzenie stygmatów bez jakiegokolwiek urazu.

Choroba czy stan normalny?(Tranzytywizm, internalizacja)Tranzytywizm prof. dr Antoni Kępiński uważa za chorobę duszy. Chory ma wrażenie, że druga osoba - może to być postać realna, bliska lub daleka, albo też postać wyimaginowana, np. Pan Bóg, diabeł, święty, jakiś bohater historyczny itp. - „wchodzi” w niego. Chory na czas wtargnięcia tej obcej osoby przestaje być sobą, a staje się nią właśnie i zwykle odpowiednio się zachowuje. Jego sposób przeżywania upodabnia się do sposobu przeżywania tej osoby. Następuje tu sztuczna integracja przeżyć. Jeśli przed wtargnięciem przeżycia chorego były chaotyczne, panował bezwład i pustka, to od chwili wtargnięcia następuje uporządkowanie, odpowiadające porządkowi charakterystycznemu dla osoby wchodzącej w psychikę chorego.

Opisane zjawisko, choć niezwykłe, występuje też w śladowej postaci u ludzi zdrowych. W takim przypadku mówi się o internalizacji, tj. przyjmowanie różnego rodzaju wartości z zewnątrz i stopniowe przyswajanie ich sobie tak, że w końcu stają się one własnymi. Tylko w danym przypadku proces ten przebiega stopniowo, polega na asymilacji - w odróżnieniu od przypadku przedstawionego wyżej, który ma przebieg gwałtowny.

W stanach mistycznych obserwuje się nagłe wtargnięcie bóstwa do wnętrza człowieka. Generalnie w większości systemów religijnych zespolenie się z bóstwem jest ostatecznym celem. W skali społecznej wódz może porwać za sobą wielkie nieraz grupy społeczeństwa. Jego wyznawcy wchłaniają w siebie jego ideologię, a z nią razem, częściowo przynajmniej, jego postać. Ułatwia im to wewnętrzną integrację.

Nagłe przekroczenie granicy nie jest więc - według prof. Kępińskiego - wyłącznym atrybutem choroby.

...Takiego rodzaju granicę Siostra Wanda od Aniołów przekraczała niejednokrotnie...

Pisała: „Jeżeli Konwalia wytrwa, w co mocno wierzy, to po jej śmierci możecie o niej mówić, co będzie potrzebne”.

Mówić, pisać o niej będą ludzie różni i różnie...

Alwida A. Bajor

Wstecz