Z Wilna do Wilna

Historia ta jest niezwykle prosta, ma bowiem kształt krzywej linii w najbardziej idealnej formie, czyli koła - gdyż powstała w Wilnie i, jak da Bóg, to się w Wilnie w jakiś sposób zakończy.

Wilno – to takie miasto – jak mówi mój kolega Leon Burzanowski tam właśnie urodzony – które jak się zobaczy, to się pokocha, a co najmniej polubi i na pewno będzie się chciało tam powrócić.

Tę prostą historię w kształcie koła opowiedział mi inny mój kolega, a mianowicie Piotr Abdank - Czarkowski. Dotyczy ona jego dziadka, znanego kompozytora Ludomira Rogowskiego i jego babci Ludwiki Nawroczyńskiej, primo voto Rogowskiej i secundo voto hr. Broel – Plater.

Ludomir Rogowski studiował muzykę w Instytucie Muzycznym w Warszawie pod kierunkiem R. Statkowskiego, E. Młynarskiego i Z. Noskowskiego, a następnie w Lipsku pod okiem A. Nikischa i H. Riemanna, a w dalszej kolejności w Rzymie pod okiem, czy pod rzęsą... no dokładnie nie wiem kogo. W roku 1909 wrócił do kraju i osiadł w Wilnie razem z żoną Ludwiką z Nawroczyńskich. Miasto to wybrał podobno z uwagi na związki Ziemi Wileńskiej z rodziną jego matki: Karoliny Kossakowskiej. Prowadził w Wilnie szkołę muzyczną i orkiestrę symfoniczną. Żona Ludwika zdradzała talenty literackie i, by dać temu wyraz, napisała sztukę teatralną, a raczej widowisko muzyczne: „Tłuczek - zabawa wielkanocna na Wileńszczyźnie”. Utwór napisany piękną staropolską polszczyzną w formie wiersza rymowanego. Oto próbka:

Co tu śliczności... aż zjeść chętka bierze.,

Nic jeść nie można, zanim Jegomość

odmówi pacierze,

l troszkę dalej:

Potem, gdy stanie się tradycji

zadość,

Będą życzenia, zabawa i radość.

A pamiętajcie nie skąpić nikomu,

Ktokolwiek zajrzy do naszego domu,

Przytem nauczymy naszych gości

- tłuczka -

Bardzo zabawna to wileńska

sztuczka...

Piękne. Tekst mówiony przeplatany był pieśniami, do których Rogowski napisał muzykę. Szczególnie przypadła mi do gustu pieśń o kogutku. Kilka razy śpiewałem ją z Leonem Burzanowskim w duecie, a pan Piotr akompaniował na fortepianie.

Lato idzie, wiosna schodzi,

Nasz kogutek boso chodzi,

A niech się ta kto zlituje

l buciki mu daruje...

Tekst miejscami piękny, miejscami bardzo ładny, tu i ówdzie przejmujący, a muzyka miejscami bardzo piękna, chwilami przepiękna, fragmentami ujmująca za serce, momentami wyciskająca łzy wzruszenia z oczu, w niektórych partiach wzniosła i patriotyczna, a już wkrótce łagodna i liryczna, zaś w całości polsko-litewsko - białoruska (niania Rogowskiego pochodziła z Białorusi). Rogowscy chcieli to wystawić w Wilnie i... zaczęły się kłopoty lub jak mówią dzisiejsi małolaci: zaczęły się części deski czyli sęki.

W jednym z listów wysłanych z Wilna w 1910 roku żona Rogowskiego napisała: „obok domu rośnie drzewo, normalnie go nie widać w oknie, ale jak jest duży wicher, to ono nagina się mocno i zagląda do pokoju. Mąż mówi, że w czasie zimowym to drzewo szura po szybie.” l w tym samym liście, tylko trochę dalej: (...) podobny zwyczaj występuje na Grodzieńszczyźnie (...) brzęk dzwonków, bicie do taktu w szybę okienną, za którą widać Kurka na kiju, kłaniającego się (...).

Niestety, ani Kurek za oknem, ani drzewo szurające po szybie, ani szyba szurająca po drzewie, ani muzyka Rogowskiego, ani tekst Nawroczyńskiej, ani znajomość z hr. Tyszkiewiczem, późniejszym mężem Hanki Ordonki, ani... widowisko nie zostało wystawione w Wilnie.

A tak na marginesie pieśni o kogutku. Dzisiaj wielu literatów chodzi niemalże boso. Skoro można zapytać, kto daruje buty kogutkowi, chyba można byłoby i zapytać: a kto kupi buty dzisiejszemu literatowi?

Rogowscy przenieśli się do Warszawy. On został kierownikiem muzycznym w Teatrze Nowoczesnym, a Ona została żoną kierownika muzycznego z Teatru Nowoczesnego. Chcieli wystawić swoją sztukę, ale... szło im mniej więcej, tak jak dzisiaj idzie mi z teatrami - wygrałem wiele konkursów na sztuki teatralne, i to pierwszymi nagrodami, drukowałem je w Polsce i poza Polską i... teatry spokojnie realizują dużo gorsze sztuki swoich znajomych, często mało zdolnych.

A tekst Ludwiki Nawroczyńskiej naprawdę do wystawienia się nadawał. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to niech posłucha:

Proszę bardzo - toć pamiętam,

Jak mnie na kwokę wybrały

pisklęta,

Gdy za młodu uczęszczałem pilnie

Do Wszechnicy, jako student w

Wilnie.

Kwoka kwoką, ale nie każda kwoka znosi złote jaja. Rogowscy przenieśli się do Paryża. Czy nad Sekwaną starali się o wystawienie sztuki? Przyznam szczerze, że nie wiem. Ja też napisałem wiele sztuk teatralnych, ale jak byłem w Paryżu, to zazwyczaj nie starałem się o ich wystawienie, tylko bardziej zabiegałem o to, by skorzystać z przyjemności z okolic Placu Pigalle.

Oni w stolicy Francji rozwiedli się, a szczególnie rozeszły się ich orientacje polityczno - towarzyskie, bo On zaprzyjaźnił się z l. Erenburgiem i zapoznał z Leninem, czyli jakoś tak na lewo, a Ona dla odmiany zdecydowanie na prawo: z Józefem Hallerem i z tancerką Krzesińską, sympatią ostatniego Cara Mikołaja II.

W 1950 r. autorka sztuki, już jako Ludwika hr. Broel - Plater, wysłała sztukę na konkurs literacki do Londynu i otrzymała l – nagrodę. Decyzja jurorów na pewno była słuszna, bo to przecież piękna sztuka:

Siedzi kwoka, gda... gda... gdacze

I nad jajek pełnym koszem

Zadumała się po trosze,

Bo już tego nie pamięta

Jak wylęga się kurczęta!

A tu jastrząb z góry leci

Chce jej porwać małe dzieci...

A wtem dziobem - stuk ! puk!

I skorupkę stłukł...

Sztuką interesował się w Londynie Leopold Kielanowski, czytał Hemar, wystawienie popierał Józef Haller, ale jak to bywa z rzeczami wybitnymi... nie wystawiono. Moje sztuki też zachwalali wielcy świata teatralnego, chociażby Edward Dziewoński, korzeniami z Wilna, który przysłał mi list: (...) masz pan smykałkę! Czy Janusz Warmiński z Teatru Ateneum; u pana dowcip na dowcipie i każdy dobry. Na otarcie łez realizuje moje sztuki teatr radiowy. W jednym słuchowisku występowała aktorka Wołłejko - poprzez ojca korzeniami z Wilna.

W pięćdziesiąt lat po sukcesie londyńskim sztukę: „Tłuczek - zabawa wielkanocna na Wileńszczyźnie”, przyniósł mi wnuk Rogowskiego i Ludwiki z Nawroczyńskich i poprosił, bym coś zrobił, aby ta sztuka ujrzała trochę światło dzienne, chociażby została wydrukowana, chociażby we fragmentach. Ciocia Agata, jedna z bohaterek sztuki mówi:

Bo dziewczęca każda nutka

Brzmi słodziutko i przymilnie.

A że nie jest znana w Wilnie,

Niech wysłucha jej Dobrodziej,

Bo tu o tradycje chodzi.

Parafrazując ten fragment można zapytać: a dlaczego sztuka ma nie być znana w Wilnie? Przecież jak zostanie wydrukowany niniejszy tekst, to... to sztuka chociaż we fragmentach w Wilnie będzie znana. A po drugie, rację będzie miał wilnianin Leon Burzanowski, który twierdził wiele razy, że do Wilna się wraca.

Oby tak się stało.

Jerzy Marciniak, Lund, Szwecja

Wstecz