Jego Wysokość SŁOWO

O kobiecie z psem i baszcie Giedymina

Właściwa językowi polskiemu kategoria osobowości sprawia kłopoty nie tylko cudzoziemcom, ale i tym, dla których jest on językiem ojczystym. Język polski jest jedynym językiem (oprócz w pewnym zakresie Słowackiego), który w ogólnej kategorii pojęciowej liczby mnogiej wyodrębnił kategorię mężczyzn przeciwstawiając formy typu byli odnoszące się do mężczyzn formom typu były odnoszące się do wszelkich innych istot żywych, kobiet, zwierząt, ptaków, a także do pojęć oderwanych i rzeczy. Ten szczególny szacunek, jakim nasz język darzy osoby rodzaju męskiego, często sprawia jego użytkownikom spore kłopoty.

Spróbujmy wypowiedzieć w jednym zdaniu myśli, zawarte w dwóch zdaniach: Rodzice byli obecni i Młodzież szkolna była obecna. Jeśli powiemy Rodzice i młodzież szkolna była obecna, popełnimy niedokładność. W zdaniu tym mamy dwa podmioty rodzice oraz młodzież szkolna. Orzeczenie była obecna dostosowane zostało tylko do drugiego podmiotu, natomiast podmiot pierwszy rodzice zawisa w próżni, bo formalnie orzeczenie do niego się nie odnosi. Jeśli powiemy, że rodzice i młodzież szkolna byli obecni, będzie to konstrukcja teoretycznie poprawna, ale wielu może ją odczuć jako niezręczną, bowiem forma męskoosobowa orzeczenia byli obecni występująca bezpośrednio po młodzieży szkolnej nieco razi.

I jeszcze jedno. W skład pojęcia rodzice wchodzą ojcowie i matki. Mężczyźni, choć nie są oddzielnie wymienieni, mają wpływ na konstrukcję zdania. Zauważmy jednak, że pojęcie młodzież szkolna także obejmuje i jednostki płci żeńskiej, i męskiej (trudno wyobrazić szkołę, w której nie byłoby żadnego chłopca), a w języku polskim jest tak, że jeśli w jakimś zbiorowisku ludzkim jest chociaż jeden mężczyzna, to wyrazy określające otrzymują taką formę, jaka się odnosi do mężczyzn. Tyle, że młodzież jest, po pierwsze, rzeczownikiem rodzaju żeńskiego, po drugie, oznaczać może, choć nie musi, osoby niedorosłe, a te, podobnie jak dzieci, nie wymagają formy męskoosobowej. Mamy tu więc do czynienia z dwiema (albo dwoma) przeciwstawnymi regułami. Tu pozwolę sobie na małą dygresję co do odmiany liczebnika dwa. U nas na Wileńszczyźnie dotychczas mówimy: idę z dwiema dziewczynami, matka z dwiema córkami, ale: rozmawiam z dwoma chłopakami, matka z dwoma synami. W Polsce natomiast tej formy dwiema – jak najbardziej poprawnej – już się prawie wcale nie słyszy. I w odniesieniu do rzeczowników męskich, i do żeńskich używana jest w narzędniku forma dwoma. Ponieważ słowniki podają jako poprawne obie formy, (przy tym ostatnie wydania stawiają formę dwoma na pierwszym miejscu), użytkownicy wolą sobie nie utrudniać życia, rezygnując z tej, która rozgranicza rodzaje. Powszechnie więc się rozmawia i z dwoma chłopakami, i z dwoma dziewczynami.

W jednym z poprzednich odcinków, zatytułowanym „I bądź tu mądry, kresowy człowieku”, pisałam o problemach językowych, z jakimi się stykamy, mówiąc lub pisząc o psach. Bo w zasadzie tylko o ludzi pytamy kto?, ale i witając się po pracy z naszym ukochanym Reksiem nie spytamy, co się tak stęskniło za swoim panem (panią)?, tylko: kto się tak stęsknił? Dziś mamy inny „psi problem”. Zresztą nie tylko psi. Przed dwudziestu laty kupiłam w ówczesnej księgarni „Przyjaźń” wspaniałą książkę „Z polszczyzną za pan brat” autorstwa Anny Cegieły i Andrzeja Markowskiego. Wśród różnych ciekawych ćwiczeń znalazłam takie oto: Krystyna i koń (wbiegły, wbiegli) do stajni. Należało wybrać odpowiednie orzeczenie. No i podobnie jak Gałczyński, który żartobliwie narzekał, iż się stał ofiarą Mickiewiczowskiego świerzopa, stałam się ofiarą tej nieznanej mi Krystyny i jej konia. Nie, żebym nie wiedziała, jak jest poprawnie. Podobnie jak ten początkujący fizyk, który rozumiał, że woda wrze przy temperaturze 100 stopni, ale nie mógł zrozumieć, skąd woda wie, że jest akurat 100 stopni, wiedziałam, że należy powiedzieć i napisać: Krystyna i koń wbiegli do stajni. Ale nie wiedziałam, dlaczego należy użyć właśnie tej formy. Jak to teoretycznie uzasadnić, skoro ani Krystyna, jako kobieta, ani koń, jako zwierzę, nie wymagają formy męskoosobowej? Mówimy przecież zgodnie z zasadami, że kobiety biegły i konie biegły. Jednak powiemy w ten sposób tylko wtedy, jeśli biegły oddzielnie. Natomiast jeśli ten bieg odbywał się razem, winniśmy mówić biegli. Jeszcze częściej stykamy się z tym problemem językowym, kiedy mówimy o psach, a to z tej prostej przyczyny, że znacznie więcej ludzi ma psy niż konie. Mówimy, na przykład: Felek i Dżulka wesoło bawiły się, głośno szczekały. Jednakże gdy do tego „psiego towarzystwa” dołączy kobieta, mówimy, że Ania i pies poszli na spacer.

Po długich poszukiwaniach i wypytywaniach u ludzi znających się na języku znalazłam odpowiedzi na te pytania u niezawodnego profesora Witolda Doroszewskiego. Otóż zachodzi tu wypadek osobliwego skrzyżowania się form językowych, których nigdy nie można interpretować ze stanowiska doraźnie i subiektywnie psychologicznego. Nawet tak ostro zarysowana w gramatyce polskiej kategoria pojęciowa męskoosobowości nie sprowadza się tylko do faktów psychologicznych. Bo wprawdzie taka forma jak byli może być użyta wyłącznie w zastosowaniu do jakichś mężczyzn lub ze względu na jakichś mężczyzn, a forma były w zastosowaniu do kogokolwiek lub czegokolwiek poza mężczyznami, ale jednak nie wszystkie rzeczowniki otrzymują w mianowniku liczby mnogiej znamiona osobowości. O tych samych mężczyznach powiemy ci chłopi, ci chłopcy poszli, ale też te chłopy, te chłopaki poszły.

Proces rozwoju języka dokonywa się bardzo powoli, przy tym nie prostolinijnie, lecz zygzakowato. Dlatego też w poszczególnych wypadkach mogą powstawać doraźne konflikty treści z formą. Z takim konfliktem mamy do czynienia w powyższych przykładach z kobietami i zwierzętami. Kobieta mówiąca o sobie i psie byliśmy używa formy męskoosobowej dlatego, że forma byłyśmy mocno się kojarzy z mnogością podmiotów żeńskich, czyli kobiet. Forma byliśmy bywa używana w zastosowaniu do towarzystw mieszanych, toteż nasuwa się ona mówiącej kobiecie, gdy chodzi o towarzystwo nie wyłącznie kobiece. Wypadki, gdy członkiem towarzystwa jest pies, (kot, lub inne zwierzę) są rzadkie i gramatyka polska nie przewiduje dla nich form specjalnych. Ujmując rzecz na wesoło, można powiedzieć, że użycie ze względu na psa takiej formy, jaka się należy mężczyźnie, sprawia mu pewien dyshonor, ale to są, oczywiście, żarty.

Jeżeli powyższa sytuacja językowa miałaby komuś sprawiać kłopot, jest bardzo łatwy sposób, by jej uniknąć. Możemy przecież obejść się bez tej konfliktowej liczby mnogiej, mówiąc, że Ania poszła z psami na spacer.

Zmieniając temat udzielmy chwilę uwagi pięknej ozdobie naszego miasta, prastarej, pamiętającej dawne wieki baszcie Giedymina. Właśnie – baszcie, czy wieży? Przyzwyczailiśmy się mówić, słyszeć i pisać o wieży. Czy słusznie?

Znaczenie wyrazów baszta i wieża nie jest identyczne. Wieża to „wysmukła, ponad inne budynki lub ponad otoczenie, ponad fałdy terenowe wystrzelająca budowla, wolno stojąca lub stanowiąca przybudówkę nad gmachem”. (Od wyrazu tego został utworzony termin wieżowiec). Wieża jest wyrazem nadrzędnym w stosunku do baszty. Każda baszta jest wieżą, natomiast nie każda wieża jest basztą. Podobnie jak każdy człowiek jest ssakiem, natomiast nie każdy ssak jest człowiekiem. Wieże mogą być różne: kościelne, ratuszowe, zamkowe, obserwacyjne, strażnicze, wartownicze, szybowe, wiertnicze, wyciągowe, spadochronowe, kontrolne (lotnicze), ciśnień itd. W znaczeniu przenośnym również: Wieża Babel jako „zbiorowisko ludzi mówiących różnymi językami; zamęt, bezład, różnorodność zdań, poglądów (aluzja do biblijnej wieży babilońskiej, której budowniczowie mieli być ukarani przez Boga za zuchwałość niemożnością zrozumienia się)”.

Wyraz wieża, który pierwotnie oznaczał namiot, ma ścisły związek etymologiczny z czasownikiem wieźć. Namioty składano i przewożono na inne miejsce. Jak podają Witold Doroszewski i Aleksander Brückner, ponieważ wieża-namiot kończy się zawsze spiczasto, przeniesiono jej nazwę na inne spiczaste budowle, gdy życie namiotowe już ustało.

Natomiast wyraz baszta oznacza jeden z wielu rodzajów wież: wieżę obronną albo przynajmniej taką, która kiedyś była obronną. Właśnie takim celom służyła niegdyś baszta Giedymina. Wydaje się, że wyrugowanie z języka polskojęzycznych wilnian (i nie tylko wilnian) wyrazu baszta związane jest z posądzeniem go o rusycyzm. A tymczasem wcale tak nie jest. Wyraz pochodzi ze staroczeskiego, dokąd z kolei dostał się z włoskiego. Baszta należy do tego typu wyrazów, których rzeczowe odpowiedniki albo już nie istnieją, albo istnieją tylko jako zabytki historyczne czy muzealne.

Gdyby jednak z jakichkolwiek powodów wyraz baszta nie odpowiadał nam, możemy nadal posługiwać się wieżą, pamiętając jednak o dodaniu określenia obronna, inaczej słuchacz lub czytelnik nie wiedziałby, o jaką wieżę nam chodzi. Tu się jednak wyłania inny problem. Dzisiejsza baszta Giedymina nie służy przecież żadnym celom obronnym, jest jedynie odrestaurowanym zabytkiem architektoniczno-historycznym. Musielibyśmy więc mówić dawna wieża obronna. Używanie trzech wyrazów zamiast jednego (baszta) nie jest najlepszym rozwiązaniem, a w mowie potocznej na pewno nie do przyjęcia nie tylko z powodu dłużyzny, ale i uroczystej czy też naukowej stylizacji. Poza tym, chyba nie warto dążyć do wycofania z obiegu tego starego, mogącego się poszczycić bohaterską przeszłością (baszty odpierały przecież najazdy wrogów) wyrazu. Baszta należy do tego typu wyrazów, które można nazwać archaizmami rzeczowymi, bowiem ich rzeczowe odpowiedniki już nie istnieją albo istnieją tylko jako zabytki historyczne bądź muzealne. Podobnych wyrazów jest w naszym języku dużo i bezsprzecznie mają one w nim prawo obywatelstwa.

Łucja Brzozowska

Wstecz