Terrorysta, carobójca, uczony, „czarownik”...

Józef Łukaszewicz urodził się 1 grudnia (wg starego stylu) 1863 w majątku Bykówka na Wileńszczyźnie. Po ukończeniu gimnazjum w Wilnie podjął studia na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu Petersburskiego. W czasie studiów zetknął się z Aleksandrem Uljanowem i Piotrem Szewyriewem, spiskowcami. Wraz z grupą młodych współmyślicieli przygotowywali zamach na życie cara Aleksandra III. Józef Łukaszewicz (miał naonczas 23 lata) został jednym z organizatorów Terrorystycznej Frakcji Narodnaja Wola. Bezgranicznie oddany idei nowego carobójstwa (wcześniej z ręki zamachowca, Polaka, zginął car Aleksander II), Łukaszewicz wciągnął do tej akcji Bronisława Piłsudskiego (starszego brata Józefa Piłsudskiego), naonczas studiującego prawo na Uniwersytecie Petersburskim. Oprócz Piłsudskiego i pośrednio jego brata Józefa, do planu carobójstwa wciągnięto jeszcze liczne grono Polaków.

Autor bomby na cara. „Nikt z tych, co się decydował na walkę terrorystyczną z carskim rządem, nie mógł liczyć na ocalenie: udziałem jego musiała stać się śmierć albo wieloletnia katorga” – pisał później Józef Łukaszewicz, onże autor bomby na cara. „Znałem gruntownie chemię – pisał – i zajmowałem się pirotechniką. Przygotowanie niezbędnych składników bomb nie nastręczało więc żadnych trudności. Dla zamaskowania bomby postanowiłem jej nadać kształt książki. Kupiłem u antykwariusza słownik medyczny Grunberga w dobrej, trwałej oprawie, zlepiłem klejem wszystkie obrzeża stronic tej książki, ścisnąłem ją w prasie i wysuszyłem. Następnie wyciąłem z niej całe wnętrze, pozostawiając jedynie obrzeża stron i uzyskałem w ten sposób coś w rodzaju pudełka. Dla większej pewności przykręciłem trzema śrubami brzegi sklejonych stron do tylnej okładki. Potem do środka wstawiłem cienkie pudełko tekturowe i przykleiłem jego denko do tylnej strony okładki w ten sposób, że pomiędzy bocznymi ściankami pudełka a pozostawionymi brzegami obciętych stron pozostawała próżnia umożliwiająca umieszczenie w niej warstwy zatrutych kul o kształcie sześcianów. Do tekturowego zaś pudełka wstawiało się blaszany pocisk, po czym przykrywało górę pudełka, którą również przymocowywano trzema śrubami do pozostawionych obrzeży wyciętych stron, z zewnątrz zaś księgę na nowo oklejono zielonym papierem marmurkowym. Blaszany pocisk był wypełniony dynamitem, do którego wpuszczano mały blaszany cylinder napełniony piorunianem rtęci”. Oprócz tego Łukaszewicz przygotował jeszcze dwie bomby z blachy w kształcie cylindrycznym o podstawie eliptycznej. Denko wykonane było z drewna, boczne ścianki z tektury oklejonej czarnym płótnem. We wszystkich trzech bombach umieszczono około pięciuset kapsli ze strychniną.

Skazani na karę śmierci. Nad całością zamachu czuwała grupa centralna w składzie: Aleksander Uljanow, Józef Łukaszewicz i Orest Goworuchin.

Zamach zakończył się absolutnym fiaskiem. Bomby nie wybuchnęły. Wszyscy spiskowcy (ujęci przez pechowy przypadek) zostali aresztowani i skazani na karę śmierci. Wyrok jednak nie był ostateczny, sąd bowiem zwrócił się do cara z prośbą o łaskawe złagodzenie kary. Car na to wspaniałomyślnie przystał. W ten sposób tylko Uljanow (brat Lenina), Szewyriew, Gienierałow, Osipanow i Andriejuszkin zostali powieszeni na szubienicy. Inni - zesłani na katorgę (w tej liczbie również bracia Bronisław i Józef Piłsudscy oraz Tytus Paszkowski).

Kara za udział w zamachu na cara Aleksandra III nie dosięgła trzech pozostałych Polaków: Izaaka Dembo, Antoniego Gnatowskiego i Aleksandra Dębskiego. Zdążyli umknąć do Szwajcarii, gdzie zorganizowali nowy zamach na cesarza niemieckiego Wilhelma II. Zamach nie doszedł do skutku. W wyniku niespodziewanej eksplozji bomby, Dembo poniósł śmierć, natomiast ciężko ranny Dębski, po półrocznej walce ze śmiercią został odstawiony do granicy francuskiej. W „sprawę polską” Polaków – narodników został, wbrew własnej woli, zamieszany przebywający w Szwajcarii Gabriel Narutowicz, późniejszy prezydent Polski (udzielił pomocy Dębskiemu).

Więzień Twierdzy Szlisselburskiej. Za udział w zamachu na cara Aleksandra III, w wyniku łaskawego złagodzenia kary śmierci, Łukaszewicz i Noworusskij zostali skazani na ciężkie roboty w Twierdzy Szlisselburskiej bez określenia czasu odbywania kary.

Józef Łukaszewicz początkowo został osadzony w Twierdzy Pietropawłowskiej, a od 17 maja 1887 – w Twierdzy Szlisselburskiej, gdzie spędził 18 lat i sześć miesięcy. Pierwszy list od rodziny dotarł do niego w jedenastym roku od chwili aresztowania. W Szlisselburgu obowiązywał więźniów surowy zakaz porozumiewania się. Nie wolno było czytać książek i czasopism. Więźniowie odchodzili od zmysłów, zdarzały się tutaj częste wypadki samobójstw. Pomimo okropnych warunków, Józef Łukaszewicz potrafił zachować zimną krew, pogodę ducha. Był człowiekiem wysokiego wzrostu, przystojnym, energicznym, wesołym. W twierdzy nie tracił czasu. „Gdy Łukaszewicz kreślił pierwsze swoje mapy geologiczne, zamiast czarnej farby używał sadzy z lampy, zamiast niebieskiej stosował zeskrobany ze ściany swojej celi niebieski szlak, a czerwonej dostarczała mu krew własna” (ze wspomnień Wiery Figner).

Zjednywał sobie nie tylko sympatię i szacunek towarzyszy niedoli, ale i surowych dozorców więziennych. Z biegiem czasu uzyskał nie pisane prawo prowadzenia tu wykładów dla „swego audytorium”. A były to wykłady szczególne - na więziennym dziedzińcu, dla paru osób, z zakresu botaniki, zoologii, krystalografii, krystalooptyki, z chemii analitycznej, histologii, psychologii, filozofii...

W końcu zezwolono mu na otrzymywanie książek, samodzielnie studiował różne dziedziny nauk, przede wszystkim – przyrodnicze.

Wysokie uznanie, złoty medal... Wybuch rewolucji w Rosji w 1905 otworzył mu bramę twierdzy. Powrócił na Litwę, do ojczystej Bykówki. Rok później otrzymał zezwolenie na pobyt w Petersburgu. Wstąpił ponownie na Uniwersytet, który ukończył w 1907 z dyplomem I stopnia. Miał już naonczas rozpoczęte ogromne dzieło, 3-tomową oryginalną pracę z geologii dynamicznej i geofizyki. Pisał ją pięć lat. W wyniku - otrzymał za nią złoty medal Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego i nagrodę Rosyjskiej Akademii Nauk.

W latach następnych odbył liczne zagraniczne podróże naukowe - do Włoch, Egiptu, Turcji, Grecji. Ponadto, prowadził także aktywną działalność pedagogiczną, wygłaszając odczyty na uniwersytetach licznych miast.

W 1916 Józef Łukaszewicz objął katedrę geomorfologii na Wyższych Kursach Geograficznych, przekształconych później w Instytut Geograficzny. W roku akademickim 1918/1919 wybrano go na pierwszego dyrektora Instytutu. Po rewolucji lutowej wszedł w skład Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich.

Powrót na Litwę. W znamiennym roku 1919 repatriował się z Rosji, wrócił na Litwę. W listopadzie tegoż roku objął stanowisko wizytatora szkół średnich w sekcji oświecenia publicznego Komisariatu Generalnego Ziem Wschodnich. 1 stycznia 1920 mianowany został zastępcą profesora w katedrze geologii Uniwersytetu Stefana Batorego, a 1 lipca tegoż roku profesorem nadzwyczajnym i kierownikiem Zakładu Geologii Fizycznej.

Zajęcia na Uniwersytecie Wileńskim prowadził aż do śmierci, z krótkimi przerwami od 1925 ze względu na stan zdrowia.

Zmarł 19 października 1928 w Wilnie, pochowany na cmentarzu Rossa.

Spuścizna naukowa i wspominkowa. Oprócz rosyjskojęzycznych prac w dziedzinie geologii, pozostawił wspomnienia dotyczące okoliczności zamachu na życie Aleksandra III. Wydano je dopiero po rewolucji lutowej w czasopiśmie „Byłoje”, a później w obszerniejszej wersji książkowej w Piotrogrodzie (1920). Ich polski przekład pt. „Pierwszy marca 1887. Wspomnienia” ukazał się w 1981.

W obliczu czerwonej Rosji żałował swego czynu. W rodzinnej Bykówce i w sąsiednich okolicach pamięć o Józefie Łukaszewiczu zachowała się po dziś dzień. Ze szczególnym pietyzmem pamiątki po nim, w postaci przedmiotów, listów i innych dokumentów gromadziło przez długie lata Koło Historyków i Krajoznawców Polskiej Szkoły Średniej w Miednikach pod przewodem nieodżałowanego nauczyciela historii Aleksandra Olenkowicza.

Szczególnie wzruszające są listy Łukaszewicza do sióstr, takoż – wspominki sióstr o nim jako człowieku wyjątkowo łagodnym. Wiadomość, iż porwał się na życie cara była w rodzinie prawdziwym szokiem. Zrozpaczony ojciec pojechał na proces do Petersburga, skąd powrócił całkiem osiwiały – wspominała jedna z sióstr Józefa.

Po powrocie z Rosji do Bykówki Józef Łukaszewicz, będący we wczesnej młodości namiętnym myśliwym, nigdy już więcej nie wziął do ręki strzelby. Według relacji bliskich ogromnie żałował swoich działań na rzecz unicestwienia cara.

W Wilnie – i „swój”, i „obcy”. Definitywna decyzja zerwania z Rosją porewolucyjną i nadzieje wiązane z odrodzoną Polską stanowiły kolejny, cichy dramat w jego życiu. Na Uniwersytecie w Wilnie, jak pisał Karol Bohdziewicz, „obojętność ludzka nie dała mu zabłysnąć z całą siłą, jaką w sobie zawierał”. Obojętność, albo wręcz niechęć. Pozostawał tym „ruskim”, rewolucjonistą z rozszalałego, pogrążonego we krwi czerwonego Piotrogrodu, w którym po trupach zamordowanej rodziny carskiej przyszli „nowi budowniczowie” innego, koszmarnego świata.

W Bykówce i okolicznych wsiach - szanowany i kochany. Natomiast nabożnym szacunkiem, serdecznością darzyli go chłopi z bliskich i dalszych od Bykówki wsi. Był tu dla nich niekwestionowanym autorytetem – panem doktorem, uczonym znachorem, czarownikiem – czarodziejem. Znał się na chorobach, skutecznie leczył. Sam przyrządzał leki, hojnie serwował je za gratis każdemu, kto się do niego zgłaszał. Od świtu do zmierzchu ludzie ustawiali się w kolejce przed jego domem. Leczył głównie sproszkowanymi minerałami („z kamieni, które przywiózł z Egiptu” – według relacji świadków). Leczył takoż dobrym słowem, przyjaznym dotknięciem ręki. Chętnie im opowiadał o swoich podróżach, podziwiali przedmioty, które sam własnoręcznie wykonał w Twierdzy Szlisselburskiej.

Zauroczenie Mickiewiczem u „pana czarownika”. Jednym z jego ulubieńców stał się syn okolicznego chłopa, Aleksander Waszkowicz. Inteligentny, bystry, przybiegał do Bykówki, „do pana czarownika” nie tyle po zdrowie, ile po wiedzę. Bogata biblioteka Łukaszewicza stała przed chłopcem otworem. U „pana czarownika” oczarował go Adam Mickiewicz. Do głębokiej starości Aleksander Waszkowicz recytował z pamięci... całego „Pana Tadeusza”. Niżej podpisanej sprezentował zbiór wyrobów (głównie z drewna), wykonanych przez Łukaszewicza w Twierdzy Szlisselburskiej. To właśnie jemu, Waszkowiczowi, profesor Józef Łukaszewicz, u schyłku życia, złożył je w darze „na wieczną rzeczy pamiątkę”. Sędziwy Waszkowicz przechowywał je z największym pietyzmem.

Alwida A. Bajor

Wstecz