Komentarz gospodarczy

Egzamin dojrzałości

Jesteśmy już prawowitymi członkami NATO. I choć przynależność do bloku militarnego właściwie nie ma nic wspólnego z ekonomią, to mówi się, że pewność bezpieczeństwa pozytywnie odbije się na naszej gospodarce. Po pierwsze, ma przyciągnąć więcej inwestorów zarówno zagranicznych jak i własnych, po wtóre, zakłada się, że przyśpieszy rozwój reform w każdej dziedzinie.

Odczuwamy też „powiew” zbliżających się wyborów parlamentarnych. Odnotowaliśmy pierwsze populistyczne posunięcia. Podwyższono bazowe emerytury, zapowiedziano też podwyżkę rent dla inwalidów I, II i III grupy. Wprowadzane są renty dla sierot, prolongowany też będzie okres wypłacania zasiłków dla bezrobotnych.

Od momentu wstąpienia do Unii czeka nas szereg reform w różnych dziedzinach. I, miejmy nadzieję, że będą to reformy pozytywnie wpływające na życie szeregowego obywatela. Początkowo jednak, zanim staniemy się równouprawnionymi członkami Unii i prawdziwymi partnerami krajów europejskich, trzeba będzie pokonać sporo trudności.

Nie jest to dobry znak. Zarówno politycy jak i ekonomiści już dawno przewidywali zimną wojnę ekonomiczną pomiędzy Europą i USA. I nie musieliśmy długo czekać. Początek marca br. przyniósł nam wyraźną konfrontację gospodarczą pomiędzy dwoma kontynentami. Europa chyba po raz pierwszy w historii wypowiedziała tak ostrą wojnę ekonomiczną Stanom Zjednoczonym. Ktoś zapyta: a co nam do tego? Otóż bardzo wiele. Od 1 maja wobec amerykańskich towarów będziemy musieli stosować europejskie cło. I choć nie prowadzimy na szeroką skalę handlu z partnerami zza oceanu, ogólny bilans handlowy z tego powodu dozna pewnych wstrząsów. Dodać jeszcze należy, że nieporozumienie między dwoma gigantami nie stworzy dobrej atmosfery i warunków w dziedzinie rozwoju stref wolnego rynku. Co jest przyczyną konfliktu?

Unia Europejska sporządziła listę 95 gatunków towarów amerykańskich, na które stopniowo ma wzrastać podatek celny, w sumie aż do 100 procent. Specjaliści twierdzą, że na listę zostały wciągnięte niemal wszystkie towary z USA, jakie trafiają na rynki świata. Posunięciu temu przyklasnęła Światowa Organizacja Handlu (WTO). Jednak Amerykanie nie przejmują się tym zbytnio, ponieważ ich gospodarka powoli zaczyna się ożywiać i są przesłanki, że dolar pójdzie w górę. Tymczasem unijna gospodarka wciąż drepcze w miejscu, a euro jest zagrożone spadkiem kursu. Poza tym Stany Zjednoczone są przekonane, że jeśli chodzi o rynki, mogą się obejść bez Europy, bo wystarczy im opanowanie rynków światowych.

Inwestorzy oglądają się na Ukrainę. Światowi analitycy twierdzą, że za rok, może trochę więcej, najbardziej się opłaci inwestować na Ukrainie. Zachód ponoć bacznie przygląda się ekonomice tego kraju i lada chwila ruszy tam ze swoimi inwestycjami. Dotychczas w tym kraju najchętniej inwestowali Francuzi, Niemcy oraz Austria. Za Ukrainą przemawia fakt, że jest to rozległy oraz chłonny rynek, poza tym panuje tam mała konkurencja. Szczególnie duże pole do popisu jest w sektorze handlu detalicznego oraz handlu nieruchomościami. Duże centra handlowe zaczynają tu dopiero powstawać i to tylko w Kijowie. Brakuje nowoczesnych pomieszczeń handlowych i nikt takowych nie buduje. Gdy przed rokiem prezydent Ukrainy Leonid Kuczma odwiedził Wilno, był zachwycony naszym AKROPOLIS-em i wyraził chęć zbudowania czegoś podobnego na Ukrainie. Aktualnie trwają właśnie rozmowy na ten temat między Ukrainą a litewskimi budowlanymi i możliwe, że to nasi specjaliści zajmą się budową marketów w tym kraju.

Czego boją się Litwini? Im bliżej jesteśmy Europy, tym więcej nęka nas obaw. Zatroskani są przede wszystkim przedsiębiorcy, którzy mają obawy, czy uda im się w Brukseli obronić swoje interesy. Zdaniem rezydującego w Brukseli ministra Romasa Švedasa, największym problemem Litwinów jest to, że są głęboko przekonani: im wyższy rangą urzędnik, tym szybciej i pomyślniej załatwi każdą sprawę. Tymczasem w Brukseli jest odwrotnie, najpoważniejsze sprawy najskuteczniej załatwia się w gabinetach ministrów. Švedas uważa, że w brukselskich gabinetach z pewnością zostaniemy wysłuchani, jeśli tylko nie zabraknie nam fachowych wiadomości oraz dobrej znajomości języka, jeśli w porę i uargumentowanie potrafimy wyłuszczyć swoje racje.

W tym jednak celu, by donośniej zabrzmiał nasz głos, warto dołączyć się do stowarzyszeń branżowych i mieć tam swoich przedstawicieli. Owszem, jest to związane z pewnymi wydatkami, ale tego rodzaju inwestycje się opłacą. To właśnie przedstawiciele branżowych stowarzyszeń będą mieli prawo uczestniczenia w tworzeniu ustaw, uchwał itp. Będą też mogli zabrać głos w tematycznych debatach, a więc intensywnie i udokumentowanie bronić swoich interesów zawodowych i gospodarczych. Jeszcze w tym roku Litwa ma zamiar w Brukseli utworzyć swoje przedstawicielstwo, które by patronowało i broniło drobnych i średnich przedsiębiorców. Słowem, Europa na tyle nas wykorzysta, na ile sami na to pozwolimy.

Niższe podatki, większe zyski. Stara Europa boi się nowych członków, a wraz z nimi – napływu imigrantów. Tymczasem nowa Europa obniża stopy podatkowe i w ten sposób pomyślnie przyciąga nowych inwestorów oraz pobudza ekonomiczną konkurencję.

W związku z tym, że w Europie Środkowej i Wschodniej zarobki są znacznie niższe niż na Zachodzie, takie kraje jak Wielka Brytania, Niemcy i Austria zaczęły przenosić już swoje miejsca pracy na Wschód. Państwa Europy Środkowej i Wschodniej przygotowują się do reformy polityki podatkowej i ten fakt również będzie miał wpływ na przeniesienie niektórych stanowisk pracy na Wschód. Jak już niejednokrotnie wykazała praktyka, niższe podatki przynoszą zawsze większe zyski. W tym roku np. 19-procentowy podatek dochodowy i VAT wprowadziła Słowacja i prawie jak z rogu obfitości posypały się na ten kraj propozycje inwestycji. Producent samochodów Hyundai z Południowej Korei, który początkowo prowadził debaty z Polską, podjął decyzję o inwestycji na Słowacji 700 mln euro. Długie i zagmatwane debaty, dotyczące obniżenia podatków na Litwie, również mogą ujemnie odbić się na naszej ekonomice.

W jedności siła. Konkurencja na europejskim rynku będzie trudna, a małe przedsiębiorstwa będą miały nikłe szanse przetrwania. Większość przedsiębiorców dobrze to rozumie i podejmuje odpowiednie kroki.

Przed paroma tygodniami generalnej rekonstrukcji dokonała oraz zwiększyła swoje moce produkcyjne Krekenavos agrofirma. Obecnie spółka ta będzie w stanie przetworzyć dziennie 40 ton mięsa. Od 1 maja dwie dobrze znane litewskie spółki masarskie Kaišiadoriu agrofirma i Nematekas połączą się w jedną. Właśnie dobiega końca rekonstrukcja koszedarskiego zakładu, w jego remont i nowe technologie zainwestowano 5 mln litów, z czego milion litów – to pomoc SAPARD. Dyrektor Kęstutis Vasiliauskas mówi, że po rekonstrukcji agrofirmy wzrosną jej moce przerobowe. Dziennie będzie mogła produkować 15-20 ton wędlin i kiełbas. Przedsiębiorstwo to trudni się nie tylko przetwórstwem, prowadzi też hodowlę bydła i trzody chlewnej. Zdaniem dyrektora, drugie półrocze tego roku będzie dla spółki okresem aktywnego poszukiwania rynków zbytu. Kierownictwo z dużą nadzieją spogląda na rynki wschodnie. W tym celu agrofirma z Koszedar już wcześniej nawiązała współpracę z takim solidnym partnerem jak wspomniany Nematekas. Zaczęło się od wymiany usług, następnie surowców, aż doszło do umowy o połączeniu.

Nie będzie manny z nieba. Jak wykazują badania, część obywateli Litwy myśli, że od 1 maja sypnie nam manną z nieba, bo Europa otworzy dla nas swoje portfele. Owszem, Europa da pieniądze, ale tylko na bardzo konkretne potrzeby rozwoju infrastruktury. Nie będą to pieniądze na podwyżki gaż, emerytur, rent czy na pomoc socjalną. To prawda, że o 50 Lt wzrastają minimalne zarobki, średnio o 20 Lt bazowe emerytury, ale są to podwyżki pochodzące nie z europejskiej kasy. Zresztą realnie zarobki wzrosną nie o 50 Lt, lecz zaledwie o 26. I jeszcze jedno, wyższe zarobki spowodują nowe zwolnienia, a więc wzrost bezrobocia. Wprawdzie do 2010 roku Unia Europejska planuje utworzyć 5 mln dodatkowych miejsc pracy, w tym 200 tys. miejsc na Litwie, ale w dobie postępu technicznego tak już jest, że gdy jakieś miejsca pracy się tworzy, jakieś inne się likwiduje. Będzie tak również w tym przypadku. Coraz mniejsze szanse na znalezienie jakiejkolwiek pracy będą mieli ludzie bez zawodu. Na Litwie np. wkrótce pozostanie bez pracy część taksówkarzy, bowiem nie każdy potrafi sprostać europejskim wymogom.

Generalnie ludzie czują ogólny lęk przed Europą także z powodu spodziewanego wzrostu cen. Pierwsze podwyżki już zdążyliśmy odczuć. Obserwujemy też szał kupowania produktów na zapas. I choć analityk Vilniaus bankas Gintautas Nauseda uspokaja, że w ciągu roku ceny wzrosną zaledwie o 2-2,5 proc. i to nie z powodu wstąpienia do Unii Europejskiej, lecz zdrożenia ropy naftowej oraz spadku kursu dolara, do niewielu to przemawia. Nie ukrywajmy, ceny ropy i kurs dolara też są ściśle powiązane z rozszerzeniem Unii. Zresztą szeregowego obywatela przyczyna wzrostu cen nie interesuje, interesuje go skutek.

Unia gratis nic nie da, stworzy tylko lepsze warunki do życia tym, którzy potrafią się odnaleźć w nowej sytuacji.

Julitta Tryk

Wstecz