O historycznym znaczeniu i perspektywach Związku Polaków na Litwie rozmawiamy z Tadeuszem Rzemykowskim, przewodniczącym senackiej Komisji Emigracji i Polaków za Granicą

„Znaczenie Związku się nie zmniejsza”

Panie Senatorze, jest Pan osobą, która z urzędu od lat obserwuje Związek Polaków na Litwie, jak Pan go ocenia w kontekście minionych 15 lat i perspektyw na przyszłość?

Jest to największa organizacja polska na Litwie i trudno przecenić jej znaczenie w poprzednich latach, z uwagi na odradzanie się tutaj polskości, na scalanie się Polaków w jedną organizację. Dzisiaj będzie musiała nieco zmienić swoją rolę, ponieważ i Litwa, i Polska wchodzą do Unii Europejskiej. Wszystko się zmienia – podnosi się standard życia Polaków i Litwinów, zmieniają się warunki prawne, nie ma żadnych granic: ani ekonomicznych, ani administracyjnych. W związku z tym i Związek Polaków na Litwie musi się nieco zmienić. Rozmawiałem z wieloma polskimi środowiskami, z wieloma organizacjami branżowymi i widzę, że coraz mniejsze jest zapotrzebowanie na typową działalność organizatorską. Natomiast trzeba ten duch polskości w społeczeństwie nadal podtrzymywać. Trzeba też być organizacją usługową. To znaczy nic nie narzucać, nie myśleć za Polaków, nie wskazywać, co mają robić, tylko słuchać, czego chcą ludzie i wychodzić naprzeciw ich postulatom. I być tym łącznikiem między Polakami a krajem, bo ruch polonijny, tak go nazwijmy, musi być jednak zorganizowany, skoordynowany. Nie może być tak, że tysiące ludzi, każdy z osobna, będzie się zwracało ze swoimi problemami, potrzebami, propozycjami do tysiąca organizacji. Mówiąc inaczej, mimo że upłynęło 15 lat, a i dalsze lata przed nami, rola ZPL-u się nie zmniejsza. I nie ma się co martwić, że kiedyś w Związku było może 15 tysięcy członków, dziś zaś 11... a kiedyś może będzie 8. To nie w tym rzecz. Chodzi o to, by być organizacją, do której każdy może się zwrócić, nawet osoba nie należąca do ZPL. Bo nie można dzielić ludzi na członków i nie członków. To powinien być adres, pod który każdy Polak czegoś potrzebujący może przyjść, niekoniecznie z członkowską deklaracją. Związek, oczywiście, potrzebuje działaczy, potrzebuje składek, funduszy na działalność, ale to nie musi być podstawową formą działalności.

Jaką, Pana zdaniem, rolę ZPL odegrał przed piętnastoma laty? Czy to była organizacja niezbędna, czy też Polacy poradziliby sobie bez niej?

Mogę na to pytanie odpowiedzieć tylko z krajowego punktu widzenia, z punktu widzenia funkcji, jaką pełnię w Senacie, funkcji szefa Komisji Emigracji i Polaków za Granicą. I z tego punktu widzenia twierdzę, że potrzeba powołania takiej organizacji była ogromna. Myśmy zresztą też wychodzili z inicjatywą, aby wszędzie, gdzie mieszkają Polacy, szczególnie dotyczy to państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego, aby oni się jednoczyli, rozmawiali ze sobą, koordynowali swoje działania, aby w stosunku do Polski zbiorowo artykułowali swoje potrzeby, ale przede wszystkim, aby szukali swojego miejsca w kraju zamieszkania, w tym wypadku na Litwie. Tym bardziej, że ta demokracja, ta wolność, które zapanowały w poszczególnych państwach po rozpadzie Związku Radzieckiego, nie były łatwe. I to dobrze, że w tej sytuacji taki Związek Polaków powstał, chodzi nie tylko o Zarząd Główny, ale przede wszystkim o struktury terenowe, które dały ludziom poczucie wspólnoty w tych niełatwych czasach. I dzisiaj, z perspektywy 15 lat współpracy Senatu ze Związkiem (tak się złożyło, że powołanie ZPL zbiegło się z odrodzeniem w Polsce Senatu, który przejął przedwojenną rolę opiekuna z ramienia Polski nad Polonią) mogę powiedzieć, że polskość na Litwie jest najbardziej rozwinięta ze wszystkich odrodzonych państw. Litwa otrzymuje także z Polski największą pomoc materialną, szczególnie ze środków Senatu. Ale to jest uzasadnione, gdyż ze wszystkich krajów europejskich, szczególnie tych najmłodszych, jest tu największa liczba polskich placówek i szkół. Niezależnie od pewnych trudności, jakie były i są dzisiaj we współpracy z władzami państwowymi czy samorządowymi, w wielu sprawach współpraca układa wspaniale. Na przykład, w kwestiach remontu czy rozbudowy szkół. Większość samorządów Wileńszczyzny partycypuje w kosztach tych remontów i budów, same występują o te remonty, nawet narzucają pewien standard. Podczas gdy, na przykład, na Ukrainie czy na Białorusi, gdy chcemy budować lub remontować jakąś szkołę, często musimy przebijać się przez pewną niechęć, bariery biurokratyczne lub brak zaangażowania.

Czy fakt, że polskość jest na Litwie tak dobrze rozwinięta można, Pana zdaniem, zaliczyć do zasług ZPL?

Nie ma wątpliwości. Oczywiście ZPL przechodził różne okresy. Dzisiaj jedni działacze są nadal honorowani, inni jakby w „odstawce”, jedni poszli w tym kierunku, inni w innym. Ale przy takim święcie byłbym za tym, by wszyscy byli obecni na sali, bo to jest niedobrze, jeżeli ktoś nie widzi potrzeby udziału w obchodach lub, nie daj Boże, próbuje organizować coś kontra. Tym bardziej, że każdy z nich coś do Związku wniósł. To prawda, były pewne kłopoty, trochę się politykowało, zresztą wiele organizacji polskich, nie mówię tu tylko o ZPL, nie jest wolnych od polityki, ale co zrobić, takie są nasze doświadczenia.

Gdyby trzeba było wystawić ocenę piętnastoletniej działalności ZPL, jaką wystawiłby Pan?

Na tle wszystkich organizacji polonijnych, szczególnie w krajach powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego, życie polonijne, w tym działalność Związku Polaków na Litwie, bezwzględnie zasługują na najwyższą ocenę.

Rozmawiała Lucyna Dowdo

Wstecz